Przez ROZŁAM ku doskonałej JEDNOŚCI!
23 października 2024, autor: Krzysztof Osuch SJPrawdą jest, że Jezusowi najbardziej zależy na budowaniu jedności między ludźmi. Cała Jego misja na to jest nastawiona, żeby nas wszystkich pojednać – z samymi sobą, z bliźnimi i z Boskimi Osobami. Bóg Ojciec wyznaczył swemu Wcielonemu Synowi „strategiczny” cel: by wszystkich zgromadzić w Jedno!
Jezus ze swej strony czyni wszystko, by nas rzeczywiście zjednoczyć w jedną rodzinę dzieci Bożych. Gotów jest dać się zawiesić na Krzyżu, byle tylko przekonać nas tym, że Miłość Boga do nas jest odwieczna, nieskończona i nieodwołalna.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój?
Nie, powiadam wam, lecz rozłam.
Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu… (Łk 12,49-53)
- Przyznajmy, że szokująco brzmią w ustach Jezusa te słowa: przyszedłem dać ziemi nie pokój, lecz rozłam. Jedno jest pewne, że Jezus nie uprawia słownej gry. To, o czym mówi, jest na pewno prawdziwe. Naszym zadaniem jest dotrzeć do sensu zdań, które mówią i o jedności, i o rozłamie. Pewne jest i to, że gdy naprawdę słuchamy Jezusa, to On co rusz zbija nas z tropu. „Co zdanie” okazuje się, że naprawdę myśli Boga nie są naszymi myślami (por. Iz 55, 8-9).
Jak to jest, że Bóg wchodzący poprzez Wcielenie w nasz świat wydaje nam nieustanną wojnę
Błażej Pascal powie, że bylibyśmy bardzo biedni, gdyby Bóg nie wydał nam tej wojny. Jest to miłosna wojna. Bóg przychodzi w Jezusie i mówi nam, że On – Trójjedyny – jest Miłością i że nie ma w Nim żadnej niechęci, nienawiści czy jakiejkolwiek złości. On uświadamia nam też, że nasza człowiecza natura jest cała utkana z miłości Stwórcy i jest powołana do miłowania; jedynie do miłowania!
- Stwórca nie godzi się na to, żeby w Jego umiłowanym stworzeniu panowały zaborcze żądze i jakakolwiek złość! Bóg ubolewa, że wdarły się w nasze serca demoniczne żywioły.
- W imię swej wspaniałej odwiecznej Miłości Bóg wydaje swoistą wojnę demonom i temu, co jest w nas demoniczne (dzielące, wzajemnie przeciwstawiające)! Bóg wchodzi z nami w spór. Cierpliwie nam tłumaczy, że nigdy i pod jakimkolwiek pozorem nie wolno nam przystać na to, co nie jest Miłością!
- Nic bowiem, co nie jest z Miłości, nie może wejść do Nieba i w zjednoczenie z Bogiem. Wiemy o tym wszystkim od Jezusa – Syna Bożego. On stopniowo zmienia naszą mentalność.
- On oświeca nas i uświadamia nam, że całe nasze życie winno być nieustanną walką duchową, bowiem bojowaniem jest żywot człowieka. Dojrzały chrześcijan wie, że nie zazna spokoju, dopóki w nim samym i wokół niego nie zapanuje Boskie Prawo Miłowania!
Dojrzały chrześcijanin godzi się najpierw na całożyciową wojnę w sobie samym.
Taka zachodzi konieczność, ponieważ jesteśmy w sobie podzieleni: z naszego serca wychodzi nie tylko dobroć i życzliwość, ale także więcej niż cała gama złych sił. Św. Marek w 7 rozdziale Ewangelii wymienia za Jezusem ok. 13 takich destrukcyjnych dążeń.
- Dajmy się zatem pouczyć Jezusowi i jasno wiedzmy, że to w nas samych jest rozłam; zaś wszelkie inne rozłamy są pochodne tego własnego rozłamu. Z jednej strony linii frontu staje nasz egocentryzm i wszelkie odmiany żądz oraz wadliwych postaw…, a z drugiej strony staje agape, czyli ta Miłość, która jest w Bogu i jest także rozlewana przez Ducha Świętego w naszych sercach!
- W tę walkę duchową wpisują się pozytywnie i twórczo wszystkie nasze medytacje, modlitwy, rachunki sumienia, spowiedzi, nawrócenia, akty strzeliste itd.
- Raz tę walkę wygrywamy razem z Chrystusem i w Jego Duchu, a kiedy indziej wygrywa w nas szatan i dążenia starego człowieka w nas.
Kto poznaje Jezusa i idzie za Nim naprawdę, ten godzi się na dość częste konflikty, także ze swoim otoczeniem.
