Zacheusz – rozczarowania i pragnienia (Łk 19, 1 – 10)- (wt/33)
18 listopada 2024, autor: Krzysztof Osuch SJ… Straciliśmy umiejętność wsłuchiwania się. Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw. Coraz więcej szczelin ducha, przez które moglibyśmy usłyszeć, zamyka się w nas; w coraz bardziej oczywisty sposób zagłuszamy wołanie Boga, odgradzamy się murem, który służy nam do budowania wynalezionego przez nas samych sposobu życia…
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło (Łk 19, 1 – 10).
Bogaty i pogardzany
O celniku Zacheuszu powiedzielibyśmy dzisiaj, że był człowiekiem sukcesu. Pełniąc kierowniczą funkcję „zwierzchnika celników”, zbił duży kapitał. Wielu mu tego zazdrościło, ale jeszcze powszechniej okazywano mu pogardę, gdyż kolaborował z rzymskim okupantem. Ponadto słowa celnik i grzesznik były traktowane jako synonimy.
A jak czuł się sam Zacheusz? Jego uczuć łatwo się można domyślać. Na pewno ciążyła mu zazdrość i pogarda ze strony otoczenia. Doskwierało mu też poczucie bycia na marginesie życia religijnego i społecznego. Jednak najgorsze musiały być wyrzuty sumienia, bo przecież zdawał sobie sprawę, że dorobił się nie tylko pracą, ale na ludzkiej krzywdzie. To wszystko bardzo go niepokoiło i musiał mieć dość siebie i takiego życiowego sukcesu.
Ale oto pewnego dnia przybył do Jerycha Jezus, o którym było głośno. Celnik zapewne słyszał, że Rabbi z Nazaretu czyni wielkie rzeczy: uzdrawia z wszelkich chorób, mówi o bliskim Królestwie Boga jako o najcenniejszym skarbie, zaś ubogich nazywa szczęśliwymi.
- W Zacheuszu dojrzewało wielkie pragnienie; rodziła się wielka nadzieja na spotkanie Mistrza. Ewangelista zapisał: Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest. Bogaty-biedny Zacheusz pragnął przyjrzeć się Jezusowi. Chciał Go dokładniej poznać. Przeczuwał, że i dla niego ma Jezus jakieś dobre słowo. Jednak szanse Zacheusza na spotkanie z Jezusem były znikome. Przeszkodę stanowił wielki tłum i dodatkowo niski wzrost Zacheusza, nie mówiąc już o pewnej obawie stanięcia z własnymi grzechami wobec Kogoś takiego!
Podobni do Zacheusza
My dzisiaj – to zda się całkiem inna historia. Nasze dotychczasowe życie prawdopodobnie bardzo różni się od kariery Zacheusza. Ale mimo to – gdzieś na głębi – ludzkie losy spotykają się i okazuje się, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Wszyscy mamy na swym koncie jakiś tam dorobek. Są to rzeczy prawdziwie dobre… Jest ich może bardzo dużo. Ale mamy też „w dorobku” ileś tam kiepskich relacji z bliźnimi… My raniliśmy innych, inni ranili nas… A poza tym, niezależnie od tego, ile i co osiągnęliśmy, to i tak mamy poczucie, że na tym oprzeć się nie można. Nawet gdyby to były prawdziwie dobre uczynki! A cóż powiedzieć o całej dwuznaczności intencji i motywów w naszym niby zasadniczo dobrym działaniu?
Mamy poczucie, że tyle rzeczy można by i trzeba by – gdyby to było możliwe – rozegrać inaczej. I jeszcze w jednym jesteśmy podobni do Zacheusza. My też słyszeliśmy o Jezusie. Słyszeliśmy o Nim rzeczy naprawdę wielkie. Proszę sobie przypomnieć… Prawdopodobnie ileś już razy mówiliśmy sobie: chciałbym wreszcie dogłębnie poznać Jezusa. Chciałbym Go poznać znacznie lepiej niż dotychczas.
- Być może w Twoim życiu, Drogi Czytelniku, dokonało się już to wszystko, co u Zacheusza: doszło do decydującego spotkania z Jezusem i odtąd każdy Twój dzień wypełniony jest szukaniem bliskości i zażyłości z Jezusem. To bardzo dobrze. I jeśli tak jest naprawdę, to już nie od Zacheusza trzeba się uczyć kolejnych kroków w życiu duchowym; lepszą usługę odda Maria klęcząca u stóp Jezusa (por. Łk 10, 39) czy sama Matka Jezusa (por. Łk 2, 19).
