Radosny dawca
10 sierpnia 2016, autor: Krzysztof Osuch SJJeśli pierwsi męczennicy szli ze śpiewem na pożarcie przez dzikie zwierzęta, to my też z radością możemy wchodzić w codzienne trudy, wyniszczenie i obumieranie. A także i w śmierć.
Prośmy Jezusa, by głębiej wprowadził nas w świat Boskiej Miłości, która jest Pełnią i nieustannie wyraża się w hojnym i radosnym dawaniu.
Kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie.
Nic bardziej oczywistego! Trzeba na wiosnę lub jesienią „odżałować” pewną ilość ziarna, by móc latem spodziewać się obfitych zbiorów. Kto w porze zasiewów zaoszczędzi na ziarnie, ten poniesie stratę przy żniwach… Im więcej się zaoszczędzi, tym więcej się straci. To jasne. W życiu osobowym, w życiu duchowym jest podobnie.
- Należy być dawcą hojnym, chętnym i radosnym, jeśli chcemy zachwycić Boga. Pawłowy postulat bycia hojnym dawcą dotyczy nie tylko materialnej jałmużny, ale także wewnętrznych aktów miłości wobec naszych bliźnich.
- Ta zasada hojnego siania dotyczy także wszelkich form służby, uczynności i zwyczajnej pracy nam powierzonej.
- Jak ja dzisiaj siałem ziarna dobra i dobroci? Ile straciłem z tego, co posiadam? I czy uczyniłem to hojnie i radośnie?
Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg.
Święty Paweł bardzo wyraźnie wskazuje nam, czym mamy się kierować w naszych codziennych „zasiewach” dobra; mamy kierować się sercem: Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce. Nasze fizyczne serca bywają w różnym stanie (zależy to od wielu czynników); nasze serca – rozumiane jako samo centrum osoby – też bywają w różnej kondycji.
- Winno nam zależeć na „posiadaniu” takiego serca, które, gdy daje, to nie kieruje się sknerstwem i lękiem o swoją przyszłość. Marnym dawcą jest ten, kto daje z jakiegoś przymusu lub odczuwa żal, gdy daje!
- […]
Całe rozważanie: Dawać z wielką radością – Boska rzecz
W komentarzu obraz został obcięty – może tu się zmieści… Skoro nie, to wklejam z Dz:
1128 22 V 1937. Dziś jest tak wielki upał, że trudny do wytrzymania; pragniemy deszczu, a jednak nie pada. Od kilku dni niebo się pochmurza, a deszcz nie może padać. Kiedy (35) spojrzałam na te rośliny spragnione deszczu, litość mnie ogarnęła i postanowiłam sobie odmawiać tę koroneczkę tak długo, aż Bóg spuści deszcz. Po podwieczorku niebo się okryło chmurami i spadł rzęsisty deszcz na ziemię; modlitwę tę odmawiałam bez przerwy trzy godziny. I dał mi Pan poznać, że przez tę modlitwę wszystko uprosić można.
„Zaczyna brakować wody! Módlmy się za przykładem s. Faustyny o życiodajny deszcz”.
Przed trzema dniami usłyszałam podobnie niebywałe świadectwo, od jednej młodziutkiej siostry Klaryski, – z południa Polski – o uproszeniu przez nią deszczu: narysowała ona po prostu na kartce chmurkę z kilkoma kroplami spadającymi z niej deszczu i zaniosła tę kartkę przed figurę św. Józefa. I niedługo potem niebo zesłało im tych kilka kropel deszczyku.
Na co ona poszła do figury św. Józefa, aby spojrzeć na jej kartkę i dorysowała porządnie spadający deszcz. I znowu za niedługo niebo rozpadało się nad ich okolicą na całą godzinę! Autentyczna historia.
Po jej usłyszeniu, spróbowałam podobnie narysować chmurkę z kroplami, ale niebo jak na razie nie odpowiedziało opadem deszczu.
Dzisiaj więc spróbuję modlić się o deszcz długo…. „koroneczkami..”.
