Objawienie Boga – różnie potraktowane (6.I)

5 stycznia 2024, autor: Krzysztof Osuch SJ

Niedawno patrzyliśmy na maleńkiego Jezusa oczyma zdziwionych pasterzy, których sami Aniołowie skierowali do groty betlejemskiej. W uroczystość z 6 stycznia wpatrujemy się w Epifanię Boga razem z Mędrcami ze Wschodu. Reprezentują oni wszystkie narody, podążające ku olśniewającej tajemnicy «Boga pośród nas». Rzeczywiście, w Jezusie obecny jest sam Bóg, sam Boży Syn. – Nie wszyscy jednak, i to z pobliskiej Jerozolimy, potrafią rozpoznać w Jezusie Kogoś Wyjątkowego.

Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela. Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny (Mt 2,1-12).

Tak wiele zależy od rozpoznania Boga w Jezusie Chrystusie, ale oto osoby najbardziej do tego powołane i „wykwalifikowane” nie potrafią uczynić tego, do czego zdolni okazali się prości pasterze i wykształceni Mędrcy ze Wschodu. Już przy maleńkim Jezusie przedziwnie rozchodzą się ludzkie drogi. – Ale właściwie dlaczego?

Otóż jest „coś” takiego w nastawieniu umysłu i usposobieniu serca, co decyduje o przyjęciu Jezusa albo o odrzuceniu Go. Ignorują Go ci, którzy nie chcą zadać sobie trudu, by poznać tego, dla którego inni przemierzają wielkie przestrzenie Ziemi. Zobaczmy nieco dokładniej, co to takiego kryje się w ludzkim sercu, co decyduje o różnym przyjęciu Jezusa.

Najpierw przyjrzyjmy się Herodowi

Dowiaduje się on o nowo narodzonym królu żydowskim. Dowiaduje się o Nim dość szybko. Mógłby poczuć się uprzywilejowany. Mógłby pomyśleć z wdzięcznością, że Bóg daje mu szansę, by jako jeden z pierwszych otwarł się na wspaniałą nowinę o narodzinach Tego, którego prorocy zapowiadali przez wiele wieków, a lud wierzący oczekiwał z wielką tęsknotą. Mógł też utorować drogę do Jezusa wielu swoim poddanym. Niestety, Herod dowiedziawszy się od Mędrców ze Wschodu, że gdzieś tu w okolicy narodził się „król żydowski”, nie myśli o niepowtarzalnej szansie na skierowanie wielu ku Betlejem, ale od razu „wietrzy” zagrożenie dla swojej władzy. Szybko okazuje się, zresztą kolejny raz, że król Herod patrzy na wszystko przez pryzmat swojej władzy. Lęka się, by mu jej ktoś nie uszczuplił. Okaże się wnet, że dla zachowania pozycji władcy – gotów jest przeciwstawić się choćby i samemu Bogu! Herod dobrze wie, że przybysze ze Wschodu pytają go nie o jakiegokolwiek króla żydowskiego, lecz o Króla-Mesjasza, który przecież był od dawna zapowiadany i wyczekiwany. To dlatego zwraca się z zapytaniem do uczonych i wykształconych faryzeuszy. – Gdy uzyskuje cenną informację z natchnionego źródła, decyduje się na brutalną rozprawę ze swym, jak sądzi, konkurentem.

Herod ma wciąż swoich naśladowców, owładniętych jedną pasją: władzy absolutnej. Historia ludzkości, w tym niechlubny wiek XX, zna wielu takich, którzy chcieli sprawować absolutną władzę nad człowiekiem. Chcieli wszelkimi sposobami zapewnić sobie „rząd dusz”. Nie przyjmowali do wiadomości, że człowiek jest przede wszystkim Boży! I że są takie „obszary”, „poziomy” i „głębie” ludzkiej osoby, które mogą podlegać tylko wolnej decyzji człowieka, który z kolei dobrowolnie (ze względu na rozpoznaną prawdę i dobro) otwiera się na swego Boga i Stwórcę…

