Grzechy prowokują gniew i miłosierdzie
9 lipca 2020, autor: Krzysztof Osuch SJBez zbędnych wstępów (1) zadam dwa pytania: czy Miłość Boga do człowieka jawi się nam jako najwyższe Dobro, jako źródło niezachwianej nadziei na pełnię szczęścia; i czy grzech niewiary w Miłość Boga do nas ludzi jawi się nam (już) jako największe zło, które wydarza się na Ziemi?
Najwyższe dobro i największe nieszczęście
Miłość Boga do nas i nasza miłość do Boga to cały wielki i wspaniały temat dla stale ponawianych rozważań. Ale i odkrywanie prawdy o grzechu też jest (w innym sensie) wielkim i ważnym tematem. Oba tematy są ściśle powiązane. Oba dotykają samego centrum życia osobowego, duchowego.
Tym razem przypatrzmy się grzechowi, który jest przeciwieństwem miłości i niewiarą w miłość.
To, co kryje się pod słowem grzech, na pierwsze wejrzenie nie jawi się nam jako aż tak straszne i złe. Tak łatwo jest pomyśleć sobie, że grzech to w końcu „tylko” przekroczenie Prawa Bożego. Zakorzenione jest w nas raczej formalne i jurydyczne podejście do grzechu. Ono fałszywie nas uspokaja i w pewnym sensie banalizuje to, co jest najbardziej dramatyczne, a może i tragiczne. Dopiero wypowiedzi samego Boga o grzechu poruszają nas i budzą sumienie. Boże skargi, wypowiadane w związku z grzechami Ludu, każą nam popatrzeć na nasze grzechy na płaszczyźnie międzyosobowej i by tak rzec serdecznej. Oto kilka sparafrazowanych (czy niedokładnie zacytowanych) natchnionych nazwań grzechu:
Nie pamiętasz o Mnie! Nudzisz się Mną! Zżymasz się na Mnie!
Nie znajdowałeś miejsca dla Mnie. Chcesz Mnie oszukać.
Nie przyjmujesz pouczenia. Zlekceważyłeś moje Słowo. Nie dajesz odpowiedzi.
Gardzisz Mną! Odwracasz się wstecz. Opuściłeś Mnie!
Uczyniłeś kark twardym. Skamieniało twe oblicze!
Nie żałujesz swej przewrotności! Trwasz bez końca w odstępstwie!
Trzymasz się kurczowo kłamstwa i nie chcesz się nawrócić!
Zlekceważyłeś i złamałeś zawarte Przymierze (2).
Te biblijne określenia grzechu (a jest ich przecież więcej) odsłaniają nam gorzką prawdę o tym, że Bóg czuje się dotknięty, gdy nie dajemy Mu miejsca i gdy Go lekceważymy! Przez podobieństwo do międzyludzkich doświadczeń pojmujemy, że Boga boli to, że traktujemy Go – jak kogoś niegodnego naszej uwagi i stałej pamięci serca. Boli Boga to, gdy traktujemy Go jak kogoś niewartego, by Go codziennie słuchać i z Nim regularnie rozmawiać. I by Go adorować za to, że nas stwarza i miłuje wierną miłością.
Pomyślmy przez chwilę, że znaleźliśmy w takiej oto sytuacji: uczyniliśmy dla kogoś coś naprawdę dobrego i wielkiego; uczyniliśmy to ze szczerego serca, z najczystszą intencją obdarowania tego kogoś, a on tymczasem (niejako w zamian) pomawia nas o chęć zaszkodzenia mu. Czy w takiej sytuacji czulibyśmy się dobrze i twierdzilibyśmy, że nie stało się nic strasznego? Na pewno poczulibyśmy się niezrozumiani i zranieni. Próbowalibyśmy jeszcze raz zapewnić (tego kogoś) o naszych szlachetnych intencjach. A gdyby osoba przez nas obdarowana trwała nadal przy swoim fatalnym przekonaniu, to czy nie zapłonąłby w nas ogień słusznego gniewu? I czy nie byłoby to słuszne?
– Tak, osoba miłująca szczerze i bezinteresownie ma swą godność, a w imię tej godności ma prawo, a nawet obowiązek, by mocno zaprotestować. Tak, prawa i szlachetna intencja nie powinna być przeinaczana, a czysta miłość nie powinna być profanowana.
Przenieśmy tę sytuację na Boga!
