K. Osuch SJ, O tańcu i pożytku z cierpienia, Wj 32, 7-14, czw po IV W.P.
14 marca 2013, autor: Krzysztof Osuch SJRozważanie nawiązuje do pierwszego czytania z czwartku po IV Niedz. W. Postu; biorę je (i nieco nielegalnie, i „reklamowo”, a nade wszystko dla pożytku czytających) z mojej książki: Przed tobą jest DAL. Przypadające na dziś słowo Boże i myśli na nim osnute wpisują się także w tok moich dotychczasowych (poniekąd) rekolekcyjnych rozważań w mp3. Tym razem zechciejmy przeczytać i rozważyć…
„Bóg wyczerpawszy zwykłe środki nawracające, takie jak napomnienie i rozumna perswazja, zdawał się pytać: jak i przez co jeszcze można poruszyć człowieka, który ogłuchł, oślepł i otępiał? W swoim „arsenale” środków zaradczych Bóg znajdywał to, co Biblia po wielekroć nazywa właśnie gniewem Pańskim, rozpaleniem się czy wybuchem gniewu Pana, a także dopuszczeniem (a może i zesłaniem) cierpień, które nazywane bywały karą.
Pan rzekł do Mojżesza: Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko odwrócili się od drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca ulanego z metalu i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej. I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Zostaw Mnie przeto w spokoju, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem. Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego, i mówić: Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką? Czemu to mają mówić Egipcjanie: W złym zamiarze wyprowadził ich, chcąc ich wygubić w górach i wygładzić z powierzchni ziemi? Odwróć zapalczywość Twego gniewu i zaniechaj zła, jakie chcesz zesłać na Twój lud. Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki. Wówczas to Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud (Wj 32, 7-14).
Słowo Boże z Księgi Wyjścia przenosi nas w odległy czas do ważnego momentu, gdy Mojżesz otrzymuje od Boga kamienne tablice ze słowami Dekalogu, a zniecierpliwiony lud tworzy sobie bożka w postaci cielca odlanego ze złota. Bóg mocno reaguje na bałwochwalczy akt ludu.
Mojżesz – z Bogiem, Lud – z cielcem
Na polecenie Boga Mojżesz wspiął się na górę Synaj. Przebył drogę stromą i trudną. Ofiarnie zdobył się na duży wysiłek. Uczynił to dla Pana, by być blisko Niego! W zamian otrzymał wiele: oglądał Boga twarzą w twarz. Także dla ludu otrzymał cenny dar: dwie tablice z dziesięcioma Słowami Życia.
Lud też został wezwany do przebycia drogi z Egiptu do Ziemi Obiecanej, Kanaan. Tę drogę obmyślił sam Bóg. Wiodła ona z „domu niewoli” do wolności. Bóg wymagał wierności, czyli niezachwianego polegania na Nim, a także bezwarunkowego zaufania Jemu. Wymóg okazał się w realizacji niezwykle trudny! Łatwo jest zdobyć się na wierność raz, drugi czy trzeci, i na krótko. W miarę łatwo jest ufać Bogu, gdy dostarcza On wody ze skały; gdy zapewnia mannę i gdy pomaga pokonać wrogów… Ale bardzo trudno jest pozostawać wiernym Bogu i ufać Mu niewzruszenie, gdy wystawia na próbę. I gdy robi wrażenie, że Go nie ma. Że jest nieobecny, że zdał człowieka na własne siły.
Bóg niejeden raz wystawiał Izraelitów na próbę zaufania i wierności, a oni niejeden raz okazywali się nieufni i niewierni. Przestawali polegać na Bogu i ufać Mu, mówiąc: My Ci nie wierzymy. Nie dowierzamy Tobie. Powątpiewamy o Twojej mocy i miłości! Takie zachowanie ludu było dla Boga przykre i nie do zaakceptowania, gdyż uwłaczało Jego Miłości, Wszechmocy i Mądrości. Niewiara ludu dotykała Boga do żywego, a nieufność raniła.
Zraniony Bóg mocno reaguje
W odpowiedzi Bóg napominał swój lud; wzywał przez proroków do opamiętania i nawrócenia. Gdy wezwania nie odnosiły upragnionego skutku, Bóg wybuchał gniewem. Gniewem świętym i zawsze „miarkowanym” nieskończoną Miłością. Gniew Boga (inny niż ludzki) zawsze był „przyporządkowany” Boskiemu Miłosierdziu. Ale mimo wszystko był to gniew, z którym nie ma żartów, i którego nie należy przemilczać, przeinaczać i pośpiesznie łagodzić „poprawnymi” interpretacjami (co dzisiaj daje się obserwować w różnych reinterpretacjach). Psalmista stwierdza krótko i dosadnie: Zaiste, Twój gniew nas niszczy, trwoży nas Twe oburzenie (Ps 90, 7).
