Ocalone życie – ocalona nadzieja
30 marca 2024, autor: Krzysztof Osuch SJGdyby już dziś nasza wiara w życie wieczne była wielka (żywa i mocna), to już dziś radowalibyśmy się bardzo, przyjmując Pana Zmartwychwstałego! Wszystkie nasze myśli i czyny byłyby owiane wielką radością. Tymczasem bywa różnie. I to po tylu przeżytych Rezurekcjach! Nie ma się jednak co dziwić ani gorszyć – sobą czy bliźnimi. Smutek z życia, które wygląda nieraz tak, jakby było jedynie „bytowaniem ku śmierci”, narzuca się nazbyt mocno i nie da się go tak łatwo rozproszyć i przepędzić.
Nawet najbliższym świadkom Zmartwychwstania Jezusa zajęło to trochę czasu, zanim rozradowali się w pełni i stali się świadkami Życia – aż po męczeństwo. Najpierw jednak byli oni dziwnie powolni, powściągliwi, a nawet nierozumni i nieskorzy do wierzenia…
Bóg – „miłośnik życia”
Cieszy nas życie – własne i wszelkie inne. Na wiosnę widać to wyraźniej. Czekamy, kiedy mocniej przyświeci słońce i spowoduje nową eksplozję życia. Istnienie, życie – to cenne dobro, które może podarować tylko Ten, Który Jest.
Naszą radość życia przyćmiewają różne trudne doświadczenia (choroba, starość, a w końcu śmierć), jednak nosimy w sobie „zaród wieczności”. Dawca istnienia najwyraźniej wlał w nas tęsknotę za trwałym życiem, wiecznym życiem. Gdy dopada nas choroba, robimy wiele, by ją przezwyciężyć. Gdy śmierć zagląda w oczy, raczej nikt się z tego nie cieszy (przynajmniej w pierwszym odruchu…). Właściwie, nie da się zaprzeczyć, że cenimy życie – kochamy istnieć. Któż kocha śmierć jako unicestwienie? A jeśli są tacy, to trzeba od razu zapytać, co takiego (tragicznego) zaszło w ich życiu, że je znienawidzili.
Kiedy dziś staje pośrodku nas Chrystus-Zwycięzca śmierci, to mamy szczególny powód, by z mocą przypomnieć, że miłośnikiem życia jest na pewno nasz Stwórca. To Bóg Ojciec kocha życie najbardziej. – Natchniony Autor tak pięknie zaświadcza o Stwórcy:
Miłujesz wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! (Mądrości 11, 24-26).
A gdy zapytamy Boga – „miłośnika życia”, skąd wzięła się śmierć, to On odpowie nam: A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (Księga Mądrości 2, 24). Bóg – „miłośnik życia” chce, byśmy żyli wiecznie i szczęśliwie. To pyszny i zawistny diabeł-kusiciel poprowadził ludzki ród ku manowcom śmierci. Od czasu pierwszego upadku w Raju dzieje ludzkie toczą się dwoma nurtami. Jeden to wzbierająca nienawiść i śmierć; drugi – wzbierająca rzeka Bożej Miłości, która przeważa nienawiść demonów i absurd śmierci.
Jezus Chrystus – „Ewangelią Życia”
W Jezusie Chrystusie Bóg Ojciec dobitnie wyznaje nam swą Miłość i przekonująco głosi „ewangelię życia”, życia wiecznego. Nasze ziemskie życie będzie w pełni udane, jeśli zdążymy przyswoić sobie „komunikat” Boga o Miłości i o Życiu! – Trzeba być jednak cierpliwym, gdyż tu na ziemi nic nie dzieje się w mgnieniu oka. Zboża i owoce drzew dojrzewają kilka miesięcy. Nowy człowiek w łonie matki dojrzewa dziewięć miesięcy. Dojrzewanie „człowieka duchowego” w nas jest jeszcze bardziej czasochłonne. Potrzeba wiele dni i wielu lat, by chrześcijanin stał się alter Christus – drugim Chrystusem.
