Abp Jędraszewski: Początek reformacji nie jest wcale momentem do świętowania.
20 października 2017, autor: Krzysztof Osuch SJAbp Marek Jędraszewski podczas październikowych Dialogów u św. Anny. Fot.: Monika Jaracz/Archidiecezja Krakowska
Początek Reformacji, ten dramatyczny podział, jaki nastąpił w chrześcijaństwie zachodnim, nie jest wcale momentem wielkiego świętowania, to raczej pokazanie kolejnego sprzeniewierzenia się chrześcijan wobec testamentu, jaki zostawił nam Pan Jezus w Wieczerniku w swojej modlitwie arcykapłańskiej, w której modlił się o jedność – mówił w czwartek 19 października abp Marek Jędraszewski podczas kolejnych Dialogów u św. Anny.
Tradycyjnie już pierwszą część spotkania stanowiła katecheza arcybiskupa. Tym razem była ona poświęcona ekumenizmowi, zwłaszcza w kontekście 500. rocznicy rozpoczęcia Reformacji. Na samym początku metropolita krakowski przypomniał poniedziałkowy wykład kard. Müllera, kiedy odbierał on tytuł Doktora Honoris Causa na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Kardynał wskazywał w nim, że w zamiarach reformatorów – Lutra czy Kalwina nie było chęci odrzucenia doktryny Kościoła.
Jak zauważył arcybiskup, prawdziwy rozłam nastąpił w związku z tym, że reformatorzy akceptowali Chrystusa, lecz potępili Kościół w takim kształcie, w jakim on wtedy był. – To, co się stało później – nie tylko dyskusje, ale też okropne wojny religijne, które podzieliły bardzo głęboko Europę Zachodnią, a zwłaszcza chrześcijański Zachód – sprawiło, że katolicy i protestanci walczyli ze sobą w sposób bezlitosny w imię pewnej interpretacji, jaką nadawano nauce Chrystusa. To doprowadziło wielu myślicieli do pytania, czy warto wiązać się z Chrystusem, skoro On nas tak dzieli i prowadzi do tak okrutnych wojen – opowiadał.
Dodał, że w tym czasie nastąpił dynamiczny rozwój nauki, a zwłaszcza mechaniki. Uważano wręcz, że jest ona kluczem do zrozumienia świata, a nawet człowieka. – Jeżeli wydawało się, że mechanika jest w stanie odpowiedzieć na tak skomplikowane sprawy, jak procesy zachodzące w ludzkim ciele, to dlaczego nie stwierdzić, że ten Bóg, którego wszyscy możemy przyjąć rozumem, jest takim wielkim zegarmistrzem, wielkim mechanikiem, który skonstruował i wprawił w ruch świat. Tak się począł deizm – zauważył.
Jak wyjaśnił metropolita, deistyczna wizja Boga zakładała, że istnieje konstruktor, który tworzy mechanizm, wprawia go w ruch, ale kiedy on już zaczyna działać, zegarmistrz już jest niepotrzebny. – Nie było czegoś takiego jak Boża opatrzność, przekonanie, że Bóg opiekuje się światem i że Mu zależy na tym, żeby świat zbawić – podkreślał.
Zaznaczył, że właśnie wtedy zaczął się kolejny etap myślenia europejskiego, odrzucającego chrześcijaństwo, a przyjmującego deistyczną koncepcję Boga. Przypomniał również wielką katastrofę – trzęsienie ziemi, do którego doszło 1 listopada 1755 roku w Lizbonie. – Według ludzi, którzy żyli deistyczną wizją świata coś tu nie pasowało, bo przecież Bóg – najdoskonalszy z bytów, musiał stworzyć najdoskonalszy mechanizm, czyli świat. Nagle się okazało, że świat funkcjonuje w sposób fatalny – opowiadał.
Jak tłumaczył, właśnie wtedy deistyczna wizja Boga – podobnie jak Lizbona – legła w gruzach. Zaczęto oskarżać Boga o to, że jest obojętny na los człowieka i pozwala na tak wielkie tragedie. Zdaniem metropolity, to przyczyniło się do tego, że w XIX w. powiedziano Bogu: „Nie!”, a człowiekowi: „Tak!”. Uważano, że trzeba odrzucić Boga, bo sama Jego obecność sprawia, że człowiek nie może rozwinąć tego, co jest w nim najbardziej twórcze. Takie twierdzenia głosił m.in. Feuerbach, a potem także Marks i Freud.
