WOLNOŚĆ w blasku UBÓSTWA!
27 lutego 2015, autor: Krzysztof Osuch SJRozważanie nawiązuje do ważnego momentu w rekolekcjach ignacjańskich, a także w ważnych momentach życia. Warto się zastanowić, jaka staje przed naszą wolnością alternatywa i wybór, gdy dociera do nas – w takiej czy innej formie – treść zaprezentowana przez św. Ignacego Loyolę w bardzo ważnej medytacji o Dwóch sztandarach. Oczywiście, zawsze chodzi o nasze spotkanie z Jezusem Chrystusem i świadome pójście za Nim. Niestety, na naszą WOLNOŚĆ i fundamentalny WYBÓR próbuje skutecznie wpływać także ktoś najbardziej wrogi wobec ludzkiej natury!
To Lucyfer i jego słudzy roztaczają przed człowiekiem ponętną wizję… Nasz śmiertelny wróg zdaje się mieć bardziej (doraźnie) atrakcyjną propozycję przezwyciężenia bolesnego (wręcz dramatycznego) napięcia między naszym poczuciem wielkiej GODNOŚCI i bezgranicznymi pragnieniami a poczuciem i doświadczaniem ograniczeń i statusu istoty radykalnie U-BOGIEJ!
Doprawdy, trudno znaleźć „punkt” bardziej newralgiczny (i trudniejszy), gdy myślimy o człowieku – o sobie – o tym, jak przeżyć dane nam życie i bycie osobą, a więc kimś podobnym do Boga a zarazem intrygująco … ubogim!
- „Ubóstwo duchowe” – czym jest? Czy przede wszystkim postulatem, żeby być lub stawać się człowiekiem ubogim? Czy raczej te dwa słowa opisują to, co de facto już w nas jest i trzeba jedynie odkryć; pojąć głębokie znaczenie ubóstwa. Próbować zrozumieć, co (a właściwie Kto) za nim się ukrywa i do czego wzywa każdą osobę, bezbrzeżnie ubogą? Tak czy inaczej, sądzę, że ubóstwo duchowe – zrozumiane i zaakceptowane – w istotny sposób wpływa na to, czy mądrze i roztropnie rozegramy daną nam wolność. Powiem jeszcze dosadniej, ludzkiej wolności nie da się ani właściwie usytuować, ani tym bardziej autentycznie przeżywać, dopóki nie zdamy sobie sprawy z tego, że konstytuuje nas duchowe ubóstwo. Skoro tak, to rozumieniu tego wymiaru ludzkiej osoby należy poświęcić odpowiednio dużo uwagi.
Ubóstwo – dar nad dary
Czym zatem jest ubóstwo duchowe? Czym jest ubóstwo właściwe ludzkiemu duchowi czy po prostu ludzkiej osobie? Ubóstwo, właściwe każdej osobie, to niezaprzeczalny fakt, a dokładniej mówiąc – choć brzmi to paradoksalnie – to dar nad dary. Dar niebywały, gdyż „niebo-tyczny”, a nawet „Bogo-tyczny”! W ubóstwie bowiem – poprzez nie – Bóg dotyka człowieka, a i człowiek ma możność dotknąć Boga!
- Ośmielę się stwierdzić, że ubóstwo definiuje nas na równi z darem rozumu, otwartego na poznanie rzeczywistości i na równi z darem woli, która skierowana jest ku dobru. Właściwe człowiekowi ubóstwo wypływa wprost z tego faktu, że jesteśmy przez Boga stworzeni, i to stworzeni jako osoby Jemu podobne.
Fakt bycia stworzonym mówi zarówno o naszej radykalnej zależności od Stwórcy, jak i o Jego Boskiej miłości wobec nas. Tę prawdę o miłosnej zależności należy często rozważać, kontemplować, a także z radosną pokorą uznawać i wyznawać. Jednak najbardziej brzemienne w skutki jest to, że Bóg stworzył nas jako osoby, czyli ukształtował nas na swój obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 26). Wskutek takiego „wymodelowania” człowieka przez dłonie Stwórcy, odkrywamy w sobie przemożne skierowanie ku Bogu. Jest ono dynamiczne, a więc pełne mocy, a daje znać o sobie w wieloraki sposób.
