„Radość Wigilii Paschalnej: jesteśmy wolni” – Benedykt XVI w 2007
17 kwietnia 2022, autor: Krzysztof Osuch SJ„Panie, okaż i dzisiaj, że miłość silniejsza jest od nienawiści. Że jest silniejsza od śmierci. Zstąp w noce i piekła tych naszych nowoczesnych czasów i weź za rękę tych, którzy czekają. Wyprowadź ich na światło! – modlił się Benedykt XVI w Bazylice św. Piotra (w 2007 roku).
Drodzy bracia i siostry!
Od najdawniejszych czasów liturgia dnia Wielkanocy rozpoczyna się tymi słowami: Resurrexi et adhuc tecum sum – zmartwychwstałem i jestem zawsze z Tobą; położyłeś na Mnie swą prawicę. Liturgia widzi w nich pierwsze słowa, skierowane przez Syna do Ojca po zmartwychwstaniu, kiedy z nocy umarłych powrócił do świata żywych. Prawica Ojca wsparła Go także tej nocy i dlatego mógł się On podnieść, zmartwychwstać.
Słowa pochodzą z Psalmu 139, gdzie początkowo miały odmienne znaczenie. Psalm ten jest pieśnią zachwytu dla wszechmocy i wszechobecności Boga, pieśnią ufności w Boga, który nie wypuszcza nas nigdy ze swoich rąk. Zaś ręce Jego są zawsze dobrymi rękami. Modlący się wyobraża sobie podróż przez wszystkie wymiary wszechświata – co mu się przydarzy?
„Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę. Gdybym wziął skrzydła jutrzenki, zamieszkał na skraju morza, tam również Twoja ręka będzie mnie wiodła i podtrzyma mnie Twoja prawica. Jeśli powiem: 'Niech mnie przynajmniej ciemności okryją’… mrok jest dla Ciebie jak światło” (Ps 139 [138], 8-12).
W dniu Wielkanocy Kościół mówi nam: Jezus Chrystus odbył dla nas tę podróż przez wymiary wszechświata. W Liście do Efezjan czytamy, że zstąpił On do niższych części ziemi i że Ten, który zstąpił, jest Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić (por. 4, 9 i n.). I tak wizja Psalmu stała się rzeczywistością. W nieprzeniknioną ciemność śmierci wkroczył On niczym światło – noc stała się jasna, jak dzień, a mroki stały się światłem. Dlatego Kościół może słusznie uważać dziękczynienia i ufności za słowa skierowane przez Odkupiciela do Ojca: „Tak, odbyłem podróż aż do najgłębszych miejsc ziemi, do otchłani śmierci i przyniosłem światło; teraz zaś zmartwychwstałem i wciąż trzymam się Twoich rąk”. Ale te słowa Odkupiciela do Ojca stały się też słowami, które Pan kieruje do nas: „Zmartwychwstałem i teraz jestem zawsze z tobą”, powiada każdemu z nas. Podtrzymuje cię Moja dłoń. Gdziekolwiek byś nie upadł, upadniesz w Moje ręce. Jestem nawet u bram śmierci. Gdzie nikt cię nie może odprowadzić, i gdzie nie możesz zabrać niczego, tam Ja czekam na ciebie i przemieniam ciemność w światło.
Te słowa Psalmu, odczytywane jako rozmowa Zmartwychwstałego z nami, są jednocześnie wytłumaczeniem tego, co dokonuje się w Chrzcie. Chrzest bowiem jest czymś więcej, niż obmyciem, oczyszczeniem. Jest więcej niż przyjęciem do wspólnoty. To nowe narodziny. Nowy początek życia. Fragment z Listu do Rzymian, którego przed chwilą wysłuchaliśmy, mówi w tajemniczych słowach, że w Chrzcie zostaliśmy „zaszczepieni” w podobieństwie ze śmiercią Chrystusa. W Chrzcie ofiarowujemy się Chrystusowi – On przyjmuje nas w siebie, abyśmy już nie żyli potem dla samych siebie, lecz dzięki Niemu, z Nim i w Nim; abyśmy żyli w Nim i tym samym dla innych. W Chrzcie porzucamy siebie samych, składamy nasze życie Jego ręce, aby móc powiedzieć za św. Pawłem: „Już nie ja żyję, lecz żyje we Mnie Chrystus”. Jeżeli ofiarowujemy się w ten sposób, godząc się na swego rodzaju śmierć własnego ja, wówczas znaczy to również, że granica między śmiercią i życiem staje się przenikalna. Tak po jednej, jak po drugiej stronie śmierci jesteśmy z Chrystusem i dlatego, poczynając od tej chwili, śmierć nie jest już prawdziwą granicą. Paweł mówi nam o tym w sposób bardzo wyraźny w swoim Liście do Filipian:
„Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne”(por. 1, 21 i n.).
Po tej i po drugiej stronie granicy śmierci jest on z Chrystusem – nie ma już żadnej prawdziwej różnicy. Tak, to prawda: „Za plecami i z przodu mnie otaczasz. Jestem zawsze w Twych rękach”. Do Rzymian Paweł napisał:
„Nikt… nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie… i w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,7 i n.).
Drodzy mający przyjąć chrzest, oto nowość Chrztu: nasze życie należy do Chrystusa, a już nie do nas samych. Właśnie dlatego jednak nie jesteśmy sami nawet w śmierci, lecz jesteśmy z Nim, który żyje wiecznie. W Chrzcie, wraz z Chrystusem, odbyliśmy już kosmiczną podróż aż do głębiny śmierci. W Jego towarzystwie, owszem przyjęci przez Niego w Jego miłości, wolni jesteśmy od lęku. On otacza nas i prowadzi, dokądkolwiek idziemy – On jest samym życiem.