Nie ulega wątpliwości, że wciąż w historii były i nadal są takie filozofie (dokładniej: pseudofilozofie), takie ideologie i takie systemy polityczne, które upatrują zagrożenie we wszelkiej religii, a najbardziej w religii katolickiej. Denerwują się. Trwożą się jak Herod, gdy słyszą Prawdę głoszoną przez Chrystusa. W swych szalonych i totalnych zapędach są też na tyle inteligentni, iż widzą jasno, że moc Chrystusa i urok Jego Ewangelii są wielkie i wyrywają człowieka spod ich absolutnej władzy. To „gdzieś” tu jest główny powód, dla którego z taką zaciekłością ludzie o mentalności Heroda zwalczają Chrystusa, ośmieszają Go i posuwają się nawet do zaprzeczenia Jego istnieniu. Podobnie konsekwentni są w zwalczaniu Kościoła, o ile stara się on wiernie uobecniać Naukę Jezusa Chrystusa.

Nie tak dawne publikacje (bodaj) amerykańskiej badaczki uświadomiły nam, że prześladowanie Chrystusa i jego wyznawców to nie jest sprawa pierwszych wieków, ale że to właśnie miniony wiek i nasze czasy są okresem (liczbowo) największych prześladowań i najliczniejszych krwawych ofiar składanych (komu?) z chrześcijan. Wciąż jest też wielu Herodów (a pewno ich przybywa w niektórych obszarach), którzy występują przeciw Chrystusowi i chrześcijanom z ukrycia lub z otwartą przyłbicą. Nie podoba się im wierność Chrystusowi i wyznawanie wraz z Nim transcendentnego charakteru ludzkiej osoby. Potrafią też nagradzać kompromisy i ustępstwa.

Może warto w tym kontekście przypomnieć, jaki los spotkał Heroda, który prześladował Apostołów Jezusa, w tym więzionego i cudownie uwolnionego Piotra. Czytamy w Dziejach Apostolskich:

oznaczonym dniu Herod ubrany w szaty królewskie zasiadł na tronie i miał do nich mowę. A lud wołał: To głos boga, a nie człowieka! Natychmiast poraził go anioł Pański za to, że nie oddał czci Bogu. I wyzionął ducha, stoczony przez robactwo. A słowo Pańskie rozszerzało się i rosło (Dz 12, 21-23).

Warto zapytać, czy w nas samych jest coś z Heroda? Czy nas może też przeraża Jezus Chrystus-Król i Jego Boska władza? Może i my wolelibyśmy przechylić się na tę stronę podzielonego serca (a takie jest każde ludzkie serce), która chce żyć samopas, w absolutnej wolności, w radykalnej niezależności? – Jak to wygląda teoretycznie? Jak to wygląda praktycznie? Czy lgniemy do, wspaniałej i „słodkiej”, Boskiej władzy Jezusa Chrystusa nad ludzkimi dziejami, nad narodami, nad człowiekiem? Czy dobrze tę władzę pojmujemy – przez pryzmat Jego pokory i miłości, która idzie do końca, aż do niesienia Krzyża i śmierci poniesionej za nas, dla nas, dla mnie – powiedziałby św. Ignacy?

Arcykapłani i uczeni ludu to jeszcze inna kategoria osób i inny typ reagowania na wieść o narodzinach Jezusa, króla żydowskiego.

Święty Mateusz pisze:

Herod zebrał wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela.

Można powiedzieć, że uczeni w Piśmie okazują się być znakomitymi fachowcami. Natychmiast znajdują w zwojach Ksiąg Starego Testamentu to miejsce u proroka Micheasza, gdzie jest powiedziane, że Mesjasz ma się narodzić w pobliskim Betlejem judzkim! Ich wiedza znakomicie uzupełnia (tajemniczą) wiedzę Mędrców. Przybysze ze Wschodu wiedzą, kiedy Mesjasz się narodzi, a nawet że już się narodził, ale nie wiedzą, gdzie dokładnie się narodził. Uczeni w Piśmie wiedzieli, gdzie Mesjasz miał się narodzić, ale nie wiedzieli, kiedy się to stanie, nie wiedzieli, że już to się wydarzyło! Teraz jedni i drudzy (łącznie z Herodem) wiedzą, gdzie – kiedy – i że się narodził, ale tylko Mędrcy, przybysze ze Wschodu, wyruszają w drogę, wyruszają w dalszą drogę. Żaden uczony w Piśmie nie poszedł z nimi! Uczeni ludu – ci znakomici fachowcy od Biblii, owi dobrze poinformowani – nie wyciągają żadnego wniosku. Dają się użyć Herodowi jako źródło potrzebnej mu wiedzy, ale sami nie robią, zda się, narzucającego i ważnego kroku w stronę nowo narodzonego króla żydowskiego.

