MIŁOŚĆ czyni CZYSTYM
6 lutego 2018, autor: Krzysztof Osuch SJDotkniemy ważnego tematu: CZYSTOŚCI i NIECZYSTOŚCI. Tę ostatnią można pojmować tylko zewnętrznie, jak faryzeusze, lub też znacznie głębiej. Pod pełnym niepokoju pytaniem o czystość skrywa się fundamentalna troska człowieka, który – choć świadom jest swej nieczystości – szuka kontaktu z trzykroć świętym Bogiem. We wszystkich religiach ludzie konfrontują się ze swoją grzesznością, nazywaną też nieczystością, i jednocześnie szukają oczyszczenia. Temu służą liczne rytuały „sprawiające” oczyszczenie człowieka. Stary Testament też proponuje rytuały służące oczyszczeniu i odzyskaniu pokoju serca.
Jezus Chrystus doskonale zna tę potrzebę ludzkiej duszy i zaradza jej w sposób absolutnie nowy i przekraczający ludzkie oczekiwania i wyobrażenia. Chcąc jak najpełniej otworzyć się na dar Jezusowego oczyszczenia i usprawiedliwienia, winniśmy uważnie wsłuchać się w Jezusową krytykę i wyrzuty czynione pod adresem tych, co temat czystości spłycają i poniekąd ośmieszają.
Zanim dojdziemy do sedna w głównym temacie, przyjmijmy parę fundamentalnych przypomnień.
[Identyczne rozważanie zamieściłem w mojej niedawno wydanej książce: Drogocenni w oczach Boga]
Jezus Chrystus i „symfonia wiary”
Uradujmy się tym, że Nauka Jezusa Chrystusa jawi się nam ludziom jako niebywale bliska i w głębi każdej osoby wyczekiwana. Są rozważania filozoficzno-teologiczne, które unaoczniają prawdziwość powyższego stwierdzenia. W takim rozważaniu, jak to obecne, wystarczy zadać retoryczne pytanie: Czy jest w ludzkich dziejach ktoś inny, kto bardziej niż Jezus Chrystus odpowiadałby na najgłębsze pytania, tęsknoty i pragnienia człowieka? I czy to nie dlatego Jezus Chrystus jest przez miliony wierzących rozpoznawany, także pomimo wątpliwości niektórych nieortodoksyjnych teologów, jako Wcielony Boży Syn, Bóg-Człowiek. Kiedyś kard. J. Ratzinger wypowiedział wobec zgromadzenia biskupów Ameryki Południowej (1996) znamienną myśl. Nawiązując do żywej wiary ludu i do błędnych twierdzeń niektórych Chrysto-logów (czy jedynie Jezuso-logów), kwestionujących Bóstwo Jezusa Chrystusa, stwierdził, że wiara właśnie w Jezusa Chrystusa, jako Boga-Człowieka, ma się bardzo dobrze mimo wątpliwości niektórych teologów. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego właśnie, że ludzie, doświadczający ludzkiej egzystencji (z jej bolesnymi ograniczeniami), a jednocześnie w jakiś naturalny sposób zakorzenieni w sensus fidei, wiedzą, że tylko ktoś taki jak Jezus Chrystus potrafi przeprowadzić ich w nową przestrzeń Życia i wolności dzieci Bożych. Tylko Chrystus realnie wyzwala z „okowów” doczesności.
Jakby drugą stronę medalu, jakim jest spotkanie człowieka z Jezusem Chrystusem, stanowi odczucie niesłychanej wzniosłości zarówno Osoby Jezusa Chrystusa, jak i całej Jego Nauki. W bliższym kontakcie z Panem Jezusem pojawia się w człowieku, jak w Piotrze po obfitym połowie ryb (por. Łk 5, 8), cała gama odczuć takich jak: zdumienie i fascynacja, trwoga i „święte drżenie”, a także żywa świadomość własnej grzeszności i niegodności!
