FASCYNUJĄCY JEZUS – leczenie Miłością!

23 czerwca 2019, autor: Krzysztof Osuch SJ

 To Jezusowa Miłość wyjaśnia, dlaczego tak wiele osób szło i idzie za Nim w sposób heroiczny. Aż do oddania życia. Tak było przez wieki. Tak jest również w obecnym czasie, obfitującym w krwawe prześladowania chrześcijan.

– Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że człowiek wszystkich epok i kultur nie może usłyszeć wyznania miłości bardziej znaczącego i piękniejszego? I że żadne inne wyznanie nie zaafirmuje go tak potężnie i ostatecznie! I czy przeżyliśmy już szok i wstrząs, wywołane przyjęciem Miłości o takiej „skali”?

„Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: Ty jesteś Syn Boży. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały”(Mk 3,7-12).
Wśród słuchających Go tłumów odezwały się głosy: Ten prawdziwie jest prorokiem. Inni mówili: To jest Mesjasz. Ale – mówili drudzy – czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem? I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: Czemuście Go nie pojmali? Strażnicy odpowiedzieli: Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia. Odpowiedzieli im faryzeusze: Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty. Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni? Odpowiedzieli mu: Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei. I rozeszli się – każdy do swego domu (J 7,40-53).

 

Urok Jezusa

Ewangelie opisują wiele spotkań, w których Jezus był w centrum uwagi. Spotykały się z Nim zarówno ogromne rzesze ludzi prostych i ubogich, jak również, sporadycznie, przedstawiciele ówczesnej elity, np. Nikodem, „dostojnik żydowski” (J 3, 1nn). W tych spotkaniach działy się różne „rzeczy”, ale zawsze widać w nich (czy wyczuwa się) owo „coś”, emanujące z osoby Jezusa.

  • To „coś” przykuwało uwagę, fascynowało i skłaniało do tego, żeby znów spotkać się z Rabbim z Nazaretu.

Jest zapisany w Ewangelii taki moment, kiedy to strażnicy, wysłani przez kapłanów i faryzeuszów, wracają i swoim zleceniodawcom mają do powiedzenia to przede wszystkim: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7, 46). Dobrze wiemy, że nie wszyscy okazali się wrażliwi na „czar” Jezusa. Pewne „kategorie” osób z góry powiedziały „nie”. Powoływali się przy tym na racje „teologiczne” (por. J 5, 16-40), ale i inne czynniki – zagrożone interesy i różnej natury lęki – miały na nich wpływ (por. J 11, 48).

  • Mimo negatywnego nastawienia elit, coraz większe rzesze niezmiennie ciągnęły do Jezusa, by Go słuchać i doświadczyć uzdrowienia.

Znakomity wpływ Jezusa osoby widać najbardziej w powoływaniu uczniów i apostołów (por. Mk 3, 13-19). Można odnieść wrażenie, że powoływani reagowali na jedno Jego wezwanie «Pójdź za Mną». Poza nielicznymi wyjątkami (por. Łk 18, 22-23), wezwani szli za Jezusem bez wahania. Mając zaufanie do Mistrza i lgnąc do Niego, porzucali wszystko – dom i rodzinę, wykonywaną pracę… Chodzenie z Jezusem i przyswajanie sobie coraz większych obietnic i niepojętych tajemnic, np. odnośnie zapowiadanej Eucharystii (por. J 6, 67), wiązało się z trudem pokonywania wątpliwości. Jednak – mimo bycia wystawionym na próbę – „coś” niezwykle ważnego przeważało szalę na stronę (wy)trwania przy Jezusie.

  • To „coś”, to zapewne także doświadczanie wewnętrznej przemiany, poszerzanie się ich życiowych horyzontów; a również poczucie bycia włączonym w najważniejsze dzieło, którego głównym sprawcą jest sam Bóg.
  • Za jakiś czas, po odejściu Jezusa i Zesłaniu Ducha Świętego, życie uczniów i apostołów Jezusa rozkwitnie olśniewającym sensem. Staną się ludźmi nowymi, zdolnymi odważnie głosić Dobrą Nowinę o Zbawieniu, choć grozić im będą prześladowania i męczeńska śmierć.  

Skąd ten wpływ?

W historii wiele osób zastanawiało się, co jest główną przyczyną „sukcesu” Jezusa i „skąd” właściwie bierze się Jego tak wielki wpływ na ludzi, na dzieje.

  • O „sekrecie” Jezusowego wpływu można by rozprawiać bez końca. Gdyby jednak trzeba dać odpowiedź bardzo zwięzłą, to powiedziałbym, że sekret tak przemożnego wpływania na ludzi i przyciągania tak wielu skrywa się w tym jednym zdaniu: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem” (J 15, 9).
  • To wyznanie miłości złożył Jezus na krótko przed swoją śmiercią. Czas i miejsce świadczą, że nic – ani bliska zdrada Judasza, ani myśl o Ogrójcu i Męce, ani konanie na krzyżu, słowem NIC – nie zdołało zgasić czy przytłumić wielkiej Miłości, która płonęła w Jezusowym Sercu. Manifestował ją zawsze i wszędzie. Wbrew wszelkim siłom anty-miłości. Czynił to na różne sposoby: uzdrawiając chorych, otwierając nauczaniem ludziom Niebo. Precyzyjnie i cudnie wyznał swą Miłość w tym zdaniu: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.

