Miłosierny Samarytanin
5 października 2020, autor: Krzysztof Osuch SJMożna próbować zrozumieć powody, dla których kapłan i lewita minęli potrzebującego, nie udzielając mu pomocy; mogli się tłumaczyć, że staną się przez kontakt z krwią a może i z umarłym nieczyści, a przez to niezdolni do sprawowania kultu ofiarniczego w świątyni. Jedno jest pewne, że Jezus wniósł w religijność Starego Testamentu szereg ważnych korekt. – Jedną z nich jest zobowiązanie do bycia dobrym i miłosiernym wobec każdego potrzebującego człowieka. Odtąd nie można powiedzieć, że jakieś religijne (a de facto pseudoreligijne) i kultyczne powody zwalniają kogokolwiek z bycia bliźnim wobec napotkanego człowieka, który potrzebuje pomocy.
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie! (Łk 10,25– 37).
Przykazanie miłości a życie wieczne
Dzisiejsza perykopa dotyka sprawy najważniejszej: życia wiecznego, a dokładniej tego, co należy czynić, by osiągnąć życie wieczne. Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?
– Jezus prawie nigdy nie uchylał się od udzielenia odpowiedzi. Nawet wtedy, gdy wystawiano Go na próbę, też odpowiadał. Jedynie na pogardę okazaną Mu przez Heroda odpowiedział wymownym milczeniem.
Tak, Jezus chętnie odpowiada na zadawane Mu pytania, ponieważ wie, że człowiek jest jednym wielkim pytaniem i wielką tajemnicą, a On, Zbawiciel człowieka, jest jedyną pełną odpowiedzią; to w Nim zamieszkała cała Pełnia (Kol 1). On też jest tą Tajemnicą, która wyjaśnia tajemnicę człowieka i ocala nas ludzi wielorako zagrożonych.
– Możemy być pewni, że i my otrzymamy od Jezusa odpowiedź, ilekroć zadamy Mu pytanie, płynące z głębi serca, z głębi naszego „niespokojnego serca”.
– Znamienne jest to, że Jezus nie odpowiada wprost i natychmiast. W proces szukania odpowiedzi włącza pytającego. Jezus odpowiedział uczonemu w Piśmie: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? Jezus prosi: « Najpierw ty sam powiedz, co już wiesz na temat tego, o co pytasz. Potrudź się. Zaktywizuj swoją pamięć. Nie chciej, by wszystko podano ci gotowe na tacy».
Okazuje się, że uczony w Piśmie bardzo dużo wie o drodze prowadzącej do życia wiecznego. – Bezbłędnie przypomniał wskazanie dotyczące czynów, które pozwalają osiągnąć życie wieczne: On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.
– Odpowiedź uczonego jest właściwa i godna pochwały, dlatego Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył.
W tym miejscu spotkanie mogło się zakończyć. Mielibyśmy wtedy jedynie ważne potwierdzenie ze strony Jezusa najważniejszego przykazania Starego Testamentu. Już samo to byłoby ważne i cenne.
Ważne dopowiedzenie
Ale oto w opisanym spotkaniu otwiera się kolejny ważny etap odsłaniania ważnej prawdy o drodze prowadzącej do życia wiecznego. Tę kolejną odsłonę prowokuje jeszcze jedno pytanie zadane przez uczonego w Piśmie: Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? Dość tajemniczo brzmi to zdanie: Lecz on, chcąc się usprawiedliwić.
– W jakim sensie chciał się usprawiedliwić?
Otóż można przypuszczać, że uczony w Piśmie miał poczucie, że religijnie jest on, owszem, dobrze poinformowany i że Boga to miłuje on, tak jak trzeba – całym swoim sercem. Z przebiegu rozmowy i z treści kolejnego pytania należy wnioskować, że jego poważny niepokój i niepewność dotyczyła drugiej części najważniejszego przykazania. To dlatego pyta wprost: A kto jest moim bliźnim? W ten sposób przyznaje się dyskretnie do drążącego go niepokoju i chce otrzymać od Jezusa precyzyjną odpowiedź. – I otrzymał ją, ale jak zwykle pod postacią opowiadania, przypowieści.