– Zakwestionowano pewien autorytet, jakim był Kościół, jego urząd nauczycielski, a potem chrześcijaństwo i Boga. XIX-wieczny ateizm mówił jeszcze, że człowiek jest, ale my wiemy dzisiaj, patrząc na to, co się dzieje we współczesnej kulturze XX i XXI wieku, że mówi się, że człowieka już nie ma. Ideologia gender głosi, że bycie kobietą czy mężczyzną to nie kwestia biologii, ale mojego wyboru. Wszystko zaczyna się rozchodzić, człowiek zostawiony samemu sobie, bo odrzucił wszystko inne, zwłaszcza autorytet Boży, dochodzi już do granic absurdu. I możemy się pytać jak daleko jeszcze możemy się posuwać w tych kolejnych absurdach. I gdzie jest ściana, za którą jest już tylko przepaść i żadnego z niej ratunku – zastanawiał się.
Kard. Müller: w sprawie Lutra jest dziś wielki zamęt
◊
W sprawie Marcina Lutra istnieje dziś wielki zamęt i trzeba jasno powiedzieć, że z punktu widzenia nauczania Kościoła nie była to reforma, tylko rewolucja, czyli całkowita zmiana podstaw wiary katolickiej – zauważa kard. Gerhard Müller, odnosząc się do licznych ostatnio wypowiedzi na temat inicjatora reformacji. Kard. Müller, do niedawna prefekt Kongregacji Nauki Wiary, podkreśla, że nie jest prawdą twierdzenie, jakoby intencją Lutra była jedynie walka z praktyką odpustów czy z grzechami renesansowego Kościoła. []
W książce napisanej w 1520 r. „De captivitate Babylonica ecclesiae” widać już bardzo jasno, że „Luter odrzucił wszystkie zasady wiary katolickiej, Pisma Świętego, Tradycji apostolskiej, nauczania papieży i soborów, biskupstwa” – podkreśla niemiecki kardynał. Luter zrywa z koncepcją spójnego rozwoju doktryny chrześcijańskiej, odrzuca sakramenty, a święcenia biskupie traktuje jako wymysł papieży.
Były prefekt watykańskiej dykasterii przypomina, że hierarchia sakramentalna w jedności z Następcą Piotra jest istotnym elementem Kościoła ustanowionego przez samego Chrystusa. Jego odnowa polega na odnowie wiary przeżywanej w łasce, odnowie obyczajów, etyki, życia duchowego i moralności, a nie na zakładaniu nowego Kościoła. Dlatego – podkreśla kard. Müller – niedopuszczalnym jest twierdzenie, że reforma Lutra była dziełem Ducha Świętego. Przeciwnie, sprzeciwiała się ona Duchowi, bo Duch Święty nie może przeczyć samemu sobie.
Niemiecki purpurat zauważa, że dziś mówi się o Lutrze ze zbyt wielkim entuzjazmem, nie znając jego teologii i katastrofalnych skutków jego ruchu. Pozytywnie można oceniać jego dobrą wolę i jasny wykład podstawowych tajemnic wiary, a nie jego wystąpienia przeciw wierze katolickiej i hierarchiczno-apostolskiej strukturze Kościoła.
Nie jest też prawdą, że Luter miał początkowo dobre intencje i że to nieugięta postawa Kościoła sprowadziła go na błędną drogę. To nieprawda – pisze kard. Müller. – Intencją Lutra była walka z handlem odpustami, ale jego celem nie były odpusty same w sobie, lecz jako element sakramentu pokuty. Nie jest też prawdą, że Kościół odmawiał dialogu z Lutrem. Można dyskutować nad sposobami tego dialogu, lecz jeśli chodzi o istotę doktryny, trzeba stwierdzić, że władze Kościoła nie popełniły błędu.
Purpurat podkreśla też, że błędów osobistych, grzechów ludzi Kościoła, nie wolno mylić z błędami odnośnie do nauczania i sakramentów. Kto tak robi, wierzy, że Kościół jest organizacją utworzoną przez ludzi i neguje zasadę, że to sam Jezus założył Kościół i strzeże go w przekazywaniu wiary i łaski w sakramentach za pośrednictwem Ducha Świętego. Jego Kościół nie jest jedynie ludzką organizacją; jest Ciałem Chrystusa, w którym istnieje nieomylność Soboru i Papieża, przy ściśle określonych okolicznościach. W dzisiejszym zamęcie natomiast dochodzi się do całkowitego odwrócenia porządku rzeczy. Twierdzi się, że papież jest nieomylny w swoich prywatnych wypowiedziach, a omylni są papieże, kiedy na przestrzeni dziejów głosili wiarę katolicką.
Były prefekt Kongregacji Nauki Wiary przyznaje, że dziś, 500 lat po Lutrze, dążymy do pojednania. Nie może się to jednak odbywać kosztem prawdy i z wywoływaniem zamętu. To zrozumiałe, że pragnie się dobrych relacji z niekatolikami, aby zbliżyć ich do pełnej jedności z hierarchią katolicką, także poprzez przyjęcie tradycji apostolskiej zgodnie z wiarą katolicką. Czym innym jest jednak niezrozumienie czy wręcz fałszowanie tego, co wydarzyło się przed 500 laty – dodaje kard. Müller.
kb/rv