Miłość głównym żywiołem?
23 grudnia 2016, autor: Krzysztof Osuch SJW ciągu całego życia, od najmłodszych lat, jesteśmy wdrażani w różne proste i ważne umiejętności. Nabywane sprawności wymagają nieraz wybitnej wiedzy, nierzadko wrodzonych uzdolnień, a zawsze trudu, ćwiczeń, systematyczności, doskonalenia. Przykłady narzucają się same: od sztuki mówienia, czytania i pisania poczynając… Na tym tle pytamy, czy trzeba się (aż) uczyć żyć w duchu miłości ofiarnej? Może ta zdolność jest nam dana za darmo i z góry? Może wystarczy być spontanicznym i żadną refleksją nie zaburzać tego, co Stwórca wlewa w nasze serca, gdy stwarza nas (i utrzymuje) jako osoby Jemu podobne. A podobne – w tym, co tyczy się poznawania, myślenia i chcenia (woli i wolności) oraz właśnie kochania, miłowania!
Bez sięgania do Adama i Ewy (a raczej zakładając wiedzę o tym, co wydarzyło się „na początku”) – powiem krótko, że jednak z Miłością mamy w tym życiu wielkie problemy. (Gdyby to stwierdzenie nie było prawdziwe, to nasz świat – oprócz jego niewątpliwych uroków – nie wyglądałby tak biednie, jak wygląda…).
Istotnie, napotykamy na trudności (mniejsze czy większe, ale chyba zawsze), by dziecięco prosto wierzyć i polegać na cudnej i nieskończonej Miłości Boga Ojca. Jedynie poważnie angażując się w szkołę miłości, z trudem uczymy się budować siebie, świadomie i dobrowolnie, z Boskiej Miłości. Nie wystarczy (młodzieżowy lub młodzieńczy) „spontan”, by to właśnie z Miłości wywieść całą swoją aktywność – a więc sposób myślenia, postrzegania rzeczywistości, tkania podstawowych relacji, zwłaszcza z bliźnimi i oczywiście z samym Bogiem.
Trójca Boskich Osób – kierując się Logiką Miłości – uznała za właściwe (i, w pewnym sensie, konieczne) to, co najogólniej nazwać można „uruchomieniem” wielowiekowej Historii Zbawienia, w której szczytowym Wydarzeniem jest Wcielenie Syna Bożego. Tak, to sam Boży Syn przychodzi do swoich stworzeń, zakasuje rękawy i w pocie czoła (roszonego krwią) trudzi się nad przywróceniem ludzkim sercom (iście) Boskiej zdolności miłowania miłością ofiarną, czyli zdolną poświęcać i wyniszczać się do ostatniego tchnienia, do przysłowiowej ostatniej kropli krwi. Bóg to potrafi. Jezus dokumentuje to całym Sobą: Wcieleniem, Życiem, Nauczaniem, wydaniem się za nas w Wieczerniku i na Krzyżu!
Stwórca najlepiej wie, co się z nami „porobiło” wskutek podstępnych i zawistnych działań Węża oraz wskutek duchowej katastrofy, zwanej grzechem – zwątpieniem o Bogu, przeciwstawieniem się Jemu. Bóg wie najlepiej, jaka tu jest potrzebna zbawcza akcja, jaki rodzaj ratunku! Boże przedsięwzięcie zbawcze wobec ludzi zostało opisane i zapowiedziane m. in. w tych zdaniach:
„Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i Jeruzalem jak za dawnych dni i lat starożytnych” (Ml 3,1-4).
Nie wchodząc w szczegółową egzegezę, jedno zaakcentuję (bo aż się narzuca), że mianowicie potrzebny jest jakiś rodzaj duchowego ognia i czyszczącego ługu, by z serca człowieka usunąć te wszystkie dynamizmy, które uruchomiły się w nim w reakcji na zwątpienie w Miłość Boga. Potrzeba ognia i ługu!
Słowo Boże z dnia jest (pewno jak zawsze) bogate i niewyczerpalne. Nie chcąc zniechęcać … długością rozważania, pytam (siebie i Czytelnika):
- czy otrzymaliśmy już (i na co dzień otrzymujemy) wystarczającą dawkę jednego i drugiego: ognia oczyszczającego i ługu, który wybiela?
