Wstań, jedz i IDŹ !
9 sierpnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJEliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. Po czym położył się tam i zasnął. A oto anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań, jedz! Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb (1 Krl 19,4-8).
„Dzisiejsze pierwsze czytanie pokazuje Bożego człowieka, który się poddał i załamał. Eliasz, prorok, który zapałał gorliwością o przestrzeganie Bożego prawa, musiał uciekać przed gniewem zdeprawowanej władczyni. Teraz, na pustyni wydaje mu się, że podzieli los wielu swoich rodaków, którzy nie zdołali ocalić swojego życia” (ks. Mir. Matuszny).
– Tak, być może daleko nam do wielkiego proroka Eliasza, niemniej w Historii Zbawienia, utrwalonej w Biblii, wszystko jest dla nas – dla pożytku duchowego nas wszystkich. Najbardziej wspólne wszystkim wierzącym Starego i Nowego Testamentu jest to, że jesteśmy w drodze. W drodze do Ziemi Obiecanej – do Życia wiecznego w Domu Ojca. Wszyscy pielgrzymujemy. Nasze drogi są niepowtarzalne, a jednocześnie mają wiele wspólnego! Właśnie to, co jest wspólne i zarazem „paradygmatyczne” (niejako wzorcowe) w „kawałku” pustynnej drogi Eliasza podejmujemy dzisiaj (19 Niedziela zwykła), kiedy tysiące pielgrzymują np. na Jasną Górę, w wszyscy inni – w gorących dniach sierpnia – też pokonują kolejny etap drogi do pełni Życia w Bogu, w Niebie! W naszej drodze do Domu Ojca bywa nieraz naprawdę bardzo trudno. Zielona łąka i piękne krajobrazy znikają, a pod stopami i wokół widać jedynie piasek. Doświadczamy zmęczenia i wyczerpania. Zda się czasem, że wyczerpały się dla nas już ostatnie zapasy (duchowego) chleba i wody.
Przyjrzyjmy się nieco Eliaszowi. Po niewątpliwych sukcesach w odważnej walce z bożkami i ich sługami (por. 1 Krl 18) doświadcza ostrego prześladowania ze strony Izebel. „Kiedy Achab opowiedział Izebeli wszystko, co Eliasz uczynił, i jak pozabijał mieczem proroków, wtedy Izebel wysłała do Eliasza posłańca, aby powiedział: Chociaż ty jesteś Eliasz, to jednak ja jestem Izebel! Niech to sprawią bogowie i tamto dorzucą, jeśli nie postąpię jutro z twoim życiem, jak się stało z życiem każdego z nich” (1 Krl 19, 1-2). Co na to dzielny Eliasz? Czytamy: „Wtedy <Eliasz> zląkłszy się, powstał i ratując się ucieczką, przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, a sam na odległość jednego dnia drogi poszedł na pustynię”. Co działo się potem, na pustyni, dowiadujemy się z pierwszego czytania. – Prześladowany i śmiertelnie zagrożony Eliasz, czuje się bezbronny i opuszczony. Ma dość życia i swojej misji od Boga otrzymanej! Całkiem zrezygnowany nie przestaje jednak dialogować ze swym Panem. Nawet waży się podpowiedzieć Mu … najwłaściwsze rozwiązanie i wyjście z trudnej sytuacji: „Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie”!
Okazuje się, że Bóg jest wciąż obecny i bliski. Widzi. Działa i pomaga! Znajduje dla Eliasza inne i lepsze rozwiązanie: „anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań, jedz!”. Boże polecenie zostało z mocą i życzliwością powtórzone: „Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga”. Eliasz usłuchał anioła. Mocą pokarmu i napoju (zapowiadającego dyskretnie ten Pokarm i Napój, który da Jezus Chrystus) da radę wędrować „czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb”. Tam przeżyje wielkie Boże Objawienie. Wykona jeszcze niejedno zlecone mu zadanie…
Święty Ignacy każe z medytacji słowa Bożego i kontemplacji biblijnych postaci wyciągać zawsze jakiś pożytek duchowy. Najlepiej gdy czynimy to sami, biorąc Słowo Boże na „zęby mądrości”… Prawdopodobnie już świata nam wiele (choćby jedno drugie) pouczeń i wskazań dla naszej drogi wiary, której kresem będzie przejście przez próg śmierci do Życia. Na pewno wybije godzina przejścia przez próg. Jezus Chrystus pomoże go nam ufnie (a może i radośnie) przekroczyć.
