Paralityk – uwolniony z grzechów
13 stycznia 2022, autor: Krzysztof Osuch SJ„Nasz grzech polega na tym, że nie uznajemy naszej potrzeby [Boga] i zależności od Boga, naszej potrzeby, by być w stanie pojednania z naszym Stwórcą i wszystkim, co jest dobre w Jego stworzeniu. Jest [naszym grzechem] urządzanie się samemu” i twierdzenie, „że jesteśmy panami swojego własnego przeznaczenia (pycha) i swoimi własnymi bogami (bałwochwalstwo)”.
Zamiast żywej, pokornej i fascynującej relacji z Bogiem, człowiek popada w pychę, która od-pycha samego Boga, a wybiera siebie i – zda się – bez wyrzutów sumienia oddaje się bałwochwalstwu.
Najgorsze jest to, że człowiek-grzesznik z upodobaniem trwa w tym stanie (w swej pysze i bałwochwalstwie). Mimo Bożych wezwań do zwrócenia się całym sercem ku Bogu – obstaje przy swym błędzie i trwa w zaślepieniu!
(Mk 2, 1-12)
Gdy po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum, posłyszano, że jest w domu. Zebrało się zatem tylu ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. I przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili nosze, na których leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy”. A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga?” Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu myśli te nurtują w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć paralitykowi: Odpuszczone są twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje nosze i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje nosze i idź do swego domu!” On wstał, wziął zaraz swoje nosze i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: „Nigdy jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego” (Mk 2, 1-12).Pewnego dnia, gdy Jezus nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę rzekł: Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy. Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić. Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga? Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy powiedzieć: Wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do sparaliżowanego: Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu! I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga. Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj (Łk 5,17-26).
Staje dziś przed nami Jezus, w którym była „moc Pańska, że mógł uzdrawiać”. A tymczasem przed Jezusa został dosłownie spuszczony, przez powałę, człowiek sparaliżowany! Jezus wie o tym człowieku wszystko. Wie też, czego spodziewa się po Nim zarówno sparaliżowany jak i jego bliscy. Wszyscy czekają po prostu na uzdrowienie. Natomiast Jezus – wierny misji otrzymanej od Ojca – chce dać paralitykowi znacznie więcej: chce go uwolnić od brzemienia grzechów i od, być może skrywanego, poczucia winy.
Najpierw sprawa grzechu, potem paraliżu
Jezus zawsze widzi człowieka całościowo. Oprócz wielkich potrzeb ciała dostrzega to, co najbardziej gnębi i przytłacza. A są to grzechy i towarzyszące im poczucie winy. Nie wiemy, czy obciążały paralityka grzechy wyjątkowo ciężkie. Ale dzięki Słowu Bożemu to wiemy na pewno, że wszystkie ludzkie grzechy (u wszystkich, u każdego) mają wspólny korzeń. Jest on mocny rozrośnięty i wydaje zabójczą gorycz. Ten wspólny korzeń można by nazwać grzechem źródłowym.
Ktoś tak opisał ów grzech źródłowy i najbardziej fatalny:
„Nasz grzech polega na tym, że nie uznajemy naszej potrzeby [Boga] i zależności od Boga, naszej potrzeby, by być w stanie pojednania z naszym Stwórcą i wszystkim, co jest dobre w Jego stworzeniu. Jest [naszym grzechem] urządzanie się samemu” i twierdzenie, „że jesteśmy panami swojego własnego przeznaczenia (pycha) i swoimi własnymi bogami (bałwochwalstwo) 1.
Zamiast żywej, pokornej i fascynującej relacji z Bogiem, człowiek popada w pychę, która od-pycha samego Boga, a wybiera siebie i – zda się – bez wyrzutów sumienia oddaje się bałwochwalstwu. Najgorsze jest to, że człowiek-grzesznik z upodobaniem trwa w swej pysze i bałwochwalstwie. Mimo Bożych wezwań do zwrócenia się całym sercem ku Bogu – obstaje przy swym błędzie i trwa w zaślepieniu!
- Trwając uparcie w grzesznym upodobaniu, człowiek sądzi, że sięga szczytów swej wolności, a tak naprawdę stosuje wobec siebie przemoc. Zadaje gwałt swej najgłębszej tożsamości, gdyż zaprzecza temu, kim naprawdę jest.
- A jest stworzony z miłości Boga i dla miłowania.
- Trwając w grzesznym usposobieniu, człowiek chybia Celu. Rozmija się z Bogiem. Żyje EGO-centrycznie!
