K. Osuch SJ, Ceremoniał modlitwy – by rekolekcje ignacjańskie przeżyć owocniej

30 sierpnia 2013, autor: Krzysztof Osuch SJ

Dzielę się … z nadzieją, że nikogo nie zniechęcę w miarę zwięzłymi objaśnieniami pewnych „rygorów” i zasad, które zdaniem św. Ignacego Loyoli mają pomóc owocniej przeżyć ośmiodniowe rekolekcje, zwłaszcza tzw. pierwszy tydzień (etap). 

o. Krzysztof Osuch SJ                                                                                                   tekst roboczy

 

Ceremoniał modlitwy – by rekolekcje ignacjańskie przeżyć owocniej

 

1. Sam Bóg chce zjednoczyć się  z  nami!

2. Co należy czynić?

3. Jak dysponować się do spotkania?

1. Odosobnić się i milczeć (Ćd 20)

2. Wejść wielkodusznie i z hojnością (Ćd 5)

3. Nie skracać czasu modlitwy (Ćd 12 i 13)

4. Liczyć się z działaniem duchów – Dobrego i Złego (Ćd 6 -11)

5. Być gotowym do „naginania się” i błagania (Ćd 16)

6. Gotowość do rozmowy z osobą towarzyszącą (Ćd 17)

7. Zasypiać i budzić się w określony sposób (Ćd 73,74)

8. Przygotować modlitwę – wczytać się w Słowo Boże (Ćd 2)

9. Uspokoić ducha (Ćd 239, 131)

10. Wznieść umysł ku górze, ku Bogu (Ćd 75)

11. Refleksja po medytacji (Ćd 77)

 

1. Sam Bóg chce zjednoczyć się  z  nami!

Jest to najważniejsza wiadomość w całym naszym życiu. Nazywamy ją ewangelią – dobrą nowiną! Bóg zaprasza nas, powołuje do miłosnej wspólnoty, w której doznamy przebóstwienia. Oprócz obecnego życia, w którym otrzymujemy zaczątek Życia Bożego, czeka nas życie wieczne, w pełni uszczęśliwiające. Te słowa kryją w sobie Treść, której nie potrafimy jeszcze zgłębić ani docenić, jak należy. To, co już dzięki intuicji wiary przeczuwamy, przynagla nas do zadania sobie pytania, co winniśmy czynić, by przysposabiać się do zjednoczenia z Bogiem. Niejedno już uczyniliśmy. Co jeszcze winniśmy czynić, by odpowiedzieć na Boże zaproszenie, zwane – podstawowym powołaniem?

U podstaw naszych rekolekcyjnych trudów leży głębokie przekonanie, czerpane w Kościele z Objawienia Bożego, że Zamysł Boga wobec nas jest  pełen miłości i mądrości. Poważny problem na tym polega, że my jesteśmy często, a właściwie z reguły, różnorako przeszkodzeni w przyjmowaniu wspaniałego Planu Bożego wobec nas, podobnie, jak ci zaproszeni na ucztę z przypowieści Jezusa (por. Mt 22, 1-14). Nasz problem to często zamknięcie w sobie i przesadne zajmowanie się sobą. Z niemądrym upodobaniem oddajemy się bałwochwalstwu – siebie i świata. Całe lata bywamy niewolnikami swych żądz, zamiast zaznawać wolności tych, którzy wiedzą jak są przez Boga miłowani i sami miłują z całego serca. Nasza historia życia jest też historią zranień, które czekają na opatrzenie ich i zagojenie. Dręczy nas też nierzadko poczucie winy.

Krótko mówiąc, doświadczamy zniewolenia, cierpimy. Na dodatek tego wszystkiego, odczuwamy lęk. Czujemy się (czasem, prawie stale) tak, jakby ktoś zacieśniał nam przestrzeń, w której na co dzień żyjemy. Trudno jest nam oddychać. Nasz umysł czuje się mało przenikliwy wobec Rzeczywistości. Nasza energia, psychiczna i fizyczna, zużywa się w krążeniu wokół swej trudnej czy wręcz bezwyjściowej sytuacji. Zamiast żyć wielką Perspektywą, którą otworzył nam Bóg w Chrystusie, drepczemy w swoim małym kręgu powtarzających się odczuć i nagabujących myśli. Zamiast być pielgrzymami, pełnymi nadziei zdążającymi do wielkiego Celu, usiłujemy zadowalać się przyjemnościami – co najwyżej konsumenta, spacerowicza, turysty lub gracza. Zamiast żyć tęsknotą, żyjemy maniami[1].

Naszej tęsknoty serca, nadanej nam przez Stwórcę i ku Niemu nas skierowującej, nie pojmiemy właściwie, jeśli nie staniemy się wyraźnie świadomi zarówno powołania, z którym Bóg zwraca się do nas, jak też przeszkód, które należy usunąć z drogi do zjednoczenia z Bogiem.

2. Co należy czynić?

Jest to ulubione pytanie św. Ignacego Loyoli: quid agendum – co należy czynić? Należy zabrać się do poważnej pracy, by stać się świadomym swej relacji z Bogiem i możliwości jej pogłębiania. Elementem tej pracy jest trud rozeznawania się w gąszczu swych skomplikowanych dążeń i towarzyszących im uczuć. Inny ważny element to działania zmierzające do oczyszczenia serca zarówno z grzechów jak z wad, skłonności do zła. Potrzebne jest nam także doświadczenie wewnętrznego uzdrowienia i przebaczenia, które Bóg nam zaofiarowuje, a z kolei my obdarzamy nim „naszych winowajców”.

Na to wszystko potrzebujemy wielu spotkań z Boskimi Osobami, Które udzielając nam Siebie, oczyszczają nas, oświecają i sposobią do zjednoczenia z Nimi. Bóg liczy na naszą usilną i trzeźwą współpracę. Wyraża się ona szczególniej w nieustannej czujności i woli, by rozeznawać duchy, które na nas oddziałują. Zamiast żywić naiwne (i całkiem błędne) przekonanie, że jest się centrum Wszechświata i jedynym kreatorem własnej osoby, trzeba otworzyć się na Przymierze Miłości ze Stwórcą i jednocześnie konsekwentnie odcinać się od wpływów szatana. Nie dokonuje się to łatwo i bezkonfliktowo; przeciwnie, wymaga to zmagania i ciągłej walki duchowej. Przestrzeń do tego wszystkiego stwarza nam także, a poniekąd przede wszystkim, rozważanie Słowa Bożego, spotkania z Jezusem.

Tu nasuwa się ważne dla nas pytanie: co winniśmy uczynić, by spotkania z Jezusem były owocne? I jak się do nich dysponować?

3. Jak dysponować się do spotkania?

Na to pytanie nie da się odpowiedzieć krótko i jednocześnie wyczerpująco. Właściwie całe życie zdobywamy praktyczną wiedzę na temat modlitewnych spotkań z Bogiem. Pewno też całe życie czujemy się jak nowicjusz (ktoś początkujący), który za każdym razem musi się zastanowić, jak „zaaranżować” spotkanie z Kimś Najważniejszym. Nie my pierwsi zadajemy sobie pytanie o własny wkład w modlitwę. Niektórzy, dzięki współpracy z wielkimi łaskami mistycznymi, są uznawani za mistrzów w prowadzeniu po drogach modlitwy i zjednoczenia z Bogiem, np. św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża. Także św. Ignacy Loyola, słusznie nazywany praktycznym geniuszem w dziedzinie życia duchowego, w książeczce Ćwiczeń duchownych (odtąd: Ćd), zgromadził cały zestaw wskazań metodycznych, dzięki którym poruszamy się pewniej, szukając zbliżenia do Boga i kontaktu z Nim. W obecnym rozważaniu podejmę niektóre z tych wskazań. W oryginalnej wersji znajdziemy je zwłaszcza w Uwagach wstępnych (Ćd 1-20), w Uwagach dodatkowych (Ćd 73-90) czy też w opisie Metody medytacji (por. Ćd 45-54; 62 i 64), i w paru innych miejscach[2].

1. Odosobnić się i milczeć (Ćd 20)

„Temu, co[3] pragnie we wszystkim, ile tylko może, postąpić, można dać całe Ćwiczenia duchowne. Normalnie postąpi on w nich tym więcej, im bardziej odłączy się od wszystkich przyjaciół i znajomych i od wszelkiej troski doczesnej, opuszczając np. dom, w którym mieszka, aby żyć w jak największym odosobnieniu i ukryciu ” (Ćd 20a). – Udając się na rekolekcje, odosobniamy się i w ten sposób spełniamy jeden z ważnych warunków spotkania Boga. „Wszyscy wielcy poszukiwacze Boga zgodnie twierdzą, że Boga nie można znaleźć wśród hałasu, niepokoju i zamętu. Ucieczka z miasta stanowi zerwanie ze wszystkim, co przeszkadza spotkaniu. Trzeba więc zapuścić się w przestrzeń samotności, milczenia, spokoju. One to tworzą atmosferę spotkania” (Al. Pronzato). O potrzebie odosobnienia – dla niektórych na stałe a dla pozostałych co jakiś czas i na pewien czas –  mówi też starożytne zawołanie: „Arseniuszu, uciekaj od ludzi (fuga); Arseniuszu, milcz (tace); Arseniuszu, uspokój się (quiesce – esychaze)!”

