Tylu chorych Go potrzebuje – powołanie Mateusza
21 września 2024, autor: Krzysztof Osuch SJPostawą Jezusa wobec źle się mających najbardziej zaszokowani byli „porządni” faryzeusze. Sposób obchodzenia się Jezusa z grzesznikami, także publicznymi, nie mieścił im się w głowie. Gorszyli się, że ktoś taki jak Jezus może ucztować z celnikami i grzesznikami. Zaczęli zatem przepytywać w tej sprawie najpierw uczniów Jezusa: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? Być może Jezus spostrzegł, że uczniowie nie bardzo potrafią wiedzą, co odpowiedzieć. Bo i oni sami nie od razu pojęli, co właściwie znaczy takie zachowanie Jezusa…
Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną!” On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” On usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mt 9,9-13).
Oto nadejdą dni – wyrocznia Pana Boga – gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich. Wtedy błąkać się będą od morza do morza, z północy na wschód będą krążyli, by znaleźć słowo Pańskie, lecz go nie znajdą (Am 8, 9 – 12).
Jezus jest wciąż w drodze
Jezus, którego spotykamy na kartach Ewangelii, jest wciąż w drodze – do Jerozolimy. A tam ma pokonać najtrudniejszy etap drogi do domu Ojca. Ale zanim to nastąpi, Jezus dokonuje wielu „rzeczy” wielkich i pełnych zbawczego znaczenia… Jedną z nich jest powołanie Mateusza – celnika. Zostało powiedziane: Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz.
- Spojrzenie Jezusa nie jest jakimkolwiek spojrzeniem. Jest ono spojrzeniem Boga-Człowieka. Zarówno spojrzenia Jezusa jak i słowa przez Niego „wyrzeczone” miewały niezwykłą moc. Spojrzenia Jezusa i Jego słowa – nie przymuszały, nie zniewalały, ale przenikały przez różne warstwy „ochronne” i docierały do samego centrum osoby. Od spojrzenia Jezusa i od Jego słów – człowiek, choć nie każdy, stawał się odrodzonym i nowym. Na pewno doświadczył tego celnik Mateusz.
Święta Brygida w swoich kontemplacjach ewangelicznych i w mistycznych wizjach otrzymała zrozumienie tego, co odczuł św. Mateusz, gdy Jezus spojrzał na niego i wezwał go do pójścia za Nim:
„W tamtej chwili odczułem silne pragnienie, by nie oszukiwać już więcej nikogo i starałem się jak gdyby wyzwolić z mojego zawodu, aby całym sercem służyć Panu. Kiedy Jezus wypowiedział słowo, które mnie wezwało, poczułem palący ogień w środku. Jego mowa była tak piękna, że nie myślałem już o bogactwie, wydało mi się ono słomą. Wzruszyłem się aż do łez, ale jednocześnie odczuwałem radość, że Bóg zechciał powołać mnie i obdarzyć łaską takiego grzesznika, jak ja. Poszedłem więc z Panem i wszystkie Jego słowa przenikały do mojego serca; rozkoszowałem się nimi, jak najsłodszym pokarmem”.
Coś podobnie odmieniającego może się wydarzyć w naszej zwykłej codzienności, gdy na modlitwie kontaktujemy się z Jezusem. Przemiany serca i życia spodziewamy się tym bardziej w czasie modlitwy rekolekcyjnej. I słusznie, gdyż w czasie czterech Tygodni (etapów) rekolekcji Ignacjańskich po wielekroć spotykamy się z Jezusem. Kontemplujemy Go na różnych etapach Jego drogi – aż po Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie oraz Wniebowstąpienie. Jezus jest jednak zawsze ten sam. Wciąż patrzą na nas te same oczy Zbawiciela. On wciąż żywi to samo pragnienie, by nas powołać do zaprzyjaźnienia się z Nim i pójścia Jego drogą.
W spotkaniach z Jezusem usłyszymy wiele Jego słów, wymienimy wiele spojrzeń, zapadną w nasze serca różne obrazy z Jego ziemskiego życia. A wszystko w Nim i od Niego przeniknięte będzie „czymś” jednym, jedynym i najważniejszym.
- Jestem przekonany, że za wielością Jego słów i czynów, spojrzeń i wielkich znaków, cudów – niezmiennie skrywa się i objawia Miłość, jaką Bóg, będący Miłością, żywi do człowieka. Potwierdzać też się będzie rzecz najdziwniejsza i najwspanialsza, że mianowicie Boska Miłość w szczególniejszy sposób szuka i udziela się tym, którzy mają się źle (por. Łk 5, 31).
Zaszokowani faryzeusze
Postawą Jezusa wobec źle się mających najbardziej zaszokowani byli „porządni” faryzeusze. Sposób obchodzenia się Jezusa z grzesznikami, także publicznymi, nie mieścił im się w głowie. Gorszyli się, że ktoś taki jak Jezus może ucztować z celnikami i grzesznikami. Zaczęli zatem przepytywać w tej sprawie najpierw uczniów Jezusa: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?