Oto jak można zareagować na Epifanię Boga – na Światłość świata, Życie prawdziwe i zbawczą Moc, które są tuż tuż, w zasięgu ręki: potężny Herod chce zabić Dziecię, zaś uczeni ludu, choć wiedzą (już) tak dużo, zamykają oczy na mocno prześwitującą Prawdę o wyczekiwanym Zbawicielu. Wolą tkwić w tym, co jest im dobrze znane i nie wiąże się z trudem i ryzykiem.

Pozostaje w końcu mała grupka Mędrców, magów ze Wschodu

Szukają oni obiecanego Króla Izraela, który – jak zapewne przeczuwają – jest także Królem wszystkich narodów. Oni też są uczonymi, ale takimi, którzy idą i szukają. Są otwarci. Idą za wewnętrznym głodem Prawdy – prawdy coraz pełniejszej i pewniejszej niż ta, która była im dotąd dostępna. Pokornie pytają spadkobierców żydowskiej tradycji i udają się, jak im wskazano, do Betlejem. – A w Betlejem upadają na kolana i oddają pokłon Dziecięciu. Darują Mu też symboliczne dary… A co czynią potem?

Choć znaleźli Tego, którego szukali, to jednak nie pozostali w Betlejem, lecz wrócili do swojej ojczyzny. Wrócili do swojej codzienności. – Tak dają dowód tego, że zrozumieli, co wydarzyło się w Betlejem. Zrozumieli, że Bóg, który jest obecny w Betlejem w sposób tak pokorny i tak niepokaźny, może też być obecny w ich dalekiej ojczyźnie, w ich codzienności, w codziennym życiu. Rzeczywiście, to jest cudowne, że w Jezusie Bóg jest Emanuelem, czyli «Bogiem z nami». Dzięki Wcieleniu Syna Bożego wiemy, że Bóg jest tu! Że jest pośrodku naszej (często, jak nam się zdaje) szarej codzienności. Jego obecność przenika to, co zwyczajne, ziemskie, ludzkie.

Można powiedzieć, że w Jezusie Chrystusie – wszystko, co czasowe, ziemskie, historyczne i ludzkie a także szare zyskało Boski wymiar. Wszystko w Nim i dzięki Niemu podąża ku chwalebnej wieczności. Tam zostanie wszystko, co ludzkie w pełni przemienione, przebóstwione, ale już tu ten proces zaczyna się. Trzej Mędrcy zapewne odkryli to wszystko, medytując nad Dziecięciem i Jego Matką… Zapewne Duch Święty nadal (jak dotąd ich prowadził) oświecał ich umysły i serca. Musieli się radować, mogąc patrzeć na (niby) tę samą Rzeczywistość – nowymi oczyma.

Prośmy Trzech Świętych Mędrców, byśmy w docieraniu do Jezusa byli tak konsekwentni i ofiarni jak oni! Prośmy o radość z głębszych spotkań z Jezusem Chrystusem. – Dopóki żyjemy, wciąż trwa nasze wędrowanie do Jezusa, do Jego Tajemnicy, która opromienia zwykłą codzienność blaskiem wiecznej Chwały Boga.

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 5 stycznia 2006 AMDG et BVMH

Komentarze

komentarze 4 do wpisu “Objawienie Boga – różnie potraktowane (6.I)”
  1. s.Katarzyna pisze:

    Z tej dzisiejszej medytacji dotknęła mnie postawa Mędrców.Zadziwiła mnie ich szczera pasja szukania prawdy pójście za nią,oraz ich Nadzieja ,że ją znajdą( zabrali ze sobą skarby dla króla!)
    Pokonali długą drogę wędrowania..Szli za tym swoim rozeznaniem pod opieką Gwiazdy,która w końcu oświeciła ich serca!
    „ZOBACZYLI DZIECIĘ Z MATKĄ JEGO MARYJĄ ,
    UPADLI NA TWARZ I ODDALI POKŁON.”
    W tym małym Dziecku adorowali Boga.W ich sercach wydarzyła się EPIFANIA BOGA!
    Potem”otworzywszy swe skarby ofiarowali Mu dary”.

