O „żenadzie” i modlitwie

31 stycznia 2024, autor: Krzysztof Osuch SJ

Chodzi o to, aby nie przystępować do modlitwy jak do jakiejś innej rzeczy, którą mamy zrobić w ciągu dnia; w tym krótkim zatrzymaniu się na progu modlitwy zdajemy sobie sprawę z wielkości Tego, do którego przychodzimy. Uświadamiamy sobie, że idziemy na spotkanie z Osobą – Panem Wszechświata, który żyje! Uświadamiamy sobie, że nie jest On ani jakimś martwym przedmiotem, ani „kolegą”, ani też moim lustrem! Jest On Inny, jest Panem! Jest Bogiem, – Ojcem – Synem – Duchem. Jest także moim Przyjacielem… On zawsze jako pierwszy „patrzy na mnie”, a ja spotykam się z Jego spojrzeniem. Staram się zatem zebrać w jedno całe moje jestestwo i skoncentrować się właśnie na Nim, na Bogu.

Znalezione obrazy dla zapytania la salette

 Znalezione obrazy dla zapytania la salette

Matka Boża pytała dzieci w La Salette: „Czy dobrze się modlicie, moje dzieci? Obydwoje odpowiadają zupełnie szczerze: Niespecjalnie, proszę Pani. Na to następuje matczyne napomnienie: Ach dzieci, trzeba się dobrze modlić, rano i wieczorem. Jeżeli nie macie czasu, odmawiajcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a jeżeli będziecie mogły, módlcie się więcej”…

Żenująca sytuacja

„Jakież to żenujące dla człowiekabyć największym cudem światai tego nie pojmować!Jakież to żenujące dla człowiekażyć w cieniu majestatu,ignorując go zupełnie,żyć w obecności Bogai wcale tego nie dostrzegać.Religia zależy od tego, co człowiek zrobiz tym zażenowaniem”[1].

Wstyd, wielki wstyd

Zacytowana na początku myśl (właściwie jedna wielka przygana) Heschela wybrzmi dosadniej, gdy odczytamy ją jeszcze raz, zastępując francuskie „żenujące” polskim słowem „zawstydzające”! („Zażenowanie” – «uczucie wstydu i zakłopotania», za SJP).

Jakież to zatem zawstydzające być największym cudem świata i tego nie pojmować! Jakież to zawstydzające dla człowieka (…) żyć w obecności Boga i wcale tego nie dostrzegać! Niestety, dzisiaj raczej nikt niczego nie chce się wstydzić. Każdy chce być pewny siebie i swego! Tymczasem są rzeczy, których powinniśmy się wstydzić – i to bardzo!

  • Mądry żydowski teolog nie ma wątpliwości, co w naszych czasach winno zawstydzać nas najmocniej! Winniśmy się wstydzić tego, że będąc największym cudem świata tego nie pojmujemy! Winniśmy się wstydzić tego, że żyjemy w cieniu (a raczej w słońcu) Majestatu Boga, a zupełnie to ignorujemy.

Niestety, Majestat, Wspaniałość, Wielkość Boga Stwórcy nie robią na nas wrażenia! To smutne i zawstydzające, że żyjemy w(jak najbardziej rzeczywistej) obecności Boga, a wcale tego nie dostrzegamy!

Grzeszni

W dzisiejszym słowie Bożym spotykamy różne grzeszne osoby. Są to król Dawid i mieszkańcy Nazaretu. Wszyscy oni rozmijają się ze swoim Bogiem, lekceważą Go! [Zobacz czytania: http://www.niedziela.pl/index/liturgia/liturgia1.php?data=2014-02-05]

Dawid, król tak bardzo obdarowany, brnie w grzech mimo ostrzeżeń. A złość jego czynu nie na tym polega, że robi spis ludności. Zły i naganny był motyw i intencja takiego przedsięwzięcia. Dawid zamiast kontemplować swego Boga, z Nim dialogować i NIM się radować – zaczął kontemplować swoje królestwo. Chciał dokładnie wiedzieć, ile czego ma, by polegać na stanie posiadania, na sile wojska, a nie na Bogu! Właśnie to było grzeszne i winno być obżałowane w klimacie szczerego zawstydzenia!