Zawsze w podejmowaniu ważnych działań bardzo ważna jest motywacja. Tylko dla ważnych powodów można podjąć trud kilkudniowego odosobnienia. W Uwagach wstępnych św. Ignacy przedkłada niektóre racje, dla których warto podjąć trud odosobnienia i duchowych ćwiczeń.

„Z takiego odosobnienia płyną trzy główne korzyści obok wielu innych: Pierwsza: Odłączając się od wielu przyjaciół, znajomych i od wielu zajęć nie [zawsze] dobrze uporządkowanych, i czyniąc to w tym celu, aby służyć Panu Bogu naszemu i chwalić go, niemałą ma zasługę w oczach jego Boskiego Majestatu. Druga: Będąc tak odosobnionym i mając umysł niezaprzątnięty wieloma sprawami, lecz całe swe staranie kierując ku jednej tylko sprawie, a mianowicie ku służbie swego Stwórcy i ku postępowi swej duszy, swobodniej posługuje się swymi władzami naturalnymi do szukania pilnie tego, czego tak bardzo pragnie. Trzecia: Im bardziej dusza nasza jest samotna i odosobniona, tym bardziej staje się sposobna do tego, by się przybliżyć do Stwórcy i Pana swego i dosięgnąć go. A im bardziej tak go dosięga, tym bardziej usposabia się do przyjmowania łask i darów od jego Boskiej i najwyższej Dobroci(Ćd 20 b; wszystkie podkreślenia i wyróżnienia w tekstach z Ćd są moje – OK). – Jak widać, św. Ignacy śmiało mówi o „korzyściach” i to bardzo wielkich, najbardziej znaczących.

Także w paru innych miejscach św. Ignacy składa równie śmiałe obietnice (zobacz Ćd 2 i 15). Warto dobrze je rozważyć i wziąć je sobie do serca, by wchodzić w Ćwiczenia z nadzieją, radością i odwagą oraz wielkodusznością.

Do zapewnień św. Ignacego możemy dodać i tę wypowiedź, która jest i stawieniem wymagania i obietnicą: „Istnieje przesłanie od Boga, którego nie można przyjąć bez odizolowania się; istnieje łaska intymności udzielana jedynie tym, którzy milczą i rzeczywiście oddzielili się od świata na jakiś czas czy definitywnie”[4].

Na wagę milczenia w czasie rekolekcji można popatrzeć również z punktu widzenia psychologii. Dla pobudzenia wewnętrznej aktywności (myślenia, wyobraźni, uczuć) konieczne jest zdecydowane ograniczenie bodźców obecnych na co dzień w naszej cywilizacji pełnej hałasu, obrazów i informacji. Musi zmniejszyć się konieczna dla organizmu stymulacja pochodząca z zewnątrz (życie towarzyskie, radio, TV, itp.), aby obudził się „głód” stymulacji wewnętrznej[5].

Matka Teresa z Kalkuty tak mówi o potrzebie ciszy dla modlitwy: ”Bardzo trudno jest nam modlić się, jeśli nie wiemy, jak powinna wyglądać modlitwa. Musimy pomóc samym sobie w nauczeniu się modlitwy. Najważniejsza jest cisza. Dusze ludzi rozmodlonych to dusze, w których panuje głęboka cisza. Nie możemy stanąć w obecności Bożej, jeśli nie narzucimy sobie ciszy wewnętrznej i zewnętrznej.”

2. Wejść wielkodusznie i z hojnością (Ćd 5)

Św. Ignacy zachęca nas, by wejść w rekolekcje wielkodusznie i z hojnością. „Temu, który przyjmuje i odprawia Ćwiczenia, wielce pomoże, jeśli wejdzie w nie wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy i Pana i złoży mu w ofierze całą swą wolę i wolność, aby Boski jego Majestat tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się wedle najświętszej woli swojej [98, 147, 234]” (Ćd 5). – Oto najzwięźlej zostało powiedziane, do czego podążamy drogą Ćwiczeń. Być może ktoś odczuł opór i lęk.

Nie ma powodu, by lękliwie i małodusznie kontrolować to, co Bóg może nam zabrać w czasie rekolekcji. Jeśli Bóg prosi nas, byśmy się czegoś wyrzekli lub coś Mu ofiarowali, to tylko po to, żeby jeszcze hojniej obdarować nas Sobą i darami łaski! Jego działanie jest zawsze przyjazne. Zważywszy jednak na skażenie ludzkiej natury grzechem, winniśmy z góry wiedzieć, że zawsze potrzebny jest z naszej strony „trud uczestniczenia w łasce”.

Św. Ignacy od samego początku stawia sprawę jasno, informując nas o tym, że Ćd na różne sposoby przygotowują nas i usposabiają „do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy”(Ćd 1). Stawanie się wolnym dla Boga nie czyni nam żadnej krzywdy. Przeciwnie, dobrze jest przezwyciężyć tę część własnej osobowości (samego siebie), która skłóca nas z Bogiem i buntuje przeciw Jego Prawu Miłości. Dobrze jest uporządkować swe życie, ucząc się podejmowania decyzji w taki sposób, by nie kierować się jakimkolwiek przywiązaniem, które oddala nas od Boga (por. Ćd 21) W u-porządk-owaniu jest porządek, czyli – ład i ład-ność, czyli piękno.

Dążenie do zaprowadzenia w sobie Bożego ładu na pewno zaowocuje pokojem, który jest dobrem tak cennym i upragnionym. Świat dać go nie może!

3. Nie skracać czasu modlitwy (Ćd 12 i 13)

„Dający Ćwiczenia powinien bardzo kłaść na sercu odprawiającemu je, żeby przez godzinę oddawał się każdemu z pięciu ćwiczeń czy kontemplacji, które co dzień się odprawia, i żeby starał się mieć zadowolenie w duszy płynące ze świadomości, iż wytrwał w danym ćwiczeniu przez całą godzinę, a nawet nieco dłużej niż krócej. Nieprzyjaciel bowiem zwykł niemało zabiegać o to, żeby nas doprowadzić do skrócenia godziny takiej kontemplacji, rozmyślania lub [w ogóle] modlitwy” (Ćd 12).

„Trzeba tu jeszcze zauważyć, jak w czasie pocieszenia łatwo i lekko jest oddawać się kontemplacji przez całą godzinę, tak znów w czasie strapienia jest bardzo trudno wytrwać w niej do końca. I dlatego odprawiający Ćwiczenia powinien zawsze trwać na modlitwie nieco dłużej ponad pełną godzinę, a to w tym celu, żeby działać przeciw strapieniu i przezwyciężać pokusy. Trzeba się bowiem przyzwyczaić nie tylko do tego, żeby stawiać opór przeciwnikowi, ale nadto żeby go powalić na ziemię [16, 167]” (Ćd 13).

Św. Faustynie Pan Jezus powiedział, że zwykł zachowywać największe łaski na koniec modlitwy! Zaś jeden z wybitnych autorów duchowych, J. Laplace SI, trafnie zauważa (parafrazuję): Jest rzeczą wątpliwą, czy ktoś zrozumie i przeżyje kiedykolwiek, czym jest modlitwa, jeżeli nie zdecyduje się płacić czasem za doświadczenie modlitwy. W tej zgodzie na poświęcenie czasu na modlitwę jest zawarty prawdziwy akt wiary w rzeczywiste działanie Boga w sercu – poprzez oddany czas.

Zazwyczaj cechuje nas niecierpliwość wobec planów Boga względem nas! Cierpliwość, męstwo, odwaga są bardzo ważnymi sprawnościami (cnotami) chrześcijanina… Franz Kafka trafnie zauważył, że ludzie przez niecierpliwość wyszli z raju i przez niecierpliwość do raju nie powracają. Modląc się wytrwale, powracamy do Raju, czyli do coraz większej zażyłości z Bogiem!

4. Liczyć się z działaniem duchów – Dobrego i Złego (Ćd 6 -11)

Niezależnie od naszych wyobrażeń i doraźnych oczekiwań winniśmy pamiętać, że czas rekolekcji to przede wszystkim czas intensywnego działania Boskich Osób i także złych duchów. Może się zdarzyć i tak, że nie ma oznak obecności i działania Kogoś innego (oprócz nas samych). Możemy się czuć sami i samotni. Św. Ignacy przewiduje tę sytuację i tak ją objaśnia: „Kiedy ten, co daje Ćwiczenia, zauważy, że w duszy odprawiającego Ćwiczenia nie zachodzą żadne poruszenia duchowe, jakimi są pocieszenia lub strapienia[6], i że nie poruszają nim żadne duchy, powinien go wiele wypytywać o Ćwiczenia, czy je odprawia w porach przeznaczonych i jak; podobnie też [niech go pyta] o Uwagi dodatkowe (Addycje 73-90), czy je pilnie zachowuje; i niech się szczegółowo pyta o każdą z tych rzeczy” (Ćd 6).