- Przeżywanie radykalnej zależności od miłującego nas Boga i nasza tęsknota za Bogiem oraz pragnienie, by się do Niego zbliżyć i z Nim zjednoczyć – to, jak sądzę, główne „składowe” nadanego nam statusu, który nosi jedno zwięzłe imię: duchowe ubóstwa czy ubóstwo ducha. Nie ma w tych stwierdzeniach niczego smutnego czy przytłaczającego ciężaru. A jeśli już, to ciężar godności i powołania. W ubóstwie ducha została zawarta obietnica pełni życia w Bogu. Tak rozumiane ubóstwo duchowe jest także trwałym motywem do tego, by wyrywać się z wszelkiej ciasnoty myśli i, mężnie równoważąc „doziemną” grawitację, kierować się w stronę Boskiej Dali, ku Boskiej Transcendencji.
- Człowiek – z Boskiego nadania tak radykalnie ubogi – nie zadowoli się czymkolwiek. Na krótko pewno tak, ale trwale może zadowolić nas tylko sam Bóg. Twierdzenie to nie wynika z nadmiaru wyobraźni czy chorobliwych zaburzeń. To Bóg takimi nas ukształtował! Bogu zawdzięczamy to, że człowiek „bosko” ubogi chce mieć udział w całości, we wszystkim. Chce istnieć w zachwycie doskonałym pięknem. Chce być doskonale wolny i wyzwolony od ograniczeń czasu, przestrzeni, a także trudnych praw rozwoju, obumierania i śmierci. Człowiek pragnie Boga samego! O tym w swej modlitwie mówi Psalmista: Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego, kiedyż więc dojdę i ujrzę oblicze Boże? (Ps 42, 3).
Ryzyko bycia ubogim
Jest rzeczą znamienną, że nawet grzech pierworodny nie zniweczył w nas ani wielkiej tęsknoty za Bogiem, ani zdolności do właściwej interpretacji duchowego ubóstwa. Owszem, wymowę ubóstwa i tęsknoty „zagmatwał” grzech, uczynił mniej wyrazistą i mniej czytelną, ale zabić jej nie zdołał. Gdy tylko przez mroki grzechu dociera do nas choćby odrobina Bożego światła i piękna, wtedy znów ożywa w nas tęsknota za Bogiem, a jednoczesne uwikłanie w grzechy sprawia, że jest ona przeżywana jeszcze „ostrzej”, bardziej dramatycznie.
Dzięki Bogu, mimo ulegania iluzjom i mimo błądzeń, wciąż pozostajemy wrażliwi na obietnicę szczęścia, upatrywanego w samym Bogu. To przecież samego Boga chcemy „dosięgnąć”, gdy tęsknimy za życiem bez chorób, cierpienia i śmierci; gdy marzy nam się życie w wiecznym świetle i cieple, a także w miłości, z poczuciem bezpieczeństwa, którego już nic i nikt nie zdoła zakłócić. Jezus w obietnicy danej w Apokalipsie potwierdza zasadność i przedmiotowość tych tęsknot: I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły (Ap 21, 4).
- Skołatani, cierpiący i zagubieni nie musimy ze wszystkim czekać na wieczność. Nieraz wystarczy chwila ciszy, słowo Boże i modlitwa, a w nas, bezbrzeżnie ubogich, znów dochodzi do głosu nie tylko wielka tęsknota za Bogiem, ale i spełnienie tęsknoty. I jest to normalne, gdyż Pan bardzo pragnie dać nam „samego siebie, ile tylko może wedle swego Boskiego planu” (Ćd 234) – powie św. Ignacy w zwieńczającej Ćwiczenia „Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości”.
Jezus i Lucyfer – radykalni oponenci
Temat ubóstwa duchowego podejmuje św. Ignacy Loyola jako jeden z zasadniczych, a ubóstwo pojmuje dogłębnie. Osoby, które odprawiły drugi tydzień Ćwiczeń duchownych, z pewnością pamiętają „Rozmyślanie o Dwóch sztandarach” (por. Ćd 136-147). Na ogół rozmyślanie to wzbudza wielką czujność, gdyż jasno stawia przed oczy, że mamy w życiu do czynienia nie tylko z dobrym Bogiem i innymi dobrymi duchami. Niestety, przyjaznym planom Boga wobec ludzi przeciwstawia się – od początku, stale i zaciekle – nieprzyjaciel ludzkiej natury. To jego sprzeciw i wojna wydana Bogu i ludziom sprawiają, że ludzka historia, zarówno ta w skali wieków, pokoleń, jak i pojedynczej osoby, rozwija się dramatycznie. Jej zwieńczeniem może być niekoniecznie niebo, może być i piekło.
