OD GNIEWU DO WDZIĘCZNOŚCI – ks. dr S. Rossetti
14 czerwca 2025, autor: Krzysztof Osuch SJSTAWANIE SIĘ LUDŹMI EUCHARYSTII
Ks. dr Stephen J. Rossetti[1]
OD GNIEWU DO WDZIĘCZNOŚCI
STAWANIE SIĘ LUDŹMI EUCHARYSTII
Droga formacji ludzkiej
Poprosiliście mnie do rozmowy na temat ludzkiej formacji. Temat ten chciałbym przeanalizować z innej nieco strony. Typowa rozmowa na temat ludzkiej formacji skupia się na aspekcie psychologicznym z nadzieją na otwarcie duchowe. To jest dobre podejście. Jakkolwiek, doświadczenie sugeruje mi, że nie ma dwóch jednoczesnych dróg dla każdej osoby: duchowy i psychologiczny wymiar. Raczej, jest jedna droga, która łączy wymiar duchowy i psychologiczny. W istocie, kiedy nasz instytut dokonuje psychologicznej i duchowej oceny naszych stałych rezydentów, i jeżeli oni dobrze współpracują, to obie oceny odzwierciedlają to samo, jedną rzeczywistość wyrażającą się w różnych słowach i używającą innych podejść. W tej refleksji, użyję jedno, bardzo proste podejście, które jednocześnie włącza duchowy i psychologiczny wymiar ludzkiej osoby. W dodatku, droga, którą będę opisywał wydaje mi się trafić do serca dzisiejszego pielgrzymującego człowieka.
Jak wiecie, pracuję w Instytucie Świętego Łukasza, w stanie Maryland w USA. Do Instytutu Świętego Łukasza przychodzą księża, zakonnice i zakonnicy, z rozległymi i różnymi odmianami psychologicznych i duchowych chorób. Niektóre prezentowane kwestie to alkoholizm, depresja, międzyludzkie problemy, duchowe kryzysy, uzależnienie od narkotyków, czy destruktywne zachowania takie jak nałogowe wydatki i długi kredytowe, nałogowe przejadanie się, czy też różnego rodzaje seksualne uzależnienia. Tym różnym kłopotom dają początek jednak wspólne, leżące u podstaw, kwestie w ich życiu. Te wspólne kwestie pojawiają się znowu i znowu w trakcie leczenia, bez względu na prezentowane problemy. Prawdopodobnie to, co wszystkie kwestie mają wspólnego jest gniew. Kiedy przychodzą osoby zakonne i księża wyraz ich twarzy jest często twardy, ich oczy wpatrują się prosto przed siebie, ich zęby są zaciśnięte i ich muskuły napięte. W ich psychice jest głęboko osadzony wielki gniew. Większość czasu nie są świadomi jak są rozgniewani. Mówię im: „wyglądasz trochę rozgniewany”. Ze ściśniętymi zębami i wrogością cieknącą z ich słów, dają odpowiedź zwrotną:, „Nie jestem zły!”
Gniew jako ludzka namiętność w sobie samym nie jest ani dobry ani zły (KKK 1767). Katechizm Kościoła Katolickiego mówi nam: „Emocje i doznania mogą być przekształcone w cnoty lub zniekształcone w wady”(Tamże. 1768). Nie mówię w tym przypadku o normalnym rodzaju gniewu, którego doświadcza zdrowa psychika. Dla przykładu, czytamy u Marka, że Jezus „spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka «Wyciągnij rękę»!” (Mk 3, 5). Słusznie jesteśmy zagniewani przeciwko niesprawiedliwości i grzechowi.
Mówię natomiast o zakorzenionym gniewie, który umiejscawia się w ludzkim sercu i staje się trucizną, zarażającą cały ludzki system. Ten gniew ostatecznie wyjdzie na zewnątrz w rozbieżnych drogach jak na przykład poważna depresja, gdzie gniew projektowany jest do wewnątrz w kierunku własnej osoby. Albo może manifestować siebie w dokuczliwej, nieuporządkowanej osobowości. Dla przykładu, przypominam sobie księdza, który terroryzował członków wspólnoty parafialnej swoim gryzącym sarkazmem, agresywną krytyką, poniżaniem innych i swoim narcystycznym powiększaniem własnej ważności. Innym przykładem jest zakonnica, która biernie, ale agresywnie podkopywała i sabotowała życie wspólnoty, szczególnie ludzi przewodzących tej wspólnocie. Te osoby mają tak dużo gniewu w sobie, że współżyjąc z innymi, rozprzestrzeniają niezgodę i konflikt. Pozostali czują się zranieni i zmartwieni manierami i tonem ich zachowania. Księża z takim gniewem nie są, „ludźmi wspólnoty,” o jakich zaapelował Jan Paweł II w Pastores dabo vobis (Tamże. 43). Stają się oni raczej ludźmi konfliktu i podziału. Zostawiają swoje parafie zranione i podzielone.
Jest być może zaskakujące, że u podstaw seksualnych dewiacji i patologii jest coś w rodzaju zakorzenionego gniewu albo furii, która staje się erotyzmem. Taką teorię wysnuł Robert Stoller MD w swojej pracy: Perwersja: erotyczna forma nienawiści. Mówił on o dewiacji seksualnej jako zerotyzowanej nienawiści. W szczególności odnosi się to do molestowania dzieci. W umysłach tych dewiantów czyn ten przedstawia się jako kochające objęcie. Więcej niż kilku powiedziało mi, że próbowali oni dać tym dzieciom ojcowską miłość, której sami nie otrzymali w swojej młodości od własnych ojców. Molestowanie dzieci jest niszczącym czynem, powstającym z zamaskowanego gniewu i przemocy, które pozostawiają ofiarę przestraszoną. Molestujący powtarzają swoje dziecięce represjonowanie z tym samym niszczącym rezultatem. „Po owocach ich poznacie”. Szkodliwe owoce dziecięcego molestowania demaskują wewnętrzny gniew i represje.