Powyższe zalecenie i pouczenie jest skierowane do dającego Ćwiczenia, jednak i rekolektant dowiaduje się czegoś ważnego na temat podjętej drogi Ćwiczeń. Najpierw: że normalnie, tj. przy zaangażowaniu w rekolekcje poprzez zwłaszcza słuchanie Słowa Bożego, będziemy przeżywać stany pocieszeń (316) i strapień (317); i po wtóre: że nie jesteśmy w czasie rekolekcji SAMI, lecz że przychodzi do nas Duch Święty z Miłością Jezusa Chrystusa, „krąży” też koło nas diabeł, starając się przeszkodzić nam w wysiłku otwierania się na Boga i zbliżania się do Niego (por. 1 Pt 5,8: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć).

Jesteśmy też informowani, że należy być wiernym w trzymaniu się metody i w aktywnym w rozważaniu Słowa Bożego. Zatem jeśli widzimy, że trwamy w jakimś zastoju (brak poruszeń wewnętrznych, chłód, obojętność) – to sprawdzajmy swoje zaangażowanie, nie czekając aż zostaniemy o to zapytani.

Czyniąc to wszystko, uczymy się świadomego i zreflektowanego życia duchowego. Przestajemy być bierni i bezradni, skoro wiemy, co winniśmy czynić.

Kolejna adnotacja (7) jest wybitnie dla dającego Ćwiczenia, ale i rekolektantowi przynosi pouczenie, m. in. przez to, że budzi w nim ufne nastawienie: „Jeśli dający Ćwiczenia zauważy, że odprawiający je doznaje strapień i pokus, niech nie będzie wobec niego twardy i szorstki, ale miły i łagodny, dając mu otuchy i sił do dalszego postępu; niech też odkrywa przed nim podstępy nieprzyjaciela natury ludzkiej i niech go tak usposabia, by się przygotował na przyjęcie zbliżającego się pocieszenia” (Ćd 7).

Jest tu zawarta bardzo cenna informacja dla odprawiającego Ćwiczenia. Najpierw o tym, że w czasie rekolekcji mogą się pojawić nie tylko strapienia, ale i pokusy (por. Ćd 9). Nie należy się temu ani dziwić, ani tym bardziej ulegać panice. Owszem, wiem, że mam przeciw sobie nieprzyjaciela ludzkiej natury, ale mogę liczyć na pomoc, na dobroć i łagodność Kościoła – obecnego w osobie towarzyszącej. A poza tym z góry mogę być pewny, że zbliża się pocieszenie. (Jest to równie pewne jak wschód Słońca w kolejny poranek!)

„Dający Ćwiczenia, stosownie do potrzeb odprawiającego je, w wypadku strapień i podstępów nieprzyjaciela, a to samo dotyczy i pocieszeń, może mu przedłożyć reguły pierwszego i drugiego tygodnia odnoszące się do rozeznania duchów” [Ćd 313-336] (Ćd  8).

– Dobrze jest z góry i jasno wiedzieć, że „w wypadku strapień i podstępów nieprzyjaciela” nie jesteśmy bezradni! Mamy do dyspozycji (zarówno dający jak i odprawiający) bardzo cenną pomoc w postaci: „Reguł pierwszego i drugiego tygodnia, odnoszących się do rozeznania duchów” [313-336]. Dający Ćwiczenia wie o tych Regułach więcej niż rekolektant, i to on winien, w razie potrzeby, co prędzej do nich odesłać, rozeznając, co komu bardziej jest pomocne! Jednak i odprawiający może czerpać z tego samego źródła coraz śmielej i coraz bardziej samodzielnie (por. Reguły o rozeznawaniu duchów Ćd 313-336).

„W stosunku do odprawiającego Ćwiczenia pierwszego tygodnia należy zwrócić uwagę na rzecz następującą: Jeśli jest to człowiek nie mający doświadczenia w rzeczach duchownych i jeśli doznaje pokus grubych i jawnych, np. kiedy [kusiciel] ukazuje mu przeszkody do postępu w służbie Boga, Pana naszego, jakimi są trudy, zawstydzenia i obawa utraty honorów światowych itp., niech wtedy dający Ćwiczenia nie wykłada mu reguł drugiego tygodnia o różnych duchach. Bo o ile pomogą mu reguły pierwszego tygodnia, o tyle zaszkodzą mu reguły drugiego tygodnia, zawierają bowiem w sobie sprawy zbyt subtelne i zbyt wzniosłe, żeby je mógł zrozumieć” (Ćd 9). – Powyższa informacja (pouczenie) nie jest jakąś wiedzą tajemną czy zarezerwowaną. Każdy może wyczytać z tego tekstu parę pożytecznych informacji. Dobrze jest kolejny raz uświadomić sobie, że ktoś bardzo zły i złośliwy utrudnia mi zbliżanie się do Boga i że zależnie od mojego zaawansowania w życiu duchowym uderza we mnie „pokusami grubymi i jawnymi” lub też stosuje taktykę, o której mówi kolejna uwaga.

„Gdy dający Ćwiczenia zauważy, że odprawiający je doznaje napaści i pokus pod jakimś pozorem dobra, wtedy jest rzeczą stosowną przedłożyć mu wspomniane już reguły drugiego tygodnia. a). Zazwyczaj bowiem nieprzyjaciel natury ludzkiej więcej kusi pod pozorem dobra, gdy człowiek ćwiczy się na drodze oświecającej, która odpowiada ćwiczeniom drugiego tygodnia; b). natomiast na drodze oczyszczającej, która odpowiada ćwiczeniom pierwszego tygodnia, nie zdarza się to tak często” (Ćd 10).

– Dobrze jest wiedzieć o powyższej prawidłowości! Jest to tym ważniejsze, że to subtelne kuszenie i napady Złego mogą pojawić się już na pierwszym Tygodniu Ćwiczeń.

Kolejna uwaga zaleca maksymalną koncentrację na treści aktualnie rozważanego Słowa Bożego: „Dla odprawiającego ćwiczenia pierwszego tygodnia jest rzeczą pożyteczną nie wiedzieć nic o tym, co będzie czynił w drugim tygodniu; owszem, niech tak usilnie stara się uzyskać to, czego szuka w pierwszym, jakby niczego dobrego nie spodziewał się znaleźć w drugim” (Ćd 11). – To na dzisiejsze Słowo Pana, z danej medytacji, należy zareagować jak najpełniej! Po prostu należy skupić się na tym, co dziś PAN do mnie mówi. Cóż dałoby zajmowanie się tym, co kiedyś będzie, gdyby zabrakło odpowiedzi danej Panu na to Słowo, które teraz słyszę?

5. Być gotowym do „naginania się” i błagania (Ćd 16)

Jeśli w relacji z Bogiem chcemy być szczerzy i konsekwentni, to winniśmy troszczyć się o to, żeby miał On wolną rękę w coraz pełniejszym udzielaniu nam Siebie. Winno nam zależeć, „żeby Stwórca i Pan działał pewniej w swoim stworzeniu”. Jeśli zatem zauważamy, że mamy „nieuporządkowane przywiązanie i skłonność do jakiejś rzeczy”, to winniśmy jasno wiedzieć, co pomaga odzyskać wewnętrzną wolność. Bardzo pożyteczne jest, „aby ze wszystkich sił naginać się ku temu, co jest przeciwne temu złemu przywiązaniu. Np. gdy dusza kierując się przywiązaniem chce szukać i zdobyć jakiś urząd lub beneficjum nie dla czci i chwały Boga, Pana naszego, i nie dla dobra duchownego dusz, ale dla własnych swych korzyści i zysków doczesnych, powinna wtedy pragnąć rzeczy wręcz przeciwnych; 2-o: niech usiłuje w modlitwie i innych ćwiczeniach duchowych prosić Boga, Pana naszego, właśnie o to, co jest przeciwne, a mianowicie żeby nie pragnęła takiego urzędu czy beneficjum, ani żadnej innej rzeczy, chyba że Boski Majestat, wprowadzając ład w jej pragnienia, odmieni jej pierwsze uczucia tak, żeby jedyną racją pragnienia lub posiadania tej czy innej rzeczy była wyłącznie służba, cześć i chwała jego Boskiego Majestatu” [172, 184]” (Ćd 16).

