RADOŚĆ

6 kwietnia 2018, autor: Krzysztof Osuch SJ

Trafiłem na bardzo cenne rozważanie Autora, którego poznałem w pierwszym roku mojego kapłaństwa (gdy prawie rok terminowałem w redakcji „ZNAKU”). – Znów w tym roku (2017 i 2018) odnawiam je na blogu; dodatkowy motyw: prof. Stanisław Grygiel wraz ze swoją małżonką został odznaczony tegorocznym FENIKSEM – „doroczną nagrodą Stowarzyszenia Wydawców Katolickich mającą za cel promowanie i wyróżnienie wartościowych publikacji, które traktują o katolicyzmie lub przez swą wymowę pozytywnie ukazują wartości chrześcijańskie. Nagroda jest przyznawana nieprzerwanie od 1999 roku” (za Wikipedią).

Jesteśmy smutni, kiedy nie mamy dokąd iść

Wesoła pustka jest ekonomicznie i politycznie skalkulowaną, sztuczną radością ludzi, którzy umieją liczyć, ale nie umieją myśleć, bo myśli tylko ten, kto żyje pytaniem, na które sam nie umie odpowiedzieć. Myśli tylko ten, kto tak poznaje siebie i świat, że staje się pytaniem, na które odpowiedzią jest tylko tajemnica wieczności.

 Smutek ogarnia nas wtedy, gdy poddajemy się nachodzącym nas myślom, że nikt na nas nie czeka. Jesteśmy smutni, kiedy nie mamy dokąd iść, a „przecie koniecznie trzeba, żeby każdy człowiek mógł choć dokądkolwiek pójść. Albowiem bywają takie dnie, kiedy nieodzownie trzeba pójść, choć gdziekolwiek bądź!” (F. Dostojewski, Zbrodnia i kara). W totalnym smutku pogrążają nas zarządcy tak zwanej ponowożytności, wmawiając w nas, że droga, którą idziemy od narodzin do śmierci, prowadzi donikąd. Nie ma żadnego Przejścia. Próbują nas przekonać, że rozwiewamy się w nicość, ponieważ Bóg na nas nie czeka, nawet jeżeli gdzieś tam jest.
 
Ponowożytność zamyka człowieka w zapomnieniu o wieczności. Skierowuje go jedynie ku sobie samemu, wskutek czego nie wie on, co powinien czynić. Tylko wieczność może mu powiedzieć, jak trzeba żyć w czasie. Nie kierując się ku wieczności, człowiek nie znajduje miejsca dla siebie w czasie. Może zatem iść wszędzie i może robić wszystko, co zechce. Nie warto iść do nikogo, skoro u nikogo nie można pozostać na zawsze.
 

Ci, którzy zatrzymują się przy rzeczach przemijających, tak jakby one miały trwać wiecznie, nie dochodzą „do prawdziwej radości wewnętrznej. Przyczyna leży w tym, że nie odrywają pożądania radości od rzeczy zewnętrznych i widzialnych” (Św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel). Właśnie owe rzeczy, oderwane od wieczności, obezwładniają ludzi beznadziejnym smutkiem. Pewien „zwierzchnik”, gdy usłyszał od Chrystusa, czym jest wolność, „mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty” (Łk 18,23). Prawdziwą wewnętrzną radością promienieją tylko ludzie niezatrzymani przez czas przemijania, ludzie, którzy przemijając stają się kimś więcej, niż są. Prawdziwa wewnętrzna radość przepełnia ludzi wolnych od czasu, wolnych dla wieczności.

Nie czas jest sensem wieczności

Sens czasu znajduje się nie w tym, co przemija, lecz w tym, co trwa – w wieczności. Czas potrzebuje wieczności, wieczność nie potrzebuje czasu. Nie czas jest sensem wieczności, lecz wieczność jest sensem czasu. Żyje sensownie ten, kto przemijając, szuka i oczekuje wieczności. Nie gnębi go smutek ludzi bezdomnych, niemających dokąd iść; on ma dokąd iść. Dochodzące go „stamtąd” głosy budzą w nim radość, bowiem „tu” podtrzymują w nim nadzieję, że Ktoś czeka na niego „tam”. Wieczność jest rodzinnym domem, do którego człowiek powraca.