Cudownie ocaleni w Hiroszimie czyli cud modlitwy różańcowej
Opublikowano 9 Sierpień 2015 by wobroniewiary
Cudownie ocaleni w Hiroszimie
różaniec świętySierpień 1945 r. zapisał się w dziejach świata jako dzień zrzucenia przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę. Nie mam jednak zamiaru przypominać ofiar, które szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy, nie licząc wielu tysięcy osób, które umarły w kolejnych latach w wyniku choroby popromiennej. Chcę wspomnieć ośmiu jezuitów, którzy przeżyli wybuch bomby atomowej, pomimo przebywania w okolicy epicentrum wybuchu.
Aby uświadomić sobie potęgę mocy Bożej, trzeba przypomnieć potworność zniszczeń, które dokonały bomby zrzucone na Hiroszimę, a kilka dni później na drugie japońskie miasto – Nagasaki. Oba miasta w ciągu kilku chwil od eksplozji praktycznie przestały istnieć. Ogromna kula ognia pochłonęła niemal wszystko w promieniu kilku kilometrów, a fala uderzeniowa spowodowała olbrzymie zniszczenia w promieniu dalszych kilkunastu kilometrów. Domy rozpadły się, jak gdyby były zbudowane z kart, a ludzie przebywający w okolicach epicentrum wybuchu dosłownie wyparowali.
Wspomniani jezuici przebywali około kilometra od epicentrum wybuchu. W takiej odległości od miejsca eksplozji bomby atomowej o mocy, którą posiadała bomba nazwana „Little Boy”, temperatura osiąga do 3 tys. stopni Celsjusza, a fala gorąca uderza z ciśnieniem o mocy ok. 600 psi. Już nacisk 3 psi powoduje uszkodzenie słuchu. Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce. Ciśnienie 20 psi rozsadza kończyny, a głowa eksploduje przy ciśnieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nie powinien przeżyć żaden człowiek. A katoliccy duchowni cudownie ocaleli pomimo ciśnienia o mocy ok. 600 psi.
W chwili wybuchu bomby jezuici znajdowali się w swoim domu zakonnym, który dzieliło od epicentrum wybuchu zaledwie kilka budynków. Po eksplozji ich dom stal na swoim miejscu, gdy wszystkie inne budynki zostały dosłownie zmiecione. Nawet jeśli kapłani dziwnym trafem przeżyliby moment wybuchu, powinni byli zginąć w ciągu kilku minut w wyniku napromieniowania. Oni jednak nie tylko zdołali opuścić teren zniszczeń nietknięci, to żyli w zdrowiu przez kolejne lata, nie cierpiąc z powodu choroby popromiennej. Potwierdzają to wyniki ok. 200 badań, którym zostali poddani w ciągu 30 lat.
Choć Departament Obrony USA nigdy oficjalnie nie skomentował faktu ocalenia jezuitów, dr Stephen Rinehart, pracownik Departamentu, ceniony na całym świecie ekspert w dziedzinie wybuchów jądrowych, powiedział o duchownych: „Nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Przypuszczam, że ich ocalenie było sklasyfikowane, ale nigdy nie poruszane w literaturze przedmiotu. Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wypowiadali się na ten temat”.
Nie ma się co dziwić takiej postawie, bowiem trudno politykom, wojskowym i naukowcom odnosić się do cudu, do tego, co jest niewytłumaczalne z naukowego i zdroworozsądkowego punku widzenia. Ale dla Boga wszystko jest możliwe.
Nie jest tajemnicą, że wspólnota jezuitów z Hiroszimy była szczególnie oddana Matce Bożej Fatimskiej. Jezuici codziennie odmawiali różaniec i czynili pokutę. Sami nie mieli wątpliwości, że przeżyli, ponieważ żyli przesłaniem fatimskim. Za wstawiennictwem przenajświętszej Maryi, która otoczyła matczyną opieką swoje wierne dzieci, Bóg, który stworzył materię i energię, w stosunku do jezuitów zawiesił ich działanie. A wszystko za sprawą Fatimy.
