K. Osuch SJ, PYCHA – wiedzieć lepiej niż Bóg (Mk 7,1-23)
12 lutego 2013, autor: Krzysztof Osuch SJCzłowiek pyszny stawia siebie samego w centrum własnej uwagi i wywyższa siebie ponad innych ludzi, a nawet ponad Boga. Uważa siebie – przynajmniej w pewnych krytycznych sytuacjach – za lepszego i mądrzejszego od samego Boga (by nie wspomnieć o upodobaniu w górowaniu nad bliźnimi). W końcu, w swym zaślepieniu, pyszny człowiek potrafi zanegować nawet istnienie swego Stwórcy. To pozwala mu maksymalnie się nadąć i rozpanoszyć oraz wyciszyć głos sumienia.
Zebrali się u Niego faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami. Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I /gdy wrócą/ z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych /zwyczajów/, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedział im: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie. Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 1-8.14-15.21-23).
Serce podzielone i nieczyste
Faryzeusze i uczeni w Piśmie niejeden raz spierali się z Jezusem. Chcieli Go koniecznie skompromitować. Obserwowali Go, by przychwycić Go na czymś nagannym. Tym razem podstawę do zarzutu wobec Jezusa znaleźli w tym, że Jego uczniowie zaniedbywali niektóre „tradycje starszych”. O sobie samych sądzili, że ich religijność i pobożność są wzorcowe, a serca – idealnie czyste. Gdy zadali Jezusowi to pytanie: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? – w odpowiedzi usłyszeli słowa gorzkiej prawdy. Dowiedzieli się, że są obłudnikami, do których odnosi się to zdanie proroka Izajasza: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. To bardzo poważny wyrzut i zarzut. Faryzeusze musieli przyjąć do wiadomości i to, że serce człowieka kryje w sobie impulsy do wszelkiego rodzaju zła i że oni nie są tu wyjątkiem.
Wobec licznie zgromadzonego ludu i faryzeuszy oraz uczonych w Piśmie Jezus wyliczył szereg „złych myśli”, które nurtują każde ludzkie serce. Przyzwolić na nie, to stać się nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym.
W tym pouczeniu Jezus uświadamia dramatyczną sytuację każdego człowieka, który mając dobrą wolę, chce czynić dobro, a jednocześnie odczuwa nieraz bardzo silny napór impulsów ku złu. Tej swoistej schizofrenii serca może zaradzić człowiek, który decyduje się nie iść za każdym mocniejszym impulsem i zachowuje się jak suweren, który czuwa nad swym sercem. I sam decyduje, co zrealizować, a przed czym się powściągnąć. Jezus przysparza swoim słuchaczom „kłopotu” – trudu, gdy w trosce o czystość (o świętość moralną) każe uczynić znacznie więcej niż kilka rytualnych obmyć rąk i naczyń. Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.
Kardynał Carlo Maria Martini opatruje powyższe słowa Jezusa taką trafną uwagą: „Proponuję w tym momencie zastanowić się nad tymi dwunastoma złymi skłonnościami, które prawdopodobnie nosimy w sobie. Nie wyrokujmy więc zbyt pośpiesznie, że niektóre z nich na pewno nas nie dotyczą i nie mogą być nasze. W zasadzie wszystkie są nasze, bo do popełnienia wszystkich związanych z nimi grzechów jesteśmy zdolni”[1].
Niewątpliwie, każda z wymienionych skłonności do złego jest fatalna i poważnie konfliktuje nas (stawia na wojennej stopie) z Bogiem i z ludźmi. Każda wtrąca w fałszywy rodzaj życia, który nie ma nic wspólnego z Bogiem, z Jego Miłością i z Jego Prawem. Gdyby jednak trzeba było wskazać tę skłonność, która prawdopodobnie jest korzeniem pozostałych jedenastu złych skłonności, to pewno zgodnie wskazalibyśmy pychę. I słusznie.
Pycha jest najgorsza
Człowiek pyszny stawia siebie samego w centrum własnej uwagi i wywyższa siebie ponad innych ludzi, a nawet ponad Boga. Uważa siebie – przynajmniej w pewnych krytycznych sytuacjach – za lepszego i mądrzejszego od samego Boga (by nie wspomnieć o upodobaniu w górowaniu nad bliźnimi). W końcu, w swym zaślepieniu, pyszny człowiek potrafi zanegować nawet istnienie swego Stwórcy. To pozwala mu maksymalnie się nadąć i rozpanoszyć oraz wyciszyć głos sumienia.