 Którędy wraca się do rodzinnego domu? Jak wchodzi się do wieczności? Tego człowiek uczy się do ostatniej chwili swojego przebywania w czasie. Zarządcy ponowożytności wmawiają ludziom, że są zamknięci w ogrodzie graniczącym nie z wiecznością, lecz z nicością. Przymuszają ich do korzystania z rzeczy rozkosznych dla oczu, dobrych do jedzenia i użytecznych w zdobywaniu wiedzy (por. Rdz 3,6), zwalczając w nich marzenia o innym świecie i ucząc ich poszukiwania ocalenia we wszystkich owocach rosnących na drzewach w tym ogrodzie. Zarządcy ponowożytności robią wszystko, żeby ludzie zapomnieli o śmierci. Oni wiedzą, że rozporządzać swoim losem pozwolą im tylko ci, którzy zapomną o śmierci i sami przestaną stawać się pytaniem: „Skąd przychodzimy i dokąd idziemy?”. Ludzie niemający dokąd iść nie są osobami, lecz bezdomnymi jednostkami. Skazani na produkcję rzeczy rozkosznych i użytecznych, wpadają w duchową nędzną samotność, w której „Adam” nie widzi sensu w łączeniu się nawet z „Ewą”, a „Ewa” z „Adamem”.
 
Żadna jednak produkcja nie uspokaja ludzkiego serca, bo człowiek nie ma w niej Początku, a zatem nie ma w niej także Końca. On zawsze mierzy trochę wyżej i trochę dalej. Właśnie dlatego nie wolno mu nigdy zapominać o śmierci. Człowiek musi stale uczyć się umierać. „Ludzie, nie mogąc znaleźć lekarstwa na śmierć, nędzę, niewiedzę, postanowili – aby osiągnąć szczęście – nie myśleć o tym” (B. Pascal, Myśli). Zadowalają się tym, co Pascal nazywa rozrywką. „Oto wszystko, co ludzie zdołali wymyślić, aby osiągnąć szczęście”. Wesoła pustka stała się ich radością.
 
***
 
Zarządcy europejskiej ponowożytności, niepomni historycznych początków Europy, wzywają jej mieszkańców do szukania radości nie wśród gwiazd rozsianych na firmamencie niebieskim, nie w panującym w nich i wśród nich ładzie pięknej prawdy i pięknego dobra, które opiewają psalmy, lecz wśród gwiazd odbitych na niebieskiej fladze Unii Europejskiej. Do jej łopotu dodali słowa Ody do radości Friedricha Schillera sławiące radość jako „iskrę bogów” i „córę Elizejskich Pól” pogańskiego Hadesu, tak jakby ta wesoła, pogańska kraina była epifanią prawdy człowieka i normą jego postępowania. Oda do radości sławi braterstwo wszystkich ludzi, ale w gruncie rzeczy nie oddaje jego istoty, ponieważ nie wskazuje na Ojca, bez którego słowo brat znaczy wszystko i nic. Znamienne, że wcześniej z zapałem recytowali tę Odę niemieccy naziści, których ojcem nie był Ojciec.
 
Wesoła pustka jest ekonomicznie i politycznie skalkulowaną, sztuczną radością ludzi, którzy umieją liczyć, ale nie umieją myśleć, bo myśli tylko ten, kto żyje pytaniem, na które sam nie umie odpowiedzieć. Myśli tylko ten, kto tak poznaje siebie i świat, że staje się pytaniem, na które odpowiedzią jest tylko tajemnica wieczności.

Pytania Hioba

O tajemnicę wieczności pytał Hiob, mąż sprawiedliwy. Straciwszy wszystko, co posiadał, nie załamał się, lecz upadł na kolana i błogosławił świętą wolę Boga. Kiedy zaś poraziła go śmiertelna choroba, rzucił Bogu pytanie: „Dokąd idę, idąc ku śmierci?”. Rzucił je Bogu, nie ludziom, bo nikt z ludzi nie zna odpowiedzi na pytanie, jakim człowiek staje się w obliczu śmierci. Ludzie odpowiadają jedynie na pytania skonstruowane przez nich samych na temat rzeczy pozostających w zasięgu ich rąk.