Znaczenie kierowania gniewem jest dobrze rozpoznane między terapeutami jako część uzdrawiającego programu dla przestępców molestowania seksualnego dzieci. W istocie, kierowanie gniewem ma więcej wspólnego w leczeniu seksualnego przestępcy niż nawet edukacja seksualna. Zakorzeniony gniew jest paliwem, który karmi zboczenia seksualne w życiu.
Będąc napełniony wewnętrznym gniewem sprawiam, że niemożliwe jest głoszenie Dobrej Nowiny. Informacje i wiadomości, które otrzymujemy od innych, są o wiele bardziej obszerne niż zwyczajne interpretowanie usłyszanych słów. Wiele komunikacji międzyosobowych, być może większość z nich, jest niewerbalna. Podczas gdy ludzie słyszą słowa, które wypowiadamy, to wyraz naszej twarzy jest przez nich zapamiętany. Czasami mówię księżom: „sprawdzając homilię, którą głosisz co niedzielę, popatrz w lustro”. Jak to jeden kaznodzieja uszczypliwie powiedział: „Jeżeli jesteś zbawiony, proszę poinformuj o tym swoją twarz!”
Pouczające jest przywołać słowa Ojca Świętego skierowane do seminarzystów i pracowników Seminarium św. Józefa (Nowy Jork, 6 października, 1995): „Kościół potrzebuje radosnych księży, zdolnych przynieść prawdziwą radość Bożym ludziom, która jest Dobrą Nowiną w całej prawdzie i przekształcającej mocy”. W 2002, podczas plenarnej sesji Zgromadzenia o katolickim wychowaniu Ojciec Święty powiedział ponownie: „Szczególnie konieczne jest to, aby u studentów podsycać radość z ich własnego powołania”. Nie mogę pomyśleć o lepszym zawodowym narzędziu niż radość wypełniająca księdza. Nie mogę pomyśleć o lepszym narzędziu w formacji niż formacja, która emanuje radością i pokojem, co jedynie zmartwychwstały Chrystus dać może. Kiedy mówimy o ludzkiej formacji naszych seminarzystów, nie chodzi o dawanie im informacji o ich człowieczeństwie i seksualności. O wiele ważniejsze jest wprowadzić ich w bardzo ludzką i bardzo duchową drogę od gniewu do wdzięczności i radości. To jest najważniejszy punkt tego wystąpienia. Droga chrześcijańskiej, ludzkiej formacji jest przechodzeniem od gniewu do wdzięczności i radości. Możemy zadać prowokujące pytanie: „Czy nasze domy formacyjne są miejscami wdzięczności i radości?” W jakim zakresie takimi są prawdziwie, stają się domami chrześcijańskiej formacji.
Kiedy mówimy o seminarzystach potrzebujących zaszczepienia ewangelicznych wartości i odwrócenia się od dróg tego „świata”, (nawrócenie dróg – jak moi klasztorni przyjaciele lubią to nazywać) w to pojęcie włączamy odrzucenie konsumpcjonizmu, materializmu i kultury śmierci. Jest ważne dla naszych seminarzystów przyjęcie wartości ewangelicznych w ich życiu. Lecz również jest ważne dla nich odejść od tego, co znajduje się u podstaw dekadencji świata, czym jest, leżący u podstaw gniew i wewnętrzna wściekłość. W istocie, kiedy mówimy o kulturze śmierci, powinniśmy objąć tym pojęciem zniszczenie naszej ludzkości [człowieczeństwa] przez wewnętrzną wściekłość i wewnętrzną przemoc. Ktoś może powiedzieć, że jest to ta wewnętrzna wściekłość i wewnętrzna przemoc, która napełnia kulturę śmierci w naszym świecie.
Staje się dzisiaj powszechne nie brać pod uwagę roli szatana i sił demonicznych w życiu ludzi. Lecz myślę, że demonizm jest oczywisty w szaleństwie i przemocy, które przenikają świat. Szatan istnieje i ma się dobrze w niszczeniu naszej ludzkości. I to nie jest przypadek, że w średniowieczu do przedstawienia demonów używano właśnie złośliwe zwierzęta.
Uderzającym przykładem wewnętrznej przemocy i wściekłości jest ewangeliczna relacja o uzdrowieniu opętanego w Gerazie (Mk 5, 1-20). Ten fragment ewangelii ukazuje nie tylko istotne duchowe prawdy. Realistyczna „psychologia” również zaświadcza o ich autentyczności. Człowiek, który był opętany przez wiele duchów nieczystych, stracił swoje życie i swoje człowieczeństwo. On żył między grobowcami, to znaczy żył między zmarłymi. Był duchowo i psychologicznie umarły. Żył daleko od ludzkiej wspólnoty. Był sam i nagi. Jedynie zwierzęta są nagie, nie ludzkie istoty. Stracił swoje człowieczeństwo i żył jak zwierzę. Ten fragment idzie dalej mówiąc, że ten człowiek nigdy nie odpoczywał, lecz dzień i noc, krzyczał, tłukąc sam siebie kamieniami. Nie miał wewnętrznego pokoju, lecz był wewnętrznie torturowany. W szaleństwie swoich tortur, stale krzyczał i przez zranienie siebie samego próbował uzewnętrznić swój wewnętrzny ból. Jego przemoc była skierowana do wewnątrz, tak bardzo jak dzieje się to dzisiaj. Zatem jego zachowanie było niewiarygodnie samo niszczycielskie. Tak więc widzimy portret umierającego człowieczeństwa, będącego w odosobnieniu i wewnętrznych torturach. Jest to portret bardzo odpowiedni na dzisiaj. Wielu ludzi żyje dzisiaj w odosobnieniu, intensywnie cierpiąc w swoim wnętrzu. To odosobnienie i wewnętrzny ból prowadzi ich do samoniszczącego zachowania przez nadużywanie alkoholu, narkotyki lub obsesyjny seks.