- A może jednak jest raczej tak, że pragnienie zobaczenia Jezusa nie osiągnęło w nas jeszcze wystarczającego poziomu intensywności.
- Może jeszcze nie zdobyliśmy się na jeden czy drugi szalony gest porównywalny z Zacheuszowym wdrapywaniem się na drzewo i postawieniem wszystkiego na jedną kartę, nie bacząc na swój status społeczny i prestiż czy „poważny” wiek i możliwość „wygłupienia się”… itd.
Gra rozczarowań i pragnień
A jednak, rzecz to znamienna, że w przypadku „dżentelmena” z rozważanej perykopy – ważne rzeczy zaczęły się od pewnego niekonwencjonalnego zachowania. Dopiero na drzewie sykomory Jezus dojrzał Zacheusza, zawołał go i sam „wprosił się” do niego, by zapoczątkować w jego życiu rozdział całkiem nowy. To dosłowne wdrapanie się na sykomorę miało „zbawcze” znaczenie w oczach Jezusa.
Oczywiście, patrząc głębiej, trzeba dopowiedzieć, że to szczególne zachowanie Zacheusza okazało się tak ważne i przełomowe, gdyż było zewnętrznym wyrazem wzbierającego w nim duchowego pragnienia i żywionej nadziei. Jezus to dobrze rozpoznał. Przenikał też gorzkie smaki Zacheuszowego rozczarowania zdobytym majątkiem.
- Zakładając, że wszyscy jesteśmy ludźmi pragnień i rozczarowań oraz wpisanej w nas zdolności do żywienia nadziei, pytajmy: co dla nas osobiście mogłoby być takim wejściem na sykomorę?
- Czy nie przyszła już pora na to, by wykonać niezwykły gest (jak Zacheusz)?
- Czy nie pora na to, by rozejrzeć się uważnie i znaleźć powód do wyjścia poza krąg, w którym toczyło się dotychczasowe, miałkie i grzeszne życie?
Żeby było jasne: spektakularne gesty nie są najważniejsze. Rozstrzygające znaczenie ma to, co wzbiera w sercu, a jest, jak dwie strony medalu, i rozczarowaniem i żarliwym pragnieniem. Jedno i drugie należy skojarzyć z Bogiem, który zaprasza nas do żywej relacji. Bez odniesienia do Boga wszystkie gesty pozostaną puste. Chodzi o gesty, które nie tylko z nazwy są religijne, ale naprawdę aktualizują autentyczną relację z Bogiem.
Sercem słuchać Boga
Sami sobie powiedzmy, co dla nas będzie tym pełnym duchowego znaczenia wdrapaniem się na sykomorę. Pomocą w refleksji nad tym niech będzie znakomity fragment, wzięty z książki Serce świata kardynała Hansa Ursa von Balthasara:
„Zbudowałem religią mur oddzielający mnie od Boga. Moje praktyki sprawiły, że zamknąłem uszy na Jego głos. To wszystko, co mogło być autentycznym życiem, zamieniło się niepostrzeżenie w mechanizm nawyków, w których moja dusza wygodnie się poczuła. Życie jest tak długie, a stałe powtarzanie tego samego tak usypiające; kto mieszka przy wodospadzie, ten po upływie tygodnia nie słyszy już jego szumu… Straciliśmy umiejętność wsłuchiwania się. Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw. Coraz więcej szczelin ducha, przez które moglibyśmy usłyszeć, zamyka się w nas; w coraz bardziej oczywisty sposób zagłuszamy wołanie Boga, odgradzamy się murem, który służy nam do budowania wynalezionego przez nas samych sposobu życia”.
W trakcie ponownej redakcji tego rozważania, napotkałem na myśl podobną do ostatniej. Autor pyta: „Co nam współcześnie najbardziej przeszkadza w odnajdowaniu spokoju ducha?” Spokoju, który można przyrównać do beztroski bawiącego się na placu zabaw dziecka; pokoju, który oznacza bycie wolnym dla Boga. Takiego spokoju ducha poszukiwał także Zacheusz, pełen rozczarowań i pragnień. On zaznał go dopiero wtedy, gdy wykonał kilka wspaniałomyślnych gestów…
A my zanim odpowiemy sobie na pytanie, jakie wspaniałomyślne i niekonwencjonalne gesty winniśmy wykonać, weźmy pod uwagę jeszcze tę jedną myśl.
