Trędowaty Naaman – przyjazna „prowokacja”
13 marca 2023, autor: Krzysztof Osuch SJJezus Chrystus przyszedł do ludzkiej rodziny, najpierw do Żydów, z Nowiną Dobrą, najwspanialszą! Właściwie brak słów, by ją wysłowić… I oto Ktoś taki – nosiciel i uosobienie Dobrej Nowiny od Boga dla człowieka – niestety, napotykał na ciągły opór. Zresztą wtedy i dzisiaj. Jezus używał wszelkich sposobów, by przebić pancerz oporu, sprzeciwu i niedowierzania. Jedno musiał odrzucić. Nie dał sobą manipulować. Nie przystał na to, żeby spełniać zachcianki swoich oponentów. Dlatego mimo prowokacyjnych nalegań nie dokonał spektakularnych znaków kosmicznych (por. Łk 11, 29).
Poza tym wszystko, co uczynił, przemawiało za tym, by Mu uwierzyć i okazać najwyższe zaufanie. Tyle uzdrowień i innych cudów, np. uciszenie burzy na morzu, nakarmienie rzesz niewielką ilością chleba i ryb – to wszystko powinno skruszyć najtwardszy „beton”. A tu nic!
– Owszem, te wszystkie dzieła Pana robiły „wrażenie” na prostym ludzie, ale uczeni w Piśmie, faryzeusze i elity narodu pozostawały zamknięte. Także mieszkańcy Nazaretu, a więc mieściny, w której dorastał, traktowali Go niezmiennie podejrzliwie i nieufnie. Taka postawa nie mogła podobać się Bogu z paru powodów. Jednym z nich było to, że ci ludzie swą niewiarą blokowali sobie przystęp do zbawienia zaofiarowanego w Osobie, słowach i czynach Jezusa Chrystusa! Jezus odczuwał gorycz, smutek i pewną bezradność.
To w tej, z grubsza nakreślonej sytuacji, Jezus wytoczył działo większego kalibru (i to, tym razem, wobec swoich ziomków). Święty Łukasz tak nam to opisał:
Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się (Łk 4,24-30).
Niestety, Jezusowa prowokacja (w źródłowym i głębszym znaczeniu tego słowa), będąca próbą zmuszenia słuchaczy do zastanowienia się nad przyczyną odrzucenia Go jako Proroka przychodzącego z najwspanialszym Orędziem od Boga Ojca – nie powiodła się!
W słuchaczach, zamiast refleksji i zmiany podejścia do osoby Jezusa, wybuchł gniew – wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Efekt gniewu był straszny: Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić.
- Wydaje się to nieprawdopodobne, ale to wszystko działo się naprawdę!
- Na razie próba zabicia Jezusa nie powidła się, ale przyjdzie czas, że ta próba się powiedzie i to z zaangażowaniem najwyższych czynników żydowskich i rzymskich.
- Znamy najgłębszą, zbawczą wymowę śmierci Pana Jezusa. Niemniej fakt twardego oporu okazywanego Jezusowi jest faktem dramatycznym i wręcz tragicznym.
Gdziekolwiek jesteśmy (w sensie relacji do Jezusa), winniśmy wziąć sobie do serca Jezusową (prowokacyjną – czy dla nas też?) pochwałę pod adresem wdowy z Sarepty Sydońskiej, a zwłaszcza Syryjczyka Naamana, o którym słyszymy w pierwszym czytaniu. Z tej dokładnie opisanej historii możemy się niejednego nauczyć, gdy chodzi o nasze przeżywanie wiary w moc Boga i sposób Bożego działania w naszym życiu.
Naaman, wódz wojska króla Aramu, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Aramejczyków. Lecz ten człowiek – dzielny wojownik – był trędowaty. Kiedyś podczas napadu zgraje Aramejczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu.
Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.
A król Aramu odpowiedział: Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego.
Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych.
I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: Z chwilą gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu. Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną?
Lecz kiedy ,Elizeusz mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu.
Więc Naaman przyjechał swymi końmi i swoim powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza.
Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!
Rozgniewał się Naaman i odszedł ze słowami: Przecież myślałam sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Pana, Boga swego, poruszywszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczonym? Pełen gniewu zawrócił, by odejść.
Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty?
Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem! (2 Krl 5,1-15a).
Ograniczę się do paru spostrzeżeń.
- W dziś czytanym i rozważanym Słowie Bożym spostrzegamy, jak bardzo, my ludzie (i wyedukowani religijnie Żydzi, i Syryjczyk Naaman, wsparty dyplomacją oraz bogactwem swego „szefa”, i pewno każdy z nas), potrafimy sobie komplikować nasze relacje z Bogiem.
- Bóg pragnie nam Siebie udzielać! Komunikuje nam swą wolę pełną życzliwości jasno i prosto. Jego nieskończona Miłość i zbawcze działanie są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy gest dziecięco prosty.
- A składa się nań odrobina wiary i zaufania, a także trzeźwe i prostolinijne interpretowania tego, co Bóg mówi i daje poznać.