Pracując przez 15 lat pośród cierpiących zakonnic, zakonników i księży, i towarzysząc wielu z nich na drodze powrotu do zdrowia, nauczyłem się dostrzegać zdarzające się przemiany. Wiele mnie nauczyli o psychicznym zdrowiu. Co więcej, uczyli mnie o Dobrej Nowinie Jezusa. Pamiętam jednego pacjenta, który zakończył nasz program kilka tygodni temu. Jak to zazwyczaj bywa na końcu, dla tych, którzy odchodzili od nas mieliśmy ostatnie liturgiczne pożegnanie przed domem. Podczas tej liturgii, ksiądz-pacjent został zaproszony, aby przed całą wspólnotą podzielić się refleksją. Wstał i powiedział: „Kiedy pierwszy raz przyszedłem do Instytutu Świętego Łukasza, wierzyłem, że jestem tutaj, ponieważ biskup i jego wikariusze nienawidzili mnie. Gdzieś w połowie programu, zmieniłem swoje nastawienie i uwierzyłem, że zostałem wysłany do Instytutu Świętego Łukasza, ponieważ Bóg ukarał mnie. Kiedy skończyłem ten program, zrozumiałem, że jestem tutaj ponieważ Bóg kocha mnie i ponieważ mój biskup troszczy się o mnie. Oni chcieli, żebym wyzdrowiał. Przebywanie tutaj było jedną z moich największych życiowych łask”.
Droga tego księdza od gniewu i zgorzknienia do wdzięczności była oszałamiająca. Pracownicy Instytutu Świętego Łukasza, w rzeczywistości widzą takie przemiany wiele razy. Pacjenci zaczynają często swoją drogę napełnieni wściekłością i lękiem. Jeżeli ten proces jest pomyślny, to przechodzą przemianę, która kończy się wdzięcznością i wewnętrznym pokojem. To jest wspaniały znak, który pomaga w ocenie czy terapia była pomyślna. Jeżeli pacjent pozostaje utknięty bardzo w gniewie i kontynuuje patrzenie na siebie jako bezbronną ofiarę, to jest w nim jeszcze sporo pracy do zrobienia. Lecz jeżeli widzimy na ich twarzach sens pokoju i wdzięczności, wtedy wiemy, że przemiana odbywa się.
Czyż nie można powiedzieć, że i Dobra Nowina nie jest tu realizowana? Nie będzie nadużyciem powiedzenie, że przemiana ludzkiego ducha od gniewu i lęku do wdzięczności i radości nie jest jedynie duszą ludzkiej formacji, lecz również dotyka chrześcijańskiego nawrócenia.
Pomocne jest jednak poznawcze rozdzielenie, co jest psychologiczne i co jest duchowe. Jednym z niebezpieczeństw naszych czasów jest załamanie się wszystkiego, co duchowe na korzyść psychologicznego. Tak więc cała duchowość zostaje ubrana w język psychologii. Na tym błędnym podłożu psychoterapia zamienia duchowy kierunek i Jan od Krzyża jest zamieniony na Karla Junga. Ludzka formacja nie jest końcem sama w sobie. Ona ostatecznie powinna otworzyć nas na to, co jest autentycznie duchowe, nieskończone Bóstwo. W ten sposób wykraczamy poza ograniczenia naszego kruchego człowieczeństwa. Jest to zasada dobrze znana przyjaciołom księdza Rulli i temu znakomitemu Instytutowi Psychologii na Uniwersytecie Gregoriańskim.
Przeciwstawny błąd jest także jednakowo niebezpieczny, to znaczy zaprzeczenie tego, co jest ludzkie i ubranie wszystkiego w duchowy język. Na nieszczęście, wielu księży i osób zakonnych, znajdujących się w trudnościach tak właśnie czyni. Mówią elokwentnie o duchowej drodze, lecz ich słowa nie są zakorzenione w ich osobistym życiu. W rzeczywistości, ich duchowe życie jest puste. Ze smutkiem, widzimy zniszczenie dokonujące się w Kościele i społeczeństwie, kiedy ludzka formacja naszych księży jest niepełna. Jak to powiedział Ojciec Święty do brazylijskich biskupów: „Byłoby żałosne, kiedy [biskup] wyświęciłby młodych ludzi, niedojrzałych lub eksponujących wyraźne znaki uczuciowych zaburzeń, a którzy mogliby spowodować poważne zamieszanie wśród wiernych z oczywistą szkodą dla całego Kościoła” (Jan Paweł II, 9/05/02, Ad limina, adresowane do brazylijskich biskupów ze wschodniego regionu.)
Lecz w końcu, to co duchowe i to co psychologiczne są splecione w ludzkiej osobie, tak, że są one nierozłączne. Przypomina mi to tytuł jednego z największych dzieł Jacquesa Maritaina, Stopnie Wiedzy: Rozróżnienie Jedności. Podczas gdy możemy rozróżnić różnicę pomiędzy psychiką i duchem, czynimy to jedynie po to, aby je w końcu połączyć. W naszej pracy uzdrawiania, jest niemożliwe nakreślić wyraźnie, gdzie psychologiczne się kończy, a zaczyna duchowe. Ta duchowa i psychologiczna droga jest jedną ludzką pielgrzymką.
Psychologia wdzięczności
Proponuję dziś dla waszej refleksji podjęcie osobistej drogi od gniewu do wdzięczności. Wydaje mi się, że ta uzdrawiająca przemiana, która jest centralna dla drogi terapeutycznej, jest również trafnym opisem ludzkiej formacji. W rzeczywistości, praca, którą wykonujemy w Instytucie Świętego Łukasza jest po prostu mikrokosmosem ludzkiej drogi i ja wierzę, że tym samym jest programem chrześcijańskiego nawrócenia.
Wzrasta ilość psychologicznych poszukiwań na temat wdzięczności. Jestem pod wrażeniem pracy Michaela McCullough PhD i Roberta Emmons PhD. Podzielili kilkaset ludzi na trzy różne grupy. Grupa pierwsza prowadziła codzienny wykaz zdarzeń, których doświadczali w ciągu dnia, bez względu na to czy dobre czy złe. Grupa druga prowadziła codzienny wykaz wszystkich nieprzyjemnych i negatywnych doświadczeń tego dnia. (Czy nie jest to pokusą dla nas wszystkich, aby zakończyć dzień i zwracać uwagę na złe rzeczy, które się wydarzyły?) Grupie trzeciej polecono, aby prowadzić dzienną listę rzeczy, które wydarzyły się podczas tego dnia, i za które byli oni wdzięczni; taki pamiętnik wdzięczności. Wyniki byty imponujące.