Poddanie się żywiołowi pychy najmocniej „spokrewnia się” z demonami, które jako pierwsze właśnie aktem pychy i odepchnięcia Miłości Stwórcy dogłębnie zdegenerowały swój wspaniały, anielski byt. Całkowita degeneracja grozi też człowiekowi, który o swym Stwórcy i o sobie samym myśli pysznie – a nie pokornie i nie zgodnie z Rzeczywistością. To przez pychę piękne i dobre „boskie stworzenie” staje się „nie-boskie”, niepiękne, niechwalebne, niedobre. Pycha poraża i degeneruje. Jej negatywny wpływ jest tak destrukcyjny, gdyż opanowuje ona najwyższe „poziomy” ludzkiej osoby – umysł i wolę. Ta ostatnia w oparciu o błędne dane otrzymane od rozumu lub w oparciu o dane świadomie sfałszowane – arbitralnie wybiera radykalny egocentryzm. Szczyci się swoistą kreatywnością, która nie waha się zlekceważyć samego Stwórcę.
Test pokory i pychy
Jeden z ważniejszych terenów, gdzie ujawnia się pyszne usposobienie człowieka, to codziennie doświadczane różne ograniczenia i cała gama cierpień (których nigdy nam nie braknie). Często nie wiemy, co zrobić z tą trudną i bolesną stroną życia.
Człowiek pokorny i ufnie powierzający siebie Bogu znajduje Boga we wszystkim, także w tym, co jest trudne. Potrafi też tak szczerze się modlić: „Działaj, Panie, tak jak uważasz za słuszne, albowiem wszystko, co Ty czynisz, ma sens. Chcę prosić tylko o jedno Ciebie, który pragniesz mego szczęścia, bądź ze mną w każdej chwili, w każdym moim oddechu, gdyż bez Ciebie nic uczynić nie zdołam”.
Człowiek pyszny w obliczu trudnych doświadczeń protestuje, krytykuje Boga, szemrze przeciw Niemu, czyni Go swoim podsądnym. Może nie teoretycznie, ale praktycznie i faktycznie hołduje przekonaniu, że na własny temat ma wiedzę lepszą niż sam Bóg. Unosząc się pychą, buntuje się przeciw Bogu i twierdzi, że Bóg czegoś nie dopełnił, coś przeoczył; że jego sprawa wymknęła się Bogu spod kontroli; i że z życia pełnego braków, ograniczeń i cierpienia Bóg nie potrafi wyprowadzić niczego dobrego. Tak myśląc, człowiek pyszny bierze swój los w swoje ręce i – by poczuć się lepiej, znośniej – idzie za popędami swego przewrotnego serca (por. Jr 18, 11-12).
Tak, jeśli ktoś w swej niewierze i nieufności oraz pysze odrzuca nadzieję na pełne szczęście w miłosnej komunii z Bogiem, to pozostaje mu upatrywać szansy na lepsze życie w spełnieniu namiętnych dążeń serca – takich jak nierząd, kradzieże, nawet zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość czy traktowanie bliźnich obelżywie. Temu stylowi życia „patronuje” wraz z pychą głupota. Czasem, zda się, bezbrzeżna głupota.
W cytowanym tu już rozważaniu kardynał C.M. Martini tak charakteryzuje te dwie spokrewnione skłonności, mieszkające (że tak powiem) w nieczystej połowie podzielonego serca: Głupota. Greckim odpowiednikiem jest afrosyne, czy może raczej przymiotnik afros, głupi. Poza tym miejscem występuje też w Łukaszowej przypowieści o człowieku, który zebrawszy jednego roku wiele plonów, pomyślał sobie: „Pobuduję większe spichlerze i tam zgromadzę całe zboże… I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!”. A Bóg mu mówi: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie” (por. Łk 12, 20). Owa głupota polega więc na tym, że człowiek czyni sobie plany bez Boga, chce na własną rękę zapewnić sobie spokojne życie, przez które mógłby bezpiecznie przepłynąć, nie zwracając uwagi, że jest słabą gałązką w historii i byle podmuch wiatru może go złamać. „Głupi” był właśnie Dawid w tym momencie, kiedy przechadzając się po tarasie, myślał sobie: „Ja jestem królem, któż więc może wystąpić przeciwko mnie, kto może mi coś zarzucić? Już utrwaliłem swoją sławę w Izraelu, jestem najsprawiedliwszym, najpobożniejszym…”. Przedostatnia na tej liście pycha jest tym, o czym mówi Maryja w Magnificat: Pan „rozprasza ludzi pyszniących się zamysłami serc swoich” (Łk 1, 51b). Pycha jest spokrewniona z głupotą, polega ona właśnie na przekonaniu, że można uratować się samemu i twierdzić: „Teraz osiągnąłem już właściwy stopień bezpieczeństwa, spokoju; jestem zdolny zbudować wspólnotę; mam duchowe i duszpasterskie doświadczenie, wreszcie mogę uznać, że jestem kimś wartościowym”. To postawa typowa dla kogoś, kto pomija Boga”[2].