- Do tego dochodzi element „maleńkiej” (mało kosztującej) próby: …No wykąp się siedem razy w tej wodzie. Nie mędrkuj. Okaż w tym geście posłuszeństwo i zaufanie samemu Bogu. Pokonaj w sobie niedowierzanie słowu Boga. Nie polegaj na swoim: „Przecież myślałem sobie”…
Może nie będzie niezrozumiałym (w powyższym kontekście) naprowadzenie na poniższy sposób modlitwy – będący czymś w rodzaju zaleconego Naamanowi siedmiokrotnego obmycia się w Jordanie.
- „Wyszukaj sobie swój wers modlitwy, który został ci wpisany w serce i który będzie z niego wyrastał.
- Pozwól mu się przeniknąć.
- Powtarzaj go wciąż, by mógł się w tobie rozwinąć, jak drzewo ze swych korzeni.
- Przeżuwaj go wciąż i zbieraj weń swoje życie” (św. Jan Kasjan).
I podobny sposób, nieco bardziej rozbudowany, proponowany przez św. Symeona Nowego Teologa (949-1022).
- – „Poszukaj samotności i usiądź w ciszy.
- – Pochyl głowę, zamknij oczy, lekko odetchnij.
- – I spójrz w wyobraźni w siebie,
- – tzn. skieruj rozum, myśl z głowy do serca.
- – Następnie mów w rytmie oddechu,
- – poruszając lekko wargami albo tylko w duchu:
- – Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.
- – Staraj się odpędzać wszelkie obce myśli,
- – Uzbrój się w cichą cierpliwość
- – I powtarzaj to ćwiczenie bardzo często”.
Przytoczone dwie RADY co do prostego sposobu modlitwy można znaleźć (w szerszym kontekście) w moim artykule:
Przestrzeń dla modlitwy
[Refleksje później dodane]
Odczytujemy historię życia i strasznej choroby Naamana, sami będąc w bardzo różnych sytuacjach…
- Jedni mają się świetnie, inni dotknięci są chorobą, która szybko przybliża do kresu ziemskiego życia; jeszcze inni, nawet gdy dźwigają różne codzienne ciężary, to i tak mówią sobie, byle nie było gorzej…
- Te różnice są przejściowe, bowiem w jakimś momencie życia wszyscy wejdziemy w sytuację poważnej choroby i bardzo bliskiej śmierci. Cóż zatem możemy sobie myśleć – zwłaszcza w tej ostatniej sytuacji? Najpierw chyba to, że uzdrowionych Naamanów na kartach Biblii, nie ma zbyt wielu (nie licząc oczywiście niezliczonych chorych uzdrowionych przez Jezusa). Jednak ci spotykani w Piśmie Świętym – choćby i bardzo nieliczni – mają nam do powiedzenia coś bardzo ważnego!
- Przekazują nam (Bóg przez nich) uniwersalną prawdę o podstawach do niezachwianej nadziei; nadziei może niekoniecznie na to, że doraźnie i na jakiś czas znów wywiniemy się ciężkiej chorobie i śmierci, ale na to, że Bóg na pewno zaofiarowuje każdej osobie, przez Niego stworzonej i umiłowanej, ostateczny happy end.
Tak, w świetle rozważanej historii Naamana, czytanej wszelako w najszerszym kontekście Biblii, wszyscy możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie historii życia, choćby przebiegała ona najbardziej burzliwie i dramatycznie! Ze strony Boga są zagwarantowane wszelkie dane i warunki, by tak się stało.
Rzecz wygląda nieco trudniej od naszej strony.
Z historii m. in. Naamana mamy się nauczyć kilku ważnych prawideł czy zachowań, od których zależy dobrnięcie do heppy endu. Zauważmy, że Naaman – człowiek na swój sposób wielki, choć teraz bardzo biedny – trafił na zbawienny dla niego trop za sprawą osoby, po której spodziewano się jedynie codziennych usług w prowadzeniu domu. Ktoś tak niepokaźny okazał się nośnikiem objawionej wiedzy, od której zaczęło się odzyskanie i uchwycenie się „motywów nadziei” na powrót do życia w zdrowiu i pomyślności…
- Każdy chrześcijanin, jako związany z Jezusem więzią ufnej wiary i zażyłości, ma do zaofiarowania „światu” najcenniejsze Dobro: Zbawiciela i Zbawienie!
- Tak wiele osób cierpi z powodu niezliczonych niedostatków i poważnych chorób ducha, tymczasem Jezus Chrystus jest tym, który może i chce zbawić całego człowieka – we wszystkich wymiarach, doczesnych i wiecznych…
– Czy ja jestem dla innych świadkiem niosącym i przybliżającym Zbawiciela? Może, polegając na mocy Ducha Świętego, powinienem stać się dużo bardziej odważnym i wyrazistym zwiastunem Pana Jezusa, który zbawia i radykalnie odmienia życie pozbawione horyzontu Wieczności?
