Faryzeusz i celnik – w nas!?
8 marca 2024, autor: Krzysztof Osuch SJBohaterami Jezusowej przypowieści są dzisiaj dwaj mężczyźni o różnym statusie społecznym i religijnym. Spotkamy ich w szczególnym momencie; obaj wejdą do świątyni, aby się modlić. Modlitwę jednego wypełni wyliczenie swoich dokonań i zasług. Drugi nie ma się czym pochwalić. Wydaje się, że obaj trzeźwo widzą swoją sytuację i opowiadają Bogu prawdę o sobie. Jezusowa ocena ich wnętrza mocno nas zaskoczy. Tylko jeden z nich wyjdzie ze świątyni usprawiedliwiony. I to wcale nie ten, który „rozpływał się” w dziękczynieniu (a tak naprawdę w samochwalstwie)…
Okaże się, że niemili (nieusprawiedliwieni) w oczach Boga są ci, którzy ufają sobie i są przekonani o swojej sprawiedliwości w oparciu jedynie o swoje dobre uczynki. Bardzo nie podoba się Bogu porównywanie się z innymi, które daje asumpt do pogardzania… Serce Jezusa zostanie ujęte pięknem modlitwy skruszonego celnika.
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,9-14).
Faryzeusz i celnik w nas
Faryzeusz jest pewny siebie. Niewątpliwie wyróżnia się wiedzą religijną, pobożnością i rygorystycznym wypełnianiem tego, co nakazywało Prawo. Cieszy się też uznaniem u ludzi. Zaś celnik jest faryzeusza przeciwieństwem. Celnik, owszem, też się …wyróżnia. Dużo posiada (za sprawą zdzierstwa i oszustwa). Doskwiera mu to, że jest powszechnie pogardzany za kolaborowanie z okupacyjną władzą Rzymu.
Faryzeusz zaczyna swą modlitwę od podziękowania Bogu. A za co dziękuje? Może za Boże dobrodziejstwa? Nie. Za to, że wynik jego porównywania się (zapewne nie raz to robił) z innymi ludźmi był wysoce zadowalający:
Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik.
Nie zająknąwszy się ani jednym słowem na temat swoich grzechów i grzeszności, faryzeusz przystąpił do wyliczenia swoich dobrych czynów i zasług:
Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.
Faryzeusz sądził, że po takiej modlitwie może spokojnie wstać i dalej pędzić żywot człowieka porządnego, który nadal będzie porównywać się ze złoczyńcami, osądzać ich i czerpać z tego poczucie wyższości i sprawiedliwości w oczach Boga.
A celnik? Ten swych grzechów ani nie przeocza, ani ich przed Bogiem nie przemilcza. Przeciwnie, kieruje na nie uwagę Boga, którego jednocześnie prosi o litość i przebaczenie.
Oczywiście, celnikowi łatwiej przychodzi swe grzechy ujrzeć i uznać; są one aż nadto oczywiste. Ludzie wytykają palcami. A więc i z tego powodu celnik ma jasność, że przystoi mu skrucha serca. W poczuciu winy i niegodności szczerze się uniża. Staje gdzieś w tyle świątyni…, nie śmiąc nawet oczu wznieść ku niebu. Bije się w piersi i mówi:
Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.
Jak widać, celnik nie porównuje siebie z innymi. Nie słychać też, by innych osądzał. Po prostu, uwagę Boga kieruje na swoje grzechy. W żaden sposób nie próbuje (sam) usprawiedliwiać swoich grzechów. No mógłby przykładowo powiedzieć Bogu, że zna … paru gorszych od siebie. On jednak wyznał grzeszność i zawodność swego serca.
Jezus kończy przypowieść stwierdzeniem, które daje nam wiele do myślenia:
Powiadam wam: Ten (czyli celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.
Usposobienia serca, o których mówi przypowieść, bardzo się różnią. Faryzeusz odgrodził się od Boga, zaś celnik otwarł się na Jego zbawcze działanie.
Wniosek
Jakie wnioski winniśmy wyciągnąć z Jezusowej nauki? – To dość oczywiste.
Powinniśmy wytropić w sobie postawę faryzeusza. Skoro przez całe ziemskie życie atakują nas ciemności grzechu a my im nieraz ulegaliśmy, to nie mówmy – Bogu, sobie samym, a także bliźnim – że jesteśmy właściwie już bezgrzeszni, doskonali i sprawiedliwi. I że jesteśmy lepsi od innych. Że możemy nad innymi górować czy kimkolwiek pogardzać. Kto żywi takie przekonanie i z takiej pozycji zwraca się do Boga oraz z takiej pozycji myśli o swoich bliźnich, ten tkwi w grzechu (w grzesznym usposobieniu) „po uszy”. Krótko, ktoś taki żyje życiem niemiłym Bogu. On zaś (nie)cierpliwie czeka na jego nawrócenie.
- W świetle dzisiejszej perykopy winniśmy wyostrzyć samokrytyczną uwagę, gdy wzbiera w nas faryzejska pewność siebie; gdy smakuje nam uczucie górowania nad tymi, którzy wydają się nam wielkimi grzesznikami.