- Próbując zakreślić przestrzeń, w której się poruszamy, chciałbym jeszcze, tytułem wstępu, powiedzieć i to, że Jezusowego nauczania nie da się sprowadzić do paru banalnych stwierdzeń czy naprędce skleconych zdań. Gruba księga Katechizmu Kościoła Katolickiego (redagowanego na różnych etapach przez kilka tysięcy ludzi) daje przeczucie tego, z jaką to Wielkością mamy do czynienia w Osobie Jezusa i w Jego Dobrej Nowinie. Struktura Katechizmu unaocznia, że Jezusowa Ewangelia i Boże Objawienie to pewien zwarty „system” prawd. Dziś należy mocno podkreślać, że w tych prawdach nie wolno przebierać jak w przysłowiowych ulęgałkach. Nie wolno wybredzać i grymasić. Nie wypada mówić, że ta prawda mi się podoba, a ta już nie, bo coś tam…
Powagę Osoby Jezusa i Jego świętej Nauki przeczuwamy także wtedy, gdy wchodzimy na przykład na drogę Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. W tak zwanych czterech tygodniach rekolekcji ignacjańskich poświęcamy w sumie od 30 – 40 dni na „wewnętrzne poznanie” Jezusa i uzgodnienie swojej woli z miłosną wolą Boga oraz całkowite zawierzenie siebie Bogu Ojcu przez Osobę Jezusa Chrystusa.
Nasz zwyczajny sposób napełniania się bogactwami, ukrytymi w Jezusie i Jego Ewangelii, to niedzielna liturgia. Słowo Boże, słuchane i rozważane, stawia przed nami zwykle jakiś (zda się) niewielki wycinek czy fragment majestatycznej „symfonii wiary” (określenie Jana Pawła II ze Wstępu do KKK). Praktycznie znaczy to, że próbujemy zrozumieć i wewnętrznie przyswoić sobie choć kilka zdań z Ewangelii… Teraz zatrzymajmy się chwilę przy paru szokujących zdaniach:
Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji (Mk 7, 6 – 8).
Sercem daleko
Przytoczone słowa (Izajasza i Jezusa) są rzeczywiście ostre „jak miecz obosieczny” (por. Hbr 4, 12). Zostały one wypowiedziane w sytuacji, która zdarzała się niejednokrotnie. Oto Jezus i Jego uczniowie zostali słownie zaatakowani. Tym razem poszło o rytualną i zewnętrzną czystość rąk i naczyń. Święty Marek, zwykle bardzo zwięzły, dość dokładnie opisuje zaistniałą sytuację.
Zebrali się u Jezusa faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?» Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: 'Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie. Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi’. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji». Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: «Słuchajcie mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Wszystko to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7,1-8.14-15.21-23) .
Faryzeusze i uczeni w Piśmie z nieskrywaną satysfakcją przyuważyli Mistrza i Jego uczniów – jak im się mylnie zdawało – na poważnym występku. Mówiąc kolokwialnie, nie dorastali Jezusowi do pięt, ale nadarzającą się okazję postanowili natychmiast wykorzystać, żeby „się wyprofilować” (jak mawia się w niektórych językach), żeby podkreślić swoją ważność, wielkość i „lepszość”. Chcieli zaistnieć jako znakomici i doskonali czciciele Boga, podczas gdy tak naprawdę przestali oddawać Bogu cześć „w Duchu i prawdzie” (por. J 4, 23 n). Klepiąc religijnie brzmiące teksty i wykonując rytualne gesty, jakoś tam podłączone pod istotę religii, sercem swoim (a także zapewne rozproszonym umysłem) byli daleko od Boga Żywego! Owszem, widzieli w czynach i słowach Jezusa jakieś wielkie Novum, jednak nie mieli do niego przystępu.
