Ruminatio, czyli o przeżuwaniu słowa Bożego

9 maja 2024, autor: Krzysztof Osuch SJ

Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,9 nn).

„Tydzień temu w Ewangelii O winnym krzewie i latorośli (por. J 15, 1-8), słowem kluczem był dla nas czasownik „trwać”, który w tym krótkim teście pojawił się aż siedem razy. Co to znaczy „trwać w Chrystusie”, dowiadujemy się w dzisiejszej Ewangelii, gdy Chrystus mówi do swoich uczniów: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej (J 15,10).

Warunkiem trwania w Chrystusie i warunkiem przynoszenia w Nim owocu (por. J 15,2), jest więc zachowywanie Jego przykazań. Dla wielu, myślę, nie jest to „dobra nowina”. Tyle przecież słyszymy wkoło utyskiwań na Boże przykazania, że archaiczne, krępujące i nieżyciowe. Ileż prób, wysiłków, propagandy i urabiania umysłów, aby za wszelką cenę wyzwolić się spod ich jarzma: tak jakby rozwody i domy dziecka nie były rezultatem lekceważenia szóstego przykazania, domy starców – czwartego, przepełnione więzienia – siódmego, a cmentarze wojenne – piątego z dziesięciorga Bożych przykazań.

Nasze ludzka natura, od samego początku, od Adama i Ewy, od Kaina i Abla, ma kłopot z przykazaniami, dlatego Chrystus przychodząc na świat uzupełnił je przykazaniem miłości: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15,9); To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali (J 15,12). Bez tego przykazania, wszystkie pozostałe będą dla nas niezrozumiałe i zbyt trudne, bo jeśli nie ma się świadomości bycia kochanym przez Boga, będziemy mieli zawsze problem z przestrzeganiem Jego przykazań, tak jak dziecko nie kochane przez rodziców, ma problem z wypełnianiem ich poleceń” (ks. Ar. Nocoń, za R. Wat.).

Na początku rozważania – dwa przypomnienia:

  1. W Słowie Bożym mamy wszystko, czego nam potrzeba dla pomyślnego rozwoju duchowego i do zbawienia.
  2. Oprócz Słowa Bożego mamy do dyspozycji bogaty skarbiec duchowej mądrości.

Sięgnijmy do obu bogatych zasobów: do ojców pustyni – do starożytnych mnichów,a także do dzisiejszej Ewangelii. 

Mnisi znali dwa sposoby czerpania życiodajnego pokarmu ze słowa Bożego: jeden zwał się ruminatio, a drugi: lectio divina. W ruminatio chodziło o ciągłe powtarzanie słów wybranych z Pisma Świętego, zaś lectio divina jest metodą bardziej złożoną i także lepiej znaną (i o niej nie będzie tu mowy). Powiem tylko tyle, że medytacja np. ignacjańska jest pewną odmianą lectio divina. – My zatrzymajmy się nieco przy ruminatio, czyli przy prostym powtarzaniu i przeżuwaniu słowa Bożego. 

To dość oczywiste, że wielokrotne powtarzanie słów pełnych Bożych treści „musi” sprawić, że wnikają one coraz głębiej w duszę i sprawiają w niej różne dobroczynnego skutki.

Dość ważnym elementem metody ruminatio jest zwrócenie uwagi na oddech. Dokładniej mówiąc, starożytni mnisi odkryli pewną praktyczną regułę „skutecznej” modlitwy słowami Pisma Świętego; wyraża się ona w tym, żeby związać natchnione słowa z rytmem oddechu. Tak czynić, to jakby powiedzieć sobie, że karmienie się słowem Bożym jest dla mnie równie ważne, jak wdychanie tlenu i wydychanie dwutlenku węgla.

Efekt takiego ścisłego powiązania dwóch życiodajnych działań jest znakomity: Człowiek spostrzega, że 1). napełniając się dobroczynnymi myślami; 2). Doznaje wewnętrznej przemiany, o czym świadczy pojawienie się nowych, dobrych uczuć. Mówiąc językiem współczesnej psychologii, możemy powiedzieć, że taki rodzaj modlitwy dosięga głębin podświado­mości czy po prostu serca. Asymilowany strumień Bożego słowa dokonuje oczyszczenia i uzdrowienia, a także uporządkowania w obszarze, do którego nie mamy bezpośredniego dostępu i wglądu.