Święty Ignacy Loyola z ogromną starannością przedstawia i zwraca uwagę na przepastne różnice między dwoma przywódcami, którzy z wielką pasją podejmują sprawę człowieka radykalnie ubogiego. Obu przywódców i interpretatorów łączy tylko to,
że odnoszą się do tego samego ubogiego człowieka. Poza tym wszystko jest całkiem różne, przeciwstawne i wzajemnie się wykluczające.
- Jezus, nazwany przez św. Ignacego „najwyższym i prawdziwym Wodzem”, a także „Panem całego świata”, mobilizuje „wszystkie swoje sługi i przyjaciół” do „pomagania wszystkim”. I od razu można by się spodziewać, że najpierw każe im mówić o miłości Boga, o wiecznym szczęściu w Bogu. Tymczasem w spisie tematów do zaprezentowania – jako pierwsze – pojawia się właśnie „najwyższe ubóstwo duchowe”. Słudzy i przyjaciele Jezusa mają pociągać wszystkich „najpierw do najwyższego ubóstwa duchowego, a jeśliby to się podobało Jego Boskiemu Majestatowi i zechciałby ich do tego wybrać, to także i do ubóstwa zewnętrznego” (Ćd 146). Zdaniem Jezusa, uwagę człowieka ma przykuć najpierw „najwyższe ubóstwo duchowe”, pełne znaczenia i obietnic.
To w tym rozmyślaniu rekolektant powinien zastanowić się także nad tym, czy Bóg nie wybiera go również do „ubóstwa zewnętrznego”. Tego wątku nie rozwijam, ale jest dość oczywiste, że bycie obdarowanym „najwyższym ubóstwem duchowym” może najpełniej rozkwitnąć i być zaświadczone wobec innych właśnie w wybraniu także „ubóstwa zewnętrznego”. Człowiek nabożnie celebrujący nadane mu „najwyższe ubóstwo duchowe” jest najbardziej wewnętrznie dysponowany, by świadomie i dobrowolnie praktykować także „ubóstwo zewnętrzne”. Nie z powodów np. ekologicznych (żeby było mniej CO2) czy dla samej solidarności z tak licznymi ubogimi, ale przede wszystkim dla Pana – by tym dobitniej i bardziej przekonująco odesłać do innego ubóstwa – do „najwyższego ubóstwa duchowego”, które jest szyfrem Boga w nas.
- Lucyfer, całkiem inaczej niż Jezus, zdaje się twierdzić, że ubóstwo duchowe tak naprawdę nie oznacza nic wielkiego i ważnego, ani na nic ważnego nie wskazuje. Ten, który bezczelnie i chciwie zawłaszczył otrzymane od Boga istnienie, nie potrafi pojąć takiej „jakości”, jak „ubóstwo duchowe”, które przypomina o Dawcy i do Niego wciąż odsyła! Więc Zły je ignoruje. Pomija milczeniem. Bezpowrotnie utracił zdolność autentycznej wykładni ubóstwa ducha. Natomiast, wprost czy na zasadzie delikatnej sugestii, wmawia ubogiemu człowiekowi, że jego ubóstwo jest całkiem bez sensu; że jest jakimś fatum i przekleństwem, które można odwrócić w jeden tylko sposób: trzeba zawłaszczyć siebie (istnienie), odkładając na bok prawdę o byciu stworzonym. Sam Stwórca winien być odprawiony. I trzeba zacząć się bogacić we wszystko… A mocny „napęd” jest już gotowy w postaci trzech pożądliwości, które jasno podpowiadają, w co i czym należy się bogacić (por. 1 J 2, 16). Demon, kłamliwy interpretator ubóstwa, nigdy nie powie, że ubóstwo – człowiekowi dane i zadane – jest otchłanią bez dna. I nic jej nie wypełni! Bóg tak je pomyślał i stworzył, by mógł człowiek całą głębią ubogiego serca przylgnąć jedynie do Boga. I tak poczuć się spełnionym, szczęśliwym.