Wyniki pracy grupy wdzięczności, to jest trzeciej, były wymiernie lepsze w sferach fizycznej, psychologicznej i duchowej. Fizycznie: ćwiczyli więcej, mieli niewiele fizycznych objawów i ich sen był lepszy. Psychologicznie: zgłaszali wyższy poziom czujności, entuzjazmu, determinacji i energii. Doświadczyli mniej depresji i stresu i oraz mieli wysoki poziom optymizmu i życiowej satysfakcji, bez zaprzeczania negatywnych aspektów swojego życia. Duchowo: byli gotowi na to, by pomagać innym, mniej zazdrośni o innych, mniej materialistyczni, więcej szlachetni i bardziej gotowi uczęszczać na nabożeństwa religijne oraz angażować się w religijnych czynnościach. Widać wyraźnie, że bycie wdzięcznym jest czymś dobrym dla was!
Chrześcijańska duchowość wdzięczności
Bycie wdzięcznym nie jest tylko dobre dla was. Nieprzypadkowo jest to integralnie wpisane w chrześcijański styl życiu. W istocie, można kategorycznie stwierdzić, że osoba, która nie jest wdzięczna nie jest także chrześcijaninem.
W l Liście do Tesaloniczan czytamy, że dziękowanie jest obowiązkiem, w którego wypełnienie chrześcijanin powinien być zawsze zaangażowany. „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie” (l Tes 5, 16-18). Podobnie mówi List do Kolosan mówi: I bądźcie wdzięczni! Słowo Chrystusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko [czyńcie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego. (Koi 3,15-17)”. Dziękczynienie jest fundamentalną postawą i obowiązkiem chrześcijanina.
Nowy Testament sugeruje nawet, że ci, którzy nie dziękują, nie są zbawieni. Acharistoi są ci, którzy są niewdzięczni i przez to są odrzuceni (2 Tm 3, 2) podczas, gdy eucharistoi dziękują i są zbawieni (Koi 3, 15). W świetle tej refleksji, wielkie teologiczne znaczenie ma prefacja II Modlitwy Eucharystycznej w czasie Mszy świętej: „Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie”. Jako chrześcijanie nie tylko dziękujemy Bogu, co jest stosowne czynić dla nas. To jest również nasze zbawienie. Jest to oszałamiające stwierdzenie – dziękczynienie jest naszym zbawieniem!
Msza święta jako źródło i szczyt chrześcijańskiego życia jest również nazywana Eucharystią. Greckie słowo eucharistia oznacza, dziękczynienie Bogu. Wiemy, że dar Boży jest „faktyczny i obecny… jest urzeczywistniony i uprzedmiotowiony” w nas, kiedy uczestniczymy w tym Eucharystycznym akcie dziękczynienia (Sacramentum Mundi). W tym akcie dziękczynienia, jesteśmy wszczepieni w tajemnicę Chrystusowego odkupienia i uczestniczymy w zbawieniu, które On dla nas zwyciężył. Zanosić dziękczynienie, to być chrześcijaninem. To jest być zbawionym.
Zawsze kochałem relację z oczyszczenia 10 trędowatych (Łk 17, 11-19). Wierzę, że ten ewangeliczny jest często fragment niedointerpretowany. Myślę, że przeoczamy jego moc i głębię. Ta relacja mogłaby być interpretowana jako rodzaj podsumowania Dobrej Nowiny. Jezus uzdrawia 10 ludzi, 10 trędowatych, lecz tylko jeden z nich powraca. Możemy pomyśleć, „czy to jest złe, że tylko jeden z nich był uprzejmy powrócić i podziękować?” Byłoby to krytyczne przeoczenie wzajemnego oddziaływania pomiędzy uzdrowionym Samarytaninem, który wrócił a Jezusem. Powracający nie wyciąga ręki na znak wdzięczności. Raczej pada na twarz i wielbi Boga. W czasach Starego Testamentu, ludzie padali na twarze pośród theophany, to jest kiedy Bóg siebie objawiał. Ten jeden trędowaty uświadomił sobie, że nie tylko został uzdrowiony, ale że to był Bóg, który tego dokonał. Upadł na twarz u stóp Jezusa, dziękując i wielbiąc Boga. Następnie Jezus ogłosił słowo zbawienia, „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. To było dokładnie w momencie uświadomienia, co Bóg dla niego uczynił i dziękując, został zbawiony. Jak to jest powiedziane w prefacji drugiej Modlitwy Eucharystycznej „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie”.
Jeżeli chcemy uformować mężczyzn na prawdziwych księży, muszą się oni stać ludźmi Eucharystii, to znaczy, muszą się stać mężczyznami, którzy są wdzięczni i tą wdzięcznością żyją. To jest straszne i nieprzyjemne przewodniczyć Eucharystii i być kimś bez wdzięcznego serca. Być pełnym księdzem to być wdzięczną osobą.
Ograniczenia weryfikacji i formacja
Trudnym jest pytaniem: Jak stajemy się ludźmi wdzięcznymi? Jak formujemy naszych seminarzystów żeby mieli wdzięczne serce? Jaka jest droga przemiany, którą muszą przebyć?