 Bóg, odpowiadając na pytanie Hioba, pyta go: „Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość” (Job 38,4). Hiob pyta Boga o Koniec, Bóg odpowiada mu, pytając go o Początek. Tym pytaniem wydobywa z wnętrza Hioba wiedzę o stwórczej Miłości, będącej nie tylko Początkiem człowieka i świata, ale także ich Końcem. Odpowiedź na pytanie: „Dokąd idę?” zawarta jest w pytaniu: „Skąd przychodzę?”.

 Niewysłowiona radość wypełniła zatrwożone serce Hioba, kiedy w dialogu fundamentalnych pytań łączących go z Bogiem, uświadomił sobie, że idzie drogą wiodącą od Miłości do Miłości. Czas przemijania stracił nad nim władzę. Szczęście przemienia jego cierpienie, które nadal go przenika, tylko że już inaczej. Hiob nie przestaje cierpieć, bo wie, że musi umrzeć, ale w dialogu z Bogiem objawia mu się rodzinny dom, z którego pochodzi. Teraz już wie, że powraca do niego. Teraz już wie, że Koniec jest Początkiem. Miłość objawiająca się w dialogu jego czasu z wiecznością Boga opromienia go radością niemającą nic wspólnego z hałasem wesołej pustki. Dzięki otrzymanej wierze i nadziei Hiob wie, że nie przemija, lecz trwa i staje się tym, kim jest na Początku – kimś miłowanym, kimś, kto właśnie dlatego, że jest miłowany, przezwycięża nicość.

W Chrystusie cierpienie przemienia się w radość

Cierpienie i radość Hioba zapowiadają paschalne cierpienie i paschalną radość Chrystusa. Pascha Chrystusa odsłania i daje człowiekowi Miłość, która rodzi Syna, a z Nim, w Nim i dla Niego stwarza człowieka i świat. W Chrystusie poczyna się i kończy historia życia ludzkiego w czasie. W Chrystusie cierpienie człowieka przemienia się w paschalną radość.

 Niemniej jednak nasza radość jest tylko radością Abrahama i Mojżesza: „W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi” (Hbr 11,13). Skończoność rzeczy czasowych nadal napawa nas smutkiem, który różni się od totalnego smutku wesołej pustki tym, że przemienia go paschalna radość. Słychać w tym smutku „milczenie”, czuć w nim „melancholię”, którymi na granicy czasu i wieczności „widnokrąg myśli człowieka zaokrąglony jest” (C.K. Norwid, Tartej) do końca jego dni. To milczenie i ta melancholia będą kształtowały historię życia ludzkiego do końca świata.

 ***

Piękno jest paschalne

Proroczo paschalną radość budzi w nas piękno, w którym wydarzają się prawda i dobro. Piękno prawdy i dobra wzywa nas do nich tak kategorycznie, że każda odmowa pójścia za nimi zniekształca nasze życie duchowe. Piękno jest epifanią wieczności w czasie, bo z wieczności, a nie z czasu, są prawda i dobro. Nic więc dziwnego, że w doświadczeniu piękna radość wypowiada się milczeniem i melancholią przepełnionymi tęsknotą człowieka za Innością wiekuistego Boga. Któregoś wieczoru moja mama, już w bardzo podeszłym wieku, po wysłuchaniu nokturnów Chopina powiedziała mi: „Ta muzyka jest tak smutna, że nawet smutnego pocieszy”. Tylko tyle i zarazem aż tyle. Te słowa prostej wieśniaczki ciągle odsłaniają mi głęboką prawdę, że piękno robi nam przejście z czasu do wieczności. Piękno jest paschalne.

 Inaczej mówiąc, radość wnoszą w ten świat świadkowie innego świata, świadkowie Miłości, jaką człowiek pragnie się stać. Ich radość jest czymś nieskończenie większym i potężniejszym aniżeli chwilowe emocje. Ona jest epifanią miłości i jej piękna, w którym prawda i dobro przychodzą do nas jako dar wiecznej Miłości Boga i owoc naszej pracy w czasie. Nasze współdziałanie z Bogiem tworzy historię przedziwnego bosko-ludzkiego „jesteśmy”, bez którego „jestem” każdego z nas zionęłoby pustką, w której wszystko, prawda i kłamstwo, dobro i zło, byłoby jedynie chwilową rozrywką. Rozrywką byłyby przyjaźnie, małżeństwo, rodzina, ponieważ my sami bylibyśmy wówczas rozrywką dla siebie oraz dla innych. Nie bylibyśmy osobami, bo nie przebywalibyśmy we wspólnocie miłości mającej Początek i Koniec w tej Miłości, w której przebywa Wspólnota Osób Boga żywego.