„Wydaje się, że głównym wrogiem [odnajdywania spokoju ducha] jest dzisiaj pokusa automatyzmu. Wpadamy w różne życiowe koleiny. Przejawia się to głównie na dwa sposoby: dynamicznie – swoistą duchową nadpobudliwością (często wygląda tak, jakby np. nasza praca wprawiała nas w trans) oraz statycznie – duchowym bezruchem i minimalizmem (nie chce się nam troszczyć o własny rozwój). Te przejawy nie wykluczają się, tylko dopełniają. Po wyczerpującej pracy włączamy telewizor – bardziej niż we własnym życiu, wolimy uczestniczyć w fikcyjnym życiu bohaterów telenowel” (Artur Sporniak, TP 02.03.2010).
- Co nam (mnie osobiście) pomoże odzyskać umiejętność wsłuchiwania się w „śpiew sfer niebieskich” i w głos Boga Żywego? Co uchroni nas przed uleganiem pokusie automatyzmu (w obu wersjach).
- Duch Święty podsuwa nam w Kościele wiele pomocy i środków. Wystarczy się rozejrzeć.
- Pomocne mogą okazać się np. Rekolekcje Ignacjańskie (czy inne), kontakt z dziennikami duchowymi mistyków, otwarcie się na wspaniałość życia świętych (dawnych czy współczesnych), dobra książka, wejście w przyparafialną wspólnotę wiary i wzajemnej miłości itd.
- Byle tylko wykroczyć poza leniwy i małoduszny formalizm religijny, a także poza wygodną i „bezpieczną” przeciętność.
Powyższe rozważanie pochodzi z książki: Przed tobą jest DAL
Kilka refleksji z dzisiejszej medytacji..
1.Zacheusz jest ciekawy Jezusa – nie liczy się z opinią innych, trudnościami, bo pragnienie zobaczenia Jezusa jest w nim tak silne, że wszystko inne nie ma znaczenia…
– Jak wygląda moja „ciekawość” Jezusa, moja tęsknota za Nim, czy jestem naprawdę gotowa zrobić wszystko żeby się z NIM spotykać?
2.Jezus wie o pragnieniu Zacheusza: „..gdy przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu.”
Jezus też nie liczy się z opinią innych, On jest wolny i w swojej wolności szuka grzesznika i idzie do niego, chociaż :”… wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. „
„Jezus codziennie patrzy na mnie z miłością. Kocha mnie takim jakim jestem”
– Jak bardzo trudno jest mi uwierzyć w taką bezinteresowną, delikatną Miłość Jezusa do mnie, Miłość, która wszystko wybacza i pozwala rozpoczynać na nowo…
3.”Zacheusz jest do głębi poruszony Miłością Jezusa.”
Pod wpływem tego poruszenia radykalnie zmienia swoje życie.
– Jak wyglądają moje spotkania z Jezusem, skoro wciąż tak bardzo nie potrafię przekraczać siebie w różnych trudnych sytuacjach?!
21/11 2018 r.
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny !
Tej, Która ofiarowała się Bogu, Bóg Ojciec ofiaruje Swojego Syna – jako Jego Matce.
O przedziwna Tajemnico ! – św. Jan Paweł II.
Sercem słuchać Boga !
W podanym tekście powraca do mnie jedno zdanie, konkretnie tylko to :
– ” Zbudowałem religią mur oddzielający mnie od Boga” ……?!
To zdanie prowokuje mnie i zastanawia . – Jakie są moje praktyki religijne ? …..Czy jestem w pełni wolna dla Boga i wsłuchana w Jego głos, gdy mówi do mnie….. ? Czy moje racjonalne myślenie, i tzw. zdrowy rozsądek, i mocne stąpanie po ziemi nie są przeszkodą dla Jego słów dialogu. Czy własny rozum, mój intelekt nie blokuje słów Bożych w mym sercu ? Czy dopuszczam możliwość osobistego dialogu z Bogiem ?! – Ja, takie nic ….!.. Kimże ja jestem przed Twym obliczem, nędzą
i niczem …? Czy, Ty Panie mogłeś się tak zniżyć do mojego poziomu człowieczeństwa…. ? Niedowierzam sobie !!!… Ale czymże jest wiara jak nie wiarą w Boga, dlatego muszę wierzyć ze względu na Niego, na Boga ! Przyjąć dar wiary, dar modlitwy kontemplacyjnej,…ona jest darem od Boga i Jego inicjatywą ! ON zawsze pierwszy ma głos … i nic nie mogę bez Niego. NIC ! Tego się już nauczyłam , Bóg jest pierwszy i ostatni . On Alfa i Omega w tej modlitwie w swojej obecności, i we wszystkim innym ! I dziękuję Mu za to !….Wierzę kiedy mówi w mym sercu, choć często dziwię się temu co słyszę . Mogę powiedzieć, że wierzę z przekonania, już od wczesnego dzieciństwa…, dziękując za ten dar, tak cenny w życiu człowieka. Wiara jest darem to moje świadectwo,…. i .. trzeba go pragnąć, ale i pielęgnować własnym udziałem, aby nie ustała, nic darmo ! – I jak wszystko inne w życiu człowieka wymaga pracy i zaangażowania .
