EUCHARYSTIA. „Panie, do kogóż pójdziemy?”
25 sierpnia 2024, autor: Krzysztof Osuch SJWprowadzaniu ludzi w wielki świat Boga towarzyszy niedowierzanie, zwątpienie i wręcz odejście wielu! To zdumiewa i dziwi. Wydawałoby się, że Jezusowa propozycja w pełni zasługuje na to, żeby być przyjętą radośnie i wielkodusznie. Czyż nie w podskokach winien każdy wchodzić w stojący otworem świat Boga i Jego trynitarnej Miłości? Zamiast tego widać, jak człowiek, wtedy i dzisiaj, opiera się, zapiera się i wręcz wpiera się w swoją biedną ziemię. Pierwsze odruchy bywają niestety takie, że my ludzie chowamy się w urządzonym po swojemu zaścianku samej tylko doczesności…
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem.
+
(…) A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać.
Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca».
Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga» (J 6,55; 60-69).
Ewangelia opowiada o poważnym kryzysie, który dotknął uczniów Jezusa. W ewangelii zostało wyraźnie wskazane, co ten kryzys wywołało. Rzecz sama w sobie jest szokująca i chciałoby się zawołać: o zgrozo! Oto poważny kryzys został wywołany jasną zapowiedzią wielkiego i tajemniczego Daru, który dzisiaj oznaczamy słowem: Eucharystia!
Niebotyczny DAR
Wybiła jedna z wielkich godzin (będzie ich więcej)! Jezus uznał, że już może odsłonić jedną z największych tajemnic. Czyżby się jednak się pomylił, wybierając właśnie ten moment, by powiedzieć, że Ciało Jego jest prawdziwym pokarmem, a Krew Jego jest prawdziwym napojem? Czy należało jeszcze poczekać i jeszcze lepiej przygotować uczniów na tak wielki Dar? Istotnie, jest On „niebotyczny”, bo z Nieba pochodzi i Nieba (w nim) nie tylko dotykamy, lecz w siebie je bierzemy. Jako duchowy – od Ducha Bożego dla ducha ludzkiego – Pokarm i Napój!
W Sakramencie Eucharystii Jezus daje śmiały przystęp do Siebie ludziom wszystkich wieków. W Niej sprawowana będzie zbawcza Ofiara. Jej świadkowie stawać się będą uczestnikami Świętej Uczty (sacrum convivium). W języku osobowych relacji taki Dar oznacza (mówi), że Jezus Chrystus swych uczniów bardzo miłuje, do końca. Oto niepojęta i zda się szalona forma wyrażenia nieskończonej Miłości Boga do człowieka!
– A co na to obdarowani?
W pierwszym odruchu zdobyli się tylko na tyle, by stwierdzić: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Za trochę wielu odejdzie, ale znajdzie się i taki, który w imieniu pozostających i pozostałych powie: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.
Tak, wprowadzaniu ludzi w wielki świat Boga towarzyszy niedowierzanie, zwątpienie i wręcz odejście wielu!
To zdumiewa i dziwi. Wydawałoby się, że Jezusowa propozycja w pełni zasługuje na to, żeby być przyjętą radośnie i wielkodusznie. Czyż nie w podskokach winien każdy wchodzić w stojący otworem świat Boga i Jego trynitarnej Miłości? Zamiast tego widać, jak człowiek, wtedy i dzisiaj, opiera się, zapiera się i wręcz wpiera się w swoją biedną ziemię. Pierwsze odruchy bywają niestety takie, że my ludzie chowamy się w urządzonym po swojemu zaścianku samej tylko doczesności…
Owszem, można by takie zachowanie ludzi uznać za rodzaj miłości do Ziemi – do tego, co uchwytne i konkretne, a przy tym fascynujące i piękne. No i dane przecież przez samego Stwórcę.
Czy mamy jednak prawo stawiać granice wielkoduszności Boskiego Dawcy? A ponadto, czy nasze pragnienia – byle tylko dokopać się do ich oryginalnego brzmienia – nie tęsknią do czegoś o wiele lepszego niż to, co dać nam może sama doczesność i ziemia?
A gdyby te ostatnie stwierdzenia wydały się nam nieco sztuczne i nie dość przekonujące, to pomyślmy, co tak naprawdę czujemy w nieuchronnym zderzeniu z faktem przemijania i co dzień doświadczanej radykalnej kruchości naszego bytu!
Kto z nas – przyskrzyniony podobnie jak św. Piotr – nie wyzna z nim razem: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.
Uradujmy się tym, że w Jezusie Chrystusie zstępuje do nas sam Bóg. W Jego Świetle widać „rzeczy” stare i nowe, które przerastają nasze wyobrażenia i najśmielsze wizje… Otwierając Księgę Jezusowej Ewangelii, naprawdę wkraczamy w świat Boskich myśli, dróg i planów. A styl życia Emanuela, Boga pośród nas, jawi się z jednej strony jako bardzo zwyczajny i ludzki, zaś z drugiej strony stanowi on rodzaj dobroczynnej prowokacji. Pan wzywa nas do nieustannego transcendowania ograniczeń właściwych doczesności i pójścia znacznie dalej – w Boską Dal (por. Hi 36, 16).