Nieco dokładniej
Słudzy wysyłani przez Lucyfera mają być poganiaczami rozsianymi „po całym świecie, nie pomijając żadnej prowincji, żadnego miejsca, żadnego stanu (ludzi) ani żadnej poszczególnej osoby” (Ćd 141). Mają wszystkich umiejętnie poganiać, by zabrali się za bogacenie, upatrując w tym główny sens (targanego namiętnymi głodami) żywota. Niech wymyślają najlepsze sposoby, by „ubodzy duchem” odczuli w sobie żywioł, któremu na imię „chciwość bogactw”. A nie żadne pragnienia Boga! I niech zachęcają do bogacenia się wszystkim, czym się da. Zaś co bardziej chciwym i sprytniejszym – niech pomagają wznosić się ponad prawo moralne,
a w miarę możności także ponad prawo przez ludzi stanowione. (Przecież, jak będą dość bogaci, to znajdą sobie speców od obchodzenia stanowionych praw, wyszukiwania luk prawnych, czy nawet umiejętnego przekupywania. I tak zapewnią sobie status ludzi, którzy mogą się bogacić bez końca i bez odpowiadania za wyrządzane krzywdy…).
Słudzy rozsyłani przez Jezusa po całym świecie mają rozsiewać zupełnie inną naukę o ubóstwie duchowym. Święty Ignacy nazywa ją „świętą nauką”. Ma ona dotrzeć do „ludzi wszystkich stanów i wszystkich pozycji społecznych”. Bo przecież wszyscy bez wyjątku zasługują na to, by zrozumieć, że w duchowym wymiarze człowieka, nazwanym „najwyższym ubóstwem”, czeka na człowieka Bóg i przyzywa go do siebie. Zaprasza do komunikacji i komunii. Do wiecznego szczęścia w Nim.
- Wypowiadając w Kazaniu na Górze zdanie: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3), Jezus pragnie zaprosić każdego, powiedziałbym, rdzennie „u-bogiego” człowieka do zamieszkania „u Boga” i do „u-bogace-nia się Bogiem”.
- Jezus pragnie, byśmy wszyscy odkryli, że podobieństwo brzmienia słów: „ubóstwo” i „Bóstwo” – przynajmniej w języku polskim – jest cenną wskazówką i wyraża głęboką intuicję co do rozumienia ludzkiego ubóstwa jako „odsyłającego” właśnie do Bóstwa, do Boga.
U kresu drogi
A u kresu ziemskiej drogi wszyscy usłyszymy wezwanie, by oddać wszystko. Jak kiedyś wszystko otrzymaliśmy – w darze, „łaskę po łasce” (por. J 1, 16), tak też wszystko trzeba będzie oddać. Ważne, w jakim zrobimy to stylu. Z jakim nastawieniem i z jakimi uczuciami!
Na świat przyszliśmy wprawdzie nadzy, ale żywi i bardzo już obdarowani. Odejdziemy z niego … wydając ostatnie tchnienie. Poczujemy się ogołoceni i wszystkiego pozbawieni. Nawet życia! Przeżyjemy to, co w niesamowitej „scenerii”, na wzgórzu Golgoty, zechciał przeżyć sam Boży Syn, Jezus. I będzie to coś niepomiernie więcej niż ofiary i rezygnacje związane z postulowaną w Fundamencie „świętą obojętnością”, czyli troską o wewnętrzną wolność dla więzi z Bogiem, dla pełnienia Jego woli.
W obliczu ostatecznego ogołocenia, aż po śmierć, trzeba będzie umieć powiedzieć sobie: „Takie jest prawo miłości, które dał Pan”. Miłość Boga do nas, zwłaszcza teraz po grzechu pierworodnym, może się dopełnić jedynie niejako za cenę śmierci. Za cenę radykalnej ofiary i ufnego skoku w śmierć, jak w wyciągnięte ramiona wszechmocnego i dobrego Ojca.
- W nasze osobowe istnienie, jako radykalnie ku Bogu skierowane i w Nim jedynie spełniane, wpisana została konieczność radykalnego ogołocenia. Można ją porównać z losem ziarna wrzucanego w rolę (por. J 12, 24).