10/9.2018r. – Zapisałam słowa usłyszane po mszy świętej na Jasnej Górze przed obrazem Maryi :
” Żyj odważnie wiarą w swoim życiu, abyś nie była wierzącą i pełną lęku.” – Jezus,…. i następne :
” Jesteś w sercu mego Syna i Jego własnością w /moim / sercu Jego Matki ” – Maryja
Pozdrawiam, ojcze Krzysztofie !
Pragnę podzielić refleksję do tego pięknego w wyrazie obrazu „Ofiarowania Maryi w świątyni”.
Byłam kiedyś w jednym z przedszkoli, kiedy to na koniec roku dzieci przedstawiały przygotowany program. Jedną ze scenek był „taniec na linie”. Mała dziewczynka, ubrana w strój baletowej tancerki, szła po linie, która leżała rozciągnięta na podłodze.
Przy pięknej melodii, dziewczynka swoimi małymi stópkami stąpała po tym sznurze krok po kroczku, bacząc uważnie, by stópki z tej liny nie zsunęły się na bok. Był to wielce miły widok, poruszający struny wzruszenia i szklący oczy dorosłych.
Gdy patrzy się na podobnie uroczy obraz maleńkiej Maryi, która wstępuje po kilku stopniach świątyni, aby zostać ofiarowana Panu, a przy tym wspomni się na tekst z apokryfu Jakuba, 7, 1-3) „I posadził ją na trzecim stopniu ołtarza, I Pan zesłał na nią łaskę, i zatańczyła na swych nóżkach, i ukochał ją cały dom Izraela”, do serca napływa wzruszenie i upodobanie (wraz z ludem Izraela) dla uroku maleńkiej dziewczynki Maryi.
Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
2017-11-21 07:52
malk/brewiarz.pl, katolik.pl, Adonai.pl/pch24
21 listopada w tradycji katolickiej przypada święto, na temat którego większość wiernych nie wie zbyt wiele. Inne święta i uroczystości związane z Matką Bożą są nawet przeciętnie zorientowanym dość dobrze znane – przeważnie wiemy bowiem, czym było Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, Jej Wniebowzięcie, Niepokalane Poczęcie czy Zwiastowanie Pańskie, ale gdy słyszymy o ofiarowaniu, niejeden spośród wiernych ma problem ze zdefiniowaniem istoty tego święta. Przypomnijmy więc czym ono jest.
1. Czym było ofiarowanie w tradycji żydowskiej?
Zgodnie ze starotestamentowym zwyczajem Żydzi, zanim ich dziecko ukończyło piąty rok życia, zabierali swe dziecko do jerozolimskiej świątyni i oddawali kapłanowi, by ofiarował je Panu. Był to rytuał podobny w swej ziemskiej wymowie do ustawionego oczywiście później – już wśród chrześcijan – chrztu. Podobnie jak to przez wieki w późniejszej tradycji katolickiej, tak i wśród żydów niektóre matki, w związku ze szczególnymi dla siebie wydarzeniami, niektóre spośród swoich dzieci decydowały się, tuż po urodzeniu, oddać na służbę Bogu. To także odbywało się podczas obrzędu ofiarowania.
2. Dlaczego Maryja została ofiarowana Bogu?
Reklama
Rodzice Najświętszej Maryi Panny, jak przekazuje nam Tradycja, przez wiele lat nie mogli mieć dzieci. Święta Anna, mimo tego nigdy nie utraciła wiary, że Bóg pobłogosławi ją potomstwem. Złożyła więc obietnicę, że jeśli urodzi dziecko, odda je na służbę Bogu. Jej modlitwy zostały wysłuchane – urodziła dziecko, córkę, której dała na imię Maria. Poświęciła więc na służbę Bogu swe jedyne, długo oczekiwane i wymodlone dziecko.