Nie pomijajmy Boga!
Nie pomijajmy Boga! Nie pozwalajmy, by szatan wmawiał nam tę absurdalną i „pyszną głupotę”: „Ty, człowieku, sam wiesz najlepiej! Ty wiesz najlepiej, co w życiowych trudach i cierpieniach jest dla ciebie na pewno dobre, a co na pewno złe”. I za co należy się Bogu nagana. Nie żądajmy, by Pan Bóg wszystko z nami konsultował. Raczej świadomi wielkiej Tajemnicy Boga i wielkiej tajemnicy, jaką jest każdy człowiek, nie próbujmy zamieniać się rolami z Boską Opatrznością. To naprawdę Pan Bóg, nasz Dobry Ojciec, lepiej wie, czego nam potrzeba i co posłuży nam bardziej do oczyszczenia serca i rozwoju przyjaźni z Nim.
Liczmy się z tym, że z biegiem lat, gdy przybywa trudów życia i cierpienia, demon tym uporczywiej będzie „wtykał” nam w uszy treść swojej antykatechezy. Według niej to właśnie my sami mamy lepiej niż Bóg wiedzieć, co dla nas jest dobre. To my sami lepiej i skuteczniej mielibyśmy zadbać o nasze dobro i szczęście.
Sprawdźmy w osobistej refleksji i modlitwie, czy i w jakiej mierze uzurpowaliśmy sobie prawo do krytycznego oceniania Bożej Opatrzności? Ile razy ważyliśmy się nie zgadzać się z wolą Boga wobec nas?
Zdajmy sobie jasno sprawę z tego, że wmawiana nam (czy wmawiana sobie) rzekomo lepsza własna wiedza o tym, co dla nas jest lepsze, nie jest jednak z Ducha Bożego! Jest ona kłamliwa i zatruta demoniczną pychą i demoniczną pretensją, w której nie ma pokory.
Zachowajmy umiar w ocenie możliwości danego nam rozumu. Żaden człowiek nie dysponuje pełną wiedzą na swój temat!
Owszem, cieszmy się z tego, że uczestniczymy w wiedzy Boga, dzięki której potrafimy odróżniać dobro moralne od zła moralnego. Nie sądźmy jednak, że mamy dość danych, by z Bogiem się wadzić z powodu naszych ograniczeń i cierpień i by zarzucać Bogu, że coś niesłusznie na nas dopuszcza czy niesprawiedliwie coś nam zadaje.
Jeśli Bóg daje i zadaje mi coś trudnego, to co najmniej nie wypada, bym ważył się poprawiać Boga. Przystoi mi pamiętać i rozpamiętywać, że jestem przez Niego tak bardzo obdarowany! Natomiast nie przystoi, bym ja, cały utkany z Jego Miłości, wyrokował, że Bóg się w czymś w odniesieniu do mnie pomylił lub że mnie skrzywdził, bądź że mnie niszczy, nie sprzyja mi… Takie wyrokowanie bazuje na poważnym błędzie, na pysze – na przecenianiu swych możliwości poznawczych. To demoniczny absurd – traktować Boga jak kogoś, kto nie dość nas miłuje i nie jest wystarczająco zorientowany w naszej sytuacji!
Zakończmy rozważanie Psalmem 131:
Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.
Izraelu, złóż w Panu nadzieję odtąd i aż na wieki!
Częstochowa, 3 września 2006 r.
Skoro Stwórca stworzył wszystko, skąd się wzięło zło?
Zło jest tylko w naszej egoistycznej ocenie, tak samo jak i nienawiść, która także jest w nas i nie powinniśmy temu zaprzeczać, a starać się to w sobie odkryć, by wznieść się ponad to.
Dlaczego oceniamy ludzi, mówiąc, że są pyszni… Wszystko takie właśnie ma być. Powinienem umieć zaakceptować i przyjąć WSZYSTKO co daje mi Stwórca, bo On to robi właśnie dla mnie, dla mojego rozwoju – czego jeszcze chyba nie rozumiem…
A ja mam chcieć przyjąć co mi daje i chcieć tego samego co On, upodobnić się do Niego – tego jedynie mam pragnąć, by stać się z Nim jednością.
W duchowym jedyne więc „zło” to oddalenie się od tego kochanego – od Stwórcy…
…Mam dziś jakąś wenę ;p Tak mi się tu przy tym artykule dobrze myśli rozwinęło :)) Pozdrawiam 🙂