Popatrzmy na nasze codzienne życie i pomyślmy, ileż to „nieuporządkowanych uczuć” i skrytych za nimi namiętnych sił (energii) ponosi nas, uwodzi i zniewala. Jakże często psuje się jakość naszego życia osobistego…, rodzinnego…, społecznego…, ponieważ nie staramy się wprowadzić ładu Miłości w nasze pragnienia i pożądania. Chcąc dojść do ładu w wewnętrznych dążeniach i w uczuciach, trzeba w imię Boskiej Miłości wejść w konfrontację ze swymi egocentrycznymi pożądaniami. Nietrudno przewidzieć, co zacznie się dziać w naszym wnętrzu, gdy naprawdę podejmiemy pierwszą i następne walki o wolność serca – dla Pana; gdy zechcemy ułożyć różne sfery życia podług naprawdę prawa Boskiej miłości (agape)Nie czekając na rekolekcje (tym bardziej w trakcie ich trwania), stosujmy wskazaną zasadę przeciwdziałania swoim konkretnym przywiązaniom.

Zalecona metoda wywalczania (przez naginanie się) i wymadlania wolności serca – dla Boga, ma bardzo szerokie zastosowanie. Gdy tylko zaczynamy na serio słuchać Jezusa (np. wczytując się w Jego Kazanie na Górze), to niemal natychmiast widać, ilu to „rzeczom”, tendencjom, wadom musimy się przeciwstawić. Szesnasta uwaga z Ćd mówi prosto i precyzyjnie, jak się za to zabrać! Jak naprawdę przyłożyć „siekierę do korzenia”, by przestać być niewolnikiem, a zbliżyć się do wolności „dziecka Bożego”.

6. Gotowość do rozmowy z osobą towarzyszącą (Ćd 17)

„Jest rzeczą bardzo pożyteczną, aby dający Ćwiczenia, nie starając się zresztą wybadać i poznać myśli i grzechów odprawiającego Ćwiczenia, jednakże dobrze wiedział o różnych poruszeniach i myślach, które różne duchy mu podsuwają. Albowiem wedle większego lub mniejszego postępu będzie mógł dawać pewne stosowne dlań ćwiczenia duchowne, odpowiednie do potrzeb duszy doznającej takich właśnie poruszeń” (Ćd 17). – Dwa drobne akcenty: „Jest rzeczą bardzo pożyteczną”, aby „dobrze wiedział o”.

Jest zapewne zbyteczne bronienie i uzasadnianie tego, co jest cennym i czystym darem Chrystusa w Kościele. Jeśli POMOC może być pełniejsza i skuteczniejsza, to dlaczego się wzbraniać?! Racji dla prowadzenia rozmów w ĆD jest sporo. Natomiast ta – wymieniona w Ćd 17 wymaga wyjaśnienia, ponieważ w naszych rekolekcjach (w Częstochowie) całkowite zindywidualizowanie i dostosowanie treści ćwiczeń do sytuacji rekolektanta nie jest możliwe, ALE i tak bardzo pożyteczne jest ujawnianie „różnych poruszeń i myśli, które różne duchy podsuwają” rekolektantowi! Korzyścią jest m. in. to, że rekolektant staje się mniej podatny na manipulację i presję ze strony zarówno starego człowieka jak i złego ducha! Dobra rada – dana w klimacie zaufania i szczerości – na pewno umacnia w kroczeniu po drodze Ćwiczeń pomimo doświadczanych trudności.

Jeśli ktoś od dawna nosi w sobie wielkie problemy, to nimi zapewne chce się zająć (w czasie tych rekolekcji). To bardzo dobrze, jeśli jesteśmy gotowi wypowiedzieć swój główny czy wielki problem życiowy. Wypowiedzenie swego głównego problemu w ciągu paru pierwszych dni (1, 2, 3-i dzień) może bardzo pomóc w odblokowaniu się dla słuchania tego, co Bóg chce mi powiedzieć… Człowiek jest kimś godnym i niezmiernie ważnym, dlatego ma prawo, a nawet obowiązek, by szukać pomocy i by pozwolić sobie pomóc! Jednak niektórzy doświadczeni rekolekcjoniści radzą, żeby na samym początku rekolekcji „schować swoje problemy do szafy”, a otworzyć się przede wszystkim na to, co sam Bóg ma nam do powiedzenia. Jest to dobra rada, ale tylko w tym sensie, że staramy się oderwać od samotnego radzenia sobie ze swoimi problemami. Trzeba starać się przekroczyć siebie i swoją trudną sytuację – zwracając się ku Światłu i Mocy Boga! Być może mamy już nawet obrzydzenie do samotnego myślenia o swoich własnych troskach i problemach. Może już dobrze wiemy, że od samego własnego myślenia o problemach, o lękach i o innych uczuciach czy też o ranach duszy i serca – raczej nic się nie zmieni na lepsze. Być może jesteśmy dogłębnie rozczarowani, ponieważ nawet najbliższe osoby, np. w rodzinie czy we wspólnocie, nie potrafiły zaofiarować nam znaczącej pomocy… Czasem także tzw. fachowa pomoc psychologa okazuje się być bezsilną wobec naszych najgłębszych problemów.

Szczególnym, ale i bardzo ważnym „przypadkiem” jest to, kiedy ktoś pragnie rozpoznać swoje powołanie życiowe. W tej sytuacji należy uzbroić się w cierpliwość, by spokojnie – przeżywając kolejne tygodnie Ćwiczeń – rozpoznawać znaki Bożego wyboru wobec siebie. Ponadto zawsze należy zachować gotowość zareagowania na to, co Słowo Boże wywoła w nas w tej czy innej sprawie.

Uogólniając, powiedzmy, że nasze sytuacje życiowe bywają bardzo zróżnicowane, ale wszyscy potrzebujemy pomocy Boga, który przychodzi do nas w Kościele, czyli także przez usługę bliźniego, który słucha w duchu i w imię Chrystusa. Zechciejmy zatem podejmować w czasie rekolekcji to, co tak bardzo naznacza naszą codzienność i objawia się w całej gamie uczuć, tzw. pozytywnych i negatywnych. Jeżeli tu dzisiaj jesteśmy, to zapewne także dlatego, że nabraliśmy przekonania, a przynajmniej mamy pewne przeczucie (i nadzieję), że istotna pomoc przyjść może tylko od Kogoś nieskończenie Większego niż ktokolwiek z ludzi. Tym Kimś Większym i Największym jest Jezus CHRYSTUS! To ON jest obecny i zbawczo działa w Kościele, czyniąc zeń prasakrament ocalania tych, którzy zginęli (por. Łk 15) i źle się mają. Rola tych, którzy udzielają rekolekcji i towarzyszą nam przez kilka dni duchowej pielgrzymki wiary, jest ściśle określona, skromna i całkowicie przyporządkowana zarówno dobru braci i sióstr w wierze, jak też Woli Boga. Trzeba by być szaleńcem, żeby siebie samego i swoje prywatne myśli przedkładać jako to, co radykalnie odmienia życie odprawiających Ćwiczenia duchowne. Łączy nas tu zatem zarówno trudny człowieczy los jak też poznane przez nas Boże Objawienie. Czyńmy zatem akt wiary i zasadnie spodziewajmy się, że Ćwiczenia duchowne św. Ignacego pomogą nam w szukaniu i znajdywaniu Boga-Zbawcy! Zechciejmy zawierzyć temu stwierdzeniu, że mianowicie nasza radykalna słabość i bezradność nie musi wywoływać w nas lęku i poczucia daremności życia. Chrystus jest po to pośród nas, aby moc Jego Łaski okazała się w samym środku naszej słabości i na jej dnie. Do nas należy otworzyć się na Boga, który przychodzi nas ocalić i zbawić!

7. Zasypiać i budzić się w określony sposób (Ćd 73,74)

„Addycje czyli uwagi dodatkowe [pomocne] do lepszego odprawienia Ćwiczeń i do lepszego znalezienia tego, czego się pragnie: Po udaniu się na spoczynek, w chwili kiedy już chcę zasnąć przez czas jednego Zdrowaś Maryjo mam pomyśleć o godzinie, o której mam wstać i po co, i streścić sobie to ćwiczenie, które mam odprawić.”

Jest w tej radzie wielka mądrość! Trzeba ją po prostu stosować. Przy sposobności warto zapytać siebie: z czym, z jakimi treściami zasypiam (w codziennym życiu) i jak to rzutuje na moją poranną modlitwę? Jak oddziałuje na mnie wielość obrazów np. telewizyjnych (pustka, rozbicie, zubożenie ducha, oddalenie od Boga, od siebie i od bliźnich)? Rada św. Ignacego uczy nas zasypiać „w Panu”, zanim zaśniemy w Nim po raz ostatni, by obudzić się w NIM na zawsze… 

Po przebudzeniu, nie dając miejsca rozmaitym myślom, zaraz zwrócić umysł ku temu, co ma być przedmiotem kontemplacji [lub rozmyślania]” – Dobre zasypianie pomaga nam dobrze się obudzić i podjąć dzień, a zwłaszcza modlitwę! Jednak należy ćwiczyć się także w kierowaniu swoimi pierwszymi myślami tuż po przebudzeniu. Zwrot wprost i co prędzej – ku temu, co ma być przedmiotem modlitwy, pomaga w podjęciu nie tylko samej modlitwy (co jest najważniejsze), ale pomaga też przezwyciężać poranne przytłoczenie i zniechęcenie.

