W odrobinie samotności spotkać Boga (19 C lub 19 B)

12 sierpnia 2018, autor: Krzysztof Osuch SJ

Znalezione obrazy dla zapytania miłość Boga ponad wszystko

Słowo Boże oddało nam w życiu już niejedną „usługę” i niejednej słusznie się jeszcze spodziewamy. O usłudze Słowa Bożego rzekłem z pewnym wahaniem (stąd ten cudzysłów). Gdy się jednak pomyśli o najpokorniejszych gestach Jezusa, na przykład w Wieczerniku (umycie nóg, danie Siebie na pokarm pod osłoną chleba), to i o Słowie Bożym – najpierw uważnie słuchanym, a następnie branym „na zęby mądrości” – słusznie myślimy, że jest ono gotowe służyć nam (Bóg przez nie) i usługiwać w każdej potrzebie.

Różne smaki Słowa

To wspaniałe, że pełne zbawczej mocy słowa Boga ze Starego i Nowego Testamentu docierają do nas (przynajmniej) w coniedzielnym rytmie i są gotowe wykonać w nas wielką pracę! Z naszej strony potrzebna jest otwartość i gotowość do współpracy właśnie ze Słowem Pana. Taka jest wola Boga, by natchnione słowa odgrywały ogromną rolę w powoływaniu nas i przysposabianiu do zjednoczenia z Nim samym. Bogactwo Słowa Bożego jest niezgłębialne i nie daje się wypowiedzieć. A jednym z jego rysów jest to, że miewa smak skrajnie różny. Nierzadko Słowa Pana są słodkie jak miód (por. Ez 3, 3), ale bywa i tak, że po pierwszym odczuciu słodyczy wnętrzności napełniają się goryczą (Ap 10, 10) ). To ostatnie odczucie może zniechęcać i zbijać z tropu. Trzeba sobie powiedzieć, że to nie sam smak, przyjemny lub przykry, decyduje o dobroci i dobroczynności słowa. Rozstrzygające jest to, że to Bóg Ojciec – niezmiennie przyjazny wobec nas – przemawia do nas i poprzez słodycz, i poprzez odczucie goryczy, która również naprowadza na odbiór jakiegoś ważnego komunikatu!

Parę niewygodnych pytań

To, co na początku powiedziałem, warto mieć w pamięci zawsze. Nasuwa się jednak pytanie, jak przysposobić się do owocnego słuchania słowa Bożego, rozważanego w 19. Niedzielę zwykłą w cyklu C (także 19 B).

– Pomyślałem, że dobrze będzie zadać parę ważnych (acz „niewygodnych”) pytań. Przypuszczam, że bez zadania ich i udzielenia na nie osobistej odpowiedzi – narazilibyśmy się na ryzyko „spłynięcia” po nas słów już tyle razy słyszanych. Wolę uprzedzić, że pytania, które zadam, choć są proste, to jednak dotkną głównego nurtu „mojego” życia osobowego.

Co i kto najżywiej bywał obecny w moim sercu – wczoraj, dzisiaj, w ostatnim czasie? Jakie pragnienia nawiedzały i powracały do mnie najczęściej? Czy ścierały się we mnie różne pragnienia i pożądania? Czego lub kogo dotyczyły? Czy w ich centrum były osoby czy raczej rzeczy i np. upragnione doznania? I jeszcze tak najprościej. O jakich osobach, gorąco ich pragnąc, myślałem najczęściej?

Wiem, zadane pytania mogą się wydać za trudne lub nazbyt „okrężne”. Na trud nic nie poradzę, ale „okrężności” spróbuję zaradzić, zadając pytania bardziej wprost. Czy to Jezus jest już tą wyjątkową i jedyną Osobą, z którą wiążą mnie więzy najżywsze i najmocniejsze? Czy moje zaufanie i podziw, szacunek i miłość kierują się najczęściej – właśnie ku Jezusowi Chrystusowi? I to bez obawy, że On mnie rozczaruje; że doznam zawodu!

Nieco ułatwię odpowiedzi. Wiem, bywa i tak, że Jezus Chrystus, owszem, regularnie pojawia się w naszym życiu, ale tylko w niedzielę, od święta; a jeśli nawet codziennie, to raczej z nakazu, z obowiązku, „na siłę”. «Idę na Mszę świętą, bo tak trzeba; odmawiam jakiś pacierz, bo też trzeba lub wypada. Nie mogę natomiast szczerze wyznać, że Bóg jest pasją mojej codzienności. Że do Niego lgnę. Że chwile modlitwy (w miarę możności, chętnie przedłużanej) cenię najbardziej».