 Administratorzy ponowożytności nie lubią radości osób. Oni lubią jedynie rozrywkową pustkę jednostek i mas. Osobami bowiem nie można administrować. Osobami można jedynie rządzić dla ich dobra i dla dobra wspólnot, w jakich one przebywają. Ci, którzy zarządzają ponowożytnością, nie umieją rządzić. Oni potrafią jedynie administrować. Dlatego tak bardzo dbają o wesołą pustkę, która jest masową radością jednostek poddających się administracyjnym manipulacjom. Nie sprzyjają osobowym wspólnotom, czyli przyjaźniom, małżeństwom, rodzinom, narodowi i Kościołowi. W tych wspólnotach rodzą się świadkowie wieczności, czyli osoby, których prawdy administratorzy nie znają. Nic więc dziwnego, że gdziekolwiek się pojawiają, starają się przekształcić przyjaźnie, małżeństwa i rodziny w spółki z ograniczoną odpowiedzialnością.

 W takich spółkach nikt nikogo nie przyjmuje do siebie na zawsze, tam ludzie traktują siebie tak, jakby byli produktami przydatnymi tylko na jakiś czas. Dzisiejsza ekonomia i dzisiejsza polityka, nie widząc żadnego interesu dla siebie w wieczności, domagają się od członków spółek z ograniczoną odpowiedzialnością czasowej lojalności w czasowych interesach. W czasie ponowożytności nie ma miejsca dla wierności na zawsze.

Więc to mi smutno – aż do kości smutno,

I to – że nie wiem, czy ten ludzi stek
Ma już tak zostać komedią-okrutną,
I spać, i nucić, śpiąc: „To – taki wiek!” (…) 
I nie wiem – czy już będę mógł nie wiedzieć,
Że coraz żywot mniej uczczony tu –
Że coraz łatwiej przychodzi powiedzieć,
Ze snu się budząc: „Wróćmyż znów do snu!” 
(C.K. Norwid, Aerumnarum plenum)***

Tylko Bóg 

Radością jest tylko Bóg, który rodzi Syna i w Nim, z Nim oraz dla Niego powołuje wszystko z nicości do bycia. Człowiek uczestniczy w radości Boga w tej mierze, w jakiej wchodzi w Jego życie, a wchodzi w nie, nawracając się codziennie do pięknej prawdy i do pięknego dobra, objawiających się w osobach obecnych dla siebie nawzajem. Piękna prawda i piękne dobro wzywają człowieka do miłości „na obraz i podobieństwo” Miłości Ojca i Syna. Tylko Ich Miłość jest radością. Człowiek natomiast staje się nią w tej mierze, w jakiej staje się miłością innych.

 Miłość rodzi i tworzy. Rodzą i tworzą ci, którzy umieją cierpieć, czyli umieją trwać w ufnym zawierzeniu Miłości w obliczu śmierci. „Postępują naprzód wśród płaczu, niosąc ziarno na zasiew: z powrotem przychodzą wśród radości, przynosząc swoje snopy” (Ps 126,6). Płaczą, bo ich wolność od czasu dla wieczności, ich „postępowanie naprzód” czyni z nich znak sprzeciwu dla tych, którzy przemijają donikąd. Ludzie wolni „wśród płaczu” dojrzewają do radości zapowiedzianej w kazaniu Jezusa na górze Błogosławieństw: „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie się, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami” (Mt 5,11-12).

Ludzie wolni nie dokonują spektakularnych czynów. Kiedy uczniowie wrócili z apostolskiej wyprawy i cieszyli się z odniesionych sukcesów, Chrystus powiedział im: „«Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach. (…) Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie»” (Łk 10,20-21).

