Jak BOGA traktujemy?

10 października 2016, autor: Krzysztof Osuch SJ

Należy być codziennie gotowym do zastanowienia się nad sobą i szczerego uznania, że po jakimś dłuższym czy krótszym okresie miłosnego zwracania się do Boga – znowu, często niepostrzeżenie, porzuciliśmy serdeczne przestawanie z Panem, a popadliśmy w ów dziwnie pociągający nas egocentryzm, samowystarczalność i samouwielbienie! A przecież prawda naszego bytu jaśnieje, gdy uznajemy i radośnie przeżywamy naszą zależność i zawdzięczanie siebie Wszechmocnemu i Dobremu Stwórcy! 

Mt 12,38-42Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: Nauczycielu, chcielibyśmy jakiś znak widzieć od Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw temu plemieniu i potępi je; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon.

Łk 11,29-32: Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: To plemię jest plemieniem przewrotnym. żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.

Trudno wobec mocnych zarzutów czynionych przez Jezusa tamtemu pokoleniu nie zadać pytania: A jak ja, jak my traktujemy Jezusa, a w Nim Ojca, który Go do nas posłał? Czy wspólnota, w której żyję, odnosi się do Boga z należytą powagą i starannością? Czy żywimy do Boga miłość, o której mówi najważniejsze przykazanie:

Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22, 37)?

Jest niemal pewne, że wobec takiej miary miłości wszyscy nie dociągamy…, ponieważ nasza miłość – nawet gdy już nam na niej bardzo zależy – bywa często podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika, jak poetycko określił to duchowe „zjawisko” prorok Ozeasz (6,4).

Szczerze powiedziawszy, zagadnienie naszej relacji z Bogiem można podjąć najwłaściwiej, udzielając (sobie i innym) poważnej odpowiedzi na pytanie: Jak Bóg traktuje nas i jaka jest Jego Miłość do nas?!

  • Na nasze szczęście w miłości Boga do nas nie ma żadnych punktów słabych ani niczego, co mogłoby rodzić w nas wątpliwości i niepewność… 
  • Bóg daje nam ogrom „dowodów” na to, że traktuje nas z najwyższą powagą i Boską Miłością! On wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1, 4).
  • Czytając Ewangelie i patrząc na Jezusa Chrystusa oczyma pierwszych świadków, a także (i to szczególnie) św. Pawła, jesteśmy pewni, że Bóg angażuje się w człowieka w sposób, tak naprawdę, dla nas niewyobrażalny (por Ef 3, 17-19)! O czterowymiarowej (Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość) Miłości Boga Ojca, objawionej w Jezusie Chrystusie, słusznie mówimy, że jest Miłością bez miary!
  • Najdobitniej potwierdza to Wcielenie Syna Bożego, Wieczernik z umyciem nóg i darem Eucharystii, Męka Krzyża i Zmartwychwstanie Jezusa (i nasze w Nim) oraz różne sposoby pozostawania z nami Zbawiciela aż do skończenia świata (Mt 28, 20).

Strzegąc powyższej Prawdy jak oka w głowie, strzeżmy się jednak łatwego pobłażania sobie, jakoby wszystko i zawsze było z nami (i w nas) w porządku, bo przecież ponad wszystkim i ponad wszystko jest Boża Miłość i Miłosierdzie! To prawda! Winniśmy jednak – przynajmniej od czasu do czasu – przyjąć wezwanie Pana Jezusa do uważnego badania sumienia i zdania sobie sprawy z tego, co tak naprawdę dzieje się w sanktuarium osoby, wezwanej do intensywnego dialogu miłości, która znajduje swe potwierdzenie w pełnieniu Przykazań Pana.

