Błędne przekonania zastępować prawdziwymi!
25 listopada 2020, autor: Krzysztof Osuch SJDawno temu wynotowałem inspirujące spostrzeżenie Jeanne Hersch.
„Odkryłam, poprzez Jaspersa, że kiedy coś myślę w dziedzinie filozofii, wówczas to, co myślę – mnie zmienia. Zmienia mój sposób istnienia, mój rodzaj wierności, mój sposób zaangażowania, sposób kontaktowania się ze światem, z ludźmi, ze wszystkim”. „To, co myślimy – nas zmienia (…) Stajemy się kimś innym”.
- Od razu dopowiem, że nie chodzi tu o jakieś tam przypadkowe myśli i wyobrażenia, które mimowolnie przemykają przez głowę…; chodzi o nasz umysł (rozum) i jego główną aktywność myślenia, które daną nam Rzeczywistość przenika, zgłębia, ujmuje, rozumie i do niej się świadomie odnosi.
- Ideę J. Hersch dobrze odda pewne zestawienie. Zachodzi ogromna różnica między tym, co każdego dnia myślą święci, mistycy, wszechstronni geniusze, ludzie szlachetni i czyniący wiele dobra…, a z drugiej strony – ludzie marnie wegetujący, przestępcy, uwikłani w nałogi itp. To aż nazbyt oczywiste. Można by westchnąć: gdybyż ci drudzy mogli czy zechcieli myśleć (widzieć, poznawać, cenić, czuć, pragnąć) to, co ci pierwsi myślą, cenią…! Jak bardzo to „myślenie” (smakowanie…) by ich zmieniło! Zda się w mgnieniu oka…
Oczywiste jest, że wszelkie nasze działania – w tym wyznawane poglądy, hierarchia wartości, podejmowane decyzje, wybory polityczne itd. – dokonują się nie w próżni, ale na gruncie zdobytej wiedzy, przejętej od poprzednich pokoleń mądrości. Ogromne znaczenie – wręcz najważniejsze – ma dla nas to, co otrzymujemy, smakujemy czy – jak mówi filozofka – właśnie myślimy jako wiedzę pochodzącą od Boga!
Idźmy jednak najkrótszą drogą do sedna. Jacy byśmy byli – jak bardzo odmienieni! – gdybyśmy myśleli (wiedzieli, intensywnie przeżywali) to, co wie Jezus Chrystus, a więc Wcielony Boży Syn!
- Kościołowi – całemu Chrześcijaństwu – wszystkim autentycznym formom edukacji osadzonej na fundamencie Bożego Objawienia chodzi właśnie o to, żebyśmy mogli… myśleć (w „pełnokrwistym” znaczeniu tego słowa) to, co myśli (wie – ceni – przeżywa…) Jezus Chrystus.
Niewątpliwie najważniejsze i najpiękniejsze jest to, co Jezus myśli o Bogu jako Jego i naszym OJCU! Można nieco prowokacyjnie stwierdzić, że Pan Jezus przyszedł nam z prorocką pasją uświadomić, że nasze (niejako spontaniczne, grzechem pierworodnym uwarunkowane) przekonania na temat Jego Ojca i (w innym znaczeniu) naszego Ojca są często zatrważająco fałszywe! To żadna przesada, tak twierdzić. Ten zarzut usłyszeli od Jezusa najlepsi „eksperci” od Boga Starego Testamentu. To religijnie wyedukowani Żydzi, a dokładniej uczeni w Piśmie i faryzeusze – gdy raz po raz byli konfrontowani z tym, co myśli (wie) Jezus o Bogu Ojcu – usłyszeli słowa spadające na nich jak grom z jasnego nieba:
„Wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy – kłamcą. Ale Ja Go znam i słowa Jego zachowuję” (J 8,55).
Innym razem (zobacz: Jan 8,12-20), gdy faryzeusze podważali to, co Jezus objawiał (myślał) o Sobie i o Ojcu, a także o treści Jego zbawczej Misji – usłyszeli podobną diagnozę co do (marnej) jakości ich poznania Boga Ojca i samego Jezusa Chrystusa:
„Nie znacie ani Mnie, ani Ojca mego. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego” (J 8,19).