 Sukcesami cieszą się ludzie zapatrzeni w to, co się już stało, czyli w przeszłość, której już nie ma. Dlatego to ludzie sukcesu popadają w smutek. Nie rodzą ani nie tworzą. Natomiast prawdziwa radość, czyli owo „rozradowanie się w Duchu Świętym” ogarnia tych, którzy patrzą w Przyszłość, oczekując nie przemijających sukcesów, lecz wiecznego zwycięstwa. Oni rodzą się na nowo. Oni współtworzą nowy świat z Ojcem. Prawdziwa radość jest trudna.

 Stanisław Grygiel

Zeszyty Karmelitańskie 51/2/2010

fot. PeteLinforth Cross 

za TUTAJ

Komentarze

komentarze 3 do wpisu “RADOŚĆ”
  1. Wiesława pisze:

    Szczęść Boże! Poruszające słowa Stanisława Grygiela nie zostały w żaden sposób skomentowane przez Kardynała Saraha czy Marka Grabowskiego.Teksty komentarzy są zupełnie na inne tematy.Trudno więc rozmawiać, gdyż nie ma właściwie żadnego odniesienia do pojęć;narodzin i śmierci tam poruszonych,do miłości która tworzy,do piękna ,prawdy i dobra-pojęć tak pojemnych,że trudno nawet polemizować,gdyż bez Boga nie ma tych pojęć jako prawdy.Czy chociażby takiemu określeniu się nie przyjrzano”sukcesami cieszą się ludzie,zapatrzeni w to co już,się stało,czyli w przeszłość której już nie ma.””Dlatego ludzie sukcesu zapadają w smutek,,nie rodzą ani nie tworzą”. Czyżby? czy matka która urodziła nie odczuwa sukcesu?A sukces wychowawczy nie jest twórczością?Nie chciałabym zbyt długo analizować tych pięknie sformułowanych wniosków P.Stanisława Grygiela gdyż i tak zapadną mi one w pamięć,chociażby dlatego,że dają do myślenia,że są ludzie pięknie umiejący wyrażać prawdy które ogół może tylko odczuwać.P.S.na marginesie-pesymizm to przywilej człowieka który myśli.myśli i dochodzi do wniosku,że nie wszystko da się zrozumieć.,nawet wtedy gdy wierzy się w Boga.Pozdrawiam Wiesława.

  2. Kard. Sarah: Kościołowi grozi schizma
    Istnieje dziś poważne niebezpieczeństwo fragmentaryzacji Kościoła, podziałów w Mistycznym Ciele Chrystusa, poprzez kładzenie nacisku na narodową tożsamość Kościołów, a tym samym na ich zdolność decydowania o sobie, zwłaszcza w tak istotnych kwestiach jak doktryna i moralność – uważa kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
    Podkreśla on, że bez wspólnej wiary, Kościołowi grozi zamęt, a w konsekwencji stopniowe popadanie w rozproszenie i schizmę. Cytując Benedykta XVI, przypomniał on, że Kościół potrzebuje jedności w wierze, doktrynie i nauczaniu moralnym. Potrzebuje prymatu papieża.
    W wywiadzie dla stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie kard. Sarah mówił o sytuacji w jego rodzimej Afryce. Przypomniał m.in., że w subsaharyjskiej Afryce islam przez wiele wieków zgodnie współistniał z chrześcijaństwem. Jednakże „islam, który przybiera formę organizacji politycznej, chce narzucić siebie całemu światu, stanowiąc tym samym zagrożenie i to nie tylko w Afryce. W rzeczywistości jest on zagrożeniem przede wszystkim dla społeczeństw kontynentu europejskiego, które zbyt często nie mają już prawdziwej tożsamości i religii. Ci, którzy wypierają się wartości własnej tradycji, kultury i religii są skazani na wyginięcie, bo zatracili motywację, całą swą siłę, a nawet wszelką wolę walki w obronie swej tożsamości” – powiedział szef watykańskiej dykasterii.
    Kard. Sarah dodaje, że Kościół popełnia błąd, kiedy sądzi, że jego podstawową misją jest zaradzenie problemom politycznym odnoszącym się do sprawiedliwości, pokoju, ubóstwa, przyjmowania uchodźców itp. przy jednoczesnym zaniedbaniu ewangelizacji. Nie oznacza to, że Kościół odwraca się od ludzkich problemów, bo zawsze wspierał on potrzebujących. Watykański kardynał cytuje w tym miejscu opinię pewnego Włocha, który nawrócił się na islam: „Jeśli Kościół ze swą aktualną obsesją na punkcie sprawiedliwości, praw socjalnych i walki z ubóstwem zapomni w konsekwencji o swej kontemplacyjnej duszy, poniesie klęskę w swej misji i zostanie porzucony przez wielu swych wiernych, ponieważ nie będą już w stanie rozpoznać, co stanowi o jego specyficznej misji”. Pochodzący z Gwinei kardynał szczegółowo wylicza bolączki Afryki: kryzys, wojny, głód, brak odpowiednich struktur w edukacji i służbie zdrowia. Zastrzegł on jednak, że Afryka potrzebuje nie tylko chleba. Tymczasem wszystkie organizacje charytatywne, w tym również katolickie, koncentrują się wyłącznie na ubóstwie materialnym. Dlatego kard. Sarah apeluje do stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, by wspierało również misję religijną: formację kapłanów i katechetów, budowę świątyń, seminariów i domów rekolekcyjnych.
    RV / Watykan