Przede wszystkim, pozwólcie mi powiedzieć, że w drodze ku wdzięczności jest o wiele więcej ludzkiej formacji, uzdrowienia i nawrócenia, koniecznego dla nas wszystkich niż my sobie to wyobrażamy. Staliśmy się bardzo przyzwyczajeni do gniewu, smutku, i przemocy w naszym rozczłonkowanym świecie, tak że nie uświadamiamy sobie jak bardzo nasze człowieczeństwo upadło. Pamiętam jak spędziłem kilka miesięcy z Kartuzami w Yermont. Kartuzi prowadzą bardzo skromne, wymagające życie. Noszą włosiennice; ich łóżka są ze słomy, nie jedzą mięsa; są pustelnikami; i jedzą tylko jeden posiłek dziennie. Po spędzeniu z nimi kilku miesięcy, zszedłem od nich z góry i wsiadłem do autobusu. Kiedy siedziałem w autobusie pomiędzy ludźmi świeckimi, byłem uderzony i zdumiony ilością smutku w tym autobusie. Pomyślałem sobie, „Ci ludzie są niewiarygodnie smutni. Zastanawiałem się: Co się stało się, że są tak smutni?” Od kiedy Kartuzi nie czytają gazet, nie słuchają radia i nie oglądają telewizji, byłem odcięty od wiadomości ze świata zewnętrznego. Sądziłem, że coś musiało się stać, kiedy byłem na górze. Lecz po chwili, poznałem prawdę: „Nic tym ludziom się nie stało. Ci ludzie zawsze są tacy smutni”. Lecz tego nie wiedziałem, dopóki nie doświadczyłem prawdziwej radości. Święty Bruno powiedział o życiu Kartuzów jako „Pokój, którego świat nie zna i radość w Duchu Świętym”. Wszyscy mamy długą drogę do przebycia aż staniemy się prawdziwie i całkowicie uformowani na wzór Jezusa. On powiedział nam jak to powinno wyglądać: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 11).
Pojawia się ponownie trudne pytanie: jak stajemy się ludźmi Eucharystii, ludźmi wdzięcznymi i radosnymi? Odpowiadając na to pytanie, wracam do drogi naszych pacjentów w Instytucie Świętego Łukasza. Nauczyli mnie, że ta droga ludzkiej formacji i przemiany nie jest łatwa. Kiedykolwiek księża i osoby zakonne mają psychologiczne problemy, to przy ich przyjęciu często słychać słowa oskarżające seminaria. Mówią, „Powinniście ich lepiej weryfikować i formować”. Amerykański Państwowy Zarząd przeprowadzający rewizję badał „Przyczyny i kontekst obecnych kryzysów w Kościele Katolickim”. Raport, opublikowany 27 lutego 2004, mówił, że tam były dwa połączone czynniki przyczyniające się do kryzysu: nieodpowiednie weryfikacja i nieodpowiednia formacja kandydatów do kapłaństwa. W odpowiedzi na kryzys, Stolica Apostolska zwizytuje każde seminarium w Stanach Zjednoczonych.
Na pewno, jest tam jakaś prawda w tym stwierdzeniu. Z lepszą weryfikacją i formacją, zakres molestowania dzieci pomiędzy księżmi prawdopodobnie byłby nieco zmniejszony. Lecz myślę, że to jest trochę uproszczone, złożyć większość problemów na nasze seminaria. W istocie, kiedy dojdzie do inspekcji, myślę, że inspektorzy znajdą nasze seminaria jako wspaniałe. Większość w ciągu ostatnich 20 lat z nich uczyniła wielki krok w rozwijaniu programów ludzkiej formacji. Oczywiście, jestem ostatnio pod ich wrażeniem. Wiem, że były tam, jakieś znaczne trudności w latach 70 i 80, lecz tamte dni minęły.
Myślę, że nawet gdyby wierzyć, że ludzka weryfikacja i formacja mogą rozpoznać i wykorzenić wszystko czy nawet większość patologii w przyszłości to jest to uproszczenie. Molestowanie seksualne niepełnoletnich nie jest wyjątkowo kapłańską kwestią ani też przede wszystkim produktem 70 i 80 lat. Podczas gdy zasięg nadużyć mógł być większy w tamtym okresie (tego my nie wiemy na pewno), jest to smutne mówić, że molestowanie seksualne dzieci zdarzyło się przez stulecia w różnych kulturach. To zagadnienie jest szersze i bardziej złożone niż rozluźnienie niektórych seminariów w 70 i 80 latach.
Wiele rodzajów patologii, szczególnie problemy seksualne, pozostały początkowo ukryte przed personelem odpowiedzialnym za weryfikację i formację. Jest to nawet często zakryte w świadomości tej osoby, która ma tę patologię. Oceniający mogą otrzymać niewielkie wskazówki, które często są niewystarczające, aby rozpoznać przyszłe problemy. Podobnie, ludzka formacja jest długą i bolesną drogą wewnętrznej przemiany. Chociaż kursy i instrukcje są pomocne, przyjęcie tego wszystkiego po przyzwolenie, aby nas to zmieniało jest o wiele trudniejsze. Wiele z tych informacji jest ukrytych przed tymi, którzy są odpowiedzialni za formację. Potrzebujemy mądrości, aby wiedzieć, co możemy i czego nie możemy zrobić podczas kursu ludzkiej weryfikacji i formacji.
Lecz ja wierzę, że my możemy zrobić postęp, nawet większy niż uczyniliśmy to do dzisiaj. Oklaskuję próby zrobienia wszystkiego, co możliwe, aby zrobić odsiew kandydatów, których życie jest tak zepsute, że oni nie są gotowi, aby być formowani do kapłaństwa czy życia zakonnego. Możemy również zaoferować kandydatom do kapłaństwa program ludzkiej formacji, który da im informacje, narzędzia i jakąś osobistą niezbędną integrację pod ich przyszłe kapłaństwo. Rzeczywiście, Ojciec Święty upomina nas: „To jest mój obowiązek, aby polecić odnowioną uwagę w seminarium na wybór powołania, z użyciem wszystkich możliwych sposobów do osiągnięcia wystarczającej wiedzy o kandydatach, przede wszystkim, z moralnego i emocjonalnego punktu widzenia. Nie pozwólmy, aby biskup czuł się wyłączony z tego obowiązku sumienia, za który będzie tłumaczył się bezpośrednio przed Bogiem” (Jan Paweł II, 9/05/02, Ad limina adresowany do biskupów brazylijskich ze wschodniego regionu). Słowa Ojca Świętego na ten temat nie mogły być mocniejsze.