    Kilka rozdziałów dalej św.Mateusz powie „GDZIE JEST TWÓJ SKARB, TAM BĘDZIE I SERCE TWOJE”
    Bóg przyjął ich skarby – WSZEDŁ W ICH SERCA!
    Znaleźli odpowiedź na swoje pytanie „GDZIE JEST NOWO NARODZONY KRÓL ŻYDOWSKI?”
    Dalej św.Mateusz mówi 'że wrócili INNĄ DROGĄ do swojej ojczyzny.” ze swoim Panem i Królem,
    zapewne dzielić się radością, że SPOTKALI TEGO, KTÓRY JEST DROGĄ ,PRAWDĄ I ŻYCIEM.

    W naszych codziennych zmaganiach,ciemnościach trzymajmy się GWIAZDY,a ona przyniesie nam potrzebne ŚWIATŁO.

  2. Ewa pisze:

    Dziś i ja zadaję sobie pytanie :do kogo jestem podobna :do Mędrców czy do Heroda.Obaj szukali Jezusa,ale jakże różne były ich motywacje..
    Herod szuka Jezusa,aby Go zabić, bo Mu „zagraża” w Jego Władzy,jest skoncentrowany na sobie,swojej władzy,swoich lękach,potrzebach…

    A Mędrcy? Rozeznają-szukają i słuchają…Szukają i znajdują Jezusa,a potem oddają Mu cześć i uwielbienie.
    Mędrcy„upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. „
    Słuchają i inna drogą wracają po spotkaniu z Bogiem!
    A ja…dlaczego tak naprawdę szukam Jezusa i w jaki sposób Go szukam?

    I jeszcze tekst z ON i ja:
    „ „Rozważ radość Mędrców Epifanii. Ci, którzy Mnie odnajdują, posiadają największe szczęście, jakie można mieć na ziemi, moja córeczko; trzeba Mnie jednak szukać, nie raz czy dwa, ale nieustannie, bo wasza słabość nieustannie traci Mnie wskutek roztargnień życia codziennego. A oczy, które na Mnie patrzą, zaczynają patrzeć w inną stronę… i uwaga, której oczekiwałem, kieruje się na zupełnie inny przedmiot. Wtedy oddalam się… a wy powinniście poszukiwać Mnie na nowo.

    Szczęśliwe poszukiwanie! Bo jesteście pewni, że Mnie odnajdziecie. O, gdybyście mogli Mnie zachować tak, jak Ja was zachowuję w Sobie! Czy wiesz, że nie opuszczam cię ani na chwilę, moje małe stworzenie, uczynione moimi rękami?

    Wiesz, że pomimo twych braków jesteś moim umiłowanym dzieckiem.

    Czy więc za wiele wymagam, gdy oczekuję od ciebie życia wewnętrznego ze Mną we wszystkich chwilach twego dnia? Żebyś oddała Mi wszystko, nie wracając do siebie? Żebyś zakorzeniła się w moim sercu, działając tylko po to, by Mi sprawić przyjemność i pocieszyć je nie pozwalając rozdzielić naszych dwóch serc. ….” ON i ja t,II 258

  3. Fragment dzisiejszej homilii Franciszka:
    Magowie wskazują nam drogę, którą należy podążać w naszym życiu. Poszukiwali prawdziwego światła, „Lumen requirunt lumine” [„W blasku gwiazdy szukali światła”]: mówi hymn liturgiczny Objawienia Pańskiego, odwołując się właśnie do doświadczenia Trzech Magów. Idąc za światłem poszukiwali światła. Wyruszyli na poszukiwanie Boga. Widząc znak gwiazdy, odczytali go i wyruszyli w drogę, odbyli długą podróż.

    To Duch Święty ich wezwał i pobudził do wyruszenia w drogę; a w tej drodze dojdzie także do ich osobistego spotkania z prawdziwym Bogiem.