– No i bez większego trudu, gdybyśmy tylko zechcieli, moglibyśmy jeszcze wyznać (przyznać się przed sobą), jakie to „miłości” i pasje – często ukryte pod imieniem żelaznych punktów dnia i w postaci zniewalających przyzwyczajeń – chętnie i „ofiarnie” żywimy, „wiernie” odnawiamy, regularnie karmimy i zaspokajamy bez najmniejszego słowa sprzeciwu… I – a bywa tak nieraz bardzo długo, latami – postępujemy tak bez najmniejszych wątpliwości. Przynajmniej do czasu żywimy przekonanie, że wszystko jest w największym porządku! Że inaczej być nie może. Że tak trzeba, że wszyscy tak postępują.

Bóg ponad wszystko miłowany

Koniecznie popatrzmy na drugą, tę lepszą, stronę medalu. Prawdopodobnie wszyscy miewaliśmy w życiu takie okresy – choćby tylko krótkie – kiedy Bóg był naprawdę na pierwszym miejscu! I kiedy mieliśmy żywe odczucie, że wszystko inne znajdowało się na swoim miejscu! W takich dobrych i pięknych okresach ufaliśmy Bogu całym sercem. Olśniewała nas Jego Miłość i Mądrość… Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez żywej, bardzo osobiście przeżywanej, wiary w serdeczną miłość Boga Ojca i pełne czułości Miłosierdzie Zbawiciela.

Te okresy wiary żywej i intensywnej bywały dla nas niewątpliwie źródłem radości. Miewaliśmy w nich poczucie przejrzenia na oczy i przypływu Światła z wysoka!

Niestety, z różnych powodów okazywało się też nieraz, że radosny czas miłowania Boga całym sercem kończył się. Przemijał, czasem zda się bezpowrotnie, a my stwierdzaliśmy ten fakt ze smutkiem, bólem i poczuciem bezradności.

Nierzadko (chyba każdy to potwierdzi) miewa człowiek takie wrażenie, że oto stało się coś złego, ale stało się owo zło … niepostrzeżenie i jakby bez (wyraźnej i uświadomionej) przyczyny. Zwykle dopiero narastające duchowe strapienie, wewnętrzny smutek, poczucie beznadziejności, itp. zmuszają (oby jak najrychlej) do zastanowienia się i próby nazwania, co właściwie zaszło i dlaczego.

Działanie naprawcze

Zanim się dogłębniej zastanowimy i świadomie podejmiemy działania naprawcze, samoczynnie dzieje się tak, że w miejsce utraconego Najwyższego Dobra co prędzej, jak powietrze w próżnię, wciskają się różne rzeczy i pasje. Same w sobie wzięte, mogą być jak najbardziej godziwe czy moralnie obojętne, jednak za sprawą naszej intencji (ożywiającej serce) dzieje się z nami i w nas coś złego i wysoce nagannego. Dlaczego? To (chyba) oczywiste! Zamiast bowiem z samym Bogiem – i to z najwyższym zaangażowaniem – przestajemy, przykładowo, a to z rybami (w rzece czy akwarium), a to z najnowszą (choćby tylko w wyobraźni „posiadaną) marką samochodu, a to z bohaterami tasiemcowych seriali (nie najwyższych lotów), a to z polityką i politykami, którzy nami dowoli manipulują i obiecują przysłowiowe gruszki na wierzbie, itd. i itp. No i jest tego znacznie więcej.

Najzwięźlej rzecz ujmując, złe jest to, że – po zejściu z poziomu miłowania Boga, zakreślonego w najważniejszym Przykazaniu (por. Mt 22, 37) – uruchamia się w nas potrójna pożądliwość (por. 1 J 2, 16). Jej horyzonty są z natury dość ciasne, ale składane przez nią obietnice (że będzie „bosko” i w ogóle) zdają się uwiarygodniać wielką siłą przyciągania, zaoferowanymi możliwościami i intensywnymi doznaniami. Ktoś nie dość przenikliwy lub naiwny (choćby z braku wiedzy i doświadczenia ) łatwo poddaje się urokom życia na poziomie pożądliwości ciała, pożądliwości oczu i pychy tego życia (por. 1 J 2, 16). Wydaje się mu, że płynie na wielkiej wznoszącej fali. I że nie ma się nad czym zastanawiać.

Byłoby rzeczą ciekawą i pouczającą, zobaczyć (przypomnieć sobie), co działo się w naszych sercach, gdy słabło w nas i w końcu gasło miłowanie Boga ze wszystkich sił… Co wtedy najszybciej i najłatwiej brało nas w posiadanie? Co wypełniało nasz czas wolny (może jego resztki, cenne skrawki)? Wokół czego grawitowały nasze myśli i uczucia?

