Dar bezcenny – ty i ja (talenty i miny)
2 września 2023, autor: Krzysztof Osuch SJWbrew temu, co sobie być może spontanicznie myślimy, to nie ilość otrzymanych talentów decyduje o tym, iż jeden człowiek talenty pomnaża, a drugi je „beznamiętnie”, tępo i głupio zakopuje… Rozstrzygające jest to, czy się rozumie, że otrzymany od Boga talent – nieważne czy jest ich pięć czy jeden – to bezcenne dobro, które „prosi”, by obejść się z nim w sposób właściwy, wielkoduszny – współmierny z tym, co się otrzymało!
Jeszcze obracajmy talentem
Dopóki nie przyjdzie Pan, wszyscy jesteśmy w sytuacji opisanej w przypowieści o talentach (Mt 25, 14-30). Mowa w niej o „pewnym człowieku”, który „mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden”. Na kanwie przypowieści można by snuć wiele rozważań, niejedno biorąc sobie do serca. Spróbuję wydobyć coś, co wydaje mi się szczególnie ważne.
Najpierw ważne przypomnienie. Wszystko, co Jezus czynił i mówił, służyło jednej wielkiej sprawie: rzeczywistemu otwarciu się człowieka na Boga! Na tym zależało Mu najbardziej. To była i jest Jego misja i „profesja”. Także nam dzisiaj chce dopomagać w otwieraniu się na Boga Ojca. Jezusowa pomoc – tym razem – dotrze do nas z dość nieoczekiwanej strony, gdy mianowicie (z przejęciem) odkryjemy, że jesteśmy bezcennym darem Boga.
- Jezus pragnie, byśmy dojrzeli w sobie olśniewające dobro – olśniewający talent! Z różnych powodów nie jest to takie oczywiste ani łatwe. Życie na ziemi ma różny smak. Owszem, bywa słodkie i szeroko rozpina skrzydła. Ale bywa też gorzkie i zda się, że bez sensu. A wtedy trudno dojrzeć w życiu olśniewający cud i dar.
Chciałoby się powiedzieć, że niestety „talent życia” mieni się barwami nie tylko jasnymi, ale i mrocznymi. Stąd całożyciowe zadanie, by w każdej sytuacji starać się swoje życie rozpoznawać jako dar niezmiennie najcenniejszy. Oczywiście, jest to możliwe przy fundamentalnym założeniu, ugruntowanym w Objawieniu i wierze, iż nasze osobowe życie dopiero w wieczności, w Domu Ojca, odsłoni się w całym pięknie i bogactwie!
Aż jeden z trzech
Z Jezusowej przypowieści dowiadujemy się, że (aż) jeden z trzech obdarowanych zachował się tak, jakby w ogóle nie został obdarowany. I jakby dziwnym trafem został „wplątany” w dziwną transakcję. A ponadto, i to szokuje najbardziej, jakby został źle potraktowany przez pana. – Już w tym momencie zwróćmy uwagę na to, że (aż) jednej trzeciej obdarowanych zabrakło czegoś istotnego w usposobieniu serca, w wewnętrznej dyspozycji umysłu. Ten trzeci, zamiast rozkwitnąć i zaowocować dzięki wielkiemu obdarowaniu, uznał za właściwsze i lepsze pójść ścieżką pokrętnego myślenia i kalkulacji fatalnej. Czytamy o nim:
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!
– Ten człowiek najwyraźniej uznał, że jego zachowanie było właściwe, zasadne i najrozsądniejsze. Na potwierdzenie słuszności swej postawy ma to, że oto „nietknięte” oddaje to, co otrzymał. Ani przez moment nie widać u niego żadnej fascynacji otrzymanym „talentem”. A jeśli czegoś „mocnego” doświadczył, to jak łatwo się domyślić był to jedynie lęk, obawa przed panem. I ani krzty olśnienia czy wdzięczności, nie mówiąc już o twórczym uskrzydleniu. Zawładnęła nim jakaś dziwna logika. Rozumował w sposób dziwnie skomplikowany i wyrafinowany (proszę wsłuchać się w to, co powiedział, zwracając talent).
Jakże inaczej zachowuje się dziecko, które otrzymuje prezent w lśniącym opakowaniu i – jak z góry spodziewa się tego, że pod opakowaniem skrywa się cudna zawartość. Dziecko (i dorosły człowiek o dziecięcym usposobieniu) nie chowa prezentu (talentu) do szafy, ale go rozpakowuje. Swoiście puszcza go w obrót: dobrze mu się przygląda; kontempluje go; cieszy się nim. Przynajmniej w pewnym sensie żyje z otrzymanego daru. – Obdarowane dziecko na pewno przy najbliższej okazji nie odda prezentu, dołączając kilka przykrych uwag. Ten trzeci z przypowieści tak właśnie postąpił!