  • Kiedy człowiek odwraca się od Majestatu i Dobroci Boga, a zwraca się do (samych tylko) Jego stworzeń, wtedy zawsze dzieje się wielka nieprawość. Wdziera się wtedy w nasz świat bezład, chaos…
  • Dom pozbawiony fundamentu – wali się przy pierwszej lepszej okazji. Społeczność ludzka odwracająca się od swego Stwórcy i Ojca – też się wali; ludzie „złośliwieją”, pojawiają się kataklizmy i coraz to nowe choroby. Człowiek staje się posłańcem, który zapomniał, jaką przynosi wiadomość (por. A.J. Heschel, Prosiłem o cud, s. 60). Z całą pewnością poza żywą więzią z Bogiem – stajemy się bardzo żałośni.

 Dawid był w szczęśliwej sytuacji, gdyż sam Bóg przez proroka objaśniał mu, co z czego wynika i co należy uczynić, by odbudować więź ufnej wiary. A co my winniśmy czynić, by pojąć (codziennie pojmować), że jesteśmy największym cudem świata? Jaką podążać ścieżką (w sensie poznawczym), by często doświadczać radości z tego, że żyjemy w obecności Boga?

Tak, co należy czynić, quid agendum? – to ulubione pytanie św. Ignacego Loyoli. Całe Ćwiczenia duchowe św. Ignacego są odpowiedzią na to właśnie pytanie: co należy czynić! Odprawienie całych Ćwiczeń zajmuje około 30 dni.

W tej chwili zwrócę uwagę tylko na jeden czy drugi element z metody Ćwiczeń, która (dość skutecznie) pomaga nam wejść w żywą więź z naszym Bogiem.

Dobrze zacząć modlitwę: stanąć w obecności Boga

Są dwa czyny, dwa akty – dość podobne do siebie – które poprzedzają modlitwę medytacyjną[2]. Jeden nazywa się uspokojeniem ducha, a drugi stanięciem w obecności Boga lub wzniesieniem umysłu ku górze.

Przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg, Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub uniżenia się przed Bogiem (Ćd nr 75).

Po co takie działanie? Chodzi o to, aby nie przystępować do modlitwy jak do jakiejś innej rzeczy, którą mamy zrobić w ciągu dnia; w tym krótkim zatrzymaniu się na progu modlitwy zdajemy sobie sprawę z wielkości Tego, do którego przychodzimy. Uświadamiamy sobie, że idziemy na spotkanie z Osobą – Panem Wszechświata, który żyje! Uświadamiamy sobie, że nie jest On ani jakimś martwym przedmiotem, ani „kolegą”, ani też moim lustrem! Jest On Inny, jest Panem! Jest Bogiem, – Ojcem –Synem –Duchem. Jest także moim Przyjacielem… On zawsze jako pierwszy „patrzy na mnie”, a ja spotykam się z Jego spojrzeniem. Staram się zatem zebrać w jedno całe moje jestestwo i skoncentrować się właśnie na Nim, na Bogu.

  • Doświadczenie potwierdza, że jakość i duch wszelkiej modlitwy zależy od tego, ile starania włożymy w jej początek. Wiele osób pytanych o ich trudności w modlitwie – wyznaje, że zwykły wchodzić w treść bez wejścia w relację, w odniesienie do Pana. Rezultat tego jest ten, że osoby te zamiast: Boga – szukały: siebie!

Naprawdę warto, należy praktykować – dłuższe czy krótsze, ile potrzeba – zatrzymanie się na samym początku modlitewnego spotkania z Panem!

Jak to czynić?

  • Najpierw: ja – ze wszystkim, czym jestem, przedstawiam siebie Bogu!
  • Przedstawiam Mu moje zalety, ograniczenia, troski…
  • I to, że jestem np. zmęczony, szczęśliwy lub że ciężko mi na sercu! Że mam chęć, by się modlić lub nie.
  • Następnie: uświadamiam sobie, że to nie ja jestem tu najważniejszy, lecz Ten, do Którego przychodzę!
  • Wyzbywam się zatem koncentracji na sobie samym! Modlitwa nie jest bowiem uprawianiem narcyzmu.
  • Modlić się – to wydać siebie w spotkaniu z Drugą Osobą, która jest Żywa. Modląc się, uprzytamniam sobie, że stoję w obecności Boga Żywego, Ojca bądź Syna, bądź Boga Stwórcy lub też wobec Pana Zmartwychwstałego…
  • Można się wspomóc krzyżem, tabernakulum czy też jakimś obrazem; jednak to Duch Święty wspomaga nas najwybitniej.
  • Ten Duch jest obecny we mnie. To On jest sprawcą ruchu modlitwy, zwracającej mnie do Boga.
  • Pomocne może się okazać jakieś ulubione zdanie wyrażające pochwałę i uwielbienie Boga.
  • Również wykonanie jakiegoś gestu, np. skłonu, wyciągnięcie otwartych dłoni…, wyrazi skupienie się nie tyle na mnie samym co raczej na Bogu.
  • Można sobie dopomóc fragmentem psalmu użytego w pierwszej osobie: Ty jesteś moim pasterzem, nie brak mi niczego… pozwalasz mi odpocząć… Panie, Ty wiesz wszystko…
  • Jeszcze raz powtórzę uwagę-zachętę: Warto poświęcić temu stanięciu w obecności Boga czas odpowiednio długi.