3. Kto ofiarował Maryję Bogu?
Święci Joachim i Anna, rodzice Maryi, udali się do świątyni, by ofiarować córkę Bogu prawdopodobnie gdy była w wieku około trzech lat. Kapłanem, który dokonał obrzędu był święty Zachariasz – ten sam, którego pamiętamy z Ewangelii głównie z roli ojca świętego Jana Chrzciciela. Według niektórych pism wczesnochrześcijańskich, Maryja mogła pozostawać w świątyni nawet przez kolejnych dwanaście lat.
4. Czym jest paralelizm świąt związanych z Maryją i Panem Jezusem?
O ustanowieniu kolejnego święta ku czci Najświętszej Maryi Panny zdecydowały nie tylko przekazy pisemne wynikające wprost z Tradycji, ale i inny owej Tradycji kontekst. Wśród katolików istnieje bowiem bardzo silny kult Maryi, przez niektórych nazywana jest nawet Współodkupicielką. Nie może więc dziwić, że skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa (25 III) i Poczęcie Maryi (8 XII), Narodzenie Jezusa (25 XII) i Narodzenie Maryi (8 IX), Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi (15 VIII), katolicy chcieli obchodzić także obok święta ofiarowania Chrystusa (2 II) także święto ofiarowania Jego Matki.
5. Kto szczególnie świętuje w dniu wspomnienia Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny?
W Kościele katolickim wspomnienie Ofiarowania NMP jest świętem patronalnym Sióstr Prezentek, a także dniem szczególnej pamięci o mniszkach klauzurowych. Przypominał o tym między innymi święty Jan Paweł II pisząc z okazji tego święta: „Maryja jawi się nam w tym dniu jako świątynia, w której Bóg złożył swoje zbawienie, i jako służebnica bez reszty oddana swemu Panu. Z okazji tego święta społeczność Kościoła na całym świecie pamięta o mniszkach klauzurowych, które wybrały życie całkowicie skupione na kontemplacji i utrzymują się z tego, czego dostarczy im Opatrzność, posługująca się hojnością wiernych”.
za: http://www.niedziela.pl/artykul/32374/Ofiarowanie-Najswietszej-Maryi-Panny
Ta piosenka mówi wprawdzie o celniku Mateuszu…
Jego droga przypomina życie Zacheusza-też był celnikiem i tez poszedł za Jezusem,a jednak Pan Jezus każdego z nas prowadzi inna drogą – jego własną…czasem trudno to zrozumieć,a jednak tak jest…
https://www.youtube.com/watch?v=SbhYB0fgWmI
I coś jeszcze:
„Proszę cię, żyj bezustannie w mojej miłości. Nie zmuszam cię. Nie zmuszam nigdy, nawet do przyjęcia moich darów. Jesteście wolni. Ileż to razy wasza wolność ukrzyżowała Mnie!… Więc czekam… Czekam przez wieki… Czy nie sądzisz, że czekam już bardzo długo?
Nie ma dwóch dusz podobnych. Żadna nie da Mi tego, czego oczekuję od ciebie”.
ON i ja – 19 .02.1947
Przed chwilą przeczytane w pewnym jezuickim (dla jezuitów) rozważaniu; jest to cytat z o. Karla Rahnera SJ:
„Kiedy rozczarowanie światem, które musi znać każdy chrześcijanin, nauczy nas, że tylko ktoś jeden zdolny jest przyjąć dar, jaki w nieodpartym porywie miłości pragniemy złożyć z samych siebie i kiedy przetrzymamy rozczarowanie nie poddając się zwątpieniu i nie próbując się okłamywać, wtedy można powiedzieć, że zaczynamy kochać Boga. Nie wiemy jeszcze tego, czym jest to, czego pragniemy, lecz mamy pewność, że świat nam tego dać nie może” (Karl Rahner).
Dziekuję. Czytałam to kiedyś , ale zapomniałam. A dziś mi ten tekst był b.potrzebny…
Ojciec święty na temat bardzo ważny i aktualny:
Papież do uczestników watykańskiego kolokwium międzyreligijnego o małżeństwie: dzieci potrzebują ojca i matki, a nie ideologicznych koncepcji rodziny
„W naszych czasach małżeństwo i rodzina są w kryzysie”. Przypomniał o tym Papież, przemawiając podczas rozpoczętego dziś trzydniowego kolokwium międzyreligijnego na temat „Komplementarność mężczyzny i kobiety”. Zorganizowała je w Watykanie Kongregacja Nauki Wiary razem z Papieskimi Radami ds. Dialogu Międzyreligijnego, ds. Popierania Jedności Chrześcijan i ds. Rodziny. Ojciec Święty zwrócił uwagę, że komplementarność mężczyzny i kobiety, czyli ich wzajemne uzupełnianie się, stoi u podstaw małżeństwa i rodziny, które są pierwszą szkołą życia społecznego i najwyższych wartości. W rodzinie są też napięcia, ale właśnie ona stanowi środowisko, w której je można rozwiązywać.