Jeśli ja żyję Jezusowym Prawem Miłości, a inni żyją wg swoich pożądań i po światowemu, to na pewno wcześniej czy później dojdzie do starcia! Trzeba być jednak bardzo ostrożnym w rozeznawaniu i mówieniu: oto ja wiodę spór i wojnę z moim otoczeniem, ponieważ ja miłuję, a oni – nie! Łatwo jest tutaj o pomyłkę! Bodaj najczęściej tak bywa, że walki toczymy jako ludzie starzy, cieleśni i poddani mocy Złego!
- Kiedy w rodzinie lub wspólnocie pojawia się konflikt, to trzeba sobie zadać pytanie: co i kogo ja reprezentuję w tej walce?
- Sam fakt walki nie powinien nas dziwić. Jezus najwyraźniej przewiduje spory, rozłamy i walkę!
- Ważne jest to jedynie, czy w tej walce duchowej jestem po stronie Jezusa i czy toczę naprawdę miłosną walkę czy raczej nienawistną?
Kiedy czytamy Ewangelię i wglądamy w siebie, to na pewno rozeznamy, jaki charakter ma przeżywany rozłam; może to być rozłam jedynie między … dwoma demonami, między dwoma cielesnymi osobami! A być może mamy do czynienia z ewangelicznym rozłamem, który wynika z opowiedzenia się jednej osoby za Miłością Bożą, a drugiej – przeciw niej!
- Sądzę, że w zakonnych wspólnotach (w innych zresztą podobnie) jest tak najczęściej, że wszyscy opowiadamy się za Jezusem i za Prawem Miłości, ale gnębią nas różne demony, które manipulują naszą ludzką złożonością i nieprzejrzystością. Diabeł stosuje taktykę: Dziel i rządź…
No cóż! podzieleni w sobie to my już jesteśmy i będziemy całe nasze życie. Do wewnętrznego podziału w nas dochodzą jeszcze różne zranienia, wielkie głody miłości, poczucie nędzy i małej wartości, lęki przed zlekceważeniem i odrzuceniem.
- Jeśli nie chcemy się pogubić w gąszczu naszych dążeń, zranień i lęków, to mocno uchwyćmy się Jezusa! Napełniajmy się Jego miłością.
- Toczmy nieuchronne walki duchowe, ale niech one zawsze będą miłosne – czyli w Duchu Jezusa, w duchu kazania na Górze; w duchu miłowania także nieprzyjaciół.
- Pozyskujmy wszystkich – wraz Jezusem i Jego Mocą – dla Miłości!
- Zaczynajmy od rozłamu w własnym sercu.
- A potem wchodźmy w rozłamy zewnętrzne i wychodźmy z nich zwycięsko!
Znakomita przestroga i zachęta!
„Dopiero kiedy miłość umiera, odkrywamy, że te wszystkie sprawy, które ją niszczyły, były bez porównania mniej ważne, niż ona sama. Że nie ma takiej różnicy charakteru, poglądów, zachowań, która usprawiedliwiałaby wystawienie miłości na niebezpieczeństwo. Niewiele jest rzeczy tak ważnych, a zarazem tak kruchych, jak ludzka miłość. Tylko naiwni mogą sądzić, że miłość jest z cementu i wystarczy raz ją zdobyć, a będzie trwała wiecznie. Wprost przeciwnie: miłość jest tak delikatna jak chińska porcelana. Potrzebuje, żeby ją pielęgnować i rozpieszczać. Najmniejsza rysa, pęknięcie, z czasem boleśnie się powiększa… Kiedy tracimy miłość, w rzeczywistości tracimy o wiele więcej. Jeśli miłość zdolna jest rozświetlić nasze życie, to co może się zdarzyć, kiedy zgaśnie? Z pewnością nasze życie stanie się ciemne, ponure. Dbajcie o nią dobrze, przyjaciele, którzy macie szczęście ją posiadać… ” (Jose Luis Martin Descalzo, Dlaczego warto żyć?, espe. Kraków 2000).
AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Pokój i Dobro!
Za każde rozważanie jestem wdzięczna Ojcu.Słowa pełne Ducha, wnoszą dużo światła w codzienną rzeczywistość, pełną zmagań i radości… Szczególnie dzisiejsza Ewangelia wydawała mi się jedną z trudniejszych do zrozumienia,dzięki klarowności Ojca przyniosła wiele światła.
” Dajmy się zatem pouczyć Jezusowi i jasno wiedzmy, że to w nas samych jest rozłam; zaś wszelkie inne rozłamy są pochodne tego własnego rozłamu. Z jednej strony linii frontu staje nasz egocentryzm i wszelkie odmiany żądz oraz wadliwych postaw…, a z drugiej strony staje agape, czyli ta Miłość, która jest w Bogu i jest także rozlewana przez Ducha Świętego w naszych sercach!
