NAWRÓCENIE i akceptacja człowieczeństwa
1 października 2023, autor: Krzysztof Osuch SJ
„Wielką winą człowieka nie są grzechy, które popełnia… Wielką winą człowieka jest to, że w każdej chwili może się nawracać, a nie czyni tego” (Rabbi Bunam).
Słowo Boże z 26 Niedzieli w roku A mówi o wielkiej potrzebie gruntownego nawracania się. Nie dziwmy się, że ten temat powraca tak często w Piśmie Świętym i przepowiadaniu. Gdybyśmy biegli do Boga tak prosto (i szybko), jak strzała wystrzelona (choćby tylko) z łuku, to nie byłoby potrzeby tak częstego wzywania do nawracania się… Gdybyśmy zawsze byli tak dobrzy, jak niezmiennie dobry jest chleb (zwłaszcza ten tradycyjny, bez „polepszaczy”), to można by rzadziej przypominać o wielkiej potrzebie zatrzymywania się w obłędnym i bezrefleksyjnym pędzie życia, by znów zwrócić całego siebie ku Bogu, a także ku naszym bliźnim, zwłaszcza tym najbliższym…
- Czy nie jest tak, że dziwnie uparcie wchodzimy na drogi, które, zresztą często niepostrzeżenie, odprowadzają nas – nieraz bardzo daleko – od Boga, a także od serdecznych relacji z bliźnimi? Tak, zbyt łatwo tracimy jasną świadomość celu życia.
- Potrafimy zżywać się ze złym postępowaniem (i nie widzieć w tym już żadnego problemu i powodu do świadomie przeżywanego niepokoju).
- Nic nie przychodzi nam dzisiaj tak łatwo, jak zapatrzeć się w samą doczesność i potrzeby, zarówno te zwykłe i ważne, jak i te coraz częściej sztucznie kreowane. W zaczadzającym nasze dusze zapatrzeniu zapominamy o ważności zastanawiania się nad tym, skąd wyszliśmy, po co tu jesteśmy i dokąd idziemy!
Niestety, dzisiejsza kultura (a może raczej tylko cywilizacja) z wielką skutecznością i wręcz wyrafinowaniem godnym lepszej sprawy – czyni nas, zda się programowo, obcymi dla siebie samych, dla bliźnich i samego Boga Stwórcy! Chyba się nie mylę, dzisiaj dużo łatwiej przychodzi nam utracić świadomość tego, kim się jest, będąc człowiekiem. W ogóle trudno jest zacząć się nad tym zastanawiać i szukać. Dlaczego?
- – Otóż bombardowani jesteśmy przez stale rosnącą liczbę wrażeń, informacji i ofert. Nachalnie kieruje się naszą uwagę na rzeczy, interesy i pieniądze (posiadane, brakujące, pożądane). A gdy do tego dojdzie jeszcze co dzień narzucająca się „puchnąca” oferta coraz mniej wybrednej rozrywki, to trudno się dziwić, że przybywa ludzi (o zgrozo, od najmłodszych lat), którzy ślepną i głuchną na Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym i wspaniałości życia w intensywnej i „wielobarwnej” relacji z Boskimi Osobami!
To prawda, chrześcijanin jest zwyczajnym człowiekiem (obywatelem tej ziemi), który w pełni podejmuje sprawy doczesne; uprawia rolę, korzysta ze zdobyczy nauki i techniki, pomnaża i cieszy się dobrami sztuki i kultury… To wszystko jest naszą „winnicą”, którą nam dał, zadał i do której posyła nas sam Stwórca! Nie mamy żadnych wątpliwości, że to On wyposażył Ziemię i nas ludzi w ogromne możliwości. Tyle pokoleń podejmuje ten dar i czyni sobie ziemię poddaną – udomowioną, swojską… Gdziekolwiek jesteśmy, cokolwiek robimy w ramach różnych zawodów, powołań i kompetencji – pozostajemy pod łaskawym spojrzeniem Boga-Gospodarza. Pełnimy też Jego wolę, zapraszającą nas do wielorakiej współpracy… Ale to nie jest wszystko!
- To zaledwie, w pewnym sensie, skromny początek wielkiej, ba wiecznej, przygody człowieka. O tym mówi nam najdobitniej i najpełniej Jezus Chrystus. To właśnie Jego obecność w ludzkiej historii domaga się od człowieka najwyższej klasy otwarcia umysłu, serca – głębi osoby – na Wolę Boga! Na Jego pełną Miłości Wolę. Na Jego Zamysł – wielki Projekt, w którego centrum rozbrzmiewa zaproszenie nas do życia wiecznego w sercu Boskich Osób.