Tak, należy być codziennie gotowym do zastanowienia się nad sobą i szczerego uznania (z żalem i skruchą), że po jakimś dłuższym czy krótszym okresie miłosnego zwracania się do Boga – znowu, często niepostrzeżenie, porzuciliśmy serdeczne przestawanie z Panem, a popadliśmy w ów dziwnie pociągający nas (i smakowity?) egocentryzm, samowystarczalność i samouwielbienie! A przecież prawda naszego bytu (że istniejemy i tacy jesteśmy) jaśnieje, gdy uznajemy i radośnie przeżywamy naszą zależność i zawdzięczanie siebie Wszechmocnemu i Dobremu Stwórcy! 

Praktycznie mówiąc, chodzi o to, żeby często – np. w pierwszym punkcie ignacjańskiego rachunku sumienia – uświadamiać sobie i dziękować Bogu za Jego dobrodziejstwa. Ich lista jest codziennie bardzo długa…, właściwie nieskończona, jeśli zauważyć (a i na czułej wadze … ważyć) to, co już od Boga otrzymaliśmy…, i co jeszcze stanie się naszym udziałem w życiu wiecznym! Ogrom i różnorodność Bożych darów winny nas co dzień od nowa zdumiewać i jak najczęściej, a nawet nieustannie, skierowywać do Dawcy, aby Mu dziękować, przyjaźnie z Nim rozmawiać…  Przyjaźnić się z Nim. Do Niego lgnąć całym swym umysłem i sercem… Płonąć!

Tymczasem z różnych powodów najbardziej zagraża nam dzisiaj zobojętnienie na „szaloną” Miłość Boga oraz bezczelne czy pewno najczęściej bezrefleksyjne lekceważenie jej! Trafnie wskazał to zagrożenie św. Jan Paweł II, zadając na przełomie tysiącleci niezwykle ważne pytanie:

Czy można przemilczeć zjawisko obojętności religijnej, która sprawia, że wielu współczesnych ludzi żyje dziś tak, jakby Bóg nie istniał, albo zadowala się mglistą religijnością” (TMA 36).  

Papieską diagnozę trafnie rozwija i dopełnia kilka przejmujących stwierdzeń kard. Carlo M. Martiniego:

„Jest to dziwne, ale gdy z jednej strony przybierają na sile zjawiska degradacji ludzkości poprzez różne formy nałogów indywidualnych i zbiorowych, zjawiska degradacji moralnej wszelkiego typu, to z drugiej strony upowszechnia się jakieś poczucie niewinności.(…) Niezdolność do rzetelnego wglądu we własne sumienie rodzi wielką sprzeczność naszych czasów. Obok  tak wielu przejawów zła, tak wielkie  przekonanie o niewinności”.

Pytających o sposoby pokonywania dzisiejszego ciężkiego kryzysu ludzkich sumień, Kardynał odsyła do liturgii pokutnej. Ojciec C. M. Martini znał też bezcenną wartość rekolekcji ignacjańskich. Udzielał ich dość często, a ich zapisy w postaci licznych książek wciąż oddają nieocenione usługi.

Na tym blogu nie muszę (kolejny raz) przypominać, że bardzo skutecznie można się o-bronić przed „obojętnością religijną” i „zjawiskami degradacji ludzkości”, samemu odprawiając rekolekcje ignacjańskie w warunkach domu rekolekcyjnego; w ciszy, spokoju, z pomocą osoby towarzyszącej. (Polecam. Zapraszam).

Komentarze

komentarzy 6 do wpisu “Jak BOGA traktujemy?”
  1. I jeszcze jeden wspaniały … trop: W I E L B I E N I E BOGA!

  2. s.ludmila Rozumek pisze:

    Czy z tym pobłażaniem sobie a raczej skutkami, kiedy serce plonie w żalu, skrusze, z powodu zranienia NAJWIĘKSZEJ I JEDYNEJ MIŁOŚCI, jest miejsce i czas na spotkanie z Bogiem w Sakramencie POJEDNANIA? Czy mógłby Ojciec zaproponować lub napisać coś na ten temat.Ufam,że w mocy DUCHA ŚWIĘTEGO jest wszystko możliwe.