Jezusowa przestroga jest oczywista. Zachowanie tego trzeciego jest wysoce naganne. „Sługa nieużyteczny” dotknął darczyńcę do żywego. „Święty gniew” pana wzywa do opamiętania, do zmiany sposobu patrzenia na dar człowieczeństwa. I do odkrycia, że bycie człowiekiem jest po prostu darem najcenniejszym.
Jeden talent wystarczy
Wbrew temu, co sobie być może spontanicznie myślimy, to nie ilość otrzymanych talentów decyduje o tym, iż jeden człowiek talenty pomnaża, a drugi „beznamiętnie”, tępo i głupio je zakopuje. Rozstrzygające jest to, czy się rozumie, że otrzymany od Boga talent – nieważne czy jest ich pięć czy jeden – to bezcenne dobro, które „prosi”, by obejść się z nim w sposób właściwy, wielkoduszny – współmierny z tym, co się otrzymało!
To prawda, nierzadko narzuca się nam rażąca małoduszność w traktowaniu talentu, jakim jest „własne” osobowe istnienie. Jednak i małoduszność, i pokrętne myślenie o darze człowieczeństwa i o Dawcy można z serca wyplenić, skutecznie wyeliminować. Jak? Choćby codziennie starając się o to, by zdawać sobie sprawę z „Bożych dobrodziejstw” i by za nie szczerze dziękować. To właśnie zaleca św. Ignacy Loyola w pierwszym[2] punkcie codziennego rachunku sumienia (por. Ćwiczenia duchowne, nr 43). Oczywiście, u podstaw wszelkiego dobra, naszej pomyślności i właściwego myślenia o sobie zawsze jest Jezus Chrystus, który jasno stwierdza: „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). To On, będąc Synem Bożym stał się człowiekiem, aby nas przekonać, że drodzy jesteśmy w oczach Boga, nabraliśmy wartości (por. Iz 43, 4) i Ojciec nas miłuje (por. J 16, 27).
My tak cenni i miłowani – nie dziwimy się, że Pan Jezus sięga po środki najbardziej ekspresywne, by nas przekonać, że jesteśmy dobrem bezcennym, właściwie z niczym z tego świata innym nieporównywalnym. A jeśli już z „czymś” porównywać, to z czymś, co ma wielką wartość, np. z talentem, a więc z wielką jednostką wagową cennego kruszcu. Bywało, że Jezus w swoich przypowieściach przywoływał drachmę (por. Łk 15, 8). Tym razem – chcąc pobudzić nas do odpowiedzialności za dar najcenniejszy, za własne człowieczeństwo – mówi o talentach. A jeden talent (w sensie materialnym) to aż 34 kg złota lub srebra (w niektórych regionach ówczesnego świata było to nawet ok. 64 kg). Bez zbędnych słów, idźmy do sedna.
Jezus jasno mówi: Jeśli człowiek otrzymuje od Boga siebie (tzn. osobowe istnienie), to niech wie, że jest to dar tak olśniewający (i nieskończenie bardziej), jakby się niespodziewanie i za darmo i bez najmniejszej zasługi otrzymało od kogoś trzydzieści kilka kilogramów złota. Czy ktoś tak obdarowany powie, że dostał za mało lub będzie się dochodził, dlaczego ten drugi obok dostał dwa razy więcej?
- Idąc nieco na skróty, możemy powiedzieć, że z całą pewnością główny problem nas ludzi nie na tym polega, ile to dano nam talentów (jeden czy kilka), ale czy rozpoznajemy wartość owego jednego, podstawowego talentu!
- A jeśli taki jest nasz problem, to pytajmy: Co ja dotąd czyniłem i nadal czynię z bezcennym talentem życia? Jak przyjmuję moje osobowe istnienie? Czy je cenię i doceniam? Czy przeciwnie?
- Co dzieje się we mnie, gdy uświadamiam sobie, jaka to „skala” obdarowania kryje się w tym jednym talencie, jakim jestem ja-człowiek, osoba, dziecko Boże?
- Jak często wzbiera w mym sercu radość?
- Jak często świętuję drogocenny dar życia kogoś takiego jak ja – absolutnie niepowtarzalnego?
Oczywiście, warto i o to zapytać, jak postrzegam bliźnich?
Głębszy wgląd
Z przeżywaniem siebie, jako drogocennego dobra, jest może trochę tak, jak ze złotem. Można je zdeponować w banku, w skarbcu, a czasem w ziemi – w postaci monet czy sztabek. I wtedy poza poczuciem posiadania – nie ma z niego żadnego pożytku… A można też zrobić z niego piękne przedmioty: np. kielich używany w czasie Eucharystii bądź piękne ozdoby, które osobie noszącej je nie tyle wartość nadają, co są znakiem jej osobowej drogocenności …
- Dany nam przez Boga „talent” człowieczeństwa, to wartość niepomiernie większa i drogocenniejsza niż 34 czy 64 kg złota! Niestety, nikt z nas nie ma ot spontanicznego, a zarazem dogłębnego wglądu w własną osobę czy inne osoby. Owszem, niektórym świętym, mistykom Bóg daje taki wgląd. Efektem dogłębnego wglądu i pełnego oglądu ludzkiej osoby bywa olśnienie, poczucie szczęścia i wielka wdzięczność, a także nie podlegający dyskusji szacunek względem każdej ludzkiej osoby. Własnej i każdej innej.