Nazywając rzecz jeszcze dokładniej, powiemy, że to sam Duch Święty uobecnia się, gdy człowiek z wiarą i uwagą powtarza słowa i treści przez Niego natchnione. To Duch Święty dokonuje czy dopełnia Jezusowego zbawczego dzieła: uzdrawia rany i zaprowadza porządek, gdy z naszego wewnętrznego chaosu kształtuje wewnętrzny kosmos. Główną sprawczą siłą jest Boska Miłość, którą Duch Święty rozlewa w naszym wnętrzu, w sercu (por. Rz 5, 5).

Omawiany tu sposób modlitwy jest jak otwarcie drzwi dla Ducha Świętego. Jego przyjście i przejście sprawia, że my w nowy sposób myślimy i w nowy sposób działamy!

Najcenniejszym owocem działania Ducha Świętego – poprzez „przeżuwane” słowo – jest ukształtowanie w nas alter Christus, czyli drugiego Chrystusa! Można wzniośle i prawdziwie stwierdzić, że Jezus Chrystus znów staje się Ciałem w modlącej się osobie.

Uwaga: Teraz mamy nowe rozwidlenie.

Wcześniej powiedzieliśmy, że medytacja słowa Bożego przybiera kształt bądź ruminatio (przeżuwania), bądź lectio divina. Teraz powiedzmy za ojcami pustyni, że modlitwa, nazwana ruminatio może mieć kształt modlitwy antyretycznej lub modlitwy jednosłownej. Najlepszym przykładem modlitwy jednosłownej jest wielokrotne wypowiadanie imienia Jezus.

– My jednak zatrzymajmy się jeszcze nieco przy modlitwie antyretycznej.  

Najlepszy opis metodyantyretycznej znajdziemy u Ewagriusza z Pontu (zm. 399).

Dokonuje on najpierw analizy ludzkiego myślenia i odkrywa, że opiera się ono na pewnych stereotypowychzdaniach, sądach.

Ewagriusz nazywał je logismoisą to myśli, wyrażenia, które (bodaj najczęściej) podświadomie, bezwiednie zadomawiają się w naszej duszy i oddziałują na całą osobę, a więc także na nasze emocje, na barwę naszego istnienia. Logismoisą to pewne przeświadczenia, które człowiek sobie wmawia czy ktoś inny nam wmawia. Jak one brzmią? Na przykład tak:

Nikt mnie nie lubi, nikt się o mnie nie troszczy. Boję się. Nie potrafię tego. Wszystko jest bez sensu. Nie mam ochoty na nic. Nie ma nadziei. Wszystko jest daremne. Nic mi się nigdy nie udaje. Zawsze zawodzę. Nigdy niczego nie osiągnę.

Tego rodzaju przeświadczenia wpędzają człowieka w chorobę i odbierają muwszelką nadzieję. Ściągają go w dół i sprawiają, że bez przerwy lituje się nad sobą.

Ewagriusz opisał około 600 tego typu myśli i zdań wpędzających człowieka w chorobę.

Jego zdaniem za ich pośrednictwem wpływają na nas złe duchy, które chcą nas odciągnąć od pokładania nadziei w Bogu. – To ostatnie stwierdzenie jest brzemienne złowrogą treścią; powiedziano, że ktoś bardzo zły wpływa na mnie poprzez fatalne myśli, przeświadczenia i emocje. Jego strategicznym celem jest to, by odciągnąć mnie od nadziei pokładanej w Bogu! Wiadomo, bez tej nadziei, złożonej w Bogu, człowiek umiera, usycha jak roślina na pustyni! 

Lekarstwem na setki szkodzących nam myśli jest właśnie metoda modlitwy, zwana antyretyczną. Polega ona na tym właśnie, że konkretnej złej myśli, wpędzającej nas w chorobę i w fatalny sposób egzystowania, świadomie przeciwstawiamy odpowiednio dobrane słowo z Pisma Świętego.Wdajemy sięw pewną konfrontację i walkę. Czynimy to nie jakkolwiek, lecz metodycznie, konsekwentnie, nieustannie powtarzając dobrane słowa, i to  w rytmie oddechu. Takie proste działanie przepędza negatywne i trujące myśli i napeł­nia nas Duchem Jezusa Chrystusa.

  • Kiedy na przykład odczuwam lęk przed czymś, winienem powtarzać słowa Psalmu:
  • Pan jest ze mną, nie lękam się: cóż mi może zrobić człowiek?(Ps 118, 6).