Bóg wyczerpawszy zwykłe środki nawracające, takie jak napomnienie i rozumna perswazja, zdawał się pytać: jak i przez co jeszcze można poruszyć człowieka, który ogłuchł, oślepł i otępiał? W swoim „arsenale” środków zaradczych Bóg znajdywał to, co Biblia po wielekroć nazywa właśnie gniewem Pańskim, rozpaleniem się czy wybuchem gniewu Pana, a także dopuszczeniem (a może i zesłaniem) cierpień, które nazywane bywały karą.
Nie da się zaprzeczyć, że w języku Biblii gniew Boga i karanie Boże są wyraźnie obecne, choć z drugiej strony o tymże gniewie Psalmista wypowiada słowa tchnące wielką nadzieją: Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę, a Jego łaskawość – przez całe życie (Ps 30, 6). Oczywiście, Jego gniew i karanie zawsze mają posłużyć odbudowaniu zniszczonej relacji, zerwanego Przymierza.
Z niezwykłą siłą perswazji mówi o tym także Psalm 103: Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny. Nie wiedzie sporu do końca i nie płonie gniewem na wieki. Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca. Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak można jest Jego łaskawość dla tych, co się Go boją. Jak jest odległy wschód od zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze występki. Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją (Ps 1038-13).
Zauważać gniew i karanie Boże
Dlaczego jednak gniew i karanie Boże należy zauważać i rozważać oraz serio traktować? Bo mówi o nich natchnione słowo Boga. Bo takie są biblijne fakty widoczne w całej Historii Zbawienia. A także dlatego, że człowiek wszystkich czasów potrafi być (i bywa) duchowo prymitywny i niewrażliwy na bezmiar Bożej Wszechmocy, Mądrości i Miłości, na wspaniałość Jego Majestatu i Chwały!
Wydaje się, że zachodzi taka przykra prawidłowość, że mianowicie dopiero człowiek (lud) jakoś przejęty gniewem Pana i dotknięty karą, cierpieniem – zaczyna zastanawiać się i odkrywać, jak ważne jest to, by wiernie, niezachwianie ufać Bogu. Wiernie i niezachwianie trzymać się Jego drogi, Jego Ładu, Jego obietnic, Jego Słowa życia!
Bóg z bólem serca dostraja się do stępionej wrażliwości ludu, gdy (na poważnie, nawet jeśli na krótko) okazuje swe „gniewne oblicze” i, niekiedy, dopuszcza surowe karanie. Gdy jednak pojawiają się pierwsze symptomy opamiętania i nawrócenia, Jego Twarz natychmiast promienieje radością, a Jego przebite Serce wypromieniowuje miłosierną miłość, jaśniejąc, jak w wizji św. Marii Małgorzaty Alacoque, bardziej niż wiele słońc.
Pożyteczna lekcja cierpienia
Ojciec Karl Rahner SJ w swoich dociekaniach dochodzi do (w sumie) optymistycznego stwierdzenia, że cierpienie jest po prostu powszechnym i skutecznym środkiem, poprzez który do świadomości każdego człowieka dociera to, co Najważniejsze. Gdy nie udaje Mu się dotrzeć do nas ze swym Orędziem Miłości po dobroci i drogą rozumu oświeconego Objawieniem, to – chciałoby się powiedzieć – próbuje dotrzeć „awaryjnie”, w tyglu cierpienia.
Cierpienie wyzwala z wielu iluzji i uwalnia od wielu przywiązań. Pokazuje też, że ludzkie życie nie jest czymś płaskim i banalnym (jak wirtualna gra komputerowa, od której można wstać i odejść), ale, że jest ono tajemnicą, która odsyła do wielkiej i przyjaznej Tajemnicy Stwórcy. Cierpiąc wszyscy mamy szanse odczuć i jakoś pojąć, że nie wolno spłaszczać wielowymiarowej Rzeczywistości. Nie wolno redukować sensu życia do „byle czego”, do rzeczy ulotnych i przemijających, np. do bogactwa, przyjemności i władzy.
Cierpiąc, wszyscy przekonują się też o tym, że życie nie jest nudne (jak czasem jawi się ono w banalnie przeżywanej pomyślności i w tzw. małej stabilizacji). W cierpieniu znika nuda, a zachodzi konieczność poszukiwania i heroicznego myślenia!