Bóg jest Miłością (por. 1 J 4,8) i stwarza nas z czystej Boskiej Miłości! We wszystkim, co czyni w odniesieniu do nas, pragnie nasycać nas swymi dobrami. Rzeczywiście, On dni nasze dobrami nasyca (por. Ps 103). Wszystko, czym jesteśmy, cała Ziemia i cały Wszechświat zaświadczają niezmiennie o ogromie zaangażowania Boga w nas, a Jezus Chrystus dowodzi całym swoim życiem, nauczaniem, śmiercią i zmartwychwstaniem oraz zesłaniem Ducha Świętego, że do końca nas umiłował (por. J 3,1).
Pomyślmy, co czuje Bóg, gdy dociera do Niego nasz (słowny czy bezsłowny) komunikat, że On się dla nas nie liczy! Że nie chcemy mieć z Nim (zbyt wiele) do czynienia, ponieważ dał nam życie nie dość dobre, nie dość bogate! Że jak na Jego możliwości, to angażuje się On w nasz los… za mało, itp.
Chciejmy zauważyć, że takie nasze słowa i inne „antymiłosne” wyznania (nieraz znacznie gorsze…) trafiają nie w pustkę, lecz w Serce Boga Ojca. Wszystkie nasze lekceważenia Boga, podejrzenia wobec Niego, akty pychy, oskarżenia i znudzenia Nim, chłód i obojętność, letniość wobec Jego Miłości – trafiają w Kogoś najbardziej delikatnego i czułego.
Stawiając się na miejscu Boga, próbujmy domyślić się reakcji Boga Stwórcy i Ojca, zlekceważonego w swej Miłości. Pytajmy: jakie to mocne słowo wypowie Bóg, by otworzyć nasze oczy i wstrząsnąć nami? Przy całym naszym skomplikowaniu i uwikłaniu w skutki grzechu pierworodnego, (jakoś przecież) wiemy i uznajemy, że miłosne zaangażowanie Boga w nas nie powinno być przeinaczane, a czyste intencje Stwórcy nie powinny być podejrzewane i traktowane przewrotnie!
– Niestety, często okazujemy się dość tępi i (mówiąc delikatnie) niewdzięczni wobec Stwórcy. To dlatego Pismo Święte, zwłaszcza Stary Testament, tak często mówi o gniewie (3) Boga, i co najmniej równie często zapewnia o miłosiernej miłości Boga, gotowego zawsze przebaczać!
Dziś skłonni jesteśmy o gniewie Boga mówić ściszonym głosem, a nawet go wstydliwie przemilczeć. Ale przemilczanie nie jest „grą czystą”. Nie ma się też czego wstydzić, gdy Biblia tak często mówi o gniewie Boga, prowokowanym przez ludzkie grzechy. Tak, gniew jest (najwidoczniej) właściwą i adekwatną odpowiedzią Boga na absurd grzechu zwątpienia w Jego Miłość. Bóg (też) ma Swoją Godność. Czy można nie gniewać się i nie oburzać – i to słusznie, wielce i święcie, gdy bezzasadnie kwestionowane są najwspanialsze przymioty Boskiego Majestatu? Zamiast dziwić się czy gorszyć gniewem Boga, należałoby z powagą pytać: jak długo nasz Stwórca i Gospodarz całego Kosmosu ma (czy może) znosić tę całą narastającą nieprawość i niegodziwość ludzkich myśli i nieprawych czynów?
Natchnione słowa, wypowiedziane przed wiekami, mają swoją naglącą aktualność także dzisiaj: Teraz zaś mów mężom judzkim i mieszkańcom Jerozolimy: To mówi Pan: Oto przygotowuję dla was nieszczęście i snuję przeciw wam plan. Nawróćcie się więc każdy ze swej złej drogi, a uczyńcie lepszymi wasze drogi i wasze czyny! I rzekli oni: Na próżno! Chcemy raczej pójść za swoimi własnymi przekonaniami; każdy będzie postępował według popędu swego przewrotnego serca (Jr 18,11-12).
Wielka szkoda, że wielu traktuje dzisiaj Boga jak przysłowiowe powietrze i układa sobie życie tak, jakby Bóg nie istniał. Przy tak fatalnej mentalności – trudno jest nam pojąć, że Bóg Ojciec, gdy grzeszymy, gniewa się, ponieważ bardzo nas kocha. Bóg „informujący” nas o swym gniewie i grożący Ludowi dotkliwymi skutkami gniewu – jednocześnie kocha nas nieskończoną miłością. Przez Izajasza powie tak: W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel (Iz 54,8). Podobne zapewnienie znajdujemy w Psalmie 145: Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła. Koniec końców, jak powiedziałby św. ojciec Pio, „wszystko jest grą miłości”. Miłość Boga chce odnieść ostateczne zwycięstwo, jednak koniecznym etapem ku zwycięstwu jest nasze opamiętanie, zawrócenie i zwrócenie się całym sercem ku Miłości Boga. I tu nasuwa się ważkie pytanie.