Psychologiczna tajemnica Paschy
Jak im pomóc w tej drodze? Obserwowałem naszych pacjentów w Instytucie Świętego Łukasza i ich doświadczenia coś mnie nauczyły o drodze ludzkiej formacji. Będąc w Instytucie, odczuwam wiele radości, lecz jest tam również wiele bólu. Kilka dni temu rozmawiałem z pewną zakonnicą i zapytałem ją, jak upływa jej czas w Instytucie Świętego Łukasza. Ona powiedziała, że ten proces ocalił jej życie. Kiedy zapytałem ją, czy to było trudne, ona przewróciła oczami i powiedziała, to było niewiarygodnie trudne. Dzień po dniu ona zmagała się z wewnętrznym konfliktem i psychologicznie chodziła w miejsca, gdzie by nigdy nie chciała pójść.
Ta uzdrawiająca droga jest rodzajem paschalnej tajemnicy. Ktoś może nazwać to psychologiczną tajemnicą Paschy. Zanim dojdziemy do „zmartwychwstania” psychiki, musimy najpierw opaść na „krzyż” trudności i bólu. Zanim ktoś może poznać wdzięczność i pokój, opada w gniew i zranienie, które leżą zakopane i zatruwają ducha.
Kilka lat temu pracowałem z księdzem umierającym na AIDS. Opowiadam często to zdarzenie, ponieważ ono bardzo wyjaśnia te zasady. Kiedy zapytałem go o jego duchowe życie, powiedział mi, że przestał się modlić. Kiedy zapytałem go dlaczego, odpowiedział, „Dzień po dniu chodziłem do kaplicy i modliłem się, i nic się nie wydarzyło, więc przestałem”. Kiedy zapytałem go, jak się modlił, odpowiedział, „Dziękowałem i chwaliłem Boga”. Brzmiało to nieźle. Nie byłem pewny, co zrobić, ale wtedy przypomniałem sobie słowa świętej Teresy z Avila, że modlitwa jest rozmową między przyjaciółmi, i że przyjaciele mówią sobie prawdę. Ona sama była wzorem tej uczciwości z Bogiem, kiedy powiedziała Bogu, „Jeżeli tak traktujesz swoich przyjaciół, to nie dziwię się, że masz ich tak niewielu”. Zapytałem więc księdza, „Co ty czujesz do Boga?” Odpowiedział, „Dobrze. Jestem zły! Umieram na AIDS!” Zasugerowałem mu, żeby powiedział Bogu, jak jest zły. Zawahał się i powiedział, boję się niepokoić Boga w tym momencie mojego życia”. „Dobrze,” odpowiedziałem, jeżeli ja wiem, że gniewasz się na Boga i ty to wiesz, to jestem przekonany, że Bóg to już wie”. Więc poszedł do kaplicy i zaczął mówić Bogu dokładnie to, co było w jego sercu, włączając ból i złość, którą czuł. Jego życie modlitwy rozpoczęło się na nowo. Niedawno zmarł i odszedł z odwagą i wiarą.
Przypomina mi się dzieło Waltera Brueggemann zatytułowane Przesłanie Psalmów. Brueggemann zauważył, że jest ponad 30 psalmów, które on nazwał „psalmami dezorientacji” lub „ psalmami ciemności”. Psalmista jest w zmartwieniu i modli się uczciwie i bezpośrednio do Boga. Ktoś słyszy w tym psalmie dużo zranienia, bólu i jednocześnie gniewu. Brueggemann wyjaśnia, dlaczego te modlitwy Izraela kierowane do Boga były tak uczciwe. „Założenie i potwierdzenie tych psalmów jest dokładnie w takich śmiertelnych miejscach, jak przedstawione w tych psalmach nowe życie jest dane przez Boga. To obejmuje ciemność jako nowe życie. Rzeczywiście, Izrael wydaje się wiedzieć, że nowe życie nie przychodzi znikąd”. To jest godne uwagi, że psalmy teraz stanowią dużą ilość oficjalnej modlitwy Kościoła, a zatem Liturgii Godzin, którą księża odmawiają codziennie.
Kiedy księża i osoby zakonne przychodzą do Instytutu Świętego Łukasza, ich życie duchowe często jest nie powiązane z ich rzeczywistym życiem. W celu połączenia ich, prosimy, aby usiedli w kaplicy, przynajmniej 30 minut każdego dnia, i po prostu otworzyli swoje serca i pozwolili Bogu wiedzieć, co dzieje się w ich życiu, szczególnie jakie mają uczucia strachu, gniewu czy wzburzenia. „Bądź uczciwy z samym sobą i z Bogiem,” mówimy im. Nasi pacjenci, w celu rozpoczęcia przemiany serca, muszą otworzyć swoje serca na Boga. Również muszą zejść w najgłębsze ciemności swojego życia w celu znalezienia nowego życia lub, jak Brueggemann mówi, nowe życie przychodzi ze schodzenia w śmiertelne miejsca naszego życia i przedstawienia ich Bogu.
Podczas gdy seminaria nie są z założenia terapeutycznymi programami, to jednak te same zasady ludzkiej formacji stosują się do obu. Nasi seminarzyści muszą być zdolni do „zejścia w śmiertelne miejsca” życia kandydatów, i w ten sposób, jako przyszli księża, odbywają podróż z ludźmi, którzy sami schodzą w ciemności swojego własnego życia. Formatorzy w seminarium są ważną częścią tego procesu. Podróżują z seminarzystami; poszukują z nimi wątpliwości i obawy, bólu i wyzwania ich drogi w kierunku integracji i kapłaństwa. Oczywiście, zakłada to, że formatorzy są sami zdolni do „zejścia w śmiertelne miejsca”. Podczas gdy formatorzy nie mogą odjąć bólu i walki, przez które seminarzyści przechodzą, mogą, przez swoją własną odwagę i ufność Bogu, wydzielić sens pokoju i wiary, które przenosi na seminarzystę, zazwyczaj bez słów, przesłanie: „Razem możemy iść tą drogą. Razem możemy to osiągnąć”.