- Dzisiaj dość często zajmujemy się (myślimy) i emocjonujemy – nierzadko od rana do wieczora, w dyskusjach w domu i pracy – tematami i sprawami, które wszelako nie stanowią i nie rozstrzygają o jakości (czy sensie) naszego bytowania na ziemi.
- Rozstrzygające znaczenie ma to, co Jezus, Bóg-Człowiek, wie, myśli i czyni dla naszego dobra. Dla naszego dobrobytu. Dla naszego zbawienia, które zaczyna się tu, w czasie, a dopełnia się w wieczności, w Domu Ojca.
- Dla Jezusa – i dla nas też – ważne jest to, żebyśmy nie pomarli w grzechach! Żebyśmy się okrutnie nie rozminęli z cudną Miłością Boskich Osób! Żebyśmy nie żyli w ciemnościach, w niewiedzy, w kłamstwie, w tzw. pół i ćwierćprawdach.
Nasz Zbawiciel przyszedł dać świadectwo Prawdzie. On gorąco pragnie dla nas Światła Prawdy, która wyzwala i czyni nas uczestnikami wielkich Bożych obietnic… My tymczasem jesteśmy dzisiaj na różne sposoby wikłani, wciągani w utarczki, sensacje, plotki, banały… Jesteśmy zaczadzani w naszym myśleniu i programowo ograniczani w horyzontach (czy Horyzoncie) naszego myślenia, postrzegania Rzeczywistości, smakowania jej, cieszenia się nią…
Można by zapytać: Czy rozmowa Boga z człowiekiem – jak w poniższym fragmencie z Janowej Ewangelii (8,21-32) – ma (jeszcze) dla nas żywotne znaczenie?
- Czy żarliwie pragniemy, by móc codziennie myśleć to samo, co z wielką pasją i radością myśli Jezus Chrystus o Bogu Ojcu, o godności człowieka, o poznaniu prawdy, o wyzwoleniu, o zbawieniu, o sensie ludzkiego życia na ziemi…
„A oto znowu innym razem rzekł do nich: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekli więc do Niego Żydzi: Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie? A On rzekł do nich: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś? Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego. Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
***
W jakim kierunku można poprowadzić dalszą refleksję, bardziej osobistą? Jak ją skonkretyzować (powiązać ze swoim życiem)?
– W moich notatkach znajduję ślad książki zatytułowanej „Mówienie prawdy samemu sobie”. Jej autorzy znakomicie pokazują, jak źle jest nam żyć, gdyż myślimy i odczuwamy podług błędnych przekonań. Postulują zatem – oczywiście na gruncie odniesienia do pełni Prawdy zaofiarowanej nam w Jezusie Chrystusie – byśmy podejmowali bardzo świadomy wysiłek tropienia swych błędnych przekonań i zastępowania ich prawdą – prawdziwymi przekonaniami.
- Tak, nabierzmy przekonań prawdziwych, a wtedy odmieni się nasze życie!
- Dowiedzmy się, co jest treścią Prawdy objawionej w i przez Jezusa Chrystusa, a wtedy odczujemy w swym wnętrzu wolność i radość dzieci Bożych!
Niestety, w naszym życiu – także zależnie od środowiska wzrastania – nabawiamy się wielu błędnych przekonań… A kiedy podług nich myślimy, wartościujemy, wybieramy i działamy, to wtedy żyje się nam ciężko, źle, bezsensownie, smutno, beznadziejnie. Pozostajemy bowiem odcięci od widoku i kontaktu z Dobrem i Pięknem, które Bóg Stwórca i Ojciec wpisuje w nasze człowieczeństwo, w przyrodę i Historię Zbawienia (Biblię).
***
- Są różne „szkoły” pomagające identyfikować nasze błędne przekonania i zastępować je przekonaniami prawdziwymi. Prawdą! Oczywiście wszystkie mają jednego Mistrza, w którym jest szczyt i pełnia Bożego Objawienia. Ale metody są różne…, (być może) mniej lub bardziej skuteczne.