Patrząc na gniew Boga, słysząc o nim jako groźbie, a także doświadczając jakiejś kary za niewiarę i głupotę, zaczynamy pojmować, że wielkiej i majestatycznej drogi człowieka do Boga (itinerarium mentis in Deum – jak mówił św. Bonawentura) nie wolno zamieniać w taniec wokół złotego cielca czy w ogóle jakiegokolwiek stworzenia, choćby najwspanialszego. Należy iść przez życie z ufną wiarą, kierując się co dzień i nieustannie ku Bogu samemu, a nie „obtańcowywać” jakąś rzecz, jakąś przyjemność, jakiś nieprawy układ itd. itp.
Święci, mistycy wiedzą, że to w cierpieniu Bóg zbliża nas do siebie najskuteczniej. Oni potrafią nawet o nie zabiegać i prosić, odnosząc się z nadzieją do zbawczego „wymiaru” współcierpienia z Jezusem. Nam pewno trudno byłoby o cierpienie prosić, ale możemy przynajmniej starać się dobrze o nim myśleć, kiedy przychodzi. I znosić je ufnie, pokornie i cierpliwie. Aż wyda owoc. Jaki? Bóg to wie.
Zatrzymani w tańcu. Wprawieni w nowy taniec
Warto zadać pytanie o to, czy i my nie jesteśmy skorzy do zapominania o wspaniałości Boga, o Jego Chwale, o naszym powołaniu do życia wiecznego z Bogiem, a także o drodze, którą trzeba przebywać wiernie (czyli w wierze) i ufnie – dzień po dniu.
Czy nie marzy się nam (i też nie zdarza się) obtańcowywanie – w myślach, pragnieniach i w uczuciach… – czegoś tam? Nasze myśli, pragnienia, uczucia, serca tak łatwo tańczą, czasem do upadłego, wokół pieniędzy, roboty, zdrowia, jedzenia; wokół doznanej krzywdy czy wokół polityki, sensacji, plotek, namiętnych pożądań…
Jezus Chrystus przyszedł po to, żeby jeszcze bardziej zdecydowanie niż Mojżesz zatrzymywać swój lud w szalonym bałwochwalczym tańcu; i żeby nauczyć nas „nowego tańca” (niech życie będzie tańcem pełnym piękna i pasji!) razem z Nim – w obliczu Boga Ojca. Wspaniałego, Dobrego i Miłującego.
Cztery Ewangelie to właściwie podręcznik, który uczy nas radosnego, sakralnego tańca – wobec Boga; jak Dawid przed Arką Pana!
Jest jeden poważny powód, dla którego wolimy tańczyć ze sobą i wokół rzeczy, a nie wspólnie przed Bogiem i dla Niego. Tym powodem jest to, że Bóg, którego znamy, ma dla nas zniekształconą Twarz. Tak bardzo zniekształconą, że się jej lękamy! I uciekamy od niej. Jezus dobrze o tym wie, że nie znamy Twarzy Jego (i naszego) Ojca; i że dlatego bywamy smutni. I dlatego szukamy namiastek, by się nimi rozweselić…
Największym pragnieniem Jezusa było i jest to, by nam objawić Twarz Ojca – Prawdziwą. Tę Twarz spotykamy m. in. w Jezusowych przypowieściach (Łk 15) o tym, jak Bóg Ojciec szuka nas zagubionych – podobnie jak pasterz szuka jednej zagubionej owieczki, jak niewiasta szuka zagubionej drachmy, i jak ojciec cierpliwie i z miłością czeka na powrót marnotrawnego syna, a w końcu przyjmuje go po królewsku. I jest wielka radość, wesele. Tańce! Muzyka i tańce (Łk 15, 24). Właśnie, tańce! Ale jakże różne od tych, które musiał „uspokoić” Mojżesz.
NOLI ME TANGERE (ks.Pasierb)
powiedzieć łące
idąc po niej lekko jak w tańcu
nie zatrzymuj mnie
podnosząc ramię
pozłocone słońcem
nie zatrzymuj mnie
powiedzieć wiośnie
ze szczęścia kwitnącej
nie zatrzymuj mnie
z czerwoną różą
przypiętą na sercu
nie zatrzymuj mnie
powiedzieć Magdalenie
wiernej aż do końca
nie zatrzymuj mnie
każdemu kto gorąco
pragnie byś nie odszedł
nie zatrzymuj mnie
powiedzieć ziemi
bez żalu jak w tańcu
nie zatrzymuj nie zatrzymuj mnie!