Odwaga, uczciwość i ufność
Modlitwa psalmami ciemności sugeruje obecność jakiś ważnych cech, które są niezbędne do rozwoju w każdym procesie ludzkiej formacji. Żeby kierować tą psychologiczną tajemnicą Paschy sugeruje, przede wszystkim, odwagę. Taka droga nie jest dla słabego serca. Wymaga, uczciwości z samym sobą, chęci zmierzenia się z prawdą. I nade wszystko, zakłada rosnącą ufność. Seminarzysta potrzebuje rozwinąć wystarczająco ufności w formatorów, żeby rozmawiać z nimi uczciwie o swoim życiu i walkach. Tych cech często brakuje księżom i osobom zakonnym w trudnościach ale jak oni postępują w rozwoju to przychodzi uzdrowienie.
Mówi się obecnie dużo o obecności niektórych seminarzystów, nazywanych „nieugięty, zesztywniały, niewzruszony”. Wiele razy ludzie pytają specjalistów od chorób umysłowych o takich kandydatach. Jaki jest ich problem? Co powinniśmy zrobić? Nie mówię o kandydacie, który ma silną wiarę i mówi tą wiarą bezpośrednio i uczciwie. Po drugie, nie mówię o specyficznym teologicznym zginaniu, ponieważ „nieugięci, zesztywniali, niewzruszeni” ludzie mogą chodzić w całej warstwie społecznej: liberalny lub konserwatywny, młody lub stary. Raczej, „nieugiętość” jest maską przykrywającą strach i nieufność. Wewnętrzne ,ja” jest nadal bardzo kruche i kandydat chroni to kruche ,ja” nie słuchając innych i fanatycznie przylegając do wewnętrznych frazesów i uproszczonych sposobów myślenia. W tych najbardziej ekstremalnych formach, formacja jest niemożliwa, ponieważ kandydat nie zaakceptuje żadnej idei, która nie odpowiada jego własnym sztywnym wzorcom, i w ten sposób, tam nie ma możliwości zmiany.
To, co kieruje tym myśleniem jest strach. Dlatego w procesie formacji, formatorzy powinni zbliżyć się do „nieugięty, zesztywniałego, niewzruszonego” kandydata powoli i nie na drodze groźby. Bezpośrednia konfrontacja z kandydatem może być prawdopodobnie z odwrotnym skutkiem do zamierzonego. Podniesie to jedynie jego strach i powiększy siłę psychologicznej obrony. Raczej, zbliżenie powinno podsycać dobre relacje z kandydatem, powoli pozwalając na obniżanie jego obawy i rozwijać relacje ufności. W tym ważnym procesie budowania zaufania i łagodzenia strachu, kandydat czyni duży postęp w ludzkiej formacji. Budowanie ufności i redukowanie lęków jest częścią procesu ludzkiej formacji. To nie jest zaskakujące, że większość utkwionego gniewu w naszym świecie jest kombinacją gniewu i strachu.
To samo jest prawdą odnośnie naszych pacjentów w Instytucie Świętego Łukasza. Proces budowania relacji z terapeutami i innymi pacjentami jest sam w sobie bardzo uzdrawiające, i jest główną częścią naszego terapeutycznego programu. Podobnie, w Pastores Dobo Yobis, Ojciec Święty nakreślił cechy, które stanowią autentyczną ludzka formację. On mówił o potrzebie „zdolności powiązania z innymi” i potrzebie „prawdziwej przyjaźni”. Muszę bardzo mocno poprzeć te słowa. Są, rzeczywiście, istotne w ludzkiej formacji. Budowanie związku wymaga zaufania i uczciwości, konieczne elementy w procesie ludzkiej formacji. I obecność solidnego równego związku jest jednym z najlepszych wskaźników zdrowej psychiki.
Innym, wspólnym leżącym u podstaw tematem księży i osób zakonnych, którzy do nas przychodzą jest brak równego związku. Szczęśliwie, w procesie ludzkiej formacji i ponownej formacji, ludzie mogą uczyć się jak znaleźć przyjaciół. Jest to tak samo prawdziwe dla 70-latków jak też i dla 20-latków. Budowanie przyjaźni jest towarzyską zręcznością, która może być rozwinięta.
To nie powinno być dla nas zaskoczeniem, że jednym ze wspólnych tematów pomiędzy księżmi i osobami zakonnymi, którzy seksualnie molestowali niepełnoletnich jest brak równych związków. Jest to sensowne. Dlaczego ktoś emocjonalnie powiązał się z niepełnoletnim jeżeli nie był zdolny powiązać się ze swoimi rówieśnikami? Obecność dobrego rówieśnika, wierzę, jest istotna. Odwrotnie, nieobecność rówieśników sugeruje, że osoba nie jest gotowa na rozkazy. Są tam mocne duchowe podteksty w takich związkach. Jak to powiedziane jest w l Liście św. Jana 4, 20, „Kto nie okazuje miłości bratu, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”.
Upartość przez wichrzenie
Ostatecznie, pozwólcie mi zrobić jedno więcej połączenie z ludzką przemianą, która zdarza się w życiu naszych pacjentów w Instytucie Świętego Łukasza. Około 10% nie czyni postępu w programie i leczenie się nie powodzi. Może być wiele przyczyn, dlaczego osobie nie udaje się zrobić postępu. Zwrot, którego używamy mówi: „upartość przez wichrzenie”. Przez to rozumiemy, że osoba nie słucha nikogo. On lub ona nie słucha kolegów, pacjentów, terapeutów, nikogo z diecezji lub wspólnoty zakonnej. On lub ona mówi,, Ja mam racje i pozostali są w błędzie”.
Przypomina mi to śmieszne opowiadanie o kobiecie, która zadzwoniła do męża na telefon komórkowy, kiedy jechał samochodem główną drogą przez miasto. Żona powiedziała, „Jerzy, bądź ostrożny. Słucham radia gdzie mówią, że jakiś idiota jedzie niewłaściwą stroną”. On odpowiedział,
„Marta, wiem dokładnie, co myślisz. Lecz, tam ani jednej osoby jadącej w niewłaściwym kierunku, tam są setki takich osób”.
To jest „upartość przez wichrzenie”, kiedy my nikogo nie słuchamy tylko samych siebie.
Ostatecznie, to jest brak pokory i narcyzm. Ludzka formacja polega na, i również popiera, pokorę i
otwartość kandydata. On powinien chcieć słuchać innych, zrozumieć krytykę, i wierzyć, że inni mogą mówić prawdę. Przypomina mi to słowa jednego z wielkich doktorów Kościoła, „Ktoś, kto kieruje samym sobą jest prowadzony przez głupca”.