Nie jest to pytanie banalne, a szczera (i zgodna ze stanem faktycznym) odpowiedź nie jest łatwa. Odpowiedź prawdziwą (a nie wziętą z sufitu) można dać, patrząc na nasze codzienne życie. Dokładniej mówiąc, należy szczerze odpowiedzieć,
- czy miłość ofiarna – ta zstępująca od Boga – jest głównym „żywiołem”, który nas/mnie w głębi ożywia, dynamizuje, uskrzydla, raduje, wpisuje się w styl pracy, służby dla Boga i dla innych.
- Czy bez wielkich ceregieli (bez nadęcia i bez smutku) oddajemy nasz czas, siły, talenty?
- Czy przynajmniej czasem ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że się dla kogoś autentycznie poświęcamy?; że pogodnie przyzwalamy, by zużywały się nasze siły i zdrowie?
- I że w imię wiernej i ofiarnej miłości potrafimy wystawić się na napięcia, jeśli tak trzeba!
- Czy bez paniki (i rozdzierania szat) potrafimy znieść odrzucenie ze strony ludzi „inaczej” myślących i (jeszcze zda się bezczelnie) zadowolonych ze swego cwaniactwa, pokrętności myślenia i urządzania się wyraźnie kosztem innych, z reguły słabszych?
- Czy w obliczu naporu idei i ideologii lekceważących Boga i Chrystusowy Kościół potrafmy – mając Boską Miłość w sercu – pamiętać, że ostatnie zdanie (także i Sąd) należy do Wszechmocnego i Miłującego Boga Ojca?
_______________________
Rozważanie z 2 lutego – ze względu na identyczne I czytanie z Ml 3,1-4.
Pozostałe czytania z 23 grudnia:
(Ps 25,4-5.8-10.14)
REFREN: Podnieście głowy, bo Zbawca nadchodzi
Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.
Dobry jest Pan i prawy,
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze,
pokornych uczy dróg swoich.
Wszystkie ścieżki Pana są pewne i pełne łaski
dla strzegących Jego praw i przymierza.
Bóg powierza swe zamiary tym, którzy się Go boją,
i objawia im swoje przymierze.
Królu narodów, kamieniu węgielny Kościoła, przyjdź i zbaw człowieka, którego z mułu utworzyłeś
(Łk 1,57-66)
Dla Elżbiety zaś nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: Nie, lecz ma otrzymać imię Jan. Odrzekli jej: Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: Jan będzie mu na imię. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: Kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim.
Ewangelia przypomina nam dzisiaj narodziny Jana Chrzciciela. Radujemy się wraz Elżbietą i Zachariaszem, a mimo to nie przestajemy oczekiwać. Oto narodził się ten, który będzie „głosem”, a my czekamy na „Słowo”. Przychodzi prorok, największy spośród narodzonych z niewiasty, ale już za chwilę przybędzie „Król królów i Pan panów”. Przychodzi ten, który jest „przyjacielem Oblubieńca”, ale oto Oblubieniec już puka do naszych drzwi…
O. Jakub Kruczek OP, „Oremus” grudzień 2003, s. 94
I jeszcze z dedykacją świąteczną dla Wszystkich, a szczególnie dla Ojca, którego słowa sprawiają, że Miłość Boża rodzi się w nas na nowo i rozkwita:
https://www.youtube.com/watch?v=LFhTMa8dav4
i jeszcze wersja angielska:
https://www.youtube.com/watch?v=ifCWN5pJGIE
I jeszcze z dedykacją dla Wszystkich, a szczególnie dla Ojca, którego słowa sprawiają że Miłość Boża na nowo w nas się rodzi i rozkwita:
https://www.youtube.com/watch?v=LFhTMa8dav4
i wersja angielska:
https://www.youtube.com/watch?v=ifCWN5pJGIE
W przedświątecznym zabieganiu zachęcam do wysłuchania choć jednego nagrania dotyczącego ufności wobec Boga, które Ojciec zamieścił we wpisie z 18 grudnia:
Jeśli chorujesz na NIEUFNOŚĆ do BOGA… to wiedz, że… (mp3)
Każde z nich przybliża nas do zrozumienia mechanizmu ufności, jej utraty (grzechu) i powrotu do Raju Zaufania, do Miłości… a to zrozumienie przywraca nas na nowo do Miłości, a właśnie młodszy syn podał mi kartkę, na której jest napisane:
Jeżeli cokolwiek warto na tym świecie, to tylko jedno – miłować (św. Jan Paweł II)
Czy te rozważania o ufności, są umieszczone w jakiejś książce Ojca?