Nie należy jednak spodziewać się szczególnego „odczucia”. Umieć zadowolić się rzeczywistym uświadomieniem sobie siebie i Boga, do którego się zwracam. Następnie przejść do kolejnego etapu. Najważniejszy jest tu akt wiary: „widzenie” w wierze, a nie nasze odczucie. Jeśli akt stawienia się w obecności Boga przyniesie sercu więcej, niż się spodziewałem, to należy trwać w tej łasce tak długo, jak długo znajdywać będę smak i zadowolenie; a potem ze spokojem wejść w dalszą część przygotowanej modlitwy (por. Ćd 76)! Jeśli niczego nie „odczuję”, to uraduję się tą dobrą sposobnością, by wypowiedzieć Bogu akt czystej wiary, bardziej bezinteresownej!

Uspokoić ducha (przed podjęciem modlitwy)

Po obraniu tematu modlitwy i pewnym przygotowaniu należy zacząć modlitwę od uspokojenia ducha.

  • Najpierw trzeba (…) uspokoić swojego ducha – zaleca św. Ignacy (por. Ćd 239, 131).

Jak to uczynić? – Pomocny bywa krótki spacer, kilka głębszych oddechów czy parę minut poświęconych na rozluźnienie napiętych mięśni, jednak najważniejsze jest to, żeby zadać sobie kilka prostych pytań i dać na nie odpowiedzi.

  • Św. Ignacy proponuje te pytania: dokąd się udaję? i po co? W czyjej obecności stanę? (por. Ćd 239, 131).

Odpowiedzi winny płynąć z mojej dotychczasowej wiedzy o Bogu i z wiary. Niech będą one raczej proste, możliwie pełne dziecięcej inwencji i świeżości. Nie może to być „coś” mgliście pomyślane na temat Boga!

Należy użyć konkretnych słów i zdań! Oczywiście, mogą to być ulubione wersety z Psalmów czy z innych ksiąg Pisma świętego.

  • Sami przekonajmy się, jak zastosowanie powyższej rady pomaga skupić nasze zdolności poznawcze i skoncentrować się naprawdę na Drugim, na Bogu i Jego Orędziu! Za każdym razem jest to prawdziwe wydarzenie, gdy wyrywamy się z siebie i przechodzimy w Boga – jak powiedziałby św. Ignacy.
  • Nigdy dość podkreślania, że warto sporo czasu poświęcać na uspokajanie ducha – w znaczeniu tu przedstawianym. Czyniąc to, przezwyciężamy zaśpieszenie i niepokój, czyli to, co jest bodaj najbardziej zabójcze dla spotkaniaJeśli niezadbamy o uspokojenie ducha i stanięcie w Jego Obecności – już na progu modlitwy, to jest duże prawdopodobieństwo, że cały przewidziany czas (niby to) modlitwy upłynie nam pod znakiem oczekiwania na koniec.
  • Modlitwa, w której od początku nie stajemy (jakoś) wobec Obecności  i Wspaniałości Boga, łatwo staje się jednym z intelektualnych działań, które można wymienić na tyle innych rzeczy. Z pewnością relacji z Bogiem Żywym nie wymienimy (!) na żadne inne skarby, natomiast samo myślenie o Bogu czy tym bardziej o sobie – owszem.

Radziłbym zatem usilnie przeciwstawiać się byle jakiemu zaczynaniu modlitwy. Warto wręcz przymuszać siebie do zadania sobie choć jednego z wymienionych wyżej pytań. Zaś odpowiedź (by jeszcze raz to zaakcentować) niech będzie wyrażona w konkretnych słowach, a nie tylko mgliście pomyślana!