- Nie pojmowali Objawienia dziejącego się w Jezusie-Mesjaszu. Zaczęli więc, pysznie i głupio, atakować i kąsać. Później posuną się do skazania Jezusa na śmierć na krzyżu. Teraz ograniczają się do wykazywania Mu błędów i udowadniania swojej (rzekomej i urojonej) wyższości, wywiedzionej czy zbudowanej na skrupulatnym zachowywaniu kilku czy (choćby i) kilkuset „zasad wymyślonych i podanych przez ludzi”. Jezus nazwał te wszystkie namnożone zasady i prawa „ludzką tradycją”, która fatalnie posłużyła im do uchylania istotnych i najważniejszych Bożych przykazań!
Czy nas to dotyczy?
Przypatrując się scenie opisanej przez św. Marka i uważnie wsłuchując się w mocno brzmiące słowa, czujemy powagę sytuacji. I może (już) przeczuwamy, że z nami bywało (przynajmniej czasem) bardzo podobnie.
Niestety, wtedy i dzisiaj – choć na sposób różniący się od tamtych zachowań – sam Bóg zostaje skazany na zmarginalizowanie! To ludzka pycha ma się rozrastać niebotycznie (a dokładniej: „piekło-tycznie”). Skrajny egoizm, indywidualizm i egocentryzm są „zapodawane” jako w pełni uprawnione i jedynie słuszne. Wmawia się dzisiaj ludziom, że z Panem Bogiem i z Prawem przez Niego nadanym wolno im postąpić jakkolwiek, dowolnie, według impulsów i upodobań, które wartkim nurtem wypływają z otchłani nieczystego serca. Zatrważającą skalę wskazanego zjawiska zdaje się uzasadniać i wręcz nobilitować zapatrzona w siebie techniczna cywilizacja, a nawet na potęgę laicyzująca się kultura. Ludziom się wmawia, że można bezkarnie stanowić niecne prawa, kpiące w żywe oczy z Woli i Mądrości Stwórcy. Idą czasy, że jak za rzymskich cezarów karać się będzie za obronę Boga Jedynego i Jego Prawa, Dekalogu. Pewne oznaki neopogaństwa, które odwołuje się do „zbrojnego ramienia” władzy sądowniczej i innych instytucji państwa, już obserwujemy!
- Czy w tej sytuacji nie nasuwa się dramatyczne pytanie: W jakich proporcjach żyć będą na ziemi bezbożni i sprawiedliwi?
- I czy tym ostatnim pozostanie jedynie modlitwa, pełna niepokoju i trwogi? Podobną sytuację ma na myśli Psalmista, pytając retorycznie: Gdy walą się fundamenty, cóż może zdziałać sprawiedliwy? (Ps 11, 3).
Myślę, że tego wątku nie trzeba rozwijać. To już wszyscy wiedzą, że ludzie bezbożnie „zaprogramowani” z niebywałą lekkomyślnością biorą na sumienia złe prawa i działania. Widać to dobitnie w zabijaniu milionów dzieci nienarodzonych (czy nawet, o zgrozo! już rodzących się; tak przez dziesięciolecia bywało w USA!). Widać to także w systematycznym niszczeniu małżeństwa i rodziny, w manipulowaniu ludzką płciowością i tożsamością, a także początkiem życia człowieka i jego końcem. A nie jest to wszystko.
Bóg gra czysto, a my?
Bóg stwarzając „nieobjętą ziemię” i pomieszczając ją, jako szczególnej klasy arcydzieło, we Wszechświecie (zda się bez granic), podjął wielce ryzykowną grę. Gra stała się bardzo ryzykowna głównie za sprawą stworzenia ludzkiej osoby jako Bogu podobnej, wolnej i rozumnej. Rzec można, „wielka gra” zainicjowana przez Stwórcę jest – ze strony Boga – nieskalanie „czysta”! Czysta, bo pełna Boskiej Miłości. Bóg wszystko stwarza z Miłości i dla „usłyszenia” miłosnej odpowiedzi stworzeń. Boskie Osoby stwarzają dla Przymierza, dla przebóstwiającego nas zjednoczenia z Nimi. W zamyśle Boga, od początku do końca, „wszystko – jak powiedziałby św. o. Pio – jest grą miłości”.