- Ale oto otrzymujemy w prezencie jeszcze jeden raz Wielkanocne Święta. Na modlitwie i w czasie świętej Liturgii możemy nasycać się miłością Boga Ojca i Jezusową ewangelią życia. Jest nadzieja, że dzięki kolejnemu Triduum Paschalnemu, a potem dzięki 50-ciu dniom Okresu Wielkanocnego – wzrośnie w nas odwaga do poddania się prawu obumierającego ziarna i próbie całkowitego zawierzenia siebie Bogu w śmierci…
- Gdyby już dziś nasza wiara w życie wieczne była wielka (żywa i mocna), to już dziś radowalibyśmy się bardzo, przyjmując na modlitwie i Liturgii Pana Zmartwychwstałego! Wszystkie nasze myśli, wybory i czyny byłyby owiane wielką radością. – Tymczasem bywa różnie. I to po tylu przeżytych Rezurekcjach. Nie ma się jednak co dziwić ani gorszyć – sobą czy bliźnimi. Smutek z życia, które wygląda nieraz tak, jakby było jedynie „bytowaniem ku śmierci”, narzuca się nazbyt mocno i nie da się go tak łatwo rozproszyć i przepędzić. Nawet najbliższym świadkom Zmartwychwstania Jezusa zajęło to trochę czasu, zanim rozradowali się w pełni i stali się świadkami Życia – aż po męczeństwo. Najpierw jednak byli oni dziwnie powolni, powściągliwi, a nawet nierozumni i nieskorzy do wierzenia…
Trudno jest wierzyć w Zmartwychwstanie
Tak, trudno jest wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa i nasze. Zobaczmy to dokładniej i nabierzmy otuchy. Oto świta pierwszy dzień po szabacie. Przy grobie Jezusa widać Marię Magdalenę; przyszła pierwsza, gdyż bardzo miłowała Jezusa. Czy jednak widok pustego grobu wystarczył jej, by zacząć wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa? Czy może od razu wydała radosny okrzyk? – Nie. Tylko jeden jedyny Jan – już na sam na widok pustego grobu, płócien i zwiniętej chusty – uwierzył (por. J 20, 6-8); pewno też zaczął się radować, jednak inni uczniowie Jezusa mieli trudność z rozpoznaniem Go i z rozradowaniem się – nawet wtedy, gdy On stanął naprzeciwko nich.
- Zapłakana Maria Magdalena nie rozpoznaje Jezusa nawet wtedy, gdy słyszy Jego głos i patrzy na Niego.
- Tego samego dnia dwaj uczniowie szli do Emaus; też nie rozpoznali Jezusa, który przyłączył się do nich i z nimi rozmawiał. Rozpoznali Go dopiero wtedy, gdy Jezus dał im się poznać (por. Łk 23, 13-35)
- Kilka tygodni później podobnej trudności z rozpoznaniem Jezusa doświadczyło siedmiu apostołów (por. J 21, 4), którzy wrócili do Galilei i zabrali się do pracy. Ich połów był nieudany, czuli się bardzo zmęczeni… O świcie Jezus stanął na brzegu, mówił do nich, a oni Go nie poznali. Dziwna rzecz. Dlaczego nie poznali Go od razu? Przecież widywali Go już jako Zmartwychwstałego… Dużą przeszkodę stanowiły, ktoś powie, niesprzyjające okoliczności: niewyspanie, rozdrażnienie, zmęczenie, słaba widoczność o świcie.
Jednak w każdej z trzech przywołanych tu sytuacji kryje się zapewne jakieś głębsze przesłanie Jezusa, skierowane do wszystkich pokoleń chrześcijan.
My też jesteśmy jak Maria Magdalena, gdy przeżywamy śmierć naszych bliskich. My też jak uczniowie łowiący ryby (bez rezultatu) ciężko pracujemy. My też jak dwaj uczniowie idący do Emaus przebywamy niełatwą drogę życia. Jezus chce nam powiedzieć, że nie tylko osobom Jemu współczesnym, ale i nam wszystkim trudno będzie wierzyć – przynajmniej w niektórych sytuacjach – w Jego Obecność i pomoc. Trudno będzie wierzyć – przy grobach naszych bliskich, gdy łzy będą zalewać nasze oczy, a rozpacz – serca. Trudno będzie wierzyć w Jego Obecność i pomoc na naszych drogach do Emaus, czyli wtedy, gdy naszymi sercami owładnie rozczarowanie i beznadzieja. Trudno będzie wierzyć w Jego Obecność i pomoc, gdy przyjdzie nam ciężko pracować. Niestety, w trudnych sytuacjach łatwiej jest zamknąć się w sobie i oddać się desperacji niż otworzyć się choćby i na samego Pana Jezusa!
Po co to wszystko – pytamy czasem – skoro pracy jest za dużo lub w ogóle jej nie ma, bądź też jest źle wynagradzana? Myślimy sobie, po co przebywać drogę życia, skoro idzie się po niej coraz trudniej i ciężej. I w ogóle, po co to życie, skoro wszystko kończy się przy grobie?
On jest z nami zawsze
Jakie to ważne dla ocalania (tak dziś zagrożonej) nadziei, by w Święta Wielkanocne jasno sobie uświadomić, że Boży Syn jest po to z nami od Kolebki aż po Krzyż i Zmartwychwstanie, żebyśmy okrzepli w pewności, że On jest z nami zawsze – w każdej sytuacji. Że On nadaje zbawczy sens wszystkiemu, co ludzkie. Że On uwiecznia chwałą każdy dobry czyn i każde szlachetne pragnienie!