8. Przygotować modlitwę – wczytać się w Słowo Boże (Ćd 2)

Nasza modlitwa, zarówno w rekolekcjach jak i w życiu codziennym, winna być przygotowana. W drugiej uwadze wstępnej św. Ignacy określa, jaki ma być wkład dającego rekolekcje; „powinien on opowiedzieć rekolektantowi wiernie historię danej kontemplacji czy rozmyślania, przechodząc tylko od punktu do punktu z krótkim i treściwym objaśnieniem.” Dalej uzasadnia, dlaczego tak należy postępować. „Albowiem ten, co kontempluje, biorąc za podstawę prawdę historyczną, jeśli sam przez własne rozważanie i rozumowanie znajdzie coś, co mu lepiej pomaga do zrozumienia lub przeżycia danej historii, czy to dzięki własnemu rozumowaniu, czy też dzięki mocy Bożej oświecającej jego umysł, więcej znajdzie smaku i owocu duchownego, niż gdyby dający mu Ćwiczenia dużo wyjaśniał i rozwodził się nad znaczeniem danej historii. Bo przecież nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadawala i nasyca duszę.” – Powyższa uwaga nie mówi wprost, że trzeba poświęcić czas na osobiste przygotowanie do medytacji, ale łatwo się tego domyślić. Takie przygotowanie, nie będąc absolutnie konieczne, jest bardzo wskazane ze względu na większą owocność samej medytacji. Po prostu dzięki wcześniejszemu osobistemu przygotowaniu medytacji, nie będziemy zarywać czasu medytacji na przygotowywanie jej. Osobiście przygotowana medytacja pozwoli też zakosztować więcej kontaktu z Bogiem.

Osobiste przygotowanie polega na tym, że wczytujemy się przede wszystkim w wybrany fragment Pisma Świętego, a także ewentualnie w to, co zostało przedłożone we wprowadzeniu (w tzw. punktach). Wskazany czy osobiście wybrany fragment Pisma św. czytamy najpierw w zwykły sposób, tzn. zdanie po zdaniu. Cały czas, jakby w tle, pamiętamy o tym, że mamy przed sobą nie pierwszy lepszy tekst, lecz słowa Boga do nas skierowane. W związku z tym prosimy Ducha Świętego, choćby jednym westchnieniem, by pomógł nam zrozumieć to, co zostało zapisane pod Jego natchnieniem. Ważnym elementem we właściwym podejściu do słowa Bożego jest to, by naprawdę chcieć poznać, co Bóg pragnie zakomunikować mnie osobiście, tu i teraz, w mojej sytuacji, poprzez daną perykopę. Pełny odbiór Bożego Orędzia jest procesem dość złożonym. Pierwszy etap polega zwykle na parokrotnej lekturze (dwa, trzy razy), w której staramy się uchwycić osobiście to, o czym jest mowa w danym fragmencie.

Dopiero w drugim podejściu (etapie), czytając wolniej i jeszcze uważniej, zatrzymujemy się przy każdym zdaniu – z wyraźnym akcentem na to, że Bóg mówi, że mówi do mnie, a ja pragnę poznać, co On do mnie mówi! Przestrzeń owocnego słuchania Boga współtworzona jest także przez szczere przyzwolenie, by Pan dotykał mnie i utrafiał według swej woli i mądrości. – Gdy (dłuższy czas) brakuje nam tych nastawień, to nieuchronnie pojawia się subiektywne odczucie, że Bóg „przestał” mówić do nas. W rzeczywistości, obiektywnie, Bóg mówi zawsze, ale to my Go nie słyszymy, ponieważ brak nam dyspozycji do usłyszenia. Zajęci sobą – nie chcemy słyszeć ani o obdarowaniach Boga, ani o Jego wymaganiach.

Jeśli poważnie, z dobrym usposobieniem, przygotowujemy się do medytacji, to należy się spodziewać, że już na etapie przygotowania pojawią się w nas żywe reakcje na słowo Boże. Warto być bardzo uważnym na te pierwsze reakcje, ponieważ one wyraźnie wskazują, do których treści winniśmy powrócić w czasie samej modlitwy medytacyjnej. Spoza naszych reakcji emocjonalnych przeziera zarówno sam Duch Święty jak też głębia własnej osoby. – Jakże zatem ważne jest to, żeby chcieć podjąć w medytacji to, co zaczątkowo doszło do głosu już w pierwszym uważnym kontakcie ze słowem Bożym.

Zważywszy na to, że nasza pamięć jest dość zawodna, winniśmy dosłownie (materialnie) odnotować – w formie wypisu czy podkreślenia – to, co nas jakoś dotknęło czy poruszyło. Może to być doznanie radości i pocieszenia, lub bólu, zasmucenia, zakwestionowania, bądź odczucie oporu i sprzeciwu itd. Każdy „sygnał”, każde odczucie jest cenne, naprowadza nas bowiem na ważne odkrycia i podpowiada, o czym mówić w spotkaniu z Panem.

Starajmy się też żywić nadzieję, że słowo Boże nie zrobi nam krzywdy, lecz – przy naszej współpracy – okaże w pełni, jak jest zbawczo żywotne i skuteczne (por. Hbr 4, 12). Nie ma powodu, by uciekać od przesłań prześwitujących spoza uczuć, niezależnie od tego czy są one mocne i wyraziste czy raczej delikatne i ledwo wyczuwalne. Podobnie rzecz się ma z uczuciami pozytywnymi i negatywnymi, tzn. przykrymi.

Czas potrzebny na osobiste przygotowanie medytacji jest sprawą dość indywidualną. W czasie rekolekcji wystarczy na osobiste przygotowanie 15 do 20 minut; poza rekolekcjami może to być zdecydowanie za mało, gdyż samemu trzeba zaglądnąć do jakiegoś komentarza czy też dłużej wczytywać się w samo słowo Boże.

9. Uspokoić ducha (Ćd 239, 131)

Niepokój ducha to wielki wróg modlitwy. Człowiek o niespokojnym duchu ma także niespokojne oczy i myśli. Nie potrafi on przeżyć spotkania się ani z drugim człowiekiem, ani tym bardziej z Bogiem. Jego uwaga tylko na krótko zatrzymuje się to przy sobie samym, to przy coraz to nowych przedmiotach. Trzeba zatem uczynić coś, co uciszy jego zmysły, pamięć, wyobraźnię i uczucia, by z kolei móc zwrócić się całym sercem ku Bogu, ku Jego słowom.

Św. Ignacy proponuje prosty i skuteczny sposób na (przynajmniej minimalne) uspokojenie siebie. W dwóch miejscach w Ćwiczeniach jest o tym mowa. We wszystkich ćwiczeniach, oprócz tego o północy i tego o świcie[7], trzeba zastosować coś, co odpowiada drugiej addycji(74), a to w sposób następujący. Gdy sobie uświadomię, że jest już pora na dane ćwiczenie, które mam odprawić, wtedy zanim się udam na to ćwiczenie, przypomnę sobie, dokąd idę i w czyjej obecności stanę; przejdę też w myśli krótko treść ćwiczenia, które mam odprawić, a potem zastosowawszy addycję 3 (75) zacznę ćwiczenie (Ćd 131, uwaga 5).

Najpierw (trzeba uczynić coś, co odpowiada drugiej addycji drugiego tygodnia [131], a mianowicie)  zanim wejdę w modlitwę, mam uspokoić swojego ducha siedząc lub chodząc, jak uznam za lepsze, i rozważyć, dokąd się udaję i po co; taż sama addycja ma być zachowana na początku wszystkich sposobów modlitwy (Ćd 239).

Ten prosty sposób uspokojenia swego wnętrza polega, jak widać, nie tyle na siedzeniu lub chodzeniu, lecz na konsekwentnym zadaniu sobie jednego lub paru pytań.