  3. Dobra wiadomość:
    Drodzy Przyjaciele i Sympatycy Fundacji,

    Mam nadzieję, że Święta upłynęły Państwu w dobrej atmosferze. Bardzo dziękuję za wszystkie życzenia i dobre słowa złożone i przesłane na nasze ręce.
    Zachęcam Państwa do zapoznania się z podsumowaniem badań (plik PDF), które zostały przeprowadzone przez Ipsos. Badania te, przygotowane na zlecenie Fundacji Mamy i Taty dotyczą postaw wobec definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny oraz akceptacji legalizacji tzw. małżeństw osób żyjących w związkach jednopłciowych.

    Wyniki badań wskazują, że 61,3% badanych Polaków zdecydowanie zgadza się z definicją małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Zdecydowanie nie zgadza się z taką definicją 2,5% ankietowanych.
    Co ważne, powszechna akceptacja naturalnej definicji małżeństwa jest niezależna od poglądów politycznych badanych i w zależności od preferencji politycznych odpowiedź zgadzam się lub raczej się zgadzam wybiera pomiędzy 80,6% a 100% Polaków (średnia 86,5% za versus 9% przeciw).

    Polacy nie zgadzają się na przyznanie związkom jednopłciowym prawa do zawierania małżeństw i adopcji dzieci. Przewaga osób o zdecydowanych poglądach przeciwko legalizacji tego typu związków, w porównaniu z zadeklarowanymi zwolennikami jest ponad siedmiokrotna (44,6% vs 6,2%), średnio nie zgadza się lub raczej się nie zgadza 71% ankietowanych. Przyglądając się deklaracjom wyborczym również w tym przypadku większość wyborców każdej z partii jest przeciwna legalizacji związków jednopłciowych (dotyczy to również partii liberalnych oraz lewicowych) – od PO: 54,6% do PiS: 86,2%.

    Zachęcam Państwa do udostępniania jego wyników wśród przyjaciół i znajomych, a także w środowiskach w których Państwo jesteście obecni. Dostawaliśmy sygnały, iż część z Państwa ma poczucie osamotnienia w myśleniu o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny. Otóż, tak nie jest. Większość obywateli definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny!

    Chcę też podziękować dziennikarzom za rzetelne relacjonowanie naszych działań i wszystkie pozytywne informacje pojawiające się w mediach z obszaru pro-rodzinnego.

    Bardzo dziękuję wszystkim Państwu za darowizny, stałe zlecenia oraz przekazanie 1%. Tylko dzięki Państwa środkom nasze aktywności, badania, analizy i kampanie społeczne są możliwe, a także utrzymanie skromnego, acz dynamicznego biura. Jeśli nasze działania uważacie za wartościowe to prosimy o dalszą pomoc. Każda złotówka się liczy.

    Na początku maja prześlę Państwu informację podsumowującą kampanię „Fajnie być Tatą!”, a także harmonogram działań związanych z naszymi kolejnymi aktywnościami (wzmacnianie trwałości rodziny, promocja rodziny jako związku kobiety i mężczyzny).

    Pozdrawiam Państwa serdecznie,

    Marek Grabowski
    Prezes Fundacji Mamy i Taty