Fatima – to imię, które przez wieki kojarzyło się z treściami antychrześcijańskimi, było to bowiem imię córki Mahometa – proroka pierwszego czerwonego niebezpieczeństwa. Boża Opatrzność sprawiła, że w czasie tworzenia się drugiego czerwonego niebezpieczeństwa – ateistycznego komunizmu – imię Fatima nabrało cudownego chrześcijańskiego znaczenia. To właśnie w Fatimie Matka Boża Różańcowa objawiła się trójce portugalskich pastuszków. W trzecim roku I wojny światowej Najświętsza Panna zstąpiła na ziemię, by przekazać orędzie pokoju. Trzymała w ręku różaniec – broń, której mężczyźni powinni użyć dla zakończenia wszystkich wojen.
13 października 1917 r. Matka Boża wypowiedziała te oto słowa: „Jestem Królową Różańca świętego. Przychodzę zachęcić wiernych do zmiany życia, aby nie zasmucali grzechami swymi Zbawiciela, który jest tak obrażany, aby odmawiali różaniec, aby poprawili się i czynili pokutę za grzechy.” Zatem przesłaniem Matki Bożej Fatimskiej, której pozostali wierni jezuici z Hiroszimy, była modlitwa różańcowa i pokuta za grzechy świata, o pokój na świecie i nawrócenie grzeszników.
Dziś głoszenie orędzia fatimskiego jest szczególnie istotne z powodu wojen toczących się na świecie.
Zdjęcie tej ocalałej świątyni w Hiroszimie, która była prawie w epicentrum + I od razu korekta:
Chciałem zaznaczyć, że podpis nad zdjęciem jako ocalała świątynia w Hiroszimie jest błędny. To nie zdjęcie ocalałej świątyni, tylko ruiny domu wystawowego, dziś znanego jako Genbaku Dome, pomnik tzw. Kopuła Bomby Atomowej, wpisana na listę UNESCO.
Dwie informacje / refleksje – z (moją) zachętą do MODLITWY:
Gazeta Polska: Kolejny krok w obłęd [Grzegorz Strzemecki]
„Ustawa o uzgadnianiu płci sprawia, że status rzeczywistości, także prawnej zyskują ludzkie wyobrażenia, tzw. fantazmaty. Teoria/ideologia gender-queer staje się nie tylko narzędziem opisu, ale i wyznacza państwu własne obłąkane cele” – uważa Grzegorz Strzemecki, którego artykuł publikuje dziś „Gazeta Polska”. Autor tekstu stwierdza, że ustawa o uzgadnianiu płci fundamentalnie zmienia postrzeganie rzeczywistości. „O tym, co prawdziwe i realne, nie orzeka już biologia i medycyna w oparci o materialną rzeczywistość. Nauki te przestają być narzędziem opisu świata, zaprzeczające im zaś wyobrażenia i odczucia mają stanowić o tym, co w świetle prawa uważamy za realne i prawdziwe” – czytamy. W przekonaniu Strzemeckiego, ustawa, która ma pomóc osobom dotkniętym zaburzeniami płci, „w rzeczywistości jest częścią systemowych działań służących destabilizacji seksualności i eskalacji tych zaburzeń”.
*****
Gazeta Polska: Jest inny świat [Robert Tekieli]
„Są momenty, w których ulegam przekonaniu, że dla zachodniego świata nie ma już ratunku” – pisze w dzisiejszym wydaniu „Gazety Polskiej” Robert Tekieli. Publicysta w swoim tekście wspomina o mordowaniu chrześcijan, ogłoszeniu przez naukowców z Uniwersytetu w Cambridge, że „pedofilia jest normalna dla mężczyzn” oraz o publicznym nabożeństwie na cześć szatana w Detroit. Czytamy też o zapłodnieniu in vitro i o ponad dwóch milionach zniszczonych embrionów w Wielkiej Brytanii (od czasu zalegalizowania tej procedury w 1990 r.) oraz o kwocie, jaką można otrzymać za ciało abortowanego dziecka. Tekieli pisze, że są jednak również jednostki, które zostały uratowane przed zatraceniem i warto w nich odnajdywać sens. Publicysta przybliża kilka historii takich ludzi i stwierdza, że „może Zachód przetrwa, a jeśli nie, liczyć się będzie każda uratowana dusza”.
Jezu Ufam Tobie !!!!!!