Zapamiętajmy te proste pytania: dokąd idę? w czyjej obecności stanę? Dokąd się udaję? i po co? Bądźmy pewni, że lepsza będzie nasza modlitwa (w sensie relacyjności), jeśli poprzedzą ją wskazane pytania i własne odpowiedzi. Nie żałujmy na to czasu[8]. Czyńmy to za każdym razem, tak jakby to był pierwszy raz! Nie poddając się rutynie, odpowiadajmy – jest to rzecz ważna – pełnymi zdaniami na zadane pytania. Odpowiedzi niech będą dziecięco proste! Możemy je zaczerpnąć z Pisma św. Choćby tylko jeden psalm 139 dostarczy nam wielu „podpowiedzi”. Mając przed oczyma ten psalm czy inne wypisane teksty, mówię powoli i z namysłem: oto idę do Tego, który mnie zna i przenika! Stanę w Obecności Tego, Który… Idę do Niego po to, aby… Lub Ty, Panie, znasz mnie i przenikasz! Jesteś ze mną zawsze i wszędzie. Nie odstępujesz ode mnie ani na krok, ani na jedną sekundę. Ty masz moje imię wypisane na obu Swych dłoniach, i w przebitych dłoniach Twego Syna. Boże mój, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Ty nosisz mnie na rękach. Podnosisz do policzka. Karmisz. Odkupujesz. Zbawiasz. Prowadzisz mnie do Siebie. Miłujesz mnie od zawsze. Dobrze mi życzysz. Jestem dla Ciebie cenny i drogi. Ty odpowiadasz mi, gdy pytam. Wywyższasz mnie ku wyżynom Nieba. Cierpiałeś za mnie i dla mnie. Obarczyłeś się moimi grzechami. Wydajesz się za mnie. Przebaczasz mi nieprawości. Dajesz mi wszystko. Dajesz mi Siebie. Ochraniasz mnie. Dźwigasz. Oświecasz. Pouczasz. Objawiasz mi Siebie. Objawiasz mi swój wielki Zamysł zbawczy. Zawsze odbudowujesz mnie, gdy idę w ruinę. Itd.

Zdań, którym pozwalamy wybrzmieć w ramach uspokojenia ducha, nie musi być aż tak dużo. Niekiedy wystarczy jedno[9]. Czasem jednak dopiero większa liczba zdań uprzytamnia nam, dokąd się udajemy i po co! I w Czyjej to Obecności staniemy!

Warto zatem mieć pod ręką kilka słownych ikon Boga. Jedne mogą być osobiście wypracowane, inne zapożyczone[10]. Mogą być one bardzo proste. Ważne jest jednak, żeby były! I żeby składały się z konkretnych słów i zdań! Raczej na niewiele zda się „coś” mgliście pomyślane na temat Boga!

Tacy jesteśmy, że chcemy z góry wiedzieć, co da nam określony trud czy praktyka. Otóż praktykując sugerowane uspokajanie ducha, skuteczniej wyrywamy się z siebie i przechodzimy w Boga (św. Ignacy). Zaś po „przejściu w Boga”, po nawiązaniu relacji z Nim – potrafimy słuchać Go uważnie i trwać przy Nim do końca. Nie zaatakuje nas tak łatwo pokusa skracania modlitwy (por. Ćd 12,13). Przywołując od samego początku Wspaniałość Boga, w naturalny sposób uchronimy się także przed przeintelektualizowaniem medytacji.

Sądzę, że tyle argumentów i spodziewanych korzyści powinno nas przekonać, by nie zaczynać modlitwy jakkolwiek. Naprawdę warto choćby i przymusić siebie do prostych działań, poprzez które sam Bóg nas uspokaja, gdy sobie mówimy, jaki On jest! Uważam, że warto na to działanie poświęcić sporo czasu, kilka do kilkunastu minut. To samo dotyczy aktów wstępnych w samej medytacji; to czysty zysk, jeśli poświęcimy na nie choćby ¼ całego czasu modlitwy.

10. Wznieść umysł ku górze, ku Bogu (Ćd 75)

„Przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem” (Ćd 75).

Na samym początku medytacji, po uprzednim „uspokojeniu ducha”, wznosimy umysł ku Bogu. To działanie konkretyzujemy, rozważając własną odpowiedź na pytanie: jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd.? Jeśli mój obraz Boga jest prawdziwy i wyrazisty, to dość szybko oczy Boga, patrzącego na mnie, wypełnią się Jego Miłością do mnie. Winniśmy zważać na to, aby to wzniesienie umysłu ku Bogu nie było jedynie umysłowe, tylko pomyślane. Wypada tak długo trwać pod przyjaznym wejrzeniem Ojca, aż poczujemy pokój i bezpieczeństwo, a także choćby zaczątek radości.

Można wspomóc się jakąś stałą formułą, własną lub cudzą, która przypomni nam, co jest treścią Bożego patrzenia na mnie. Mogę sobie powiedzieć: W Twoim spojrzeniu, Ojcze, jest tylko Miłość, która widzi we mnie dziecko – pełne dobra i dobroci, a także piękna i tego wszystkiego, co pochodzi z Twojego stwórczego aktu i z niezliczonych Twoich obdarowań itd. Widzę w Twoich oczach, że jesteś mi bardziej rad niż matka i ojciec. Jesteś we mnie bardziej zakochany niż oblubieniec w oblubienicy… Cieszysz się mną. Radujesz się, gdy oto teraz nie jestem sam, lecz z Tobą! Pragniesz mojej uwagi na Ciebie skierowanej, bo wiesz, że widok Twojej Boskiej Wspaniałości jest dla mnie największą radością i obietnicą wiecznego szczęścia…

Niewątpliwie, w patrzeniu osoby na osobę jest coś szczególnie cennego… Zakłopotanie budzi ono tylko wtedy, gdy płynie z uprzedmiotowiającego pożądania. Jeśli jednak w patrzeniu jest miłość, to daje ono (patrzenie osoby na osobę) przedsmak uszczęśliwienia, którego pełnia jest w miłosnym zjednoczeniu i współprzenikaniu.

Ku Bogu można wznieść się na różne sposoby[11]. Jest więcej możliwych pytań, które potrącają czułą strunę w naszej relacji z Bogiem. Na przykład można pytać: co w odniesieniu Boga do mnie wzrusza mnie najbardziej? Które stałe działanie Boga znaczy dla mnie najwięcej? – Do własnej inwencji (co do pytań i odpowiedzi) zachęca nas maleńkie „itd.”, dodane przez Ignacego po pytaniu: jak Pan Bóg patrzy na mnie itd.

Wzniesienie umysłu ku Bogu i „ujrzenie” Go takim, jaki jest, winno zostać dopełnione wyrażeniem uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem. Majestat Boga w naturalny sposób przygina nasze kolana. Zaś świadomość, że wchodząc w spotkanie z Bogiem nie wnosimy nic własnego, wywołuje w nas chęć, by się uniżyć. Nie ma najmniejszego powodu, by stworzenie stawało przed Stwórcą z „zadartą głową”, pysznie, po partnersku czy wręcz z jakimikolwiek roszczeniami.

Jest jeszcze jeden powód do pokornego myślenia o sobie na progu modlitwy. Owszem, wiemy, że Bóg proponuje nam dziecięcą relację, jednak my sami z siebie winniśmy wiedzieć, że nie przystoi, byśmy ważyli się – z własnej tylko inicjatywy – wzywać Boga na spotkanie, na modlitwę. Ponadto jakże my, tacy maleńcy, mielibyśmy rozmawiać z samym Bogiem pełnym niepojętej Chwały?! To nawet z międzyludzkich odniesień znamy pewno takie sytuacje, kiedy nie wiedzieliśmy, jak usta otworzyć, bo onieśmielał nas czyjś autorytet, piękno czy jakiś blask wyjątkowej osoby…

„Trzeba u początku modlitwy – pisze kardynał C. M. Martini– uświadomić sobie (…), że nie umiemy się modlić. Panie, nie umiem się modlić. Panie, ty módl się we mnie: niech Twój Duch mnie prowadzi. Jest rzeczą niezbędną usunąć z dialogu z Bogiem jakiekolwiek przekonanie o tym, że umiemy się modlić, że jesteśmy mistrzami modlitwy. Musimy wejść w modlitwę jako ubodzy, jako nic nie posiadający, tak jak ten grzesznik w świątyni. Za każdym razem, kiedy stajemy przed Bogiem, stajemy jako absolutnie ubodzy. Wydaje mi się, że ilekroć z taką postawą nie wchodzimy w modlitwę, nasza modlitwa na tym cierpi, staje się bardziej trudna, cięższa, przepełniona jest rzeczami, które przeszkadzają. Niezbędną jest rzeczą wejście, stanięcie przed obliczem Bożym w stanie naprawdę uświadomionego sobie ubóstwa, w stanie ogołocenia, bez jakichkolwiek roszczeń czy pretensji. Możemy na przykład wejść w modlitwę z takim oto nastawieniem: Panie, nie umiem się modlić i jeśli Ty sprawisz, że będę stał przed Tobą w stanie pustki, posuchy, oczekiwania, będę błogosławił to oczekiwanie, ponieważ Ty jesteś zbyt wielki, bym mógł to pojąć. Ty jesteś przeogromny, Niezmierzony, Nieskończony, Wieczny. Jak ja mógłbym mówić z Tobą? (…)Nieustannie musimy odnajdywać siebie w sytuacji ślepca, który woła: Panie, żebym przejrzał, żebym mógł wymówić słowa, które Duch mi sugeruje[12].