Co jednak mamy czynić, skoro nie jesteśmy mistykami ani nie będzie nam dane studiować antropologii filozoficznej czy biblijnej, by w sposób systematyczny i pogłębiony przyjrzeć się człowiekowi, ludzkiej osobie? Myślę, że można posłużyć się pewnym świętym „fortelem”. Sam Bóg nam go proponuje.
- Mam na uwadze ogrom miłosnych wyznań, którymi Bóg nas zasypuje. Wsłuchując się w nie, podobnie jak wsłuchujemy się w melodię wiatru i w piękne utwory muzyczne, będziemy odczuwać narastające przekonanie, że jesteśmy naprawdę drogocenni. I że byłoby rzeczą niestosowną, ba niemądrą i głupią, zwracać siebie dawcy w taki sposób, jak uczynił to trzeci sługa z przypowieści…
Ciężar miłości
Przypomnijmy sobie najbardziej nas poruszające wyznania miłości ze strony Boga Ojca. Może mamy je gdzieś wypisane lub zaznaczone w Piśmie Świętym. A oprócz słów-wyznań, mamy także czyny-wyznania! Bo przecież niebiosa także głoszą miłość Boga Stwórcy (por. Ps 19, 2).
Miłosne wyznania Boga w obfitości znajdziemy w dziennikach duchowych mistyków i świętych. A ja, pozostając wierny „moim” ulubionym trzem tomikom, przytoczę dłuższy cytat z ON i ja[3]. Jezus obecny w Tabernakulum, krótko zagadnięty przez Gabrielę, odpowiada. Jak cudnie odpowiada!
„Przychodzę porozmawiać z Tobą, umiłowana mała Hostio.
– „Wiesz, że lubię twoją prostotę. Wejdź… Zagłęb się we Mnie. Strać z oczu rzeczy ziemskie, z których największe są niczym. Twoje przebywanie jest w zaświatach. Wiesz jak jest z wielkimi drzewami? Trzeba by korzeniami dotykały ziemi, ale ich wierzchołki kołyszą się blisko nieba, a ptaki, jak uskrzydlone myśli, spoczywają na nich. O, niech Ja będę twoim odpoczynkiem! A moim odpoczynkiem niech będzie twoje serce!… Moje biedne dziecko, tak wątłe, spójrz na siebie. Czym jesteś! Dlaczego przykryłem cię tym ciężarem miłości? To jest potrzebą mojego ognia… Znajdź w sobie pragnienie oddania się twemu Wielkiemu Przyjacielowi: w każdej chwili wnikaj we Mnie i nigdy nie wychodź. Powiedz sobie: Jestem w Bogu. Oddycham w Bogu… Poruszam się w Bogu. Jak rybka unoszona przez głębokie wody, z Bogiem przenikającym cię w tobie. Czy może być większa zażyłość? Nie usztywniaj swej woli. Pozwól, by moja radość stała się twoją. To takie proste, życie drugiego Chrystusa w ramionach Chrystusa!… Wdychaj Mnie!… Bierz Mnie w siebie… Nie bój się… To dla ciebie… Stawaj się bogata. Odziewaj się. Pokaż się Ojcu i oddaj Mu trzy hołdy: Adorację – Wynagrodzenie – Dziękczynienie. Mów: Miłości, wyczerpuj mnie i wzmacniaj mnie. Pal i ochładzaj. Znajduj chwałę w mojej nędzy. A potem pomyśl o Kościołach – cierpiącym i walczącym. One są oczekiwane w niebie. Wspomagaj je. Miłością? Czy nie widzisz, że wszystkie moje polecenia czynione są z miłości? Należałoby je spisywać pochodniami i jeszcze nie byłoby dosyć. Nazywaj Mnie twoim Boskim Żarem. Gdybym użył mocniejszych słów, iluż by się zgorszyło… oni uznają tak wielką odległość między Stwórcą a stworzeniem, podczas gdy Ja wzywam do zażyłości w miłości największej. Ty to zrozum. Kochaj tak, jak Ja chcę być kochany: we wszystkich chwilach waszego krótkiego życia. Ja jestem waszym życiem; rozumiesz, moja Gabrielo, że to Ja jestem twoim życiem?”
Wersja rozważania opublikowanego w Życiu Duchowym:
Wystarczy jeden talent