- Nie jest dobrze, gdy oskarżając innych i mówiąc Bogu, jakie to zło oni czynią, chcemy w ten sposób „zapunktować”. Byłby to sposób marny (nawet wstrętny) wydania się kimś dobrym i sprawiedliwym w oczach Boga!
- Efekt faryzejskich zabiegów jest zgoła przeciwny od zamierzonego. Wcale przez to nie jawimy się Boga jako mili, usprawiedliwieni. Wręcz przeciwnie.
- Dopiero wejście i przyswojenie sobie postawy celnika uczyni nas w oczach Boga – miłymi, sprawiedliwymi. Kimś, kogo można przygarnąć. Komu można okazać bezmiar przebaczenia, świętości i podarowanej nieskalaności (por. Ef 1, 4).
O faryzeuszu nieco dokładniej
Warto nieco dokładniej przyjrzeć się faryzeuszowi. Także dlatego, by wskutek braku refleksji nie stać się bezmyślnym i tępym naśladowcą faryzeusza.
Może mieliśmy czasem ochotę zapytać, czego właściwie brakuje faryzeuszowi, skoro ma on na swoim koncie wiele dobrych uczynków i wyróżnia się zaletami charakteru, a ponadto wiedzą religijną i staraniem o życie moralne.
Jego modlitwa świadczy o tym, że był on człowiekiem „sprawiedliwym” w tym sensie, że starał się o zachowanie przepisów Prawa i o wykonywanie dobrych uczynków. Jest naprawdę imponujące to, co zwykł czynić faryzeusz z epoki Jezusa: pościł zgodnie z zaleceniami (a może nawet więcej), pomagał innym poprzez jałmużny. Umiał też podziękować Bogu za wszystko, co otrzymywał, i za wszystko, co było w nim dobre! Czy nie ma w tym dobra i piękna? Jest. Jednak nie ma tu czegoś, co być powinno, bo jest najważniejsze!
Rzeczywiście, faryzeusz na pierwsze wejrzenie wydaje się być ideałem prawego Izraelity, jednak w jego (za „ciasno” pojętej) sprawiedliwości zabrakło czegoś bardzo ważnego, a nawet najważniejszego! Zabrakło podobieństwa do Boga w żywieniu i okazywaniu miłosiernej miłości wobec grzeszników. Bóg ma tę Miłość nadobficie, niejako w nadmiarze. Faryzeuszowi bardzo jej brakuje.
- Słońce, wielki dar Boga, wschodzi nad każdym człowiekiem (por. Mt 5, 45). Nad każdym bez różnicy. Dzieje się tak nie bez powodu i nie bez woli Stwórcy. Słońce ogrzewa wszystkich. O wiele bardziej takim duchowym Słońcem, które do wszystkich dociera i wszystkich swoimi promieniami przenika, jest miłosierna Miłość Boga. Bóg nigdy nie wycofuje swej życzliwości wobec nikogo z tych, których stworzył na swój obraz i podobieństwo.
- Bóg, w odróżnieniu od faryzeusza, nie mówi o nikim, że ktoś jest Jego „gorszym dzieckiem”. W oczach Ojca niebieskiego nie ma „gorszych dzieci Boga”.
- Bóg Ojciec do wszystkich mówi językiem miłości, która pozyskuje, pociąga i ocala. Oczywiście, dotyczy to także samego faryzeusza. Na razie odszedł on nieusprawiedliwiony, ale wystarczy jeden akt odwrócenia się od jego (na razie dla niego ukrytego) grzechu, a od razu stanie się on sprawiedliwy, pojednany z Ojcem. Odczuje smak i wspaniałość miłosiernej miłości Boga Ojca.
Słońce nieustannie wysyła swe promienie w kierunku wszystkich i wszystkiego. Podobnie rozchodzą się promienie Boskiej Miłości.
A jak jest z nami? I czy naszego upodobnienia się do Słońca i do Boga nie należy zacząć od pokornej prośby celnika:
Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.
Podobne rozważanie jest w mojej książce:
„grzech to ślepota duchowa” – niesamowity cytat
Papież Franciszek o grzechu i nawróceniu:
grzech to ślepota duchowa
◊ Dzisiaj po południu Ojciec Święty przewodniczył liturgii pokutnej w Bazylice św. Piotra, podczas której sam się wyspowiadał, a potem spowiadał wiernych. […]
Podczas liturgii odczytany został fragment Ewangelii św. Marka opowiadający o uzdrowieniu w Jerycho niewidomego żebraka Bartymeusza. Jak zauważył Papież ślepota doprowadziła go do ubóstwa i życia na marginesie społeczeństwa. Podobnie zubaża nas i izoluje grzech:
„Jest to ślepota duchowa, która uniemożliwia nam dostrzeżenie tego, co istotne, do utkwienia spojrzenia w miłości, która daje nam życie. Jest to ślepota duchowa, która prowadzi stopniowo do zatrzymywania się na tym co powierzchowne, aż po uczynienie nas niewrażliwymi na innych i na dobro. Ileż pokus ma moc przysłonienia spojrzenia naszego serca i uczynienia go krótkowzrocznym! Jakże łatwo jest błędnie sądzić, że życie zależy od tego, co masz, od uzyskiwanych sukcesów lub podziwu; że gospodarka składa się wyłącznie z zysku i konsumpcji; że własne indywidualne zachcianki powinny przeważać na odpowiedzialnością społeczną! Patrząc tylko na nasze „ja” stajemy się ślepi, przygaszeni i skoncentrowani na sobie samych, pozbawieni radości i wolności. To takie odrażające” – powiedział Ojciec Święty.