Wszystko, co dotąd powiedzieliśmy (za św. Ignacym), budzi w nas uważność wobec wydarzenia modlitwy. Dialogu z Bogiem nie można traktować jako jednej z codziennych rzeczy do zrobienia. Wielki jest Ten, do którego przychodzimy. Nie jest On ani przedmiotem, ani „kolegą”, ani też moim lustrem, w którym miałbym przyglądać się sobie na podobieństwo mitycznego Narcyza. Podejmując modlitwę, przychodzę do Całkiem Innego, do mojego Stwórcy, Pana, Przyjaciela, do Boga, który jest Ojcem-Synem i Duchem Świętym. On jako pierwszy zawsze „patrzy na mnie”, a ja – skupiwszy się w sobie – staram się w wierze odczuć i odwzajemnić Jego spojrzenie[13].

11. Refleksja po medytacji (Ćd 77)

W Addycji 5 pierwszego tygodnia czytamy: Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (Ćd 77).

Pierwsze, co uderza, to spora ilość czasu, który (w sumie) ma być przeznaczony na refleksję po każdej medytacji. Można by zaryzykować twierdzenie, że waga refleksji po i nad swoją modlitwą jest porównywalna z wagą rachunku sumienia po przeżytym dniu. Struktura refleksji jest wprawdzie dużo prostsza niż w pięciopunktowym rachunku sumienia, ale dokonuje się w niej rzecz dużej wagi.

W czasie refleksji zadajemy sobie pytanie: czy powiodła mi się modlitwa? Jest ono dziecięco proste i bardzo potrzebne. Przecież po przeżyciu ważnych wydarzeń odczuwamy naturalną potrzebę, by jeszcze raz przyjrzeć się temu, co się niedawno wydarzyło. Pragniemy podjąć to, czym zostaliśmy obdarowani; dziękujemy. Chcemy utrwalić rzeczy dobre, zaś naganne przezwyciężamy. – Modlitwa, będąc spotkaniem z samym Bogiem, jak najbardziej zasługuje na to, by zbadać jej przebieg i owocność. Wiemy z doświadczenia, że modlitwa udaje się nam nie za każdym razem. Nie zawsze jednak mamy ochotę i (tym bardziej) nawyk, by chcieć dochodzić przyczyny, dlaczego nie powiodła się modlitwa. Skutki takiej postawy są fatalne; wkradają się błędy, które się zakorzeniają, a z naszą modlitwą i z nami bywa coraz gorzej! – Święty Ignacy podpowiada prosty sposób na utrwalenie tego, co w naszej modlitwie było dobre, i na usuwanie na bieżąco tego, co było w niej jakimś zaniedbaniem czy brakiem zaangażowania.

Gdy dociekamy przyczyny niepowodzenia modlitwy, to bodaj najczęściej musimy szukać jej w obrębie „metody” i uchybień w stosunku do metody. Oczywiście, nie chodzi tu o tzw. formalne uchybienia w stosunku do metody formalnie traktowanej; raczej chodzi o rozmijanie się i lekceważenie ducha, który – według założenia – przenika każde działanie w medytacji czy kontemplacji. Św. Paweł trafnie zauważa: litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia (2 Kor 3, 6). W metodzie medytacji wszystko jest pomyślane jako naprowadzenie na kontakt z Bogiem. Jeśli zatem nie podążamy usilnie za intencjonalnością wpisaną w każdy krok medytacji, to wychodzimy z modlitwy z duchowym niesmakiem. – Refleksja uczy nas świadomie dostrzec ten niesmak i znaleźć zawinioną przyczynę niepowodzenia w modlitwie.

Podkreślmy jeszcze i to, że refleksja jest takim działaniem, które można wykonać jedynie po skończonym ćwiczeniu, a nie wcześniej[14]. Na początku i w trakcie medytacji wystarczy szczera intencja trzymania się ducha metody. Natomiast po skończeniu medytacji przychodzi właściwy czas, by zbadać, jak de facto powiodła się modlitwa. Wtedy też, w przypadku niepowodzenia, jest właściwy czas, by ustalić, na czym polegał nasz błąd w sztuce modlitwy. Konkretniej mówiąc, pytamy, czy wystarczająco zadbaliśmy o wyciszenie wewnętrzne, milczenie, opanowanie wzroku i wyobraźni itd. Rozproszenia, zajęcie uwagi byle wrażeniami – nieuchronnie odwodzą naszą uwagę poznawczą od samego Boga. Trudno jest modlić się także wtedy, gdy na spotkanie z Bogiem idziemy z obawą, że On nam w czymś zagraża lub że zażąda rzeczy trudnych.

Trzeba zatem pytać w refleksji, czy mojego kontaktu z Bogiem nie ohamował brak hojności i wielkoduszności wobec Boga, który miłuje mnie najwspanialej (por. Ćd 5). Inne pytanie winno dotyczyć przygotowania do modlitwy i wszystkich działań wstępnych. Nie mogła powieść się modlitwa, jeśli w tych działaniach (wstępnych) jedynie pozorowaliśmy wyjście ku Bogu, a tak naprawdę tkwiliśmy w sobie, zajmowaliśmy się sobą i nie dopuszczaliśmy do siebie Majestatu Boga i Jego Orędzia Miłości! – Zauważmy, że na tyle co wymienione elementy mamy wpływ; jeśli zechcemy, możemy w najbliższej przyszłości skorygować nasze nastawienia i zwiększyć nasze zaangażowanie w konkretne działania, które przesądzają o spotkaniu z Bogiem lub jego braku.

Drugi temat refleksji dotyczy udatności naszej modlitwy. Jeśli modlitwa powidła się, to należy zdać sobie sprawę z „wkładu” Boga i naszego wkładu. Najpierw krótko ustalamy, które nasze działania i zaangażowania złożyły się na powodzenie modlitwy. Czynimy to kierując się nie jakimś samochwalstwem, lecz pragnieniem, by w przyszłości działać podobnie.

Gdy chodzi o wkład Boga, to poświęcamy mu więcej uwagi. Zwracamy uwagę na nasze wewnętrzne odczucia i poruszenia, które są wyrazem działania Boga w nas. To prawda, że najważniejsze jest to, że Bóg po prostu działał w nas i trwają w nas skutki Jego działania. Niemniej oddajemy cenną usługę sobie samym, zaś Bogu – chwałę, gdy wyraźnie (na ile to możliwe) uświadamiamy sobie, że Pan Bóg w nas działał, jak działał i co sprawił. – Pomocne pytanie można by tak sformułować: jak się czułem podczas modlitwy? Jakim wydał mi się Bóg i ku czemu w Sobie przyciągał moją uwagę? Czym szczególnie On mnie obdarował? Co szczególnie mnie uderzyło? Co Bóg starał mi się przekazać i powiedzieć? Co zostało mi zwiastowane przez Boga?

Jest rzeczą oczywistą, że praktykując refleksję po medytacji wychowujemy siebie do trwałych postaw, które służą modlitwie. Nasze życie w Duchu staje się coraz bardziej trwałe i dojrzałe. Nasze dzisiejsze niepowodzenia i porażki przemieniamy – w aktach żalu i prośby – w jutrzejsze powodzenie.

 

Inspirując się pouczeniami św. Ignacego Loyoli na temat modlitwy, chcę na koniec powiedzieć, że wszyscy potrzebujemy stałego ceremoniału modlitwy. Nie tylko bowiem liturgiczna modlitwa w kościele, ale i ta w zaciszu pokoju winna szukać wsparcia w pewnym (dość stałym) ceremoniale. A to nie z jakichś powodów urzędowo – formalnych, lecz po to, by chronić nasze Modlitewne Spotkania z Bogiem przed zbanalizowaniem czy wręcz profanacją. Inaczej mówiąc, wszystkie elementy ceremoniału modlitwy (o ile dobrze je pojmujemy) pomagają nam wyrwać się z zaklętego kręgu egocentryzmu i wejść w Obecność Boga, w relację, w rozmowę, w spotkanie. Ceremoniał modlitwy pomaga nam dbać o relacyjną jakość modlitwy już na etapie przygotowywania jej, w czasie jej trwania i po jej zakończeniu.

 

Częstochowa, Centrum Duchowości Księży Jezuitów, 9 sierpnia 2013,  o. Krzysztof Osuch SJ

AMDG et BVMH    

 



[1] por. o. A. Gruen OSB, Manię przemienić w tęsknotę, w: Znak, maj 2002.

[2] Miejsc, w których jest mowa o metodzie modlitwy, znajdziemy w Ćwiczeniach duchownych więcej. Np. metoda rachunku sumienia szczegółowego (24-31) i ogólnego (32-43), trzy sposoby modlitwy (238-260); metoda kontemplacji ewangelicznej (Ćd 101-109) i tzw. zastosowanie zmysłów Ćd 121-126).