Dziś (i przez następnych pięćdziesiąt dni) Jezus, jako potrójny Zwycięzca, tłumaczy nam: Skoro Moja praca była etapem w drodze do Zmartwychwstania, to i wasza praca ma podobny sens. – Skoro Moje złożenie do grobu trwało trzy niepełne dni, to i wam Mój Ojciec i wasz Ojciec nie dozwoli spoczywać tam wiecznie. – Skoro Moja droga życia miała tyle trudnych stacji, a jednak jej finałem było i jest Zmartwychwstanie, czyli Pełnia Życia, to i z wami będzie podobnie.
Na koniec zauważmy i to, że są takie miejsca w Kościele, w których Jezusa Zmartwychwstałego można spotkać bardzo łatwo i na pewno. Jedno z tych miejsc to Eucharystia. To tu słuchamy, co do nas mówi Jezus. Jeśli słuchamy uważnie i rozważamy razem z Nim, wtedy nasze serca zaczynają pałać, a znika chłód… (Tego doświadczyli dwaj uczniowie idący do Emaus.) Tu (w Eucharystii) nasz Pan Zmartwychwstały daje nam Siebie na pokarm. W Komunii eucharystycznej Chrystus jednoczy się z nami już nie tylko „jakoś”, ale najdosłowniej! To zjednoczenie jest dla nas źródłem wręcz pewności, że i my będziemy żyć Życiem Syna Bożego.
Skoro tak się rzeczy mają, to razem ze św. Pawłem patrzmy często ku górze, gdzie przebywa Chrystus (Kol 3,1-4). I niech udzieli się nam nadzieja libańskiego Poety:
„Kiedy ziemia zażąda waszego ciała,
wtedy będziecie mogli, zatańczyć naprawdę.
Życie wieczne nie jest uśpieniem,
lecz wiecznym przebudzeniem;
jest ciągle świeżym porankiem.”„Ty głośno rzekłeś żyć
I cicho – umierać.
Nieustannie powtarzałeś: być, być, być” (Maria R. Rilke).Amen. Alleluja! Alleluja! Alleluja!
***
Podobne rozważanie jest też w książce:
BÓG TAK WYSOKO CIĘ CENI
Rozważania na niełatwe tematy. Wyd. 2009 i 2011
http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=62839
„Człowieku, dlaczego sobie samemu uwłaczasz, skoro Bóg tak wysoko cię ceni. Dlaczego wywyższony przez Boga tak bardzo siebie poniżasz”.Słowa świętego Piotra Chryzologa stały się dla Autora punktem wyjścia do postawienia fundamentalnych pytań o naturę Boga i tożsamość człowieka. Książka składa się z kilkudziesięciu rozważań. Autor porusza problem kondycji człowieka, jego pragnień, słabości i grzechów. Jednocześnie wskazuje dar największy, o który nie trzeba zabiegać – bezwarunkową miłość Boga. Jej odkrycie nadaje sens wszystkiemu co, nas spotyka. Bóg kocha grzesznika, a to przecież Dobra Nowina dla każdego.
Dar tej Wigilii Paschalnej zatrzymał mnie przy PUSTYM GROBIE PANA!
Mówi mi on wciąż, że Pan Zmartwychwstał i wyszedł mi, nam na spotkanie.
LITURGIA ZAPROSIŁA NAS DO ADORACJI, NIE ŚMIERCI, GROBU, ALE PANA ŻYCIA!
Dobitnie ta medytacja to uwypukla, i zaprasza do WIELKIEJ NADZIEI, że kiedyś Jezus stanie nad moim, naszymi grobami i powie: WYJDŹ.
Św.Tomasz, uczeń Jezusa, powiedział „chodźmy i my umrzeć razem z nim”.
To cenne zaproszenie, aby już DZIŚ umierać z Jezusem, aby ŻYĆ Z JEZUSEM NA ZAWSZE!
Gabriela Bossis, „ON i ja”:
Są i takie świadectwa…
Prof. Dariusz Kowalczyk SJ dla Fronda.pl: Co zmieniło się po Zmartwychwstaniu Jezusa?