Tak, jest pośród nas, od ponad dwóch tysięcy lat – po wielu wiekach zapowiedzi, obietnic i oczekiwań – Wcielony Boży Syn! Kontakt z Nim nadaje całej ludzkiej rzeczywistości (osobistej i uniwersalnej) – tak bardzo po grzechu pierworodnym zagmatwanej, mrocznej, cierpiącej, zagubionej, zrozpaczonej – Boską formę, piękne i trwałe znaczenie (sens). Chrześcijanin – odwiecznie pomyślany, umiłowany i wybrany (por Ef 1, 4) – świadomie kroczy drogą poznawania Jezusa, miłowania Go i upodabniania się do Niego we wszystkim. Także w uwewnętrznieniu tego (nieprawdopodobnie wspaniałego i olśniewającego) dążenia, które (tak wybitnie widoczne) jest w Jezusie Chrystusie.
- Gdy je poznamy – aż do olśnienia i zachwytu … – to przeżyjemy głębokie nawrócenie.
- Wypełnimy wolę Ojca. Uradujemy Go.
- Rozkwitnie nasze człowieczeństwo.
- Ogarnie nas poczucie sensu i radość, a także pokój serca (tak bardzo poszukiwany).
Spróbujmy (samodzielnie) wczytać się w pełne treści wezwanie Apostoła Narodów.
Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli – jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca (Flp 2,1-11).
Wcale nie jest tak łatwo zrozumieć i uwewnętrznić powyższe „napomnienie” świętego Pawła. Owszem, można w miarę łatwo wyróżnić to, przed czym Apostoł przestrzega, i do czego zachęca… Najważniejsze jest jednak to, że ma dotrzeć do nas i wpłynąć na nasze myślenie i sposób postępowania nie jakieś „prywatne” zapatrywanie Pawła z Tarsu, lecz wielkiej wagi „napomnienie w Chrystusie” – a więc od Chrystusa pochodzące, z Niego (niejako) wywiedzione.
- Paweł chce, żebyśmy wyraźnie pojęli i mocno wzięli sobie do serca to „dążenie”, którego treścią jest miłość i pokora w naszych relacjach z „drugimi”, z bliźnimi!
- W naszym myśleniu i działaniu „na styku” z ludźmi mamy się kierować nie „niewłaściwym współzawodnictwem” czy szukaniem „próżnej chwały”, lecz miłością, która czyni pokornym i delikatnym oraz uniżonym wobec każdej osoby, którą spotykamy.
- Prawdziwa miłość nad nikogo się nie wynosi ani nie unosi się pychą. Jest jej to najzupełniej obce. Miłość i pycha nie idą w parze, natomiast miłość i pokora – jak najbardziej. I nie ma w tej ostatniej „parze” żadnego przymusu, żadnej sztuczności.
Myślę, że odrobina duchowej intuicji czyni jasnym i oczywistym to, co powiedziałem (a raczej co powiedział Paweł za Mistrzem). A jeśli kogoś intuicja zawodzi, to nie wiem, czy dam radę w krótkim „dyskursie” (poniekąd filozoficznym) unaocznić słuszność, piękno i jedyność tego, do czego Apostoł przyzywa nas z takim naleganiem! Podejmę pewną skromną próbę…
Że my – każdy w swoich oczach – zasługuje na szacunek, uznanie i miłość, to powinno być oczywiste i bez tego ani rusz. Na uporządkowanej miłości do siebie (a więc do Bożego arcydzieła, będącego owocem Jego zaangażowania i Boskiej Miłości) zasadza się kolejny krok, jakim jest miłowanie naszych bliźnich. Sam Jezus to powiedział, że mamy miłować bliźniego jak siebie samego (por. Mt 19, 19). Ceniąc i miłując siebie samego, mówię sobie, że i mój bliźni (każdy człowiek) wart i godny jest podobnego szacunku i miłości. To powinno być jasne (i jest pewno w miarę oczywiste). Jednak Pawłowa (Jezusowa) nauka idzie dalej.
- Otóż mamy w pokorze – w jakimś „przycupnięciu” wobec radykalnej odrębności drugiego – oceniać go „za wyżej stojącego od siebie”! Tak, jak najbardziej. Ja (przy całym uznaniu i szacunku dla siebie) jestem tylko ja, natomiast w każdej drugiej osobie spotykam nowy wielki, niezgłębiony i fascynujący, osobowy świat (po prostu różną ode mnie osobę i przewyższającą mnie nie o … głowę, ale o całą drugą osobę, która nie jest … mną).
- Wszyscy zakochani w drugiej osobie i miłujący ją – doskonale wiedzą, o czym tu mowa… Tu się zatrzymam (żeby nie przegadać).
Jeśli jednak powyższy tok i typ rozumowania i motywowania może się wydać nie dość przekonujący, to proszę – zdaje się mówić św. Paweł: « Patrzcie na Jezusa Chrystusa! Zobaczcie, jakie dążenie – jaki duch – jaka miłość – jaka pokora ożywiają Jego Serce! Zobaczcie, z jaką wielką miłością i pokorą przychodzi On do każdej i każdego nas – do nas wszystkich».
On żywiąc wobec nas Boską Miłość i nią nas ogarniając, robi najpierw jeden wielki Gest, a za nim następuje ciąg niezliczonych gestów (słów, czynów), które manifestują pełną pokory i uniżenia Jego Miłość do nas – jedynie i aż Bogu podobnych! Tym pierwszym „wielkim Gestem” jest oczywiście Wcielenie, a „resztę” stanowi to wszystko, co – tylko po części (por J 21, 25) – opisują Ewangelie.
