Upominanie z… miłości (N 23.A)
10 września 2023, autor: Krzysztof Osuch SJUpomnienia wciąż są obecne w naszym życiu. Upominają rodzice, publicyści, myśliciele, filozofowie, politycy, kaznodzieje, papież… Sumienie, głos Boga w nas, też nas napomina. Całe prawo stanowione i naturalne, łącznie z Dekalogiem, również jest jakimś „wiszącym” nad nami napomnieniem. Wiele osób kształci się po to, by profesjonalnie strzec ładu w życiu wspólnot ludzkich; by o nim przypominać, przestrzegać go, wychowywać, napominać, a w końcu, gdy zaistnieje taka potrzeba, ustalić winę i wymierzyć sankcje karne. Któż z nas nie był w swoim życiu upominany – w domu rodzinnym, w szkole, we wspólnocie kościelnej, w miejscu pracy? Niektóre upomnienia pamiętamy przez całe życie, niektóre mogły odbierać chęć do życia, bo były niesprawiedliwe i raniące. Wzbraniamy się przed przyjęciem upomnienia, którego głównym motywem jest nie życzliwość i troska o przywrócenie ładu miłości, lecz np. chęć poniżenia, zadania bólu. Zapewne dobrze wspominamy upomnienia, które wzbudzały głębszą refleksję i dobrą zmianę, a przy tym były udzielane delikatnie, taktownie.
Dzisiejsze Słowo Boże wyraźnie uświadamia nam, że upominanie jest w pewnych sytuacjach poważnym obowiązkiem! A jest też uczynkiem miłosierdzia, od którego może zależeć zbawienie albo potępienie poważnie błądzącej osoby. Tak, miłość, która łączy Boga Ojca z Jego umiłowanymi dziećmi, ale i wzajemna miłość między nami, zwłaszcza we wspólnocie wierzących, domaga się czynu, któremu na imię: upominanie. W czasie ziemskiej pielgrzymki nawet miłość – najcenniejsze dobro, jakie możemy zaofiarować i otrzymać – wiąże się z ponoszeniem ofiar i trudami… Wierna i odpowiedzialna miłość, która ma się wyrazić w roztropnym napomnieniu miłowanej osoby – też kosztuje, zwłaszcza gdy trzeba je ponawiać, np. w rodzinnych relacjach. Łatwo jest stchórzyć i znaleźć sobie nobliwe alibi dla wykrzesania w sobie odrobiny męstwa i odwagi. Upominanie na pewno nie należy do rzeczy przyjemnych.
Nasze nastawienie wobec udzielania upomnień i ich przyjmowania bywa różne. Tym bardziej trzeba je skonfrontować z zapatrywaniem samego Boga, którego Mądrość mylić się nie może. To sam Bóg zwykł upominać swe umiłowane dzieci. Pełna miłości troska o dobro i szczęście wierzącego ludu kazała Mu na przestrzeni wieków słać wielu proroków z trudną i niewdzięczną misją upominania go i przyzywania w krąg Miłości i Przykazań. Pamiętamy, jak Jonasz próbował uchylić się od misji upominania Niniwitów. Jan Chrzciciel za napominanie Heroda i Herodiady zapłacił najwyższą cenę. A nasz Pan i Zbawiciel? Jego misja otrzymana od Ojca była wieloaspektowa, a jednym z najważniejszych wymiarów głoszenia Ewangelii było upominanie błądzących, zaślepionych, obłudnych i uparcie trwających w faryzejskiej religijności.
Wdzięcznym sercem i chętnie uznajmy ważne prawo pielgrzymki wiary: będą docierać do nas upomnienia i my mamy się odważać, by udzielać napomnień. Biada, gdybyśmy z powodu pychy przyznali sobie (i innym) absolutne prawo do robienia, co się komu podoba. To nic, że ktoś na zasadne upomnienie może zareagować pysznie, nawet agresywnie. Cóż, człowiek powodowany pychą myśli sobie: Nikt nie ma prawa mnie upominać! Pycha podpowiada, by odepchnąć upominającego. I utwierdza upominanego w fałszywej ocenie swojej duchowej sytuacji. Człowiek zaś pokorny trzyma się prawdy i zgodnie z rzeczywistością mówi sobie: Jestem tu na ziemi ciągle ‘nowicjuszem’, gdy chodzi o rozumienie tajemnicy Boga i sensu życia. Czuję się wciąż niedouczony i kruchy w podążaniu drogą Pana. Bywam kuszony i upadam! Zatem to dobrze, bardzo dobrze, że Bóg i bliźni – bracia w wierze – raczą zaofiarowywać mi upomnienie, bym się opamiętał, zreflektował i odnowił wybór Boga ponad wszystko! Z całego serca, ze wszystkich sił.
Zapraszam na: https://www.niedziela.pl/artykul/166970/nd/Upominanie-z-milosci?fbclid=IwAR2el–GJse24JvdL13MlknmJMexVnrR1BsBJ5V46ZONtwEakgtl6h3HAtQ