Kto nas opamięta?
Żeby nas opamiętać, to musi stanąć pośród nas Ktoś, kto zna całą prawdę i potrafi wyrażać ją odważnie i w mocy Ducha Świętego. Kimś takim jest na pewno Matka Kościoła – Święta Maryja. Ona przychodzi i interweniuje na przestrzeni dziejów Kościoła dziesiątki i setki razy, by nas napominać i opamiętywać. Najczulsza z matek jawi się i daje się poznać jako wielka Prorokini. Czy i jak Ją słuchamy?
Oczywiście, Kimś, kto najbardziej zna dramat lekceważenia przez ludzi Miłości Boga Ojca, jest Jezus Chrystus. On najgłębiej wczuwa się w dramat zerwanego Przymierza Miłości między swymi braćmi i Jego Ojcem. Jezusowy płacz nad Jerozolimą nie był teatralnym gestem czy wyrazem płytkiego wzruszenia. To były łzy Boga-Człowieka przejętego cierpieniem Ojca, a także cierpieniem Ludu, który ku swej wielkiej udręce lekkomyślnie oddala się od żywej więzi ze swym Stwórcą i bezczelnie odrzuca Mesjasza.
Skłóceni małżonkowie – oboje cierpią, jednak więcej cierpi ten, kto więcej kocha! Cierpienie Boga jest niepomiernie większe niż cierpienie człowieka. To Jezus połączył w swoim Sercu oba ogromne cierpienia: Boga cierpiącego wskutek zlekceważenia Jego Miłości i człowieka cierpiącego wskutek oddalenia od Źródła swego bytu i sensu.
Cierpieć wraz z Bogiem
Cierpienie Jezusa to wielki i ważny przedmiot kontemplacji chrześcijanina. Jako chrześcijanie uczymy się cierpieć z Jezusem i to cierpieć z tego samego powodu co On. A Jezus cierpi właśnie z powodu zerwanej więzi pomiędzy stworzeniami i Stwórcą, pomiędzy Ojcem i dziećmi! Święci (wyraźnie widać to w ich dziennikach duchowych) cierpią też z tego samego powodu co Jezus! Zapewne tak cierpiał święty ojciec Pio, św. Jan Paweł II czy Siostra Łucja z Fatimy i wielu innych. Tak winien cierpieć każdy chrześcijanin – o ile osiąga pewien stopień dojrzałości w wierze.
Niezwykle celna jest w tym względzie wypowiedź Dietricha Bonhoeffera, który – sam zamknięty w hitlerowskiej celi śmierci – wzywał do cierpienia cierpieniem Boga. „Człowiek powołany jest do tego, by wraz z Bogiem cierpieć cierpieniem, jakie świat bez Boga zadaje Bogu”. „Oto metanoia (nawrócenie): nie myśleć najpierw o swojej biedzie, grzechach i trwogach, ale pozwolić się pociągnąć drogą Jezusa Chrystusa, w Jego posłanie. (…) Kiedy nam nie zależy, by uchodzić za kogoś, wtedy oddajemy się zupełnie w ręce Boga, bierzemy na serio nie nasze własne cierpienia, lecz cierpienia Boga w świecie; czuwamy z Chrystusem w Getsemani; (…) To w ten sposób stajemy się ludźmi, chrześcijanami” (4).
Jest nadzieja, że kończące się rekolekcje pomogły nam stać się trochę bardziej ludźmi, nawróconymi chrześcijanami – zdolnymi „wraz z Bogiem cierpieć cierpieniem, jakie świat bez Boga zadaje Bogu”
Krzysztof Osuch SJ
————————————————————————————————-
(1) Rozważanie przedstawiłem pod koniec ignacjańskich rekolekcji, a zatem w określonym kontekście – intensywnej modlitwy, nawracania się do Boga całym sercem i w przeddzień przystąpienia do Sakramentu Pokuty i Pojednania.
(2) Por. Iz 57, 11; Iz 43, 22 n.; Iz 1, 4; 5, 24; Ps 10,13; Jr 5, 3; Jr 8, 5-6. Zobacz też Codzienny rachunek sumienia – punkt zatytułowany: Prosić Boga Pana naszego o przebaczenie win
(3) Słowo gniew, gniewać się – występuje w Piśmie Świętym, oczywiście w różnych kontekstach i znaczeniach, aż 533 razy w 504 wersetach (dziś łatwo to policzyć, w czasie … 0, 2 sek.).
(4) J. – M. Tillard, Modlitwa apostolska, W drodze, 8/93, s. 10.
Dziękuję…