Jezus nawiązując do zadanego pytania, opowiedział o pewnym człowieku, który schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Takie zdarzenia miały miejsce. W to zdarzenie Jezus wprowadza trzy osoby, które różnie zachowują się wobec rannego i na pół umarłego człowieka. Dwom przechodniom ten pobity człowiek nie wydał się być bliźnim i bliskim, zaś jednemu, Samarytaninowi, owszem.
Starozakonny kapłan i Lewita nie znaleźli powodu, by zatrzymać się i pomóc człowiekowi w wielkiej potrzebie, natomiast Samarytanin poczuł się wewnętrznie zobowiązany, by okazać tyle starania i by narazić się na nieprzewidziane koszty.
– Można próbować zrozumieć powody, dla których kapłan i lewita minęli potrzebującego, nie udzielając mu pomocy; mogli się tłumaczyć, że staną się przez kontakt z krwią a może i z umarłym nieczyści, a przez to niezdolni do sprawowania kultu ofiarniczego w świątyni.
Jedno jest pewne, że Jezus wniósł w religijność Starego Testamentu szereg ważnych korekt.
– Jedną z nich jest zobowiązanie do bycia dobrym i miłosiernym wobec każdego potrzebującego człowieka. Odtąd nie można powiedzieć, że jakieś religijne (a de facto pseudoreligijne) i kultyczne powody zwalniają kogokolwiek z bycia bliźnim wobec napotkanego człowieka, który potrzebuje pomocy.
– Każdy człowiek jest pełen godności, gdyż jest stworzony na Boży obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 26– 27). Wcielenie Bożego Syna ma tę wielką konsekwencję, że Bóg w jakiś szczególny sposób zjednoczył się z każdym człowiekiem. W przypowieści o Sądzie Ostatecznym Jezus zapewnia, że utożsamia się On szczególniej z każdym człowiekiem, który jest w wielkiej potrzebie i bardzo cierpi (por. Mt 25, 31– 46).
Pobocza naszych dróg pełne „pobitych”
Na poboczach naszych dróg, przebywanych każdego dnia, spotykamy ludzi w różnym stanie duszy i ciała.
– Raczej bardzo rzadko spotykamy ludzi dosłownie pobitych i na pół martwych.
– Ale dużo widać ludzi „pobitych” przez smutek i beznadziejność (np. w miejskich autobusach widać tyle smutku i zatroskania na twarzach ludzi). Dużo widać ludzi pobitych przez brak życzliwości, przez własne słabości, przez nałogi, przez ludzkie języki i urabianie sobie wzajemnie złej opinii; ludzi pobitych przez błędne wychowanie (nie tylko w rodzinach dysfunkcyjnych czy patologicznych); ludzi pobitych przez pychę, żywioną zazdrość czy nienawiść; ludzi zmaltretowanych przez choroby i lęk przed przemijaniem oraz śmiercią.
Jak my na tych ludzi patrzymy?
Czy ja ich zauważam? Czy chcę ich zauważać?
Czy budzi się we mnie, jak w dobrym Samarytaninie, współczucie i pragnienie okazania pomocy potrzebującym? Ta pomoc może przybrać kształt przyjaznego spojrzenia, uśmiechu, dobrego słowa, aktu strzelistego posłanego wprost do Boga Ojca, ofiarowania swoich trudów i cierpień za tych, którzy cierpią bardziej niż my…
Czy w pewnych sytuacjach gotowi bylibyśmy zdobyć się na takie czyny jak Samarytanin? Tak konkretne i kosztowne.
Na widok ran ciała jest się w miarę łatwo wzruszyć i okazać pomoc. Pewno też łatwiej jest zdobyć się na uczynki miłosierne co do ciała. Niektóre z nich są dość skutecznie zinstytucjonalizowane. Mamy sieć szpitali, tysiące lekarzy, różne pogotowia ratunkowe…
Prawdopodobnie trudniej jest dostrzec rany serca, rany duszy; trudniej jest się głęboko wzruszyć i ponieść konieczne ofiary – by opatrzyć rany serc jakoś złamanych. Leczenie ran psychiki i ducha wymaga na ogół dłuższego czasu.
Na odnowioną wrażliwość i posługę samarytańską wnet przyjdzie czas…
Na razie (odprawiając Ignacjańskie rekolekcje) chciejmy korzystać z tego, że to Jezus Chrystus jest dla nas najlepszym, miłosiernym Samarytaninem!
Korzystajmy z tego oburącz!