Być może Jezus spostrzegł, że uczniowie nie bardzo wiedzą, co odpowiedzieć. Bo i oni sami nie od razu pojęli, co właściwie znaczy takie zachowanie Jezusa… Zatem Jezus włączył się w rozmowę i sam udzielił odpowiedzi. A jest ona dziecięco prosta i zarazem bosko wspaniała. Dziecięco proste, i też po ludzku zrozumiałe, jest to stwierdzenie: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. – Chciałoby się dopowiedzieć: Czyż nie tak? Przecież zdrowi nie myślą o lekarzach, szpitalach i lekarstwach. Chorzy tak.
Ale dalej mówił Jezus o rzeczy dużo trudniejszej do pojęcia, a zarazem nieskończenie wspaniałej. Poleca faryzeuszom (i uczniom, i nam także): Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Widać zatem, że zaintrygowani i zbici z pantałyku faryzeusze otrzymali od Jezusa zadanie domowe (na wiele dni, a nawet na resztę życia): mają się zabrać za porządne studium tego, co Bóg mówił dotąd przez proroków. Jezus radzi im, by z wielości słów Starego Testamentu wydobyli to, co najważniejsze; co jest perłą i skarbem ukrytym w roli Pism starotestamentalnych.
Są to choćby te słowa, zapisane u proroka Ezechiela:
„Ty, o synu człowieczy, mów do domu Izraela: Powiadacie tak: «Zaprawdę nasze przestępstwa i grzechy nasze ciążą na nas, my wskutek nich marniejemy. Jak możemy się ocalić?»” (Ez 33,10).
– Te słowa wyrażają bolesną prawdę o człowieku-grzeszniku; mówią o tym, że przestępstwa i grzechy bardzo przygniatają i powodują zmarnienie zarówno pojedynczego człowieka, jak i całego narodu.
– Pada zatem dramatyczne pytanie: Jak możemy się ocalić?
– Odpowiedź Boga jest zwięzła i tchnie nadzieją na ocalenie: „Powiedz im: Na moje życie! – wyrocznia Pana Boga. Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33,11).
- Tak. Nikt nie chce marnieć. Wszyscy kochamy istnienie, życie. Zniechęca nas i boli jedynie to, gdy ono marnieje; gdy popadamy w stan wegetacji…
- Bóg, wspaniały Dawca życia i „Miłośnik życia”, widząc nas takich udręczonych – niejako zaklina się na swoje Boskie i Nieskończone Życie i każe Prorokowi wołać (głosić Dobrą Nowinę): Powiedz im: Na moje życie! – wyrocznia Pana Boga. Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył.
Jakże drogocenne jest to Słowo Pana. Trzeba się w nie wsłuchać. Trzeba usłyszeć je w całej głębi. A to, co „rozbrzmiewa” na głębi, nosi imię Miłosierdzie. Boże Miłosierdzie. A także to Miłosierdzie, które my – doświadczywszy go od Boga Ojca – okazujemy naszym bliźnim.
Jezus całym Sobą – całą Ewangelią i całą Biblią – to właśnie nam komunikuje. Objawia nam miłosierną Miłość Boskich Osób.
Wyjątkowe Miłosierdzie Boże
Mateusz celnik doświadczył Bożego Miłosierdzia w sposób wyjątkowy i rzec można spektakularny, intrygujący. Ale przecież my wszyscy tego Miłosierdzia bardzo potrzebujemy. Cały świat bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia. Rzeczywiście, w całym świecie narasta „głód słowa”, które wyraźnie i głośno powie o miłosiernej Miłości Boga Ojca.
Niech ten głód trawi nas coraz bardziej.
I oby Jezus zaspokoił w nas ten głód słowa o Miłosierdziu Ojca!
… Bo – uwaga! – może być i tak:
„Oto nadejdą dni – wyrocznia Pana Boga – gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich. Wtedy błąkać się będą od morza do morza, z północy na wschód będą krążyli, by znaleźć słowo Pańskie, lecz go nie znajdą” (Am 8, 9 – 12).
My, tkwiący w sercu Kościoła czy mający z Nim choćby minimalny kontakt, nie musimy się błąkać. Wystarczy patrzeć na Jezusa. Słuchać Jego słów. Kontemplować Jego Osobę, rozumieć Jego słowa i gesty.
- Czyńmy to od zaraz, nie czekając na warunki szczególnie sprzyjające. Nie czekajmy też na bolesne odczucie głodu słuchania słowa Pańskiego! Może ten głód już odczuwamy, a jedynie nie nazywamy go właściwym imieniem; to może wystarczy przyjrzeć się swemu niedożywieniu – Słowem Bożym. I temu, że z osłabienia już się nieraz słaniamy. I trudno nam podjąć kolejny rok, kolejny dzień życia.
Rozważanie pochodzi z książki; zobacz szczegółowy SPIS TREŚCI: http://osuch.sj.deon.pl/2013/11/17/szczegolowy-spis-tresci-ksiazki-przyjde-niebawem/