Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!
9 stycznia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJNa kartach Ewangelii Jezus wiele razy dodaje odwagi i nawołuje, by się nie lękać! Źródłem i sprawczą przyczyną tej odwagi jest On sam – Boży Syn, który zamieszkuje pośród nas, by być źródłem odwagi dla nas. Chciejmy wykorzystać dzisiejszą perykopę do tego, by odnowić w sobie całkowite zawierzenie siebie Panu Jezusowi. Powiedzmy Mu, że Mu wierzymy, ufamy i polegamy na Jego Mocy i Miłości. Odczytajmy niespodziewane zjawienie się pośród ciemności i burzy – jako łagodną perswazję, że On nie zostawia swoich uczniów samych; przeciwnie, stale ogarnia ich swoją troską.
Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzali Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się! I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały (Mk 6,45-52).
Uczniowie Jezusa uczyli się kilka lat radykalnego zaufania do Jezusa jako do potężnego Zbawiciela. Najtrudniejsze lekcje dotyczące ufania na przepadłe Jezusowi pobierali w czasie Jego Męki i zaraz po Zmartwychwstaniu. Tymczasem swoim zjawieniem się Jezus zapewnił uczniów, że nigdy nie będą walczyć samotnie, i że On zawsze poda im pomocną dłoń; ocali ich, choć burz i zagrożeń (aż po męczeńską śmierć) nie usunie z ich życia i z całej historii chrześcijan!
My dzisiaj odtwarzamy drogę uczniów Jezusa. Mozolnie i wieloetapowo uczymy się ufania Jezusowi w każdej sytuacji, w obliczu każdego zagrożenia, trudu, niepowodzeń, przemijania i samej śmierci.
- Powiem nieco prowokacyjnie, że dziś nasze rozpoznawanie obecności Jezusa pośród naszych przeciwności i zagrożeń winno być łatwiejsze. W pewnym sensie znamy Jezusa lepiej niż Jego uczniowie i dlatego z większą łatwością możemy przywołać na pamięć motywy, dla których powinniśmy ufać Mu bezgranicznie i wołać do Niego, gdy jest nam trudno, gdy wydaje się nam, że giniemy.
Od Piotra idącego po wodzie w stronę Jezusa (to inny opis podobnego chyba tego samego wydarzenia: Mt 14, 22-36) uczmy się tej wielkiej zasady, że zawsze należy patrzeć na Jezusa, a nie na jakikolwiek żywioł, który mamy pod stopami i który zagraża nam i próbuje nas nastraszyć. Nigdy, a zwłaszcza pośród przeciwności i cierpienia, nie powinniśmy tracić „wzrokowego” (w sensie żywej wiary i ufności) kontaktu z Jezusem.
- Pośród prób i zagrożeń należy tym usilniej wpatrywać się w Jezusa, wierzyć Mu, ufać i polegać na Jego wszechmocnej Miłości.
- Oby Jezus nie musiał zbyt często upominać nas tak, jak upomniał Piotra: Czemu zwątpiłeś, małej wiary?
Papieska Msza poranna w piątek: nie joga czy zen, ale Duch Święty może wyzwolić nas z lęków i nauczyć nas miłości
Kto …nauczy nas kochać? Kto nas uwolni od tej zatwardziałości? Na to pytanie Franciszek dał tylko jedną odpowiedź: Duch Święty.
„Możesz zrobić tysiące kursów katechezy, duchowości, lekcji jogi, [medytacji] zen i podobnych rzeczy. Ale to wszystko nie będzie w stanie nigdy dać ci synowskiej wolności. Jedynie Duch Święty może poruszyć twoje serce, by powiedzieć «Ojcze». Jedynie Duch Święty jest zdolny rozpędzić, przełamać tę zatwardziałość serca i uczynić je… jakby to powiedzieć, «miękkim»? Nie wiem, czy to dobre słowo… «Uległym». Uległym Panu. Uległym wolności miłowania” – zakończył Franciszek.
Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/news/2015/01/09/papieska_msza_poranna_w_pi%C4%85tek:_nie_joga_czy_zen,_ale_duch_%C5%9Bwi%C4%99ty_mo%C5%BCe/pol-843290
strony Radia Watykańskiego