Wówczas przechodzi Jezus i zatrzymuje się obok nas. Jest On jak światło, które przenika serce i zaprasza nas abyśmy je otworzyli. „Bliska obecność Jezusa pozwala odczuć, że kiedy jesteśmy dalecy od Niego, to brakuje nam czegoś ważnego. Sprawia, że odczuwamy potrzebę zbawienia, a to jest początkiem uzdrowienia serca”. I wtedy wyrywa się krzyk: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. „Niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce nas zatrzymać. Pojawia się pokusa, by iść dalej, tak jak gdyby nic się nie stało. W ten sposób sami pozostajemy daleko od Pana i daleko od Jezusa trzymamy innych”. Nie wolno nam jednak stracić tej okazji, aby nasze serce przejrzało:
„Obecny Rok Jubileuszowy Miłosierdzia to czas sprzyjający, aby powitać obecność Boga, doświadczyć Jego miłości i powrócić do Niego z całego serca. Podobnie jak Bartymeusz możemy zrzucić płaszcz i powstać: odrzućmy to, co nam przeszkadza w spiesznym podążaniu na drodze ku Niemu, nie obawiając się porzucenia tego, co daje nam poczucie bezpieczeństwa i do czego jesteśmy przywiązani. Nie trwajmy siedząc, podnieśmy się; odnajdźmy na nowo naszą duchową szlachetność, godność umiłowanych dzieci stojących przed Panem, aby spojrzał nam w oczy, przebaczył i stworzył na nowo” – mówił Franciszek.
Następnie Papież zwrócił uwagę na wielką odpowiedzialność kapłanów, którzy zawsze powinni być gotowi usłyszeć wołanie ludzi, którzy pragną spotkać Pana. Kapłan musi by w każdej chwili gotów by iść do konfesjonału, a kiedy w się w nim znajduje winien się wystrzegać wszelkiego rygoryzmu, oczywiście nie minimalizując wymagań Ewangelii. Jak uczniowie otaczający Jezusa każdy ksiądz ma mówić: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”, aby pobudzać odwagę i prowadzić do Chrystusa. Jednak zawsze najważniejszy jest sam Zbawiciel:
„W Ewangelii to On się zatrzymuje i pyta o niewidomego; to On nakazał, aby go przyprowadzono; to On go słucha i leczy. My, pasterze, zostaliśmy wybrani, aby wzbudzić pragnienie nawrócenia, by być narzędziami, które ułatwiają spotkanie, aby wyciągnąć rękę i udzielić rozgrzeszenia, czyniąc widzialnym i czynnym Jego miłosierdzie, tak aby każdy mężczyzna i kobieta, którzy znajdą się przy konfesjonale znaleźli tam Ojca. Aby znaleźli Ojca, który na nich czeka, Ojca który przebacza. Zakończenie tego opisu Ewangelii jest pełne znaczenia: Bartymeusz „natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”. Także i my, kiedy przychodzimy do Jezusa, na nowo widzimy światło, aby patrzeć w przyszłość z ufnością, odnajdujemy siłę i odwagę, aby wyruszyć w drogę. Rzeczywiście, „kto wierzy, widzi” (Enc. Lumen fidei, 1) i idzie naprzód z nadzieją, bo wie, że Pan jest obecny, podtrzymuje i przewodzi. Idźmy za Nim, jako wierni uczniowie, aby tych, których spotykamy na naszej drodze uczynić uczestnikami radości Jego miłości. Po uścisku Ojca, po otrzymaniu przebaczenia od Ojca, świętujemy w głębi naszego serca, ponieważ On sam świętuje” – zakończył Franciszek.
dw / rv
Celnik mógłby nie przejmować się co inni o nim mówią, mógłby nie przejmować się też tym, że Bóg widzi i wie co celnik robi, mógłby również nie zawracać sobie głowy tym, że jest w jakiś sposób oceniany nawet przez swoje sumienie. Jednak przychodzi do świątyni i wyznaje swoje winy, stawia jasno sprawę kim jest, nie porównuje się do innych, zależy mu jedynie na miłosierdziu Boga, na Jego przebaczeniu. To duży krok do zmiany dotychczasowej postawy życia i do nawrócenia. I to piękna lekcja na okres Wielkiego Postu.