[3] Dla większej przejrzystości tekstu pomijam zaznaczenie (nawiasem i kropkami) wyrazów opuszczonych.

[4] Dom L. Leloir, za: Al. Pronzato, Rozważania na piasku, s. 114

[5] Po szersze objaśnienie odsyłam do ciekawego artykułu: Czesław Kozłowski SI, Psychologia milczenia rekolekcyjnego, w: Smak życia Bogiem. Modlitwa i rozeznanie duchowe w Ćwiczeniach Duchowych, Wyd. WAM, Księża Jezuici 1999, 61-72.

[6] O pocieszeniu i strapieniu zob. niżej Ćd 316. O Uwagach dodatkowych (Addycjach) zob. Ćd 73-90.

[7] Przed podjęciem medytacji w nocy i o świcie – wystarczy, uważa św. Ignacy, wypełnić to zalecenie: „Po przebudzeniu, nie dając miejsca rozmaitym myślom, zaraz zwrócić umysł ku temu, co ma być przedmiotem kontemplacji [lub rozmyślania] w pierwszym ćwiczeniu o północy…” (Ćd 74, addycja 2) – Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, by także przed poranną medytacją poświęcić trochę czasu na uspokojenie ducha, jeśli (w rekolekcjach czy poza) budzimy się z poczuciem chaosu, zniechęcenia i smutku. Jeszcze przed stanięciem w obecności Boga (Ćd 75) – uspokoimy siebie odpowiadając sobie na parę pytań. Treść odpowiedzi stopniowo wyprowadzi nas ku Bogu i skupi na Nim.

[8] To uspokojenie ducha przewidziane winno być praktykowane na kilka czy kilkanaście minut przed medytacją. Uważam, że z powodzeniem można je połączyć ze stawaniem w Obecności Boga, jeśli nie zadbamy o osobny czas.

[9] Jakże soczyste, jak pełne znaczenia jest każde powyższe zdanie! Jak wiele z Boga można ujrzeć i pochwycić poprzez każdy powyższy czasownik!

[10] Piękny i pomocny jest taki, dłuższy tekst, który syntetycznie wyraża i uobecnia to, Kim Bóg jest dla mnie: „O Boże! Jesteś wielki. Jesteś wieczny. Jesteś moim Stworzycielem. Jesteś Stworzycielem wszystkiego. Przenikasz wszystko spojrzeniem. Znasz każdą gwiazdę, każde źdźbło trawy, każdą kroplę wody. W tej chwili patrzysz na mnie. Czuję na sobie Twój wzrok. Badasz moje serce. Znasz każdą moją myśl. Słuchasz mnie. Wszystko, co mam, otrzymałem od Ciebie. Wszystko, czym jestem, co jest dobre i prawdziwe we mnie, pochodzi od Ciebie. Wszystko, co jest piękne wokół mnie, co widzę i co słyszę, czego dotykam, co czuję i co mnie cieszy, co mi się podoba, co mnie zachwyca, pochodzi od Ciebie, źródło całego dobra i całego piękna…Nie mogę Cię ujrzeć oczami ani usłyszeć uszami. Ale Ty mnie widzisz. Wiem, że jestem przed Tobą. Ty jesteś przede mną, za mną, obok mnie. Wiem, że Twoje spojrzenie to spojrzenie miłości. Jesteś moim Ojcem i kochasz mnie jak matka, bardziej niż matka, bardziej niż oblubieniec oblubienicę lub oblubienica oblubieńca… Otacza mnie twoja dobroć, Twoje miłosierdzie mi przebacza, Twoja cierpliwość mnie wspiera, Twoja ręka mnie prowadzi, Twoja prawica mnie obejmuje, położyłeś na mnie swą błogosławiącą rękę, delikatną i silną. Przed Tobą jestem niczym. Jestem pyłem i prochem, biedny i słaby. Moje serce nie jest dobre. Tkwię w ciemności. Lecz Ty jesteś dobry. Jesteś światłem. Jesteś przebaczeniem. Nie lękam się. Ufam Tobie. Jestem w Twoich rękach. Jestem spokojny. Mów, Panie, Twój sługa słucha” (Autor nieznany, z witryny internetowej).

[11] Praktyczna rada : warto założyć sobie kartkę w segregatorze i pisać na niej słowną ikonę Boga, by móc na nią popatrzeć na początku modlitwy! Pierwsze zapisy mogą dotyczyć tego, że to Bóg na mnie patrzy i jak patrzy! Patrzenie Boga na mnie to tylko jedno z Jego działań względem mnie… Pismo św. używa bardzo wielu słów – czasowników, by oddać wielorakie działanie Boga dla mojego dobra… Nie bez powodu św. Ignacy dodał „itd.” Warto zatem otworzyć osobistą listę z biblijnymi czasownikami, które wyrażają działania Boga względem mnie! Taka lista, będąc jakby słowną ikoną Boga, pozwoli nam dość szybko uobecnić sobie Jego łaskawe spojrzenie i tyle innych przejawów Jego Dobroci i Wszechmocy…Bóg tak uobecniony uspokoi nas, skupi nasze zdolności poznawcze i wciągnie w rozmowę ze Sobą i bliskość…

[12] Kard. Carlo Maria Martini SJ, Klimat modlitwy człowieka dojrzałego i dojrzewającego

[13] Bardziej wyczerpujące objaśnienia do tego punktu, do medytacji i do całego zagadnienia modlitwy w ujęciu św. Ignacego znajdziemy w książce przeze mnie opracowanej Modlitwa w szkole św. Ignacego Loyoli. Wydawnictwo WAM. Księża Jezuici, Kraków 2001.

[14] Modlitwa jest świętym czasem spotkania z Bogiem! W tym spotkaniu „obserwujemy” Boga, a nie siebie! Oddajemy się dobrze rozumianej spontaniczności – w odpowiedzi na działanie Słowa i Ducha Świętego. Oczywiście, ten nasz zwrot ku Drugiemu z natury rzeczy koegzystuje z tym, że prawie zawsze jesteśmy jakoś świadomi samych siebie i jakoś odnosimy się do wskazań metody, by wiedzieć, co należy czynić. Chyba raczej rzadko zdarza się nam całkiem o sobie zapomnieć, zatracając się całkiem w Bogu. Powiedzmy jeszcze wyraźniej: w czasie medytacji bądźmy jak najbardziej zwróceni ku Bogu. Jego szukajmy, Jemu dajmy odpowiedź, zaś z metody korzystajmy, ale nie rozpraszajmy się sprawdzaniem tego, jak ja się modlę, czy jestem wierny metodzie itp. Ważny jest Bóg, zaś metoda pomaga nam „sprostać” Bogu. Metoda pomaga nam zbliżać się ku Bogu, by Go słuchać i jako taka ma swoje wielkie znaczenie! Jest zatem sens w tym, by chcieć trzymać się metody i by w odpowiednim czasie sprawdzać czy jest się jej wiernym! Właśnie (zalecana przez św. Ignacego) refleksja po skończonej medytacji jest między innymi po to, by sprawdzić wierność metodzie. Jeśli było dobrze, należy to dobro utrwalić i podziękować z nie. Jeśli było źle, należy postanowić poprawę.

Komentarze

komentarze 3 do wpisu “K. Osuch SJ, Ceremoniał modlitwy – by rekolekcje ignacjańskie przeżyć owocniej”
  1. Ewa pisze:

    Widzę, że artykuł znowu się pojawił…
    Dziś mija miesiąc od zakończenia moich 30-dniowych Rekolekcji.
    Chwała Panu za ten czas – za czas Rekolekcji i za ten czas porekolekcyjny. Życie naprawdę inaczej smakuje. Z Jezusem inaczej się żyje – zawsze to raźniej we Dwoje – zwłaszcza, gdy Tym Drugim jest Sam Bóg!
    Nie jest łatwiej, ale jest inaczej. Życie nabrało innego sensu i smaku!
    PAN NIECH BĘDZIE ZA WSZYSTKO UWIELBIONY!!

  2. Ewa pisze:

    Tak na świeżo po Rekolekcjach – Te Rekolekcje naprawdę mają sens,życie zaczyna inaczej smakować,nabiera się dystansu do wielu codziennych problemów,a Pan Bóg naprawdę może być w życiu Najważniejszy.
    Wiem, że wielu rzeczy wciąż nie rozumiem, nie wszystko jest łatwe do przyjęcia-ale wracają słowa z Rekolekcji:” Teraz nic nie rozumiesz, ale potem będziesz wiedział”.
    Nie muszę wszystkiego rozumieć, muszę zaufać..
    Potwierdzają to słowa z dzisiejszego I Czytania:
    „Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się , gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci…Sam Pan, który pójdzie przed tobą, On będzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci. Nie lękaj się i nie drżyj!” Pwt 31,6,8