„Żyjemy w kulturze «tymczasowości», w której coraz więcej ludzi rezygnuje z małżeństwa jako publicznego zaangażowania – mówił Papież. – Ta rewolucja obyczajów i moralności często powoływała się na «wolność», oczywiście w cudzysłowie, ale w rzeczywistości przyniosła spustoszenie duchowe i materialne bardzo licznym ludziom, zwłaszcza najsłabszym. Coraz lepiej widać, że upadek kultury małżeństwa wiąże się z narastaniem ubóstwa i całą serią licznych innych problemów społecznych, dotykających w nieproporcjonalnej mierze kobiet, dzieci i starców. To zawsze oni najbardziej cierpią w tym kryzysie. Kryzys rodziny zapoczątkował kryzys ekologii ludzkiej, bo środowiska społeczne, podobnie jak środowisko naturalne, potrzebują ochrony. Chociaż ludzkość zrozumiała teraz konieczność zajęcia się tym, co zagraża środowisku naturalnemu, to w naszej kulturze – także katolickiej – jesteśmy bardzo powolni, gdy chodzi o uznanie, że nasze środowiska społeczne są zagrożone”.
Franciszek podkreślił, że dzieci mają prawo do rodziny, do ojca i matki. Ponadto wskazał, że w małżeństwie ważne jest definitywne zaangażowanie w wierności i płodnej miłości.
„Pomyślmy przede wszystkim o młodzieży, która reprezentuje przyszłość – kontynuował Ojciec Święty. – Ważne, żeby nie dała się ona uwieść zgubną mentalnością «tymczasowości», ale nabrała rewolucyjnej odwagi szukania miłości mocnej i trwałej, czyli pójścia pod prąd. Tego trzeba. Na ten temat chciałbym coś powiedzieć. Nie możemy wpaść w pułapkę koncepcji ideologicznych. Rodzina jest faktem antropologicznym, a [dopiero] potem społecznym, kulturowym itd. Nie możemy jej określać koncepcjami natury ideologicznej, które zachowują moc jedynie w pewnym momencie historii, a potem ją tracą. Nie można dziś mówić o rodzinie konserwatywnej albo postępowej: rodzina jest rodziną! Nie dawajcie się określać takimi czy innymi koncepcjami natury ideologicznej. Rodzina ma moc sama w sobie”.
Na zakończenie Papież potwierdził, że jeśli Bóg pozwoli, we wrześniu przyszłego roku uda się na VIII Światowe spotkanie Rodzin do Filadelfii. Jednym z uczestników watykańskiego kolokwium międzyreligijnego „Komplementarność mężczyzny i kobiety” jest arcybiskup tego amerykańskiego miasta Charles Chaput.
ak/ rv
Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/news/2014/11/17/papie%C5%BC_do_uczestnik%C3%B3w_watyka%C5%84skiego_kolokwium_mi%C4%99dzyreligijnego_o/pol-836737
strony Radia Watykańskiego
„Jezusie, Synu Dawida” – ks. Stefan Ceberek
Ta droga prowadzi do Jerycha,
nią Boży zbliża się przechodzień
Lecz co to
Głos jakiś tęskny słychać ,
to ślepiec woła przy tej drodze
Pan zatrzymał się przy nim,
co mam Ci uczynić odpowiedz
Co Ci potrzeba
Synu Dawida daj wzrok,
Boży przechodniu daj wzrok
Panie nie widzę od lat
Chcę przejrzeć choćby na chwilę
Tą drogą Pan także lubi wędrować
Bo chce, byś Boże widział świat
Wystarczą znów wiary pełne słowa
Byś przejrzał jak ślepiec sprzed lat
Pan na pewno przystanie, gdy usłyszy wołanie
Zapyta, co Ci potrzeba
Synu Dawida daj wzrok,
Boży przechodniu daj wzrok
Panie, nie widzę od lat
Chcę przejrzeć choćby na chwilę
Synu Dawida daj wzrok,
Boży przechodniu daj wzrok
Panie, nie widzę od lat
Chcę przejrzeć choćby na chwilę