„Zbawienie polega w istocie na solidarności Boga z człowiekiem aż do końca i zaproszeniem człowieka do wiecznej wspólnoty z Bogiem. A takich rzeczy nie robi się „pstryknięciem palcami”, ale poprzez konkretne zaangażowanie. Bóg nie wydaje dekretu pt. „Kocham was i chcę wam zrobić dobrze”, ale staje się człowiekiem, przyjmuje ludzki los, a na odrzucenie i okrutną śmierć nie odpowiada Boską karą, lecz zmartwychwstaniem i posłaniem Ducha Świętego. Zmartwychwstanie jest punktem zwrotnym, gdyż oznacza wprowadzenie ludzkiej natury, człowieczeństwa, w wieczne życie Boga. Jeśli Bóg stał się człowiekiem, to człowiek może stać się Bogiem, czyli zostać przebóstwiony bez rozmycia swej własnej ludzkiej natury”.
Dziś po powrocie z Liturgii Paschalnej trwając w radości ze Zmartwychwstania Pana Jezusa zapytałam samą siebie – czy ja tak naprawdę wierzę w swoje zmartwychwstanie, czy wierzę Jezusowi bez zastrzeżeń ?
I Pan mi odpowiedział na moje rozważania słowami z ON i ja
„Niepokoi cię przejście przez śmierć? Lecz skoro jest to największym dowodem miłości, jaki możesz Mi ofiarować – raduj się! Już teraz ofiaruj Mi ją z całkowitym oderwaniem się.
Wznieś twego ducha aż do heroizmu. Mów: Choćbym nawet nie miała zaznać śmierci, wybrałabym ją, aby upodobnić się do Niego, ponieważ On umarł za mnie i umarł z miłości. W ten sposób oddasz Mi największą chwałę, jaką stworzenie może dać swemu Stwórcy.
O, cenna śmierci świętych, która dźwięczy echem w niebieskich przestworzach Domu Ojca!
Nie lękaj się utraty życia, które jest chwilą tylko, aby pójść na wieczne spotkanie z Umiłowanym. Przecież Ja tam będę…
O, będzie to moment wiary, nadziei i miłości. Przejmij się tymi uczuciami.
A potem – po prostu zawsze… jesteś ze swoim Ojcem, ze swoim Oblubieńcem, należysz do Rodziny Bożej. Żyj, myśl, kochaj jak w rodzinie; to będzie przypieczętowanie miłości.” ON i ja-tom 3
I cóż można jeszcze dodać? „.. trudno jest wierzyć w zmartwychwstanie Jezusa i nasze”.
„Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” 1 Kor
I jeszcze: „ Ja wierzę, że zmartwychwstanę, a moje ciało ujrzy Zbawcę”
https://www.youtube.com/watch?v=A70KRFU-sfg
„Również my, podobnie jak Piotr i kobiety, nie możemy odnaleźć życia pozostając smutni i bez nadziei. Nie trwajmy uwięzionymi w sobie, ale otwórzmy dla Pana nasze zapieczętowane groby, każdy z nas je zna, aby wszedł Jezus i obdarzył nas życiem; zanieśmy do Niego kamienie uraz i głazy przeszłości, ciężkie skały słabości i upadków. On chce przyjść i wziąć nas za rękę, aby nas wyrwać z lęku. Ale pierwszym kamieniem, jaki trzeba odsunąć tej nocy jest brak nadziei, zamykający nas w sobie samych. Oby Pan uwolnił nas od tej pułapki bycia chrześcijanami bez nadziei, żyjącymi tak jakby Pan nie zmartwychwstał, a nasze problemy stanowiły centrum życia” – mówił Papież.
Franciszek podkreślił, że nadzieja chrześcijańska nie jest zwykłym optymizmem, ani też postawą psychologiczną czy życzliwą zachętą, by dodać sobie odwagi:
„Nadzieja chrześcijańska jest darem, jakim obdarza nas Bóg, jeśli wyjdziemy z naszych ograniczeń i otworzymy się na Niego. Ta nadzieja jest niezawodna, ponieważ Duch Święty został rozlany w naszych sercach (por. Rz 5,5). Pocieszyciel nie sprawia, że wszystko ładnie wygląda, nie eliminuje zła za pomocą magicznej różdżki, ale wzbudza prawdziwą siłę życia, która nie jest brakiem problemów, ale pewnością, że jesteśmy kochani i zawsze otrzymujemy przebaczenie od Chrystusa, który dla nas zwyciężył grzech, śmierć i lęk” – kontynuował Franciszek.
Ojciec Święty podkreślił, że świat potrzebuje dziś światła Chrystusa Zmartwychwstałego, a do jego niesienia wezwani są chrześcijanie, jako słudzy nadziei:
„Tak bardzo dziś potrzeba tego światła. Nie powinniśmy jednak nieść samych siebie, ale jako radośni słudzy nadziei głosić Zmartwychwstałego swoim życiem i przez miłość; w przeciwnym razie będziemy międzynarodową strukturą z dużą liczbą zwolenników i dobrych reguł, ale niezdolną, by obdarzyć nadzieją, której spragniony jest świat” – przypomniał papież.