- Z trudnym prawem ofiary i przyzwalania na stopniowe ogołocenie (wyzbycie się czegoś, choćby cząstki życiowej energii) spotykamy się całe życie, dzień po dniu.
- Tak się dzieje w każdym akcie miłości, a i bez miłości też trzeba siebie tracić. Ubywa nas tak czy inaczej. W końcu to prawo ogołocenia i utraty wszystkiego musi objąć pulsujące w nas życie – tak nam przecież drogie, „choć barwy ściemnia”.
Nadzieja towarzyszy nam zawsze, także w obliczu przywołanej tu perspektywy śmierci. Wiadomo, źródłem nadziei jest Zmartwychwstały Chrystus, ale także pogłębione rozumienie i kontemplacja podarowanego nam „najwyższego ubóstwa duchowego”. Cóż, a raczej kto i kiedy – jeśli nie sam Bóg po rozstaniu się z całą skończonością i ograniczonością tego świata – miałby „wlać się” w nas i wypełnić bezdenną otchłań ducha ubogiego w najwyższym stopniu?
- Mając „w garści” gwarancje Jezusa Zmartwychwstałego i posiłkując się intuicjami wypływającymi z głębszego rozumienia naszego „najwyższego ubóstwa duchowego”, mamy podstawę, by pogodnie ponosić ofiary, rozdawać i tracić siebie bez wyrachowania i skąpstwa. Także bez lęku. Mamy dość argumentów, by chętnie godzić się na to, aby Bóg swoimi dłońmi wykańczał nas (w dwojakim sensie) tak, jak uzna to za najlepsze dla nas.
- To nic, że nieraz zbiera się na płacz. Już psalmista zna tę sytuację i mówi o niej przywołując siewcę, który płacząc, mimo wszystko niesie ziarno na zasiew (por. Ps 126, 6). Wie dobrze, że bez odżałowania tej porcji nasion, w ogóle nie będzie chleba w kolejnym roku… Nasze sianie ziarna ze łzami w oczach dokonuje się bardzo zwyczajnie, w codzienności: gdy rozdajemy siebie w aktach miłosnej służby. Zwłaszcza tej najzwyklejszej, często niedocenianej i ukrytej w zaciszu domów, miejscach pracy, która „zdziera” nam zdrowie.
W końcu, możemy mieć nadzieję, że gdy – jako ubodzy Pana i przez Pana miłowani – wystarczająco postąpimy na drodze czynnego oczyszczenia z grzechów i wad, to Duch Święty zaprosi nas do ufnego ofiarowania się na to także, by sam Bóg – tak jak zechce – dopełnił dzieła ogołocenia. Takiego, które przysposobi nas do oblubieńczych zaślubin. Może już tu, na ziemi, a na pewno w życiu wiecznym.
Częstochowa, 26 stycznia 2012
****
Rozważanie pochodzi z mojej książki: http://www.sklep.deon.pl/produkt/art,49106,przyjde-niebawem-rozwazania-.html
Moje refleksje i skojarzenia do wpisu:
Góra błogosławieństw ….!
Błogosławieni ubodzy w duchu, ……..jest wymienione na pierwszym mjejscu.
Bóg błogosławi swoim szczęściem ubogim w duchu, dzieli się swoim królestwem niebieskim, królestwem miłości i sprawiedliwości w Jego duchu miłości. Sprawiedliwość staje się prawem miłości samego Boga, Jego miłością . ON jest Miłością, jest błogosławieństwem , naszym szczęściem i spełnieniem naszym.
„Nieraz wystarczy chwila ciszy, słowo Boże i modlitwa, a w nas…….. znów dochodzi do głosu nie tylko wielka tęsknota za Bogiem, ale i spełnienie tęsknoty.” (tekst wpisu).
Dziś,
Psalm 111,10 mówi : Bojazń Pańska początkiem mądrości,…
Księga przysłów 1,7 poucza : Podstawą wiedzy jest bojazń Pańska…..
Czym jest bojazń Pańska … , czym Dar Bojazni Bożej ?! czym jest, pytam siebie, i przychodzą słowa :
„Bojazń Boża nie jest lękiem, jest szacunkiem dla natury Boga.
Kochaj Mnie w Bojazni Bożej, z szacunkiem dla Mnie.”