W tym miejscu należałoby parę razy przeczytać i przemedytować te słowa Pawła:
„On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”.
Może nas zawieść czy nie przekonać prosta intuicja poznawcza lub (choćby i bardzo rozwinięte) analizy filozoficzno-antropologiczne, ale nie możemy pozostać obojętni na pełną pokory miłość Wcielonego Syna Bożego do ludzi – do mnie, do ciebie, do każdej osoby!
- A widząc cud takiej (Boskiej, pokornej, uniżonej, przyklękającej, obmywającej stopy, posłusznej aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej) miłości Boga-Człowieka (przecież) nie możemy nie zatęsknić za taką samą postawą i „dążeniem” w relacjach z naszymi braćmi i siostrami!
Taka Miłość – pokorna, uniżona, do końca wydająca się za i dla innych – nie jest ślepą uliczką czy jakimś absurdem, bezsensowną stratą. Nie. Na pewno nie! W Jezusie Chrystusie kończy się ona – w sensie zwieńczenia i spełnienia – tym:
„Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca”.
Oczywiście, nikt z nas nie może być – dosłownie – „wstawiony” w te ostatnie zdania. Jezus Chrystus jest Kimś Jedynym i niepowtarzalnym. Jest Bożym Synem, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. To jasne.
- Ale wszyscy możemy – naśladując Go, idąc Jego drogą, pielęgnując owo pełne pokornej miłości dążenie i podejście do każdej osoby – możemy ufnie liczyć (a nawet, w wierze, być pewni) udziału w Jego Zwycięstwie i wiecznej Chwale.
Częstochowa, sobota, 27 – 29 września 2014 AMDG et BVMH Krzysztof Osuch SJ
(Ez 18,25-28)
Wy mówicie: Sposób postępowania Pana nie jest słuszny. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne? Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.
(Ps 25,4-9)
REFREN: Wspomnij, o Panie, na swe miłosierdzie
Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.
Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie,
na swoją miłość, która trwa od wieków.
Nie pamiętaj mi grzechów i win mej młodości,
lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu,
ze względu na dobroć Twą, Panie.
Dobry jest Pan i prawy,
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze,
uczy pokornych dróg swoich.
(Flp 2,1-11)
Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli – jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca.
(J 10,27)
Moje owce słuchają mojego głosu, Ja znam je, a one idą za Mną.
(Mt 21,28-32)
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy! Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi. Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.
Modląc się dzisiaj fragmentem Ewangelii Mt 21,28-32 przyszedł mi na myśl inny tekst Łk 15,11-32, który wg mnie koresponduje z wcześniejszym.
W Mt 21,28-32 występuje pewien człowiek – ojciec, dwóch synów : pierwszy i drugi.
Ojciec wyraża swoją wolę: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy”. Pierwszy syn mówi Ojcu „ Idę, panie” a nie poszedł. Czy czuje się dzieckiem? Nie mówi do Taty – Ojcze, a nazywa go panem. Już tu czuje się dystans.
Drugi syn mówi do Ojca : Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł”. Kto wypełnił wolę Ojca – drugi syn.
W Łk 15,11-32 występuje pewien człowiek – ojciec, dwóch synów: młodszy i starszy.
Młodszy wyraża swą wolę „ Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”. Każdy z synów otrzymuje swoją część. Starszy syn zostaje przy Ojcu, młodszy zabrał majątek „odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek , żyjąc rozrzutnie”. Młodszy syn uznaje swoje złe wybory, nazywa je, przyznaje się do nich, i wraca do Ojca ze skruchą stając w prawdzie prosi Ojca o przebaczenie.
Starszy syn pozornie wierny Ojcu, rozgniewany nie chce wejść do domu po powrocie brata, wyrzuca Ojcu żal, który nosił w swoim sercu pracując w domu.
W obu sytuacjach Ojciec jest cierpliwy i czeka.
– Czy pamiętam, że Bóg jest moim Ojcem, a ja Jego dzieckiem?
– Do którego z synów jestem bardziej podobna w konkretnych wyborach – deklaracjach słownych?
– Jakie są moje zachowania?
Pan Jezus mówi: „ Nie każdy, który mi mówi: „ Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”./Mt 7,21/
Każdego dnia w modlitwie Ojcze nasz wypowiadam słowa „bądź wola Twoja”.
– Czy potwierdzam te słowa życiem?
– Czy to, co czynię wypływa z miłości i pokornej służby?
Przypominają mi się przeczytane kiedyś słowa: Kto u kogo pracuje? Jezus u ciebie, czy ty u Jezusa? Jezus w tobie, czy ty, a Jezus jest ci potrzebny jako służący?
Panie Jezu dziękuję Ci za Twoje słowa, które mnie poruszają. Proszę Cię Jezu, aby moje słowa zgadzały się z życiem, a kiedy pobłądzę pozwól mi zauważyć, że Ty z miłością mnie szukasz i udziel mi łaski nawrócenia.