Pochwycona na cudzołóstwie – Boże podejście (J 8,1-11)
2 kwietnia 2022, autor: Krzysztof Osuch SJKobieta pochwycona na cudzołóstwie! Zajęli się nią uczeni w Piśmie i faryzeusze. Oni sami mają jasność, co należy myśleć i jaką zastosować sankcję. Bieg wydarzeń mógł być w ich przekonaniu jeden… Do Jezusa przychodzą po to, żeby wystawić Go na próbę i pozyskać kolejny argument na rzecz definitywnego rozprawienia się z Jezusem!
Zachowanie Jezusa nie poszło po linii ich oczekiwań i całkiem ich zaskoczyło. Wszyscy – i oni wtedy, i my dzisiaj – stają się świadkami zatrzymania i odwrócenia okrutnej logiki (dotąd zwykle) uruchamianej przez GRZECH! Nikt nie poczuje się upoważniony do sięgnięcia po kamień… Każdy natomiast zostanie wezwany do głębszego wglądu w własne sumienie…
I nade wszystko ma się kolejny raz potwierdzić ta REWELACJA: Jezus Chrystus nie przyszedł nas, grzesznych ludzi, potępiać! Przyszedł wezwać do NAWRÓCENIA i odkrycia ocalającej miłosiernej MIŁOŚCI Boga OJCA!
Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz (J 8,1-11).
Ma być ukamienowana
W przekonaniu oskarżycieli, a zwłaszcza uczonych w Piśmie i faryzeuszy, wszystko było jasne. Mieli w głowach gotowy scenariusz. Seans z grzechem w roli głównej miał się zakończyć brutalnym ukamienowaniem kobiety cudzołożnej, a – jakby przy okazji – miało się „dostać” także Jezusowi. Wprawdzie dotąd zawsze ze wszystkim świetnie sobie radził, ale tym razem nie będzie to takie łatwe. Powinien „wpaść”.
Faryzeusze przewidywali, że w każdym przypadku Jezus pogrąży się, a przynajmniej poniesie poważny uszczerbek na „reputacji”. Myśleli sobie, jeśli opowie się za Prawem Mojżeszowym i przyzwoli na ukamienowanie, to narazi się na podwójny zarzut. Przede wszystkim sprzeniewierzy się swojej nauce o Miłosierdziu Bożym wobec wszystkich grzeszników, a po drugie (jeśli pójdzie po linii Prawa), to będzie jasne, że nie respektuje okupacyjnego prawa, które nakazywało, by każdy wyrok śmierci zatwierdzał namiestnik Rzymu. Natomiast wzięcie kobiety w obronę też będzie mieć negatywny skutek, gdyż w oczywisty sposób narazi się na zarzut lekceważenia Prawa Mojżeszowego.
Znamy finał i wiemy, jak bardzo wszystko potoczyło się nie po myśli oskarżycieli! Wiemy też, a może za każdym razem na nowo przeczuwamy, ile to „dobrej nowiny” wypromieniowuje przez pokolenia z tego dramatycznego wydarzenia. Idźmy jednak po kolei.
Najpierw, w imię obiektywizmu, musimy stwierdzić, że grzech zawsze jest złem. Bo zawsze w kogoś uderza, rani, poniża, niszczy. Największe szkody ponosi sam zło-czyńca, gdyż grzech, zwłaszcza poważny, zawsze i mocno uderza w tożsamość i godność osoby. Im więcej w danym grzesznym czynie złości i brzydoty, tym większa szkoda dotyka grzesznika.
Ale szkoda dotyka też bliźnich wokół; jednych wprost i bezpośrednio, a innych skutki grzechu dosięgają tylko pośrednio, ale realnie. W ludzkim ciele wystarczy jeden bolący ząb, by smucił się cały człowiek. Podobnie jest z członkami mistycznego Ciała Chrystusowego.
- Z tego jasno wynika, że grzech trzeba zwalczać, by mniej było bólu i łez w ludzkim świecie.
- Grzech nie jest jednak sprawą jedynie „osobników” jakoś wyjątkowo złych. Nie. Dotyka on wszystkich. I dotyczy wszystkich.
- Wyjątkiem jest Jezus, a także Jego Matka niepokalanie poczęta.
- A poza tymi wyjątkami każdy człowiek nosi w swej naturze (w sobie) impulsy do tego, żeby przekraczać Boże przykazania, zapisane na dwóch tablicach (por. Wj 31, 18).
Jest też smutną prawdą, że każdy człowiek, w stopniu mniejszym lub większym, idzie za tymi impulsami (por. Jr 13, 27; 18,11-12; 13,23). I tak np. nikt o własnej mocy nie potrafi oprzeć się chęci zabijania bliźniego. Oczywiście, nie w sensie najdosłowniejszym, ale poprzez dotkliwość surowych osądów, „podkarmianych” niechęci i uraz. Można też zabijać, czy może raczej stopniowo „wykańczać” bliźniego podejrzliwością, wywieraniem nacisków, karaniem bez miłosierdzia a nawet i bez sprawiedliwości. Bardziej „subtelną” formą zabijania jest poniżanie kogoś wobec innych czy choćby tylko w własnych myślach. A bywają też inne zakłócenia naszych odniesień do bliźnich: takie jak np. odgrywanie się na kimś z powodu własnych frustracji i złych humorów, plotkowanie, oczernianie, zazdrość czy zawiść itp[1].
Między kobietą i mężczyzną
Do bardzo poważnego zła dochodzi także we wzajemnym odniesieniu kobiety i mężczyzny. Tu też dochodzą do głosu impulsy skażonej natury; zwiemy je namiętnościami czy pożądaniem. Dobrze wiemy, co dzieje się z małżeństwami i dziećmi w rodzinach, gdy kategoria „podobania się” i zmysłowej przyjemności czy ulotnych zakochań staje się dla małżonków czymś najważniejszym, decydującym.
Gdy zabraknie wiernej miłości jako fundamentalnej zasady współżycia mężczyzny i kobiety w małżeństwie, wtedy łatwo o rozpad związków. A rozpad zawsze wywołuje wielki dramat i powoduje trwałe zranienia dzieci, a także stron porzucających siebie nawzajem.
- Niestety, nasze dusze i serca podlegają ślepym i niszczącym popędom, a ich odzwierciedleniem są tzw. nieuporządkowane uczucia. Jeśli nie zaprowadzimy w sobie porządku, a dokładniej: ładu Miłości – w naszych dążeniach i uczuciach, to w efekcie otrzymujemy życie pełne nieładu, zła moralnego i cierpienia wzajemnie zadawanego. Łatwo wtedy popaść w poczucie bezsilności, przygnębienia a nawet rozpaczy.
Pewno wszyscy spotykaliśmy ludzi zniewolonych niszczącymi nałogami i uzależnieniami, np. od alkoholu. Z tego ostatniego powodu tak wiele polskich rodzin zmaga się z poczuciem krzywdy, bezsilności i tłumionej złości. A co powiedzieć o wszystkich formach agresji, wyzysku i przemocy, które dotykają miliony czy nawet miliardy ludzi! Zostawmy jednak innych i miliony!
- Zobaczmy, jak nam samym trudno jest zneutralizować czy „przestawić” wewnętrzne dynamizmy, które zniewalająco popychają do czynów niegodnych i, w gruncie rzeczy, niechcianych; a jednak… Wszyscy znamy pewną bezsilność i brak władzy nad sobą, która nazwa się panowaniem sobie.
W sytuacji pokrótce nakreślonej, wydaje się nieraz, że jeszcze tylko to jedno potrafilibyśmy czynić chętnie i skutecznie: rzucać kamieniami w innych, a także w siebie!
Rzeczywiście, z poczucia bezsilności rodzi się chęć „ukamienowania” zła, i to wraz ze sprawcą. Może człowiekiem zawładnąć pasja, by w radykalny sposób rozwiązywać problem zła i grzechu, a także cierpienia. Właśnie po takie rozwiązanie sięgnęli uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy pochwycili kobietę na cudzołóstwie. Mieli za sobą sporo racji: byli posłuszni Prawu, a ponadto chcieli poskromić zło – aktywne i szkodzące w postaci cudzołóstwa. Zatem pewni swego, postanowili na jednym ogniu upiec dwie pieczenie: rozprawić się z jawnogrzesznicą i jej grzechem, a także wmieszać w to Jezusa, by móc Go skompromitować.
Jednak i tym razem okazało się, że Wcielony Boży Syn zaproponował rozwiązania przekraczające ludzkie nawyki i wyobraźnię!
I więcej jeszcze.
Boże podejście
Rzeczywiście, Bóg jest bardzo daleki od rozwiązań, które w kwestii zła grzechu i cierpienia, narzucają się nam ludziom. W rozważanej scenie widać, jak umiejętnie, po mistrzowsku, Jezus wyhamował prymitywny odruch chwytania za kamienie. Zachowanie Pana Jezusa było pełne delikatności i taktu zarówno wobec grzesznej niewiasty, jak też wobec samych oskarżycieli. Najpierw nic nie mówiąc, pochylił się i pisał coś na piasku; niektórzy przypuszczają, że wypisywał grzechy oskarżycieli… A może zwyczajnie Jezus dał wszystkim czas na opadnięcie emocji i na zastanowienie…
A gdy to nie poskutkowało, to zadał pytanie, które skutecznie wydobyło prawdę, dotyczącą wszystkich obecnych:
A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi.
Jezus zdawał się przyzwalać na „rozprawienie się” z jawnogrzesznicą, ale pod pewnym warunkiem: Jeśli znajdzie się ktoś „bez grzechu”, to niech zacznie okrutne kamienowanie…
Ale nikt taki się nie znalazł. I nikt się taki nie znajdzie!
- A Ten, który naprawdę był bez grzechu, kamieniem w stronę człowieka nie ciśnie.
- Owszem, już niedługo przyjdzie taki czas, kiedy przyzwoli, by to Jego biczowano i pluto Mu w twarz… Całkiem bezbronny wyda się w ręce grzeszników, pragnąc w ten sposób zatrzymać na sobie fatalne skutki grzechów.
- Zbawiciel pozwoli, by cała destrukcyjna siła ludzkich grzechów skierowała się przeciwko Niemu.
- Tak, na to Jezus pozwoli czy raczej przyzwoli, ale teraz i nigdy (w przyszłości) nie zgodzi się na to, by grzesznik kamienował grzesznika – i to w imię Prawa i sprawiedliwości.
Takie zachowanie Jezusa każe się nam mocno zastanowić!
A intensywniej wmyślając się w wymowę rozważanej perykopy, stwierdzamy, że czyn Jezusa ocalił zarówno jawnogrzesznicę, jak też oskarżycieli. Do kobiety wypowiedział słowa tchnące miłością i nadzieją. Były to słowa pełne powagi:
Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
Oskarżycieli, gotowych ukamienować człowieka, Jezus też wziął w obronę – przed strasznym grzechem zabójstwa. Nawet jeśli dotąd było to działanie Prawem usankcjonowane, to od tego momentu wyraźnie traci ono rację bytu. Jeśli oskarżyciele byli dość uważni i otwarci na Jezusa, to mogli poczuć, jak Jezus i im zdejmuje brzemię grzechów i dręczącego poczucia winy. Może nie od razu, ale później, po Zmartwychwstaniu Jezusa, musiała do nich dotrzeć Dobra Nowina o tym, że Bóg bierze w obronę człowieka. Potępia grzech, ale ocala ludzką osobę!
- Istotnie, w Jezusowym podejściu widać wyraźnie uczynione fundamentalne rozróżnienie między popełnionym grzechem, a osobą, która go popełniła. To rozróżnienie ma charakter rozstrzygający i właśnie fundamentalny.
- My tak łatwo, zwłaszcza w praktyce, w zetknięciu z osobami zło czyniącymi, zapominamy o tym rozróżnieniu.
Jezus tymczasem wyraźnie i zawsze manifestuje nieskończoną i niezmienną Miłość – własną i Ojca – do osoby upadającej (grzesznej), natomiast piętnuje sam grzeszny uczynek. Tak! Złości i brzydoty grzechu – żeby było jasne – Jezus nie usprawiedliwia. Mówi przecież wyraźnie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz. Nie niszcz już więcej ani siebie, ani innych… Nie ma więc wątpliwości co do tego, że złość grzechu zawsze zasługuje na potępienie. Z grzechu należy też zdejmować wszelkie maski tandetnie go upiększające. Jezus czynił to odważnie, zwłaszcza w odniesieniu do ludzi pysznych i obłudnych, a także zaślepionych i zatwardziałych; tym wszystkim starał się unaocznić ich grzech i pomóc im go znienawidzić.
- Ale z drugiej strony, jeszcze raz trzeba mocno podkreślić olśniewającą miłość Jezusa do osoby grzesznej.
- Jezus miłuje osobę grzesznika nie tylko po nawróceniu, ale także przed nawróceniem.
- Bóg miłuje nas także wtedy, gdy jesteśmy w grzechu. Św. Paweł powie wyraźnie: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8); a także nieco wcześniej: „Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni” (Rz 5, 6).
To właśnie ta stała i nieodwołalna Miłość Boga do człowieka zawsze umożliwia nam powrót. W akcie ufnej wiary w tę Miłość dokonuje się nasze oczyszczenie, usprawiedliwienie. To jest też ta „rzecz nowa”, której Bóg dokonuje pośród nas, ilekroć w akcie skruchy zwracamy się Niego. Ilekroć przystępujemy do Sakramentu Pokuty i Pojednania.
Bóg przez Izajasza zapowiada: „Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Iz 43, 19). Wśród bogactwa „rzeczy nowych”, których Bóg dokonuje pośród nas, jest również ta wyłaniająca się z dzisiejszej perykopy, jako orędzie miłosiernej miłości Boga do nas grzesznych.
o. Krzysztof Osuch SJ
AMDG et BVMH
[1] Por. „inspirujące” katalogi złych myśli i uczynków – Ga 5,13-26, 2 Tym 3,1-5. Mk 7, 20-23.
Podobne moje rozważanie na DEON: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,149,pochwycona-na-cudzolostwie-komentarz.html
Rozważanie pochodzi z książki:
Wraz z tym filmem – DOBRYM, nawet b.d. – podpowiadam pomocny trop, kolejny:
InstytutDialoguJP2
A tu mamy nawiązanie – wprost – do I czytania. Także do ewangelii:
(Iz 43,16-21)
Tak mówi Pan, który otworzył drogę przez morze i ścieżkę przez potężne wody; który wiódł na wyprawę wozy i konie, także i potężne wojsko; upadli, już nie powstaną, zgaśli, jak knotek zostali zdmuchnięci. Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu. Sławić Mnie będą zwierzęta polne, szakale i strusie, gdyż na pustyni dostarczę wody i rzek na pustkowiu, aby napoić mój lud wybrany. Lud ten, który sobie utworzyłem, opowiadać będzie moją chwałę.
(Ps 126,1-2,4-6)
REFREN: Pan Bóg uczynił wielkie rzeczy dla nas
Gdy Pan odmienił los Syjonu,
wydawało się nam, że śnimy
Usta nasze były pełne śmiechu,
a język śpiewał z radości.
Mówiono wtedy między poganami:
„Wielkie rzeczy im Pan uczynił”.
Odmień znowu nasz los, Panie,
jak odmieniasz strumienie na Południu.
Ci, którzy we łzach sieją,
żąć będą w radości.
Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radości niosąc swoje snopy.
Mała odskocznia w stronę … POLITYKI, czyli naszej troski o DOBRO WSPÓLNE:
Akurat mi to wpadło i jakoś wiąże się z tematem… pośrednio:
„żyć tak, żeby
niczego nie musieć żałować
niczego się nie wstydzić,
niczego się nie bać”.
Ale to niemożliwy projekt,
to ułuda i zgroza.
Więc
żyć tak, żeby
pozwolić umyć sobie nogi
brudne
od żalu
od wstydu
od strachu (Ks. Jerzy Szymik)