– Do „wypatrzenia” byłaby jeszcze ta rzecz, najważniejsza. Przypomnijmy sobie, jak jednak, choć stopniowo, miewaliśmy dość takiego życia! I jak „coś” znaczącego w nas, a raczej Ktoś Wielki mówił w głębi naszych dusz, że tak żyć się nie da! Jego Głos (powiedzmy otwarcie: Duch Święty w nas) – z różną częstotliwością i intensywnością – zwykł powracać i pokazywać, jak za bierne trwanie w zbanalizowanym i miałkim rodzaju życia musi się płacić: rozczarowaniem (jakiś czas marnie maskowanym), smutkiem (daremnie przykrywanym „kabaretową” wesołkowatością); i wreszcie radykalną samotnością (cóż, że „słodzoną” na ogół nazbyt powierzchownymi kontaktami, czczą gadaniną, marną paplaniną).

Tak, wymienionych, dość przykrych stanów i uczuć, tworzących minorową barwę istnienia, nie powinno się zostawiać zwykłemu biegowi (bo jakoś tam będzie). Tak naprawdę są one ważnym i poważnym komunikatem, który wiele mówi o osobowej głębi ludzkiej osoby i o samym Bogu Stwórcy, który kołacze do przymkniętych drzwi swego umiłowanego stworzenia (por. Ap 3, 20).

Ma rację brat Roger, trafnie spostrzegając, że „w każdym człowieku jest odrobina samotności, której nie może zapełnić żadna intymność: to tam spotyka się Boga”.

Udać się na pustynię – zadbać o „skarb niewyczerpany w niebie

„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie» (Łk 12, 32-40).

lub z 19 B:
Żydzi szemrali przeciwko Jezusowi, dlatego że powiedział: „Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił”. I mówili: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem”. Jezus rzekł im w odpowiedzi: „Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: „Oni wszyscy będą uczniami Boga”. Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne. Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata” (J 6, 41-51).

Jak widać, dopiero na koniec zostawiłem to, co najlepsze: niedzielne perykopy.

Wszystko, co powiedziałem wcześniej, niech posłuży dla lepszego przyjęcia słów Jezusa.

Dodam jeszcze tylko jedną myśl, która współbrzmi z powagą Jezusowych słów. Jej autorem jest kardynał G. B. Hume, który w książce „Droga pielgrzyma” formułuje taką mocną zachętę: „W każdym chrześcijaninie musi być pragnienie pustyni i docenianie jej wartości, nawet jeśli wokół jest zgiełk i pokusy targowiska” (s. 88).

Tak, dzisiaj jest to sprawą życia i śmierci (duchowej): musimy (na)uczyć się opuszczać ten straszliwy zgiełk, który czynią i coraz bardziej nakręcają elektroniczne środki przekazu. Mogą być one pożyteczne i należy z nich roztropnie korzystać, to oczywiste. Ale skala zagrożeń i dewastacji, dokonującej się z ich „pomocą”, w ludzkich umysłach i sercach jest, niestety, wielka.

Naszej uwagi – świadomości, zdolności poznawczych, czasu, uczuć i serca – nie oddawajmy w zarząd byle czemu, skoro Bóg, najwspanialszy Stwórca i najlepszy nasz Ojciec, pragnący swej trzódce dać królestwo, już zaprasza nas do nieustannej wzajemności, do wymiany miłości i zjednoczenia.

Nie oprę się „pobożnej pokusie”, by zakończyć słowem zachęty do udania się na pustynię w postaci Rekolekcji Ignacjańskich, trwających osiem dni (wstępny etap trwa pięć dni) – w ciszy, w pięknym otoczeniu parku i ogrodu, w bliskości jasnej Góry. Pożegnaliśmy wczoraj osiemdziesięcioosobową grupę rekolektantów. To wielka radość móc widzieć Boże działanie w duszach; i widzieć odzyskaną radość na twarzach, dziś nierzadko smutnych, przygnębionych … W miesiącach wakacyjnych Centrum Duchowości w Częstochowie przyjmuje kilka dużych grup na różnych tygodniach (etapach).

Zapraszam do naszego Domu Rekolekcyjnego; i oczywiście do paru innych jezuickich domów rekolekcyjnych.  Warto w klimacie ciszy, skupienia, modlitwy w oparciu o Słowo Boże przekonać się o prawdziwości tych słów: „W każdym człowieku jest odrobina samotności, której nie może zapełnić żadna intymność: to tam spotyka się Boga”.