Mówiąc konkretniej (i tylko przykładowo), człowiek grzesznie usposobiony żyje przede wszystkim sobą: swoimi sprawami, posiadaniem rzeczy, ulotnymi wrażeniami czy nawet różnymi (jak się dziś często mówi) „wartościami”, ale nie Bogiem! Nie Jego Chwałą. Nie radością z więzi z Nim! Nie zapoczątkowanym już Królestwem Bożym i nadchodzącą Pełnią Panowania Boga. I nie troską o głoszenie Dobrej Nowiny tym, co jej jeszcze nie znają.
- Wybranie siebie ponad wszystko – ma swe nieuchronne konsekwencje: człowiek nie zaznaje spełnienia!
- Owszem, ma różne satysfakcje, ale nie ma pokoju serca…
Rozmijać się z Miłością – rzecz straszna
Tylko Jezus widzi jasno i wyraźnie, jak straszną rzeczą jest rozmijać się z Miłością Boga Ojca… On wie doskonale, że to jest największym nieszczęściem człowieka. Rozmijanie się z Miłością Boga jest złem niepomiernie większym niż paraliż, trąd czy ślepota, itp. Nawet fizyczna śmierć jest jedynie cieniem i obrazem umierania duszy wskutek odłączenia się od Boga i Jego Miłości. Nic zatem dziwnego, że spotkanie Jezusa z paralitykiem przybrało kształt, który zaskoczył otoczenie i samego paralityka. Także my mamy się nad czym zastanowić…
Jezus bardzo chce pomóc paralitykowi. Zajmuje się tym konkretnym człowiekiem. Ale i nam chce powiedzieć kilka ważnych rzeczy. Jedna z tych rzeczy jest ta:
- Gdy przychodzę do Jezusa z różnymi prośbami, to winienem być przygotowany na to, że i mnie Jezus zbije z tropu, mówiąc tak mniej więcej: «To dobrze, że z ufną wiarą w sercu przychodzisz prosić Mnie o różne rzeczy: żeby coś zostało ci dane lub zabrane. Bardzo zależy Mi na tym, żebyś ze wszystkim przychodził do Mnie, bo tak zawiązuje się więź między tobą i Mną! Wyniknie z tego coś bardzo cennego i pięknego…
- Winieneś jednak odkryć najpierw swoją największą potrzebę; wiąże się ona z twoimi grzechami, dokładniej, z twoim grzechem „źródłowym”, fundamentalnym. Trzeba go nazwać i wyznać, a także obżałować. W przeciwnym razie, będzie on z ukrycia ciągle gnębił ciebie i smucił! Będzie przygniatał cię do ziemi. Będzie paraliżował i odbierał radość istnienia. Będzie paraliżował zdolności angażowania się i działania na rzecz innych.
- Tkwiąc w grzechu fundamentalnym, źródłowym, będziesz wegetował, będziesz niescalony, rozbity i smutny».
Jest rzeczą znamienną, że Jezus często kwestionuje potoczne podejścia do różnych sytuacji, w których znajdujemy się my sami i nasi bliźni. Gdy na poważnie spotykamy się z Jezusem (choćby na gruncie jednego tylko wydarzenia, opisanego w Ewangelii), to winniśmy liczyć się z tym, że On zaskoczy nas i poważnie przewartościuje nasze potoczne spojrzenie na różne obszary i dziedziny życia. Nie może być inaczej, skoro On jest Kimś najzupełniej wyjątkowym. Jako Syn Boży przynosi nam pełnię Zbawienia. Chce nas ocalić i zbawić pod każdym względem…
Uzdrowienie duszy – gwarantowane
To prawda, Jezus nie zawsze zechce uzdrowić nasze śmiertelne ciała, ale zawsze i na pewno chce uzdrowić duszę, którą gnębi grzech niewiary w miłość Boga. Jezus zawsze prosi i nalega, byśmy całym sercem nawrócili się do Boga Ojca. Częścią tego procesu nawrócenia jest szczery żal z powodu pomijania Boga i lekceważenia Go oraz gorąca prośba o przebaczenie. Te akty ducha pozwalają Ojcu uczynić dla nas to samo, co uczynił Ojciec wobec marnotrawnego syna (Łk 15).
- Przyznanie się do grzechu lekceważenia Boga nie przychodzi nam łatwo. Jezus zna tę wielką trudność, dlatego obiecuje Ducha Świętego, który potrafi przekonać świat o grzechu (por. J 16, 8).
- Skoro tak, to prośmy Ducha Świętego, by pomógł nam poznać i obżałować grzech, który polega na tym, że tak łatwo przychodzi nam żyć dużo poniżej miary zakreślonej w wielkim Przykazaniu Miłości: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12, 30).