- Inaczej rzecz się prezentuje od naszej ludzkiej strony. Wielu gra nieczysto. Niektórzy grają radykalnie nieczysto, to znaczy nie liczą się ze Stwórcą; są otwarcie i bezczelnie przeciwni Bogu. Znajdują demoniczne upodobanie w ironii, w profanacji świętości, w nienawiści, w pogardzie i zabijaniu. Tacy nie chcą mówić o żadnej religii. Albo i owszem, ale jest to szatańska religia, czyli rodzaj więzi z Lucyferem i mroczny kult jemu oddawany.
- Powiedziałem „wielu gra nieczysto”, czyli przeciw Bogu. Wielu nie chce przyjąć Boskiej Miłości w przepastne głębie swoich serc.
- A jak jest z nami? Z nami, którzy – jak widać – gotowi jesteśmy czynić tak wiele dla dobrej relacji z Bogiem, z bliźnimi, z sobą i ze światem stworzeń?
Nie pora podejmować dłuższe rozważanie, pogłębiające wgląd w to, co Jezus zarzucił faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Z nutą wielkiej nadziei powiem jeszcze tylko, że mówię te słowa (w pierwotnej wersji, krótszej) do osób odprawiających Ignacjańskie Rekolekcje. A w nich chodzi o to, żeby – wbrew wszelkim sprzeciwom świata, demonów i „starego człowieka” w sobie – jednak „wyrywać się z siebie i przechodzić w Boga” (św. Ignacy Loyola). By poznawać Jego Miłość i wielki Zbawczy Plan. By zachwycać się pełnym chwały Bogiem i naszym wspaniałym Zbawicielem. By całym swym sercem być blisko przy naszym Panu i Ojcu.
- Chcemy też kontemplować mądre Prawo Boga i w ten sposób nabrać odwagi do trwania przy Bożym Ładzie przyrody, ludzkiego serca i międzyludzkich relacji. Chcemy też nabrać siły do sprzeciwiania się „ludzkiej tradycji”, to znaczy temu, co idzie przez świat jak walec, a za czym kryją się bezbożne ośrodki wpływu i władzy. To one – to tu, to tam (właściwie na wszystkich już kontynentach i z narastającym przyśpieszeniem, jakby czas był już bardzo krótki, por. 1 Kor 7, 21, Ap 7, 23) – stanowią prawa lekceważące Boży Dekalog. Czynią to pod osłoną haseł brzmiących „wyzwoleńczo”, a jakże! Śmierć i rozpacz są skrzętnie skrywane (tak działo się już w upadku rajskim, por. Rdz 3, 4).
- Inkryminowany proceder sprzeciwiania się Bogu prowadzony jest, niestety, pod „osłoną” wyniesionej ponad wszystko demokracji. Niestety, ta ostatnia bywa coraz częściej i coraz efektywniej zmanipulowana przy pomocy potężnych środków przekazu, zawłaszczanych przez nieliczną, bardzo bogatą i otwarcie, by nie powiedzieć cynicznie, bezbożną mniejszość!
To powiedziawszy, wracajmy do siebie – do swej osobowej głębi, pełnej znaczeń – i do Boga, bez którego nic się nie ostoi, nawet gramatyka, jak pisał kiedyś Czesław Miłosz. Pielęgnujmy w sobie wolę rozeznawania, co jest co. Gdy to możliwe, np. w czasie rekolekcji, dbajmy o maksimum skupienia i uważności nakierowanej na Boga Ojca, na Pana Jezusa, na Jego Naukę, której jednym z piękniejszych nazwań i synonimów jest słowo: Ewangelia – Dobra Nowina. Dobra, bardzo dobra – dla człowieka, dla nas, dla mnie osobiście.
Częstochowa, 2 września 2012
Identyczne rozważanie zamieściłem w książce niedawno wydanej:
PETYCJA:
Nie było „Polskiego SS”. Żądamy wycofania publikacji i przeprosin za znieważenie Narodu Polskiego