    Na swej drodze Mędrcy napotykają wiele trudności. Po przybyciu do Jerozolimy idą do królewskiego pałacu, gdyż uważają za oczywiste, że nowy król narodzi się w pałacu monarszym. Tam tracą z oczu gwiazdę i napotykają pokusę, zastawioną przez diabła: jest to oszustwo Heroda. Król Herod okazuje zainteresowanie dzieckiem, ale nie po to, żeby oddać mu pokłon, ale aby go wyeliminować. Herod jest człowiekiem władzy, który w innym widzi jedynie swojego rywala. I w istocie uważa też Boga za rywala, a wręcz za najbardziej niebezpiecznego rywala. W pałacu Heroda Mędrcy przeżywają chwilę ciemności, pustki, którą udaje im się przezwyciężyć dzięki natchnieniom Ducha Świętego, który mówi poprzez proroctwa Pisma Świętego. Wskazują one, że Mesjasz narodzi się w Betlejem, mieście Dawidowym.

    W tym momencie podejmują drogę na nowo i ponownie widzą gwiazdę: Ewangelista odnotowuje, że „bardzo się uradowali” (Mt 2,10), jest to prawdziwe pocieszenie. Przybywając do Betlejem, znaleźli „Dziecię z Matką Jego, Maryją” (Mt 2,11). Po pokusie w Jerozolimie pojawiła się druga wielka pokusa: odrzucenia tej małości. Natomiast „upadli na twarz i oddali Mu pokłon”, składając Jemu swoje cenne i symboliczne dary. Zawsze pomaga im łaska Ducha Świętego, ta łaska, która za pośrednictwem gwiazdy wezwała ich i kierowała na drodze, teraz pozwala im wejść w tajemnicę. Prowadzeni przez Ducha, dochodzą do uznania, że kryteria Boga są bardzo różne od kryteriów ludzi, że Bóg nie objawi się w mocy tego świata, ale zwraca się do nas w pokorze swej miłości. W ten sposób Mędrcy są więc wzorem nawrócenia do prawdziwej wiary, ponieważ bardziej uwierzyli w dobroć Boga, niż pozorny splendor władzy.

  4. okrzos pisze:

    A poniżej bardzo aktualna ilustracja do postawy … HERODA w (na razie?) łagodnym wydaniu:
    Świąteczne kartki nie dotarły do weteranów. Były za mało świeckie
    Data publikacji: 2014-01-02 07:10
    Data aktualizacji: 2014-01-02 14:19:00
    Świąteczne kartki nie dotarły do weteranów. Były za mało świeckie
    fot.Wojciech Barczynski / FORUM

    Dzieci chcące obdarować świątecznymi kartkami rannych żołnierzy natrafiły na nieoczekiwany opór. Ich plany nie przeszły pomyślnej weryfikacji i testu na „świeckość”.


    Dzieci z prywatnej, chrześcijańskiej szkoły Grace Academy of North Texas w Prosper wykonały własnoręcznie kartki świąteczne, by obdarować nimi rannych żołnierzy leczonych w miejscowym, wojskowym szpitalu. Placówka podległa jest Veterans Health Administration (Administracja Zdrowia Weteranów). Inicjatywa złożenia żołnierzom życzeń bożonarodzeniowych zainicjowała dyrekcja szkoły. Szpital został powiadomiony o wizycie dzieci i zamiarze wręczeniu kartek z życzeniami: „Wesołych Świąt Bożego Narodzenia”, „Bóg Was Błogosławi”, „Jezus Was Kocha”.

    Dyrekcja szpitala stwierdziła, że choć bardzo jest wzruszona postawą dzieci, jednak ich wizyta nie może dojść do skutku. Veterans Health Administration wydał instrukcję nakazująca weryfikowane kartek świątecznych pod kątem ich „religijności”. Procedura ta zdaniem VHA ma być wyrazem szacunku dla przekonań religijnych weteranów. Dopiero zweryfikowane kartki mogą trafić do chorych.

    Trudności piętrzone przez laicyzatorów spowodowały, że do odwiedzin dzieci u rannych żołnierzy w szpitalu w Prosper nie doszło. Kartki świąteczne zostały wysłane do weteranów leczonych w jednym z prywatnych szpitali w Luizianie.

    FLC