To, o czym tu mowa, uczyńmy stałym elementem wstępnego ceremoniału modlitewnego! Nie tylko w kościele, w czasie liturgii, ale i w naszej ewangelicznej izdebce winniśmy postępować zgodnie z pewnym ceremoniałem, który zabezpiecza święte spotkanie modlitewne przed profanacją, formalizmem, nudną rutyną. Trzeba naprawdę dysponować siebie do Spotkania z Kimś tak wielkim jak nasz Bóg, Stwórca i Ojciec Najlepszy.

_____________________________________________________________

[1] Abraham Joshua Heschel, Prosiłem o cud. Antologia duchowej mądrości. Poznań 2001, W drodze (zob. http://www.wdrodze.pl/opis,95,Prosilem_o_cud.html )

 [2] Dokładniej o tym w książce: Krzysztof Osuch SJ, Modlitwa w szkole św. Ignacego Loyoli. Poniżej cytuję fragmenty ze strony 11 i 80.

Kategoria: Bez kategorii

Komentarze

komentarze 2 do wpisu “O „żenadzie” i modlitwie”
  1. efre pisze:

    Żenujaca sytuacja , ……. biorę to do siebie .
    Dopowiem !!!

    Wierząc w Boga , nie Bóg jest problemem, ale człowiek sam dla siebie stanowi problem.
    Nedowierzając sobie samemu ! – I tu jest problemem, – nasza własna osoba.
    Odkrywam, coraz częściej, że zło zawsze znajduje sposób aby burzyć relacje nasze, człowieka z
    Bogiem . – Odkrywa nasze słabe strony , nasze słobości, budząc wątpliwości zaśiewając
    zwątpienie ! To jest częścią nieustannej walki duchowej w jakiej bierzemy udział nie zdając sobie
    z tego sprawy. Trzeba być tego swiadomym, bo jesteśmy kuszeni na różne sposoby !

  2. efer pisze:

    Żenująca sytuacja, …. biorę to na siebie !
    Jakże to żenujące dla człowieka żyć w cieniu majestatu, ….. , w obecności Boga
    i wcale tego nie dostrzegać … ! …Wstyd !

    3 luty 2022r. – rano .
    Po przebudzeniu moje spojrzenie spoczęło na Dzieciątku Betlejemskim na stoliku nocnym .
    Powitanie moje na dzień dobry ! – Jezu ufam tobie !
    Słyszę słowa : ” Wiesz, że cię nie zostawię / opuszczę, pomogę ci ! ” – Wiem , Panie .
    Miłośc Twoja mnie nie opuści . ……
    Notuję słowa : ” Będę cię cię nosił na rękach Moich w Moim sercu, bo miłość Moja nigdy cię nie
    opuści !” – …… Ufam Tobie Jezu !
    Ps. Chodzi o moje „słabości „, a nawet opresje, które mnie dotykają , zresztą jak wielu innych
    ludzi, po tej biedzie udręki grzechu pierworodnego. Nasze życie skutkiem tego jest pełne
    przeciwności, kłamstwa,… iluzji Złego ! – Dziś mało kto chce być sobą, chce być „Kimś”,
    ba nawet „bogiem ” , …swojego życia.
    Notuję słowa : ” Wiesz, córko jakże wiele iluzje złego wam zaszkodziły i jak bardzo was zwiodły
    od początku waszego istnienia i tak jest dotąd ! ” ….
    – Tak Boże , Ojcze nasz, niech miłość Twoja spocznie w mym sercu, chcę kochać z Tobą
    i dla Ciebie, miłością Twoją. …..

    Transmisja Mszy świętej z Jasnej Góry ! Ewangelia Mk 6, 7- 13, Rozesłanie Dwunastu .
    Przychodzą slowa : „Jest Słowo Moje przed tobą i w sercu je umocnię ! ”
    Słowa kapłana, – wyjść to znaczy nie zamykać się we własnym lęku przed światem .
    Maryja przyjęła Słowo Boże, rozważała je i zachowała …..!

    Tego dnia był czas odstawić Dzieciątko Betlejemskie do szafki za szybę, niosąc figurkę mówię .
    – Będziesz wzrastał we mnie Maleńki, pragnę tego Jezu ! Usmiechnęłam się słysząc słowa .
    – ” Ja też chcę być duży ! „…. – Dziecię Jezus .