Powróćmy jeszcze do nocy Wielkiej Soboty. W Credo wyznajemy na temat drogi Chrystusa: „Zstąpił do piekieł”. Co wydarzyło się wtedy? Ponieważ nie znamy świata śmierci, możemy wyobrazić sobie ten proces pokonywania śmierci jedynie poprzez obrazy, które okazują się zawsze nie dość odpowiednie. W całej swej niedoskonałości pomagają nam one jednak zrozumieć coś z tajemnicy. Liturgia przypisuje do zstąpienia Jezus w noc śmierci słowa Psalmu 24 (23): „Bramy, podnieście swe szczyty i unieście się, prastare podwoje”. Brama śmierci jest zamknięta, nikt nie może powrócić stamtąd. Nie ma klucza do tych ciężkich drzwi. Chrystus jednak ma do nich klucz. Jego Krzyż otwiera drzwi śmierci, drzwi nieodwołalne. Nie są one już nie do pokonania. Jego Krzyż, radykalizm Jego miłości są kluczem, który otwiera te drzwi. Miłość Tego, który będąc Bogiem stał się człowiekiem, aby móc umrzeć – miłość ta posiada moc, by otworzyć te drzwi. Miłość ta silniejsza jest od śmierci.
Wielkanocne ikony Kościoła Wschodu pokazują, jak Chrystus wkracza do świata umarłych. Jego szatą jest światło, ponieważ Bóg jest światłem. „Noc jak dzień zajaśnieje, mrok jest dla Ciebie jak światło” (por. Ps 139 [138], 12). Jezus, który zstępuje do świata umarłych, nosi stygmaty: Jego rany, Jego cierpienia stały się siłą, są miłością, która zwycięża śmierć. Spotyka On Adama i wszystkich ludzi, którzy czekają w nocy śmierci. Na ich widok ma wrażenie, że słyszy wręcz modlitwę Jonasza: „Z głębokości Szeolu wzywałem pomocy, a Ty usłyszałeś mój głos” (Jon 2, 3). We wcieleniu Syn Boży stał się jednym z ludzką istotą – z Adamem. Lecz dopiero w tym momencie, gdy spełnia najwyższy akt miłości zstępując w noc śmierci, doprowadza on do końca drogę wcielenia. Poprzez swą śmierć bierze On za rękę Adama, wszystkich oczekujących ludzi i wyprowadza ich na światło.
Można by się jednak teraz zapytać: Co oznacza ten obraz? Co nowego wydarzyło się tam rzeczywiście za sprawą Chrystusa? Dusza ludzka jest bowiem sama z siebie nieśmiertelna od początku stworzenia – co więc nowego wniósł Chrystus? Tak, dusza jest nieśmiertelna, ponieważ człowiek w wyjątkowy sposób znajduje się w pamięci i w miłości Boga, także po swym upadku. Ale jego własne siły nie wystarczą, aby się podnieść do Boga. Nie mamy skrzydeł, które mogłyby unieść nas na taką wysokość. A mimo to nic innego nie może zaspokoić człowieka na wieczność, jak bycie z Bogiem. Wieczność bez tej jedności z Bogiem byłaby karą. Człowiek nie jest w stanie dostać się w górę, ale dąży do góry: „Z głębokości wołam do Ciebie…”. Tylko zmartwychwstały Chrystus może zanieść nas w górę aż do jedności z Bogiem, tam, dokąd nie mogą dotrzeć nasze siły. Prawdziwie bierze On zagubioną owcę na swoje ramiona i zanosi do domu. Żyjemy uczepieni Jego Ciała i w jedności z Jego Ciałem docieramy aż do serca Boga. Tylko w ten sposób zwyciężona jest
śmierć, jesteśmy wolni a nasze życie jest nadzieją.
Oto radość Wigilii Paschalnej: jesteśmy wolni. Poprzez zmartwychwstanie Jezusa miłość okazała się silniejsza od śmieci, silniejsza od zła. Miłość kazała Mu zstąpić i stanowi jednocześnie siłę, w której On się wznosi. Siłę, za sprawą której bierze nas z sobą. Zjednoczeni z Jego miłością, niesieni na skrzydłach miłości, jako osoby, które miłują, zstępujemy wraz z Nim w ciemności świata, wiedząc, że właśnie w ten sposób wznosimy się też razem z Nim. Módlmy się więc tej nocy: Panie, okaż i dzisiaj, że miłość silniejsza jest od nienawiści. Że jest silniejsza od śmierci. Zstąp w noce i piekła tych naszych nowoczesnych czasów i weź za rękę tych, którzy czekają. Wyprowadź ich na światło!
- Bądź także ze mną w moje ciemne noce i wyprowadź mnie na zewnątrz! Pomóż mi, pomóż nam zstąpić z Tobą w ciemność tych, którzy czekają, którzy z głębokości wołają do Ciebie! Pomóż nam zanieść tam Twoje światło! Pomóż nam dojść do „tak” miłości, które pozwala nam zstąpić i właśnie dlatego wznieść się razem z Tobą! Amen.
Bardzo Ojcu dziękuję, za piękne rozważanie, ujmujące tak trafnie sens naszego życia, a tym samym niosące przesłanie głębokiej nadziei.
Pozdrawiam.