W tę walkę duchową wpisują się pozytywnie i twórczo wszystkie nasze medytacje, modlitwy, rachunki sumienia, spowiedzi, nawrócenia, akty strzeliste itd.
Raz tę walkę wygrywamy razem z Chrystusem i w Jego Duchu, a kiedy indziej wygrywa w nas szatan i dążenia starego człowieka w nas.”
Bóg zapłać Ojcu.
Pozdrawiam serdecznie.
A może ktoś zechce „zmierzyć się” z objaśnieniem znakomitego teologa:
„Zestawione są obok siebie trzy wypowiedzi Jezusa – na pozór nie powiązane ze sobą – z których wynika tylko, że wskazują one na zamęt, w jaki Jego ziemskie istnienie wtrąci ten pogrążony sam w sobie świat. Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznają udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem, dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam (Łk 12, 49nn.). Czy Jezus sam zestawił ze sobą te zdania, czy też uczynił to ewangelista, jest rzeczą obojętną; wszystkie one świadczą o jasnej świadomości miary Jego misji: patrząc po ziemsku, jest to bezmiar, mówiący o zniweczeniu, w tym także o zniweczeniu Jego samego. Krańcowa odwaga, odpowiedzialność prawie nie do udźwignięcia, a w samej tej odwadze lęk – nie przed odwagą, lecz przed czymś, co Mu tę odwagę do rozpętania pożaru i wojny w świecie daje.
Słowa takie świadczą o odczuwanej wadze Jego misji, jakiej nie mogła się domyślać pierwsza wspólnota chrześcijańska. To, co Jezus rozpala w pewnym zakątku świata, jest – o czym On wie – pożarem, który już nigdy, dopóki ten świat będzie istniał, nie zostanie ugaszony. Najpierw musi być głoszona Ewangelia wszystkim narodom (Mk 13, 10). Jeremiasz mówił wielokrotnie o ogniu Bożym, którego nikt nie zdoła ugasić (Jr 4, 4; 17, 4 i in.); był to również ogień słowa Bożego w ustach proroków (Jr 5, 14). Ale tym razem owym nieugaszonym ogniem jest Jezus – całe Słowo Boże. Spłonie nie tylko świątynia Izraela, ale świątynie wszystkich religii, a tym, co na ich popiołach zbudują sekty, będzie tylko coś w rodzaju lepianek. Czy moje – wcielone – Słowo nie jest Jak ogień, czy nie jest jak młot kruszący skałę? (Jr 23, 29).
Ale młot kruszy samo Słowo, aby trysnął z Niego ten ogień. Musi Ono sięgnąć samego dna bezsilności i opuszczenia przez Boga, musi się pogrążyć w bezdenną otchłań lęku, aby z tego ogołocenia zrodziła się pełnia, z tej trwogi konania odwaga, aby z tego stłumionego żaru buchnął płomień Bożej miłości, która wszystko rozpali. Nauka [aksjomat] krzyża (l Kor l, 18), zgorszenie krzyża (Ga 5, 11) nie mogą w najmniejszym choćby stopniu zostać osłabione. Jeśli młot nie rozkruszy Słowa na Jego atomy, nie będzie możliwa Eucharystia, która we wszystkich punktach świata podtrzymuje płomień.
Najboleśniejszy zaś jest fakt, że Ten, który przynosi jedność i pokój, musi wszystko rozszczepić, aby to, co niewłaściwie połączone, można było złożyć zupełnie na nowo. Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią, i będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia (Mk 13, 12n.). Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Mnie zaś nienawidzą bez powodu (J 15, 20nn.). Rozłam przechodzi poprzez wszystkie domy: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu (Łk 12, 52). Jak się zdaje, chodzi tu znowu o młot, który kruszy skały. I jedynie z rozkruszonych chrześcijan, z rozkruszonego Kościoła buchnie jasny płomień, który tak bardzo pragnie ujrzeć Jezus.
Serce Kościoła musi przeniknąć miecz, aby zamysły serc wielu (Łk 2, 35) wyszły na jaw – aby ukazały się w świetle, które oświetli każdego przychodzącego na świat człowieka. Aby owe „zamysły” w końcu wyszły na jaw, Ten, który został ochrzczony na upadek i na powstanie wielu, musi najpierw zanurzyć się całkowicie w swój chrzest. Ponieważ ustanowiony przezeń Kościół ma nieść dalej poprzez czas to, co On czynił, będzie wiecznie zakłócał ludzkie plany samozaspokojenia i samowyzwolenia. Będzie zarazem młotem i kowadłem. Będzie ukazywał możliwy pokój, a przez to wzbudzał niezgodę. Będzie głosił pokorę krzyża, a będą go obwiniać o zarozumiałość” (Hans Urs von Balthasar).