– A jeśli wiele mi nie dostaje, to zachowam uważność i otwartość na osoby … niepokaźne, ciche i pokorne, które jednak bogate są w wiarę i nadzieję… To od nich możemy „zająć się ogniem”…
[Kolejna dodana refleksja]
Naaman wzbudza w nas współczucie z powodu choroby, a sympatię m. in. z powodu ruszenia w drogę za radą prostej dziewczyny izraelskiej. Ale nasz bohater ma do dania znacznie więcej… Jego perypetie są cenne, gdyż nas pośrednio pouczają, czego winniśmy się strzec, by szybciej dojrzewać w wierze miłej Bogu i dającej zbawienie (uzdrowienie).
W opisanym wydarzeniu przypatrujemy się ostrej konfrontacji ludzkiej logiki (zresztą bezskutecznej i uwłaczającej Dobroci Boga) z Bożymi drogami i myślami (por. Iz 55, 8). Naaman – sam z siebie – był skłonny zawrócić z drogi wiodącej ku uzdrowieniu. Na szczęście – mimo oburzenia i wybuchu gniewu – pozwolił się napomnieć i wytrwać na ścieżce, która doprowadziła go do odzyskania zdrowia. To ogólnie powiedziane, a teraz parę ważnych szczegółów.
- Komunikat Izraelitki był jasny i jednoznaczny. Podstawą do nadziei na uzdrowienie było spotkanie z prorokiem, a nie z królem Izraela. Nie było też mowy o żadnych listach polecających i drogich prezentach. To nie miał (i nie mógł) być jakikolwiek handel wymienny: Ty mi zdrowie – ja tobie srebro i złoto! Prawdziwy Bóg jest inny. Oczekuje na osobę, na jej ufną wiarę, na zawierzenie wyrażone w prośbie, gotowej przyjąć ten dar, który On uzna za odpowiedni.
- Poważny błąd w zachowaniu widzimy także u króla izraelskiego… Miał powody, by rozedrzeć szaty. Ale to trochę za mało, jak na króla Izraela, obdarowanego Bożym Objawieniem. Mógł… dopytać, porozmawiać, a nie tak zostawić ciężko doświadczonego człowieka. Na szczęście o sprawie dowiedział się prorok Elizeusz. Skorygował „kurs” Naamana, zapraszając go do siebie. – Ale to nie był koniec nieporozumień, rozminięć i prób.
Naaman, przyciśnięty wielką biedą, owszem, skłonny był zaufać i dawał się poprowadzić. Z wielkim trudem, ale przyzwalał, by go korygowano w paru krytycznych momentach… Jednak cały czas widać, jak ten dzielny wojownik – skądinąd pewny siebie i nie pozwalający, by robiono sobie z niego żarty – ma w głowie swój plan działania i określone oczekiwania. To on wie lepiej, jak prorok powinien go przyjąć (osobiście, a nie przez wysłannika). Wie, co prorok powinien uczynić, by odjąć mu chorobę. – A tu nic z tego. Zamiast (jako tako) racjonalnych działań uzdrawiających, słyszy polecenie, żeby zanurzyć się, i to siedmiokrotnie, w wodzie Jordanu! To polecenie przekroczyło wszelkie granice rozsądku. Przecież tak nie można, żeby ktoś go tak traktował. Mógł sobie pomyśleć: Dość zwodzenia i gorzkich rozczarowań … Nic więc dziwnego, że w końcu (już tak blisko „sukcesu”) wpadł w gniew! Doszło aż do tego: Pełen gniewu zawrócił, by odejść.
– Z życzliwym uśmiechem możemy odnotować tych parę „punktów”, w których droga Naamana po zdrowie mogła się przedwcześnie załamać i zakończyć. A jednak, z woli Boga, zawsze znalazł się blisko ktoś, kto dobrze poradził, podtrzymał, przemówił do rozsądku z innej pozycji. Była to na początku prosta dziewczyna uprowadzona do niewoli; potem byli to słudzy Naamana i oczywiście sam prorok Elizeusz (a przez nich wszystkich – sam Bóg!).
Pora odnieść to wszystko (czy choć niektóre „elementy”) do siebie…
- Zastanówmy się, ile podobieństw i odniesień znajdziemy w naszym życiu wiary w Jezusa Chrystusa i naszym stopniowym (i wciąż „kruchym”) otwieraniu się na Jego pomoc, przebaczenie, uzdrowienie (wieloetapowe)…
- Ile było krytycznych momentów… Ile zwątpień, rozczarowań, korekt, naprowadzeń…
- Ile gniewu i obrażania się…
- Ale mimo wszystko jesteśmy na drodze Jezusa!
- Próbujemy poznawać Go, miłować i dostrajać się do Jego paschalnej drogi, wiodącej do Domu Ojca – do pełni zbawienia…
Częstochowa, 24 marca 2014 – 9 marca 2015 AMDG et BVMH Krzysztof Osuch SJ
Dziękuję drogi ojcze Krzysztofie za wspaniałe rozbudowanie i wyjaśnienie
właśnie tego zejścia w pokorze z głowy do serca.To jest to co najbardziej
otwiera na realną obecność Boga i Jego działanie.
Dziękuję za wszelką naukę którą z Twojego serca otrzymuję.
Niech Cię Pan zachowa nam na długie lata w zdrowiu ,łasce swojej