Jezus jest „miejscem wysokim”?
30 kwietnia 2019, autor: Krzysztof Osuch SJNiech zainspirują nas dwa krótkie fragmenty z Pisma Świętego. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem” (J 3, 5n). Drugi fragment pochodzi z Księgi Barucha. Jego treścią jest wezwanie, by ruszyć się z miejsca ku miejscu, z którego widać dalej i więcej… „Podnieś się, Jeruzalem! Stań na miejscu wysokim, spojrzyj na Wschód, zobacz twe dzieci, zgromadzone na słowo Świętego od wschodu słońca aż do zachodu, rozradowane, że Bóg o nich pamiętał” (Ba 5, 5). I jeszcze to: „Jerozolimo, spojrzyj na Wschód i zobacz radość, która ci przychodzi od Pana” (Ba 4, 36). – Trwa pochód pokoleń, zmieniają się różne okoliczności, ale Bóg i jego pragnienie świadczenia dobra i dostarczania nam motywów radości pozostają niezmienne. Niezmienne jest też to prawidło, byśmy mobilizowali się do wysiłku wstępowania na miejsce wysokie!
Miejsce wysokie
Tak zwana „szara codzienność” z jej trudami, a także cywilizacja, w której żyjemy, mają to do siebie, że pozbawiają nas rozległych horyzontów. Niestety, miliony wpędzane są w cieśninę bezsensu i śmierci. „Dawne” perspektywy, płynące z Bożego Objawienia i światła wiary, dzisiaj dla wielu ulegają dramatycznemu zacieśnieniu. Spoglądanie poza horyzont jednego dnia i paru informacji przesadnie nagłaśnianych – wydaje się podejrzane i niemal naganne. „Ktoś” nam intensywnie sugeruje, a nawet wmawia z użyciem zabiegów socjotechnicznych, że należy żyć jedynie „chwilą obecną” (oczywiście, różnie można to rozumieć). I że w intensywności życia chwilą obecną ma tkwić sekret i sztuka udanego życia. Mamy zatem, a jakże, wykonywać solidnie (i słusznie) swoje obowiązki, zgłębiać tajniki materii, przyczyniać się do postępu… A poza tym mamy zanurzać się i sycić strumieniem doznań coraz bardziej intensywnych i barwnych, z definicji zmiennych i krótkotrwałych. Wszystko po to, by nie (musieć) zawracać sobie głowy tym, co spotka nas za granicą śmierci. Mamy (w podskokach i przy akompaniamencie „pstrej kakofonii dźwięków i obrazów”) stać się zadowolonymi więźniami doczesności. To jej mamy się całkowicie oddać, wyzbywając się myśli oraz pragnień, które „wzlatują” w świat Boga, Transcendencji, Królestwa Bożego.
– Jeśli te stwierdzenia wydają się komuś przesadzone, to zapytajmy, czym (kim) zajmują się ludzie od rana do wieczora. Dzieci, młodzież i pracujący (nierzadko) od świtu do nocy. I czy nie jest tak, że na resztki czasu – po pracy i domowych obowiązkach – czyhają (jak hieny) wszelkiej maści media elektroniczne? A te w przytłaczającej większości wcale nie zamierzają wyprowadzać swych odbiorców na „miejsce wysokie”. Chcą raczej, zabierając drogocenny czas, przykuć uwagę, skierować ku strumieniowi wrażeń, wzmóc żywioł konsumpcji… A w ostatecznym rozrachunku – poprzez rozbudzane pożądliwości (choćby tylko tę, zda się bardzo szlachetną: gnozeologiczną, poznawczą) – trzymać na uwięzi oczy, umysły i serca. Św. Jan od Krzyża trafnie spostrzega, że nieważne jest, czy łańcuch czy cienki sznurek udaremnia gołębiowi wzbicie się w przestworza…
To prawda, Boży Syn, jednocząc w Sobie naturę boską i ludzką, niezwykle mocno i jednoznacznie zaafirmował dobrze znaną nam doczesność jako piękny i cenny dar Ojca. Właśnie, Boga Ojca! Wszytko – i ptaki niebieskie, i ziarna wsiewane w różnej jakości glebę, i owce na pastwisku…, wszystkie stworzenia – mówiły Mu o Dobroci Ojca i na Ojca naprowadzały… A poza tym, Pan Jezus całym Sobą – nauczaniem, cudami, składanymi obietnicami, ubóstwem i stylem życia – przekonywał, że nasze życie na ziemi jest jedynie drogą do Domu Ojca, do wieczności.
Można obrazowo powiedzieć, że Jezus – w jakimkolwiek aspekcie na Niego popatrzeć – wciąż na nowo i z niezmordowaną świeżością bierze nas za rękę i prowadzi na „miejsce wysokie”, z którego (już jakoś) widać nasz wieczny dom u Ojca. A dokładniej mówiąc, to On sam – z całym bogactwem dwóch natur: Boskiej i ludzkiej – jest dla nas owym „miejscem wysokim”, a nawet najwyższym w ludzkich dziejach!
Zapytajmy kontrolnie
Jeśli być może mamy pasję wchodzenia na górskie szczyty, to pytajmy, czy równie mocna i świeża jest w nas pasja wstępowania na „miejsce wysokie” w sensie psychiczno-duchowym.
I co konkretnie jest dla nas / mnie takim wysokim miejscem, z którego widać bardzo daleko? Czy jest nim Biblia: od Księgi Rodzaju po Apokalipsę? Czy regularny i prawdziwie serdeczny kontakt z Jezusem jest dla mnie upragnionym „miejscem wysokim”, z którego widać już tak dużo i uskrzydlająco? To, o co pytamy, można nazwać po prostu żywą wiarą, która z jednej strony zawiera w sobie ogrom cudnych treści, a z drugiej jest intensywnym aktem ducha, który pozwala zwracać się do Boskich Osób z dziecięcą ufnością i miłością! „Jeśli pójdziemy za Jezusem blisko, mówi św. Atanazy, to już tu na ziemi będzie nam wolno kosztować radości wiecznego święta, jakbyśmy byli w przedsionkach niebieskiego Jeruzalem” (LH, Wielki Post, str. 273).
Co każdego dnia, nie tylko od święta, skutecznie pomaga nam rodzić się z Ducha i od-radzać się w kontakcie z Duchem Bożym? I przeciwnie, co skutecznie przeszkadza nam i konsekwentnie więzi nas w samej doczesności i tylko „cielesnym” bytowaniu – pozbawionym perspektyw zdecydowanie lepszego życia w wieczności?
Za puentę niech nam posłuży myśl Jana Pawła II, na którą dziś natrafiłem w „Pamięci i tożsamości”: „Najgłębszy sens historii wykracza poza historię i znajduje pełne wyjaśnienie w Chrystusie, Bogu-Człowieku. Chrześcijańska nadzieja sięga poza granicę czasu. Królestwo Boże zaszczepia się i rozwija w dziejach ludzkich, ale jego celem jest życie przyszłe. Ludzkość jest powołana do wychodzenia poza granicę śmierci i poza granicę przemijających wieków, ku ostatecznej przystani w wieczności, przy chwalebnym Chrystusie w trynitarnej komunii. „Nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności” (Mdr 3,4)” (s. 160).
Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 29.04.2019