- Jedną z nich są Ćwiczenia duchowne, potocznie Rekolekcje Ignacjańskie. Ale o tym napomykałem już wiele razy, pragnąc zapraszać i naprowadzać wiele osób na duchowe doświadczenie, które św. Ignacy Loyola „zrecenzował” (odważnie, trafnie i pokornie wobec dzieła Ducha Świętego):
- „Ćwiczenia Duchowe są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzystać, i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść”.
Częstochowa, 27.11.2014 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Mając w duszy, sercu i pamięci niedawno odbyty pierwszy tydzień rekolekcji ignacjańskich (X.2019), mogę tylko potwierdzić, że słowa św. Ignacego Loyoli dotyczące tych „ćwiczeń duchownych” nie straciły nic na aktualności. Jest to szczególny czas łaski Pana, który w ciszy dotyka ludzkiego serca, leczy, uczy i pomaga uporządkować swoje życie. A przede wszystkim daje pragnienie i narzędzia potrzebne ku temu, aby trwać w Nim na co dzień, po powrocie z rekolekcji, co daje radość, szczęście i pokój.
Z tymi fundamentalnie ważnymi (DLA ŻYCIA) treściami kojarzy mi się zasłyszana na rekolekcjach przydatna formuła: „CO KONTEMPLUJĘ, TO WE MNIE ROŚNIE”.
Myślę też o tym, jak ważne jest kontrolowanie naszego umysłu przez nas samych. Na to też Pan Jezus nam zwraca uwagę, mówiąc: „CZUWAJCIE”, „NIE LĘKAJCIE SIĘ”, czy „TRWAJCIE WE MNIE”
Od jakiegoś czasu często myślę o Pierwszym Przykazaniu Dekalogu (O, gdybym to odkryła wcześniej – ale to nic, dobrze, że znam przypowieść o najmowanych do winnicy – Orędzie Miłosierdzia, więc staram się nie lękać..). W tym KLUCZOWYM PIERWSZYM PRZYKAZANIU jest właśnie o tym, co mamy czynić z naszym umysłem – tam Bóg sam nam daje najważniejszą receptę na życie.
To też piękne!
https://www.youtube.com/watch?v=JSPdAqrYN2o
Piękne!
Podobną tematykę (dotyczącą błędnych przekonań, tutaj automatycznych myśli) można znaleźć też w książce „Umysł ponad nastrojem” autorstwa Padesky Christine A., Greenberger Dennis. Tytuł sugeruje, nieco błędnie, pracę wyłącznie nad problemami afektywnymi, ale treść tej publikacji można odnieść do o wiele szerszych zagadnień, właściwie wszystkich, gdzie zdrowe (prawdziwe, realistyczne) postrzeganie jest niszczone przez schematyczne, a destrukcyjne (i odruchowe) myślenie. Książka przeznaczona w zasadzie dla psychoterapeutów i ich pacjentów, ale może być bardzo przydatna też poza psychoterapią.
Jeszcze jeden, świeży przyczynek z GN:
(…)
Nawracanie z niczego
dodane 2014-11-27 00:15, Franciszek Kucharczak, GN 48/2014 |
Podobno na Zachodzie „odchodzą od chrześcijaństwa”. Bzdura. To nie jest żadne chrześcijaństwo.
Nawracanie z niczego rysunek franciszek kucharczak /gn
Podobno niemieccy radykalni muzułmanie – salafici – zamierzają nawracać Polaków. „Nasi bracia i siostry nagrywają już posłania po polsku, będziemy je publikować w internecie” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Sven Lau, jeden z najbardziej znanych salafitów w RFN. I wyjaśnił, że owi „bracia i siostry” to polscy imigranci, którzy wyemigrowali do Niemiec i przeszli na islam. Twierdzi, że jest takich wielu i są żarliwymi wyznawcami.