- Na razie, jak długo jesteśmy w (za)danej nam drodze z Nim i za Nim do Ojca, w każdym położeniu szukajmy pożywnego pokarmu i napoju. Bóg gotów jest posłać do nas – w Kościele – niejednego anioła, by postawił nam przy „głowie podpłomyk i dzban z wodą”. Szukajmy i prośmy o prawdziwy pokarm Słowa Bożego i Eucharystii.
- Nie szukajmy byle jakich stymulatorów energetyzujących. Jest ich w dzisiejszej cywilizacji bez liku… One też tak naprawdę oszukują głód ducha i nie dają siły do (za)danej drogi. Gorzej, zbijają z tropu. Tumanią, dezorientują. Przesłaniają Cel naszej drogi przez ziemię i historię. – Myślę, że jest się nad czym (samo krytycznie) zastanowić i nauczyć się paru dobrych rzeczy od Eliasza.
Od św. Pawła w drugim czytaniu (Ef 4,30-5,2) także:
„Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu”.
A niedzielna Eucharystia niech będzie czymś dużo bardziej pożywnym niż podpłomyk i woda podstawione Eliaszowi przez anioła. I „mędrkując” nie bawmy się razem z ówczesnymi Żydami w szemranie… (Na ile nam czas pozwoli) bierzmy sobie do serca głębie znaczeń ukrytych (i objawionych) w poniższych słowach naszego Pana i Zbawiciela:
„Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: Jam jest chleb, który z nieba zstąpił. I mówili: Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem. Jezus rzekł im w odpowiedzi: Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto /we Mnie/ wierzy, ma życie wieczne. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6,41-51).
Warto przeczytać o TYM CUDZIE EUCHARYSTYCZNYM:
Niebywały cud! Hostia zamieniła się w ciało i krew
„Osłabienie wiary w rzeczywistą obecność zmartwychwstałego Chrystusa w Eucharystii jest jednym z bardzo istotnych znaków kryzysu życia duchowego. Pan Jezus pragnie ożywić naszą wiarę w Jego eucharystyczną obecność i dlatego co jakiś czas, w historii Kościoła katolickiego, daje nam znaki – cuda eucharystyczne, które jednoznacznie wskazują, że w Eucharystii jest obecny On sam, zmartwychwstały Pan, w tajemnicy swojego Bóstwa i uwielbionego człowieczeństwa. Ostatni cud eucharystyczny uznany przez władze kościelne miał miejsce w 1996 r. w stolicy Argentyny – Buenos Aires – pisze ksiądz M. Piotrowski TChr z dwumiesięcznika „Miłujcie Się”.
[…]
Ojciec święty Franciszek.
Anioł Pański: otworzyć serce na Boga
◊ Ani cuda, ani nawet bliskość z Jezusem nie wystarczą, by w Niego wierzyć. Trzeba mieć jeszcze serce otwarte na działanie Ducha – mówił Franciszek w rozważaniu przed modlitwą Anioł Pański. Ojciec Święty odniósł się do dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus wyjaśnia znaczenie cudu rozmnożenia chleba. Mówi, że to On jest prawdziwym chlebem, danym przez Boga. A kiedy ludzie zaczynają szemrać na te słowa dodaje: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie pociągnie go Ojciec, który Mnie posłał”, oraz: „Kto wierzy, ma życie wieczne”.
Zdumiewa nas, i skłania do refleksji to słowo Pana. Wprowadza ono w dynamikę wiary, która jest relacją: relacją między osobą człowieka, nami wszystkimi, a Osobą Jezusa, gdzie decydującą rolę odgrywa Ojciec, i naturalnie także Duch Święty – który tu pozostaje w domyśle. Nie wystarczy spotkać Jezusa, aby w Niego uwierzyć, nie wystarczy czytać Biblie, Ewangelię, choć jest to ważne; nie wystarcza nawet być świadkiem cudu, nawet takiego jak rozmnożenie chleba. Wiele osób było w bliskim kontakcie z Jezusem i nie uwierzyło w Niego, co więcej wzgardziło Nim i skazało Go. Zastanawiam się, dlaczego? Czyżby nie zostali pociągnięci przez Ojca? Nie, stało się tak, ponieważ ich serce było zamknięte na działanie Ducha Świętego. Jeśli masz serce zamknięte, wiara się do niego nie przedostanie. Bóg Ojciec zawsze pociąga nas do Jezusa, a my możemy otworzyć bądź zamknąć nasze serce.
kb/ rv