  3. Maria Jagoda pisze:

    .. Z dysputy o religiach..

    mój zaś
    Bóg
    jako jedyny
    pod tym co głosił
    Krzyżem bo krzyżem
    ale się
    podpisał

    z.: s. Bożena Anna Flak „Wiersze”

  4. Nasze o Bogu rozważania czy także „pierwsze” z Nim rozmowy mają najpierw jakiś poziom podstawowy, ale zawsze otwarte są one na takie subtelności i „wyżyny”, do jakich zaprasza sam JEZUS, np. w ON i ja…
    Akurat wczoraj i dzisiaj przyswajałem sobie (modlitewnie) ten fragment:

    Dziękujesz Mi za wiosnę i za wszystkie kwiaty, za ptaki, które śpiewają w lipach, za pierwsze motyle, za wszystkie moje piękności i masz rację: Piękno to Ja.
    Ale za wiosny, jakie przynoszę do dusz przez Łaskę, trzeba Mi bardziej dziękować. Te wiosny pełne soków wieczności pochodzą z ceny mojej przelanej Krwi i tworzą wspaniałości, jakich nie dostrzegacie. Ale kontemplują je aniołowie i święci. Jest to podwójna praca Boga-Ducha i duszy-ducha: siły i dobrej woli. Jedna bez drugiej jest bezsilna wobec sprawiedliwości. A gdy działają razem, jakże szybko się postępuje! Pragnij. Pragnij iść naprzód… Pragnij świętości. Błagaj o nią jak biedaczka. Codziennie w tym miesiącu proś moją Matkę, aby cię prowadziła i doprowadziła do mego serca. To taka dobra Matka!… Dlaczego wątpisz? Twoje nędze?… Ona weźmie je na siebie. Ona im zaradzi. Przypomnij sobie, jak mama przygotowuje toaletę swej córeczki, zanim ją zaprezentuje w salonie. Ona… czy zrobi to mniej dobrze, gdy będzie was Mnie przedstawiać? Proś Ją o wybaczenie twych uchybień i zaufaj Jej całkowicie! A to sprawi Mi wielką przyjemność!… Powierzyłem Jej Magdalenę, Jana, wszystkich tych, których kochałem… Jako mały chłopiec byłem Jej oddany… Jej ramiona nie opuszczały Mnie: pozwól się w nich zamknąć na ten miesiąc… Patrzyłem na Nią często. Patrz na Nią: zrozumiesz swój obowiązek. I dokądże prowadziłaby Ona, jeżeli nie do Mnie, do Mnie, który zawsze czekam, który o tobie myślę, kiedy ty nie myślisz o Mnie… Ja, który myślałem o tobie, zanim się stałaś… Czy wiesz? W Ogrójcu… Czy wiesz? Z wysokości Krzyża… O, moje tak bardzo umiłowane stworzenia!… Co sprawia ból, to miłość, kiedy nie jest kochana. Znam ten ból!… Pocieszaj. Dawaj odpoczynek, pomagaj Miłości. Dawaj wszystko Miłości, jak nędzną byś nie była, pomagaj! Wesprzyj się na moim sercu, a twój ciężar będzie je radował i przejdę w ciebie jak sok ze szczepu winnego w gałązkę. I twoje życie będzie moim życiem: sama jesteś niczym, moja biedna córeczko” (On i ja. Rozmowy…, t.2, nr 37; 1941 – 1 maja).

  5. Zofia pisze:

    „Ogrom i różnorodność Bożych darów winny nas co dzień od nowa zdumiewać i jak najczęściej skierowywać do Dawcy, aby Mu dziękować, przyjaźnie z Nim rozmawiać… Przyjaźnić się z Nim. Do Niego lgnąć całym swym umysłem i sercem… Płonąć!”
    – i rzecz przedziwna, bo jeśli to czynimy, to czynimy sobie samym przede wszystkim 'przysługę’: żadnych depresji, wręcz przeciwnie – żyjemy dopiero wtedy, i to jak! To jest trochę tak, jak z chustą Weroniki, którą otrzymała w darze nie tylko ona, ale cała ludzkość do końca czasów, za jeden tylko gest wdzięcznej miłości..