My widzimy coś z tej „upartość przez wichrzenie” w naszym społeczeństwie i co jest smutne, w części naszego Kościoła. Są peryferyjne grupy, które postrzegają samych siebie jako standartowych nosicieli prawdy. Dla tych grup, papież nie jest wystarczająco katolicki. Mogą wspomagać liberalny lub konserwatywny porządek, lecz w końcu, rozpoznają siebie jako norma, przez którą wszystko jest sądzone.
Nasi seminarzyści potrzebują być wystarczająco pokorni, aby słuchać innych. Narcyzm jest strasznym schorzeniem. Seminarzyści potrzebują mieć wystarczające zrozumienie rzeczywistości, aby wiedzieć, że nie są centrum wszechświata. Jeśli chodzi o wiarę, to patrzymy na naszych biskupów zjednoczonych z Ojcem Świętym, którzy nas prowadzą. Wierzymy, że Arka Piotra jest nieubłaganie prowadzona do jej ostatecznego dopełnienia w Chrystusie. Mamy stare łacińskie wyrażenie, które trafnie opisuje tę pozycję pokory i wiary. To jest sentire cum ecclesia, myśleć z Kościołem. Czynimy to, ponieważ jesteśmy wystarczająco pokorni nie umieszczać siebie w centrum wszechświata. Czynimy to, ponieważ jesteśmy wierzącymi katolikami.
Opętany złym duchem z Gerazy, po spotkaniu z Jezusem jest przemieniony. Nie jest już więcej nagi, lecz całkowicie ubrany, to znaczy nie jest już zwierzęciem. On „siedzi,” to znaczy, może odpocząć; ma wewnętrzny pokój. Nie jest już wewnętrznie torturowany. Już nie będzie żył pomiędzy zmarłymi, lecz teraz chce towarzyszyć Jezusowi. Jest z powrotem pełnym człowiekiem. W naszym spotkaniu z Jezusem stajemy się pełnymi ludźmi. W Jezusie nasze człowieczeństwo jest ostatecznie i całkowicie uformowane.
Nie bój się
Mój pobyt w Instytucie Świętego Łukasza przekonał mnie jak strach może być niszczący. Strach paraliżuje psychikę. Nie pozwala nam ufać innym. Burzy ludzkie powiązania. Wstrzymuje nas od patrzenia wewnątrz nas samych i zejścia do wewnętrznych ciemności. Tak więc, wstrzymuje nas przed rozpoczęciem drogi do ludzkiej przemiany.
Jest to zaskakujące, jak wiele razy Jezus zachęca nas słowami, „Nie bój się”. Rzadko mówił o seksualnych grzechach. Często mówił do nas o strachu. Seksualne grzechy mogą powodować wiele skandali i zniszczenia, lecz strach burzy podstawy wiary – ufność w Boga.
Myślę, to jest opatrznościowe, że Ojciec Święty rozpoczął swój pontyfikat z balkonu Świętego Piotra z natchnionymi słowami, „Nie lękaj się”. To są ważne słowa dane nam przez naszego Zbawiciela. Są to ważne słowa dla Kościoła. Te słowa są ważne dla naszych seminarzystów na drodze do kapłaństwa. Nie lękaj się. To jest strach, który paraliżuje psychikę. To jest strach, który zabija wzajemne relacje. To jest strach, który nie pozwala nam objąć krzyża cierpienia, który, w wierze, prowadzi nas do zmartwychwstania wdzięczności i radości. Życzę sobie, żeby ta droga była łatwiejsza. Czasem mówię naszym pacjentom, „Pragnę, żeby ten program tutaj był łatwiejszy; Pragnę, żebyście nie musieli przechodzić tak bolesnej przemiany”. Lecz, ze smutkiem tam nie ma skrótów, tam nie ma łatwej drogi.
Droga stawania się całkowicie żywym i całkowicie ludzkim jest długa, która jest kontynuowana w szczerości po święceniach i po ślubach wieczystych. My kontynuujemy to doświadczanie paschalnej tajemnicy przez nurkowanie w ciemność naszego życia i doświadczając narodzenia do nowego życia. Czujemy, że zranienie i gniew, ból i smutek są pogrzebane w upadłym ludzkim sercu, więc możemy pielęgnować wdzięczność chrześcijanina i radość zmartwychwstałego Chrystusa.
W końcu, ludzka formacja jest procesem, dzięki któremu stajemy się ludźmi Eucharystii. Nasze dusze wznoszą się z autentyczną wdzięcznością za wszystko, co Bóg uczynił, i radość zmartwychwstałego Chrystusa pokrywa nasze serca i promieniuje na naszych twarzach i życiu. Dochodzenie do takiego miejsca jest długie i bolesne. Lecz jest to warte walki.
tłum. ks. Andrzej Małek SCJ
[1] Ks. Stefan J. Rossetti, jest kapłanem diecezji Syracuse w Nowym Jorku. Ukończył Akademię Wojsk Lotniczych w 1973. Przez sześć lat był oficerem wywiadu US. Air Force. Po święceniach kapłańskich pracował w duszpasterstwie i formacji a obecnie jest rektorem Instytutu św. Łukasza w Sliver Spring w stanie Maryland. Jest doktorem psychologii na uniwersytecie w Bostonie i doktorem teologii na katolickim uniwersytecie w Waszyngtonie. Jest również członkiem komisji Konferencji Episkopatu USA zajmującej się skandalami seksualnymi osób duchownych. W licznych publikacjach porusza zagadnienia duchowości kapłańskiej, formacji do kapłaństwa, zaburzeń psychicznych, psychicznego i umysłowego zdrowia. Najbardziej znane publikacje: lAm Awake, 1987; A Fire On The Earth: Daily Living in the Kingdom of God, 1989; Slayer ofthe Soul: ChildSexual Abuse and the Catholic Church., 1990; Joy of priesthood,2Q05. Referat wygłoszony w marcu 2004 na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.