Częstochowa, niedziela, 11 sierpnia 2013     AMDG et BVMH   o. Krzysztof Osuch SJ

Komentarze

komentarzy 5 do wpisu “W odrobinie samotności spotkać Boga (19 C lub 19 B)”
  1. Papież na Anioł Pański: czyńmy dobro, w oczekiwaniu na spotkanie z Panem

    Chrześcijanin musi żyć ze świadomością tego, co czeka go po śmierci. Oczekiwanie na ostateczne spotkanie z Bogiem powinno go skłaniać do dobrych czynów – mówił Franciszek przed modlitwą Anioł Pański. Papież oparł swe rozważanie na dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus zachęca uczniów do czujności i postaw wynikających ze zrozumienia, co jest naszym prawdziwym skarbem: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy”. Komentując te słowa Franciszek przyznał, że możemy być przywiązani do pieniędzy i tak wielu dóbr. „Na koniec jednak, nie będziemy mogli zabrać ich ze sobą. Pamiętajcie, że w trumnie nie ma kieszeni!” – powiedział Ojciec Święty.

    Papież odniósł się każdej z trzech krótkich przypowieści, którymi posłużył się Jezus w dzisiejszej Ewangelii. W pierwszej mowa jest o sługach, którzy czekają w nocy na powrót pana. „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie” (w. 37).

    W tej przypowieści, usytuowanej w nocy, Jezus przedstawia życie jako czuwanie pracowitego oczekiwania, które zapowiada jasny dzień wieczności. Aby uzyskać do niego dostęp, trzeba być gotowym, czujnym i zaangażowanym w służbie dla innych, w pocieszającej perspektywie, że «w innym świecie», to nie my będziemy służyli Bogu, lecz On sam ugości nas przy swoim stole. Jeśli się dobrze zastanowimy, to dzieje się tak już dzisiaj za każdym razem, gdy spotykamy Pana na modlitwie, czy służąc ubogim, a zwłaszcza w Eucharystii, gdzie przygotowuje On ucztę, aby nas nakarmić Swoim Słowem i Swoim Ciałem” – powiedział Papież.

    W drugiej przypowieści jest mowa o niespodziewanym nadejściu złodzieja, a w trzeciej o rządcy, który wykorzystując nieobecność pana, znęca się nad jego sługami.

    „Ta scena opisuje sytuację, która jest częsta także w naszych czasach. Wiele niesprawiedliwości, przemocy, i codziennych niegodziwości rodzi się z poczucia, że do nas należy życie innych ludzi. Mamy tymczasem tylko jednego Pana, które nie chce, by nazywano go Panem, lecz Ojcem. My wszyscy jesteśmy sługami, grzesznikami i dziećmi: a On jest jedynym Panem. Jezus przypomina nam dzisiaj, że oczekiwanie na szczęście wieczne nie zwalnia nas od trudu czynienia świata bardziej sprawiedliwym i nadającym się do życia. Właśnie ta nasza nadzieja posiadania Królestwa w wieczności pobudza nas do działania na rzecz poprawy warunków życia doczesnego, zwłaszcza najsłabszych braci” – powiedział Ojciec Święty

  2. Ewa pisze:

    Ojcze dziękuję za ten tekst – teraz po Rekolekcjach Ignacjańskich widzę jak bardzo potrzebuję czasu i ciszy by zasłuchać się w Boże Słowo. Bóg naprawdę przemawia w ciszy – ale potrzebujemy czasu, aby nasze serca zostały opróżnione z tego co tak bardzo przeszkadza usłyszeć Boga…gdy serce wypełnia wiele spraw nie da się Boga tak naprawdę usłyszeć!

    Bardzo ważnym doświadczeniem Rekolekcji – kiedy już różne toksyny z mojego serca zaczęły się ulatniać – było stwierdzenie, że Pan Bóg może być naprawdę Najważniejszy w moim życiu, że wszystko jest dla Niego, przez Niego, w Nim i z Nim. Na poziomie rozumu prawda oczywista, ale okazuje się, że w codzienności tyle spraw jest tak ważnych, że Pan Bóg wcale nie jest Najważniejszy. A przecież to Bóg Stwórca nas zapragnął i stworzył do relacji z Sobą. Człowiek jest stworzony do relacji z Bogiem.
    Jak bliskie znowu stały się słowa Boga do człowieka, do mnie, z księgi Proroka Izajasza:
    „Miłość moja nie odstąpi od ciebie… Wezwałem cię po Imieniu; tyś moja… Ja nie zapomnę o tobie, oto wyryłem cię na obu dłoniach. Nie lękaj się, bo jestem z tobą. Drogi jesteś w moich oczach”.

  3. s.Pelagia pisze:

    Zdumienie …

    „Do moich drzwi zapukał
    ukryty w tobie.
    Uśmiech mi zesłał
    z twojej twarzy,
    twoją miłością przywarł.
    Tak dosłownie
    stał się człowiekiem,
    tak blisko, że
    jak uwierzyć w Niego.
    Zdumiony,
    nie klękam nawet”.
    (Spotkanie z poezją – Zbigniew Jankowski)

  4. okrzos pisze:

    I jeszcze coś do naszego (księżowskiego) ogródka:

  5. okrzos pisze:

    To stwierdzenie ma swoje drugie dno. Na szczęście.