– Czy powyższe stwierdzenia miałyby bulwersować nas i oburzać? Czy to źle, że Ktoś od nas nieskończenie Większy, a jednocześnie będący na tym świecie, choć nie z tego świata (por. J 8, 23) odsłania nam Boski Horyzont? Czy to źle, że nas – ledwie raczkujących w istnieniu (i pod każdym innym względem) – bierze On za rękę i prowadzi, jak pasterz swe owce? I uczy patrzeć ku temu, „co w górze” (por. Kol 3, 1)! Cóż zrobilibyśmy sami, poddani ziemskiemu ciążeniu i przytłoczeni ciężarem grzechów?
Nieskończona Miłość
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Jezus bardzo miłuje swoich uczniów. To Jego niewyczerpalna miłość sprawia, że wtedy i dzisiaj z wielką cierpliwością objaśnia, jaki jest Ojciec, Jego i nasz. I jak wielkimi darami pragnie On nas obdarować! Z podobną cierpliwością poucza, jak żyć warto i należy…
Zauważmy jednak, że Jezus w swojej Boskiej „taktyce” zbawiania nie zachowuje się jak polityk, zwłaszcza dzisiejszy. W morzu osaczającego nas relatywizmu i super pragmatyzmu oraz kultu skuteczności warto podkreślić, że Jezus nie przejawia niczego z takiego podejścia, które „sprzedaje” wyższe wartości i cele, byle tylko dostosować się do upodobań swoich wyznawców. To nie oni są miarą rzeczy, lecz niezmiennie On! Jezus nie szuka poklasku i ludzkiej chwały. Tę ma od Ojca (por. J 5, 44; 17, 5). Najwyższym Jego celem i pragnieniem jest to, aby objawić ludziom wspaniały Zamysł Ojca. A ten sprowadza się do tego, żeby doprowadzić nas – drogą możliwie prostą i pewną – do wiecznego zbawienia i szczęścia.
Jezus nigdy nie wycofa się z Misji Zbawienia „wielu” (co oznacza wszystkich). Tę misję otrzymał od Ojca. Żadna okoliczność nie skłoni Go do tego, żeby (pod każdym względem) najwspanialszą Wolę Ojca przykroić do ludzkich upodobań, żądz czy choćby i pojemności naszego rozumu, często dodatkowo osłabionego pychą… Raczej pójdzie na Mękę i na Krzyż, byle tylko tym skuteczniej dać świadectwo Prawdzie o Boskiej woli i stylu ocalania nas na wieczność…
A gdy będziemy marudzić, mówiąc: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?, to On – bądźmy tego pewni – (i tak) niczego nie zmieni! Może opowie jeszcze jedną przypowieść, by oswoić nas z Niepojętym, ale ani jednej „kreski” nie odwoła. Ani o „jedną jotę” niczego nie „złagodzi” (por. Mt 5, 18), lecz (raczej) zdecydowanie i otrzeźwiająco zapyta: Czyż i wy chcecie odejść?
Obyśmy mieli wiarę Piotra i jego miłość, by – nawet nie pojmując – powiedzieć: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.
Wszystko zależy od Ojca
Jest w wypowiedzi Jezusa jeszcze jedno zdanie, trudne do zgłębienia, ale stanowi ono ważny drogowskaz, co winniśmy czynić, by nie rozminąć się z Jezusem i z darem zbawienia. To zdanie brzmi: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca. Jeden z komentatorów – A. Seve – odczytuje te (jednak) twarde i zaskakujące słowa Jezusa: „Nie lubimy takich słów, ponieważ rodzą w nas niepewność. Gdyby kazano nam jakoś zareagować, coś zrobić! Ale co czynić, jeśli mówi się nam o jakimś tajemniczym darze, o którym nie możemy decydować? W którym momencie i w jaki sposób Ojciec pociąga nas do Jezusa, dając nam łaskę prawdziwej wiary w Niego? Komu ofiarowuje ten dar?
Na próżno chcielibyśmy zobaczyć rzeczywistość od strony Boga, próbując wślizgnąć się w Jego myśli, Jego decyzje… i w Jego upodobania! Tym, co do nas należy, nie jest jednak zastanawianie się nad Jego wyborami, lecz przyjęcie – najlepiej jak umiemy – tego, co On wybrał dla nas, co postanowił nam dać.
Najlepszym sposobem, aby stać się bardziej otwartym na dar, jest uświadomienie sobie, czego wymaga z naszej strony sama logika darów Bożych. Zamiast wyobrażać sobie zbyt prędko, że przyszliśmy do Chrystusa, że chcemy do Niego iść i że dla tego celu uczynimy wszystko, zacznijmy od pokornego pogodzenia się z myślą, że wszystko zależy od Ojca. To zachęci nas do tego, ażeby najpierw prosić Go o wiele żarliwiej o łaskę bycia pociągniętym do Jego Syna. A wówczas będziemy bardziej zdecydowani, aby wykorzystać tę łaskę w stopniu najwyższym – święty Jan nazywa to «wierzyć», w sensie maksymalnego przylgnięcia całym sobą”.