Bardzo możliwe. Podobnie jest przecież z wieloma rdzennymi mieszkańcami Europy. Czy to dziwne, że Europejczyk, któremu wtłacza się do głowy, iż religijne przekonania należy ukrywać, a seksualne upodobania ujawniać, w końcu ma tego dość i idzie za potrzebą duszy? Bo każdy człowiek ma instynkt wieczności i tęskni za czymś radykalnym, większym niż on sam. Zostaliśmy stworzeni jako istoty wyjątkowe, wyposażone w wolną wolę, z duszą nieśmiertelną, która chce się manifestować – i zrobi to niezależnie od tego, czy się ją uznaje, czy też nie. To dlatego córki białych ludzi Zachodu wkładają islamskie chusty, choć wiedzą, że islam ma w głębokim poważaniu wszelkie ideały feministek. To dlatego „synowie genderu”, wychowywani na bezpłciowych mydłków, w końcu zatęsknili za męskością, którą odnajdują w islamie.
Jeśli ktoś myśli, że na islam przechodzą chrześcijanie, jest w głębokim błędzie. To postchrześcijanie, dzieci ludzi, którzy wyrzekli się Chrystusa. To ci, co w spadku po rodzicach otrzymali diabelski komunikat: „nie ma niczego oprócz tego, co widzisz, więc jedz, pij i używaj”. Dzieci Zachodu, żyjąc w cieniu katedr, nie wiedzą już, że romańskie, gotyckie czy barokowe sklepienia nie po to zostały wzniesione, żeby skrywać pustkę i żeby sobie turyści pod nimi fotki robili. Ci ludzie zostali wychowani w pogardzie do tego, co stanowi o ich tożsamości, bo im wmówiono, że nie istnieją wyższe wartości duchowe, więc nie ma i nigdy nie było o co walczyć – ani o wiarę, ani o moralność, ani o wierność. I że nietolerancją jest mówić innym o swej wierze, bo przecież – ha, ha – tylko oszołomy tak robią. Więc wyrzeknijmy się oczekiwania na Pana, bo sami jesteśmy panami. Zapomnijmy o Bożym Narodzeniu, bo jest tylko ludzkie narodzenie. Ustrojone choinki niech zostaną, trzeba gdzieś dawać prezenty.
„Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 3,5) – przestrzegał św. Paweł. Ale długo tak się nie da. Albo człowiek powróci do mocy Chrystusa, albo nawet pozorów się wyrzeknie i przystanie choćby do terrorystów. Byle tylko byli jacyś, byle nie byli letni. Bo kto się do reszty nie sprzedał temu światu, ten woli zostać kimkolwiek niż nikim.
Właśnie wróciłem z kursu „Nowe Życie”, na którym wiele osób doświadczyło mocy Chrystusa. „Nie wiedziałam, że to możliwe” – (…)
Uzupełnienie o cytat ze wzmiankowanej w rozważaniu książki:
„Pojęcie «błędne przekonania» jest bardzo ważne – czytamy we wspomnianej książce „Mówienie prawdy samemu sobie” – William Backus i Marie Chapian. Są to najwłaściwsze słowa na nazywanie wielu śmiesznych myśli, które mówimy sami sobie. Ogrom cierpień, których doznajemy na skutek negatywnego myślenia, jest przerażający! Błędne przekonania są bezpośrednią przyczyną emocjonalnych niepokojów, niewłaściwych zachowań i większości tzw. «chorób umysłowych». Błędne przekonania są przyczyną wyniszczającego postępowania, w którym ludzie trwają nawet wtedy, gdy są w pełni świadomi, że jest ono dla nich szkodliwe, np. przejadanie się, palenie, kłamstwa, pijaństwo, kradzieże, cudzołóstwo” (s.9).
Opis książki:
„Książka napisana została przez psychologa i psychoterapeutę. Przedstawia metodę nazwaną przez autorów „Terapią błędnych przekonań”. Autorzy wychodzą od stwierdzenia, że większość doświadczeń życiowych jest wywołana sposobem myślenia. Złe myślenie powoduje złe emocje, złe reakcje i zachowania i jest prostą drogą do nieszczęśliwego życia. Mówienie prawdy sobie samemu ma pomóc rozpoznać swoje błędne przekonania, wykorzenić je i zastąpić prawdą. Rodzaje błędnych przekonań podzielone zostały na te, które: identyfikuje się w słowach kierowanych do samych siebie, które są związane z depresją, z gniewem, z niepokojem, z brakiem samokontroli, strachem przed zmianą, strachem przed ryzykiem, stosunkami z ludźmi oraz poczuciem niezastępowalności”.