– Proszę się nie dziwić, że to niezwykłe wyznanie będzie w rozważaniu powracać jak refren, miły sercu; jak esencja Jezusowej Pieśni Miłości, „śpiewanej” w świecie chorym na różne choroby, wywołane brakiem „odniesienia” do Boskiej Miłości!

Sądzę, że właściwie już wskazałem, skąd bierze się przemożny wpływ Jezusa. To Jezusowa Miłość wyjaśnia, dlaczego tak wiele osób szło i idzie za Nim w sposób heroiczny. Aż do oddania życia. Tak było przez wieki. Tak jest również w obecnym czasie, obfitującym w krwawe prześladowania chrześcijan. 

  • Dobroczynnego oddziaływania Jezusa doświadczały miliony ludzi.  
  • Nam także dane jest osobiście odkrywać coraz bardziej rewelacyjne znaczenie osoby Jezusa. Dla zrozumienia osoby Jezusa nie musimy przywoływać wszystkich Jego cudów i obietnic; nie trzeba też zgromadzić w jednym „miejscu” wielu Jego wypowiedzi. W pewnym sensie wystarczy ta jedna: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.

To uderzające, że źródło miłości zaofiarowanej nam przez Jezusa bije nie w samym tylko Jezusie, lecz jeszcze gdzieś głębiej – „wyżej” i „dalej”: w Sercu Jego Ojca! Ogrom miłości zaofiarowanej nam przez Jezusa ma swe najpierwotniejsze źródło w Miłości Boga Ojca! Jezus oświadcza, że miłuje nas ludzi, ponieważ sam jest miłowany przez Ojca. W tym zdaniu oznajmującym: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem – Jezus, jakby tylko mimochodem, komunikuje, że nas miłuje (to jest jakby najzupełniej oczywiste). Natomiast cały nacisk kładzie Jezus na to, jak On nas miłuje!

W „opowieści” Jezusa o tym, jak On nas miłuje, najwyraźniej nie ma wielu słów. Jest ich zaledwie kilka. Mistrzowi – będącemu Słowem Ojca – wystarczy parę słów, by „skutecznie” zakomunikować – wyznać nam i podarować „coś” najwspanialszego.

  • Znamienne jest to, że dla określenia stopnia czy intensywności swej miłości Jezus nie użył żadnego przymiotnika. Nie powiedział na przykład, że miłuje nas bardzo, mocno czy wyjątkowo itp. Powiedział po prostu: Miłuję was tak, jak Ja Sam jestem miłowany przez swego Ojca!

– Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że człowiek wszystkich epok i kultur nie może usłyszeć wyznania miłości bardziej znaczącego i piękniejszego? I że żadne inne wyznanie nie zaafirmuje go tak potężnie i ostatecznie! I czy przeżyliśmy już szok i wstrząs, wywołane przyjęciem Miłości o takiej „skali”? 

Winno być dla nas jasne, że nigdzie we Wszechświecie nie ma Miłości ponad tę, którą Jezus otrzymuje od Swego Ojca! I Którą (niejako co prędzej) przekazuje nam! Jasne winno być i to, że miłość Boga Ojca, a także miłość Syna i Ducha Świętego, nie jest nam dana ot gwoli jakiegoś tam „taniego pocieszenia”. Nie jest to też miłość ulotna czy warunkowa. Tej Miłości i takiej Miłości nie wolno banalizować, niejako ustawiając ją w jednym szeregu z tym wszystkim, co (na lewo i na prawo, bez czucia wagi słów) mówi się o miłości w naszym mocno psującym się świecie, w cywilizacji dryfującej „na oko”, bez określenia celu prawdziwie szlachetnego i transcendentnego. 

  • Oby z całą wyrazistością dotarło do nas to, że Miłość Boga Ojca do Syna Przedwiecznego jest odwieczna i nieskończona, absolutnie wierna i uszczęśliwiająca. To dokładnie taką (wieloprzymiotnikową) Miłość – Jezus zaofiarowuje nam, mnie, każdemu i każdej!
  • I prosi nas, byśmy zechcieli tę Miłość przyjąć, kontemplować i żyć z niej! A czyniąc to, usadawiamy się przy niewyczerpalnym Źródle wszelkiego Dobra.
  • Gdy co dzień na nowo, po wielekroć, przyjmujemy Jezusową Miłość, to przeżywamy zdumienie, olśnienia i radość. Przepełnia nas poczucie nieutracalnej godności, nad którą nikt (z ludzi i żaden z demonów) nie ma władzy.
  • Czerpiąc u Źródła, odnawiamy zasoby siły do życia; zyskujemy motywację do walki duchowej i życiowych zmagań. Doświadczamy przypływu energii, potrzebnej do podjęcia różnych życiowych zadań, będących jednocześnie wolą Boga wobec nas…

Leczenie Miłością

Mówiąc o ważności Jezusowej Miłości, nie sposób nie powiedzieć, choćby krótko, o napotykanych trudnościach. Okazuje się, że wszyscy mamy dużą trudność z otwarciem się na zaofiarowaną nam Miłość! To w pewnym sensie bardzo zaskakuje i zadziwia, iż (właściwie) wszyscy musimy wpierw pokonać mniejsze czy większe przeszkody, by (w końcu) całym umysłem i sercem „zwrócić się wprost do Miłości”.

– Maleńkie dziecko ma cudowną zdolność otwierania się i karmienia się miłością – i to z całą prostotą i zaufaniem. U nas dorosłych odruch otwarcia na Miłość jest ohamowany, a bywa że i zablokowany. Niby wiemy, