K. Osuch SJ, Pochwycona na cudzołóstwie, J 8,1-11, V Niedz.W.P.

16 marca 2013, autor: Krzysztof Osuch SJ

Co jest w samym środku perykopy o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie?

Wydaje się, że grzech. Przecież to w poważny grzech, karany zwykle kamienowaniem, uwikłana jest kobieta i jej wspólnik (którego zresztą nie przyprowadzono; czyżby zdążył uciec?). To w grzech kobiety wpatrzeni są ci, którzy ją przychwycili na gorącym uczynku. Do grzechu niewiasty ma się też odnieść Jezus. Oczekiwanie uczonych w Piśmie i faryzeuszy było jednoznaczne.

– Uważne wczytanie się w Janową perykopę zmienia narzucającą się optykę patrzenia. Okazuje się, że to nie grzech powinien być w centrum uwagi. To nie on jest godzien najwyższej uwagi. A co zatem?

 

„Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz (J 8,1-11).

 

Ma być ukamienowana

W przekonaniu oskarżycieli, a zwłaszcza uczonych w Piśmie i faryzeuszy, wszystko było jasne. Mieli w głowach gotowy scenariusz. Seans z grzechem w roli głównej miał się zakończyć brutalnym ukamienowaniem kobiety cudzołożnej, a – jakby przy okazji – miało się „dostać” także Jezusowi. Wprawdzie dotąd zawsze ze wszystkim świetnie sobie radził, ale tym razem nie będzie to takie łatwe. Powinien „wpaść”.

Faryzeusze przewidywali, że w każdym przypadku Jezus pogrąży się, a przynajmniej poniesie poważny uszczerbek na „reputacji”. Myśleli sobie, jeśli opowie się za Prawem Mojżeszowym i przyzwoli na ukamienowanie, to narazi się na podwójny zarzut. Przede wszystkim sprzeniewierzy się swojej nauce o Miłosierdziu Bożym wobec wszystkich grzeszników, a po drugie (jeśli pójdzie po linii Prawa), to będzie jasne, że nie respektuje okupacyjnego prawa, które nakazywało, by każdy wyrok śmierci zatwierdzał namiestnik Rzymu. Natomiast wzięcie kobiety w obronę też będzie mieć negatywny skutek, gdyż w oczywisty sposób narazi się na zarzut lekceważenia Prawa Mojżeszowego.

Znamy finał i wiemy, jak bardzo wszystko potoczyło się nie po myśli oskarżycieli! Wiemy też, a może za każdym razem na nowo przeczuwamy, ile to „dobrej nowiny” wypromieniowuje przez pokolenia z tego dramatycznego wydarzenia. Idźmy jednak po kolei.

Najpierw, w imię obiektywizmu, musimy stwierdzić, że grzech zawsze jest złem. Bo zawsze w kogoś uderza, rani, poniża, niszczy. Największe szkody ponosi sam zło-czyńca, gdyż grzech, zwłaszcza poważny, zawsze i mocno uderza w tożsamość i godność osoby. Im więcej w danym grzesznym czynie złości i brzydoty, tym większa szkoda dotyka grzesznika.

Ale szkoda dotyka też bliźnich wokół; jednych wprost i bezpośrednio, a innych skutki grzechu dosięgają tylko pośrednio, ale realnie. W ludzkim ciele wystarczy jeden bolący ząb, by smucił się cały człowiek. Podobnie jest z członkami mistycznego Ciała Chrystusowego.

Z tego jasno wynika, że grzech trzeba zwalczać, by mniej było bólu i łez w ludzkim świecie.

Grzech nie jest jednak sprawą jedynie „osobników” jakoś wyjątkowo złych. Nie.

Dotyka on wszystkich. I dotyczy wszystkich. Wyjątkiem jest Jezus, a także Jego Matka niepokalanie poczęta. A poza tymi wyjątkami każdy człowiek nosi w swej naturze (w sobie) impulsy do tego, żeby przekraczać Boże przykazania, zapisane na dwóch tablicach (por. Wj 31, 18).

Jest też smutną prawdą, że każdy człowiek, w stopniu mniejszym lub większym, idzie za tymi impulsami (por. Jr 13, 27; 18,11-12; 13,23). I tak np. nikt o własnej mocy nie potrafi oprzeć się chęci zabijania bliźniego. Oczywiście, nie w sensie najdosłowniejszym, ale poprzez dotkliwość surowych osądów, „podkarmianych” niechęci i uraz. Można też zabijać, czy może raczej czy stopniowo „wykańczać” bliźniego podejrzliwością, wywieraniem nacisków, karaniem bez miłosierdzia a nawet i bez sprawiedliwości. Bardziej „subtelną” formą zabijania jest poniżanie kogoś wobec innych czy choćby tylko w własnych myślach. A bywają też inne zakłócenia naszych odniesień do bliźnich: takie jak np. odgrywanie się na kimś z powodu własnych frustracji i złych humorów, plotkowanie, oczernianie, zazdrość czy zawiść itp[1].

Między kobietą i mężczyzną

Do bardzo poważnego zła dochodzi także we wzajemnym odniesieniu kobiety i mężczyzny. Tu też dochodzą do głosu impulsy skażonej natury; zwiemy je namiętnościami czy pożądaniem. Dobrze wiemy, co dzieje się z małżeństwami i dziećmi w rodzinach, gdy kategoria „podobania się” i zmysłowej przyjemności czy ulotnych zakochań staje się dla małżonków czymś najważniejszym, decydującym.

Gdy zabraknie wiernej miłości jako fundamentalnej zasady życia (wzmocnionej także sankcją dziesięciu Bożych Przykazań), wtedy łatwo o rozpad związków. A rozpad zawsze wywołuje wielki dramat i powoduje trwałe zranienia dzieci, a także stron porzucających siebie nawzajem.

Niestety, nasze dusze i serca podlegają ślepym i niszczącym popędom, a ich odzwierciedleniem są tzw. nieuporządkowane uczucia. Jeśli nie zaprowadzimy w sobie porządku, a dokładniej: ładu Miłości – w naszych dążeniach i uczuciach, to w efekcie otrzymujemy życie pełne nieładu, zła moralnego i cierpienia wzajemnie zadawanego. Łatwo wtedy popaść w poczucie bezsilności, przygnębienia a nawet rozpaczy.

Pewno wszyscy spotykaliśmy ludzi zniewolonych niszczącymi nałogami i uzależnieniami, np. od alkoholu. Z tego ostatniego powodu tak wiele polskich rodzin zmaga się z poczuciem krzywdy, bezsilności i tłumionej złości. A co powiedzieć o wszystkich formach agresji, wyzysku i przemocy, które dotykają miliony czy nawet miliardy ludzi! Zostawmy jednak innych i miliony!

Zobaczmy, jak nam samym trudno jest zneutralizować czy „przestawić” wewnętrzne dynamizmy, które zniewalająco popychają do czynów niegodnych i, w gruncie rzeczy, niechcianych; a jednak… Wszyscy znamy pewną bezsilność i brak władzy nad sobą, która nazwa się panowaniem sobie.

W sytuacji pokrótce nakreślonej, wydaje się nieraz, że jeszcze tylko to jedno potrafilibyśmy czynić chętnie i skutecznie: rzucać kamieniami w innych, a także w siebie!

Rzeczywiście, z poczucia bezsilności rodzi się chęć „ukamienowania” zła, i to wraz ze sprawcą. Może człowiekiem zawładnąć pasja, by w radykalny sposób rozwiązywać problem zła i grzechu, a także cierpienia. Właśnie po takie rozwiązanie sięgnęli uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy pochwycili kobietę na cudzołóstwie. Mieli za sobą sporo racji: byli posłuszni Prawu, a ponadto chcieli poskromić zło – aktywne i szkodzące w postaci cudzołóstwa. Zatem pewni swego, postanowili na jednym ogniu upiec dwie pieczenie: rozprawić się z jawnogrzesznicą i jej grzechem, a także wmieszać w to Jezusa, by móc Go skompromitować.

Jednak i tym razem okazało się, że Wcielony Boży Syn zaproponował rozwiązania przekraczające ludzkie nawyki i wyobraźnię! I więcej jeszcze.

Boże podejście

Rzeczywiście, Bóg jest bardzo daleki od rozwiązań, które w kwestii zła grzechu i cierpienia, narzucają się nam ludziom. W rozważanej scenie widać, jak umiejętnie, po mistrzowsku, Jezus wyhamował prymitywny odruch chwytania za kamienie. Zachowanie Pana Jezusa było pełne delikatności i taktu zarówno wobec grzesznej niewiasty, jak też wobec samych oskarżycieli. Najpierw nic nie mówiąc, pochylił się i pisał coś na piasku; niektórzy przypuszczają, że wypisywał grzechy oskarżycieli… A może zwyczajnie Jezus dał wszystkim czas na opadnięcie emocji i na zastanowienie. A gdy to nie poskutkowało, to zadał pytanie, które skutecznie wydobyło prawdę, dotyczącą wszystkich obecnych: A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi.

Jezus zdawał się przyzwalać na „rozprawienie się” z jawnogrzesznicą, ale pod pewnym warunkiem: Jeśli znajdzie się ktoś „bez grzechu”, to niech zacznie okrutne kamienowanie…

Ale nikt taki się nie znalazł. I nikt się taki nie znajdzie!

A Ten, który naprawdę był bez grzechu, kamieniem w stronę człowieka nie ciśnie.

Owszem, już niedługo przyjdzie taki czas, kiedy przyzwoli, by to Jego biczowano i pluto Mu w twarz… Całkiem bezbronny wyda się w ręce grzeszników, pragnąc w ten sposób zatrzymać na sobie fatalne skutki grzechów. Zbawiciel pozwoli, by cała destrukcyjna siła ludzkich grzechów skierowała się przeciwko Niemu. Tak, na to Jezus pozwoli czy raczej przyzwoli, ale teraz i nigdy (w przyszłości) nie zgodzi się na to, by grzesznik kamienował grzesznika – i to w imię Prawa i sprawiedliwości.

Takie zachowanie Jezusa każe się nam mocno zastanowić!

A intensywniej wmyślając się w wymowę rozważanej perykopy, stwierdzamy, że czyn Jezusa ocalił zarówno jawnogrzesznicę, jak też oskarżycieli. Do kobiety wypowiedział słowa tchnące miłością i nadzieją. Były to słowa pełne powagi: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz.

Oskarżycieli, gotowych ukamienować człowieka, Jezus też wziął w obronę – przed strasznym grzechem zabójstwa. Nawet jeśli dotąd było to działanie Prawem usankcjonowane, to od tego momentu wyraźnie traci ono rację bytu. Jeśli oskarżyciele byli dość uważni i otwarci na Jezusa, to mogli poczuć, jak Jezus i im zdejmuje brzemię grzechów i dręczącego poczucia winy. Może nie od razu, ale później, po Zmartwychwstaniu Jezusa, musiała do nich dotrzeć Dobra Nowina o tym, że Bóg bierze w obronę człowieka. Potępia grzech, ale ocala ludzką osobę!

Istotnie, w Jezusowym podejściu widać wyraźne czynione fundamentalne rozróżnienie między popełnionym grzechem, a osobą, która go popełniła. To rozróżnienie ma charakter rozstrzygający i właśnie fundamentalny. My tak łatwo, zwłaszcza w praktyce, w zetknięciu z osobami zło czyniącymi, zapominamy o tym rozróżnieniu.

Jezus tymczasem wyraźnie i zawsze manifestuje nieskończoną i niezmienną Miłość – własną i Ojca – do osoby upadającej (grzesznej), natomiast piętnuje sam grzeszny uczynek. Tak, złości i brzydoty grzechu, żeby było jasne, Jezus nie usprawiedliwia. Mówi przecież wyraźnie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz. Nie niszcz już więcej ani siebie, ani innych… Nie ma więc wątpliwości co do tego, że złość grzechu zawsze zasługuje na potępienie. Z grzechu należy też zdejmować wszelkie maski tandetnie go upiększające. Jezus czynił to odważnie, zwłaszcza w odniesieniu do ludzi pysznych i obłudnych, a także zaślepionych i zatwardziałych; tym wszystkim starał się unaocznić ich grzech i pomóc im go znienawidzić.

Ale z drugiej strony, jeszcze raz trzeba mocno podkreślić olśniewającą miłość Jezusa do osoby grzesznej. Jezus miłuje osobę grzesznika nie tylko po nawróceniu, ale także przed nawróceniem. Bóg miłuje nas także wtedy, gdy jesteśmy w grzechu. Św. Paweł powie wyraźnie: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8); a także nieco wcześniej: „Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni” (Rz 5, 6).

To ta stała i nieodwołalna Miłość Boga do człowieka zawsze umożliwia nam powrót.

W akcie ufnej wiary w tę Miłość dokonuje się nasze oczyszczenie, usprawiedliwienie.

To jest też ta „rzecz nowa”, której Bóg dokonuje pośród nas, ilekroć w akcie skruchy zwracamy się Niego. Ilekroć przystępujemy do Sakramentu Pokuty i Pojednania.

Bóg przez Izajasza zapowiada: „Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Iz 43, 19). Wśród bogactwa „rzeczy nowych”, których Bóg dokonuje pośród nas, jest również ta wyłaniająca się z dzisiejszej perykopy, jako orędzie miłosiernej miłości Boga do nas grzesznych.



[1] Por. „inspirujące” katalogi złych myśli i uczynków –  Ga 5,13-26, 2 Tym 3,1-5. Mk 7, 20-23.

Podobne moje rozważanie na DEON: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,149,pochwycona-na-cudzolostwie-komentarz.html

Rozważanie pochodzi z książki: powiększ okładkę

http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=64248

 

Komentarze

Jedna odpowiedź do wpisu “K. Osuch SJ, Pochwycona na cudzołóstwie, J 8,1-11, V Niedz.W.P.”