za
Konkretny „przyczynek” – z wyrazistą zachętą:
Wychowanie rodzinne w wierze – Dr Andrzej Mazan
„Daliśmy się unieść bardzo daleko silnemu nurtowi naturalistycznej pedagogiki, która przykuwa dziecko do przyjemności, do sukcesu w tym świecie, nie bacząc na koszty duszy. Za bardzo dziś przyzwyczailiśmy się do oceny świata wiedzą wyniesioną ze szkoły, wiedzą bardzo szczątkową i bardzo zideologizowaną.
Być mądrym wiarą. To jest najgłębszy cel wychowania. Bo wiara nie zasłania poznania. Wiara daje siły i motywację, aby żyć skromnie i ofiarnie. Ta skromność, można powiedzieć, asceza, powinna przede wszystkim dotyczyć dzisiaj języka. Warto poświęcić w domu wiele czasu opanowaniu i nauczeniu języka. I wcale nie mam na myśli nauki języków obcych. Chodzi o język prawdziwy, język odnoszący się do Boga i ludzi z szacunkiem. Trzeba dbać o czyste moralnie lektury, podnoszące ducha. Warto wyrzucić kolorowe szmatławce, nie kupować pustych i głupich książek z ohydnymi ilustracjami, nie trwać zastygłe przy komputerze, nie oglądać demoralizującej telewizji w setkach kanałów. Trzeba wyrzucić nieproszonych gości siejących spustoszenie w duszy.
I gdy zamiast oglądać telewizję, ślęczeć przed komputerem, czytać kolorowe demoralizatory uda nam się zorganizować wspólne wyjście z naszymi dziećmi, to wstąpmy do dawnych kościołów, gdzie historia wytarła kolanami stopnie ołtarzy. Może zaplanujmy kiedyś odwiedzenie krakowskiej Skałki, gdzie leży Jan Długosz. A wtedy pomódlmy się przy jego grobie o pomoc w wychowaniu człowieka dobrego dla innych i chwalącego Boga czystym sercem, włączając się w długi łańcuch Bożych pomocników.
Prawdą jest Chrystus, którego nie tylko „władcy” sprzed dwu tysięcy lat próbowali dyskredytować i wyciszać aż do aktu najhaniebniejszego i najokrutniejszego w dziejach świata morderstwa dokonanego na Jego Osobie. Chcieli się pozbyć Prawdy, nienawidzili Jej, bo zagrażała uzurpowanej sobie przez nich władzy – przecież nikt by ich nie słuchał, gdyby wszyscy, a przynajmniej większość poznała tę Prawdę, która porozrzucała monety bankierów i stawała w obronie pokrzywdzonych. Straciliby niewolników. Zastraszali, manipulowali, podburzali tłumy, wpływowe niewiasty i kogo się dało, przekupywali straże. Tworzyli sitwy zła, na czele z sitwą możnych Annasza, Kajfasza, Heroda. W świetle prawa organizowali haniebne procesy, w których skazywali na okrutne tortury i śmierć swoich przeciwników. Skąd mu to znamy? W swoim zaślepieniu walką o władzę stracili rozum i ukrzyżowali samego Boga, tyle, że On – Prawda, Zmartwychwstał, bo tak przepowiedział. Odbudował tę Prawdziwą Świątynię po trzech dniach.. a z ich świątyni „nie pozostał kamień na kamieniu” – wkrótce legła w gruzach i do dziś nie zdołali jej odbudować, a wokół niej Rzymianie wznieśli kilka tysięcy krzyży, na których powiesili również tych, którzy brali udział w ukrzyżowaniu Prawdy – to też przepowiedział, a proroctwa tego dopełnił ustami św. Pawła: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg”..