- To Przykazanie mówi wprawdzie wprost o tym, jak my winniśmy miłować Boga, ale czyż pośrednio nie przypomina nam tego, że Bóg umiłował nas jako pierwszy. A Jego miłość jest nieskończona, cudowna, po prostu boska.
Zdanie sobie sprawy z tego, że i jak bardzo jesteśmy miłowani przez Boga – nawraca nas najskuteczniej, a przy tym łagodzi to, co w procesie nawracania jest trudne. Zresztą nasz trud nawracania umniejsza i to, że to Jezus Chrystus wziął na siebie nasze grzechy: On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – Krwią Jego zostaliście uzdrowieni (1 Pt 2, 24). To w Chrystusie Bóg Ojciec napełnia nas wszelkim błogosławieństwem i czyni świętymi i nieskalanymi (por Ef 1, 3-4). W Umiłowanym Chrystusie mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski (Ef 1, 7).
- Każdy akt skruchy i żalu za nasz grzech (i grzechy) kontaktuje nas z usprawiedliwiającą nas Miłością.
- Sakrament Pokuty i Pojednania zanurza nas w Miłosierdziu Ojca najpełniej, gdyż w nim w sposób wyjątkowy (by tak to określić) spotykamy się z Synem Człowieczym, który „ma władzę odpuszczania grzechów”.
- Ileż łask i pokoju serca spływa na nas w konfesjonałach, w Kościele Chrystusowym, przez posługę kapłanów…
Jeśli grzechy ciężkie zamieniają nas czasem w pustynię, to Pan Jezus gotów jest na powrót uczynić z nas kwitnący ogród, który znów zaczyna wydawać smaczne owoce. „On ożywia także ogrody naszych dusz, podupadłe przez grzechy powszednie, gdy tylko ze skruchą przynosimy je przed Jego oblicze” (ks. M. Jedliczka).
- Gdy Kapłan w imieniu Chrystusa mówi do nas: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”, wtedy odzyskujemy pierwotne piękno i stajemy się podobni do Jezusa. „Święci często przychodzą do Jezusa ze swymi grzechami, dlatego są tacy piękni”.
*********************************************************************
1 Morris Maddocks, The Christian Healing Ministry (SPCK 1985), s. 12 – za: Russ Parker, Przebaczenie jest uzdrowieniem, Wyd M, 1988, s.64
Podejmując rozważanie dzisiejszej Ewangelii zwróciłam uwagę na słowa „I przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech”.( Mk2,3) Jakże ważnych jest owych „CZTERECH”! Nie wiemy, czy byli bliskimi, czy przyjaciółmi dla paralityka? Wiemy, że o paralityka się zatroszczyli, zadali sobie trud, pokonali przeszkody, dotarli do celu. „Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili nosze, na których leżał paralityk” (Mk 2, 4) Przynieśli chorego do Jezusa! Co nimi kierowało? Chęć pomocy, współczucie, miłość bliźniego? Ewangelista pisze, że „Jezus, widząc ich wiarę”(Mk 2,5a) podejmuje działanie względem paralityka „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy”(Mk 2, 5b). Jezus dokonuje cudu uzdrowienia duszy a potem także ciała „Wstań, weź swoje nosze i idź do swego domu!”( Mk 2, 11).
Ileż już razy doświadczyłam w życiu duchowego paraliżu spowodowanego grzechem?
Czy mam takich CZTERECH wierzących, którzy dostrzegają mój paraliż duchowy i przynoszą mnie do Jezusa?
Bądź uwielbiony Panie Jezu w życiu każdej Osoby, która obdarza mnie takim wielkim duchowym dobrem, że przynosi mnie do Ciebie i wierzy, że Ty możesz mi pomóc. Naucz mnie Panie słuchać Twego słowa, gdyż ono ma moc uzdrowienia. Dziękuję Ci za każde uzdrowienie duszy, które dokonuje się w sakramencie pokuty.
Czy robię widząc paraliż duchowy bliźnich? Czy modlę się za te osoby? Czy wczuwam się w ich ból? Czy może zadaję nowy: podtrzymywaniem złych myśli na ich temat i wypowiadaniem słów obmowy, krytyki, …?
Wybacz mi Panie każde zachowanie, które nie było przynoszeniem bliźnich do Ciebie.
Ty uczysz mnie :
„ Wszystko więc, co byście chcieli, aby ludzie wam czynili i wy im czyńcie!” (Mt 7,12)