Nie chodzi je­dnak o wypieranie lęku, lecz o to, by poczucie lęku przepajać słowami na­dziei z Psalmu. Wówczas doświadczę tego, że jest we mnie nie tylko lęk, ale pomimo lęku i oprócz lęku – spostrzegam w sobie obecność i przypływ ufności. To właśnie Słowa Pana pomagają mi na nowo odkryći umocnić nadzieję, To, co było przywa­lone warstwą lęku, zostaje mocą Słowa znów wydobyte i wzmocnione! – Modląc się w zalecony sposób, doprowadzamy do relatywizacji lęku, do stopniowego wzrostu ufności i do przeważenia lęku.

Ewagriusz nazywa tę metodę – Jezusową, gdyż to On sam podczas kuszenia na pustyni – na słowa szatana odpowiadał słowami Pisma, by odeprzeć pokusę.

Dzisiaj wielu ludzi odczuwa rezygnację – spostrzega o. Anzelm Gruen OSB. Czują się zrezygnowani w ob­liczu trudności gospodarczych i społecznych w świecie, który staje się coraz bardziej nieprzejrzysty. Widzą cierpienie świata na ekranie telewi­zyjnym, lecz nic nie mogą na to poradzić.

Czują się bezradni także w obliczu osobistych problemów, np. w małżeństwie, rodzinie czy pracy. Są bezsilni wobec swoich dzieci, które idą własną drogą. Czują rozpacz, gdyż nie mo­gą sobie poradzić z depresją lub nałogiem. Zamykają oczy na przyszłość, gdyż nie spodziewają się po niej niczego dobrego. Uważają, że może być tylko gorzej.

– Jakie jest na to lekarstwo?

Kiedy dręczą nas takie pesymistyczne i beznadziejne myśli czy uczucia, trzeba przywoływać któreś z licznych słów nadziei Pisma Świętego.

Mogę na przykład powtarzać werset z Psalmu 71,5:

Ty bowiem, mój Boże, jesteś moją nadzie­ją. Panie, ufności moja od moich lat młodych!

Nie chodzi o to, by za pomocą tego zdania rozproszyć wszelkie negatywne myśli.

  1. Muszę najpierw przyznać sam przed sobą, że we mnie także myśli pozbawione nadziei.
  2. Nie wypieram ich od razu i nerwowo, lecz najpierw przyglądam się im. – Nie po­przestaję jednak na tym.
  3. Mimo wciąż jeszcze obecnych uczuć negatywnych i niszczących – powtarzam nieustannie słowa Psalmu. Czynię to bez pośpiechu, bez niecierpliwości – i ufam, że słowo Boże, jako pełne mocy, potrafi przemienić moją duszę.
  4. Wówczas będzie we mnie wzrastała nadzieja. Zobaczę moją sytuację innymi oczami. Stopniowo bę­dzie się we mnie umacniała nadzieja, że moje życie będzie udane, że Bóg rozpostarł nade mną swoją dobrą dłoń i że nie mogę ponieść klęski na mojej drodze.

W Biblii jest wiele słów nadziei. Znajdziemy je przede wszystkim w psalmach.

Autor opisuje w nich swoje cierpienia i udręki, lecz nie przestaje pokładać ufności w Panu.

– Św. Augustyn uważa, że powinniśmy po­wtarzać słowa psalmów głosem Pana Jezusa.

– Wszak sam Jezus modlił się słowami psalmów. Na krzyżu odmówił żydowską modlitwę wieczorną; jest nią Psalm 31. W agonii modlił się do Ojca: Panie, do Ciebie się uciekam, niech nigdy nie doznam zawodu. Cierpiąc okrutnie mówił pełen ufności: W ręce Twoje powierzam ducha mojego (Ps 31,6).

Jeśli wraz z Jezusem będziemy powtarzać takie słowa w naszych lękach, w beznadziei, rozpaczy, klęsce, to światło Zmartwychwstania opromieni nasz krzyż. Nie będziemy już kroczyć przez życie zrezygnowani i przytłoczeni, lecz wyprostowani, podniesieni przez błogosławioną nadzieję (Tt 2, 13), którą ofiarował nam Jezus Chrystus.

A gdyby na zakończenie zapytać: Które zdanie z dzisiejszej perykopy najbardziej nadaje się do tego, by wpisać je do osobistego rejestru zdań do modlitwy antyretycznej? – Jest ich pewno kilka; na pewno nadaje się to: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.

Próbujmy modlić się nim często w najbliższym tygodniu…

Częstochowa, niedziela, 13 maja 2012 AMDG et BVMH       Krzysztof Osuch SJ

Kategoria: Bez kategorii

Komentowanie wyłączone.