Być może powyższe prawdy nie są poprawne politycznie, ale to fakty historyczne i biblijne, których wymazać się nie da. Nie jestem Świadkiem Jehowy ani też nie chcę nikogo straszyć (to trochę, żeby uspokoić autora jednego z wczorajszych komentarzy), wręcz przeciwnie. Wszyscy wierzący wiemy, że Pan Jezus już zwyciężył, a na końcu czasów przyjdzie tylko położyć kres bałaganowi, który ludzie (różni w różnym stopniu) tworzą. To, że przyjdzie, jest właśnie bardzo Dobrą Nowiną dla tych, którzy mają czyste sumienia. Niestety, męczymy się z powodu tych, których sumienia nie są czyste, dlatego Pan powiedział, że na ziemi nie będzie łatwo. Żeby żyć w prawdzie, tej właśnie nie-dobrej nowiny o złu nie można negować , jak chcieliby to uczynić poprawni politycznie, czyli współcześni wyznawcy teorii sukcesu. Zło Pan Bóg dopuszcza w imię wolności, jaką obdarzył człowieka . Zakres zła możemy ograniczyć poprzez nieczynienie go, ale również poprzez jego demaskowanie (i to właśnie niektórych bardzo, ale to bardzo boli!).
Wyobraźmy sobie na przykład, o ile ograniczony, czy w ogóle zlikwidowany zostałby skandal śmierci głodowych we współczesnym świecie, gdyby w dziennikach telewizyjnych ujawniana była cała prawda o ich liczbie i okolicznościach (co 6 sekund umiera dzisiaj dziecko z głodu), lub skandal martyrologii współczesnych chrześcijan (co 4 minuty zostaje zamordowany bestialsko człowiek tylko dlatego, że jest wyznawcą Chrystusa – Prawdy). To tylko niektóre przykłady zła.Niestety, te szokujące fakty, zupełnie są pomijane w tzw. środkach masowego przekazu, a osoby lub organizacje próbujące je publikować , zwykle wyłącznie chrześcijańskie, poddawane są różnego stopnia atakom, szykanom, pomówieniom, dyskredytacjom itd. Nie na darmo przysłowie mówi, że „prawda chodzi w wianku cierniowym”. I chyba tylko takim tendencjom przypisać można krytykanckie komentarze osób, pojawiające się jakby dyżurnie, natychmiast po opublikowaniu na tym blogu, wpisów demaskujących zło.
Nie zapominajmy, że zło, niestety, też jest częścią naszej rzeczywistości i to taką częścią, która najbardziej daje się we znaki każdemu z nas, a więc niestety, wymaga, żeby je brać dobrze „pod lupę”, w przeciwnym razie będzie ono brało nas.
Prawda nas wyzwala, dlatego trzeba znać wszystkie jej aspekty – i te przyjemne i te po ludzku nieprzyjemne. Cała Prawda zawarta jest tylko w Biblii, Słowie Boga. Apokalipsa podobno niektórych przeraża, a w rzeczywistości spisana została dla podtrzymania na duchu prześladowanych chrześcijan, nie tylko pierwszych i z czasów Nerona, ale i wszystkich z następnych wieków – aż do powtórnego przyjścia Chrystusa. Apokalipsa niesie wiernym tę prawdę, którą Bóg przybliża nam także w wielu objawieniach prywatnych, że Kościół ma zapewniony ostateczny tryumf. Nastąpi on tym prędzej im ludzkość wierniej i niezłomniej świadczyć będzie Chrystusowi –Prawdzie.
Podzielam zdanie Ojca Krzysztofa co do Rekolekcji. To one pomagają nam w odkrywaniu i zrozumieniu prawdy o sobie samym. A ta odkryta prawda, czasem zaskakująca, czasem bolesna, daje wyzwolenie i uzdalnia do prawdziwego miłowania Stwórcy. Aby wzrastać w wierze potrzeba nam Słowa, potrzeba nam atmosfery aby je zrozumieć, potrzeba nam tej ,,pustyni,, aby spotkać Boga.
Wreszcie, potrzeba nam ciszy serca, aby Go usłyszeć…
„Jeśli odmawia się prawdy człowiekowi, czystą iluzją jest chcieć dać mu wolność.
Prawda i wolność idą albo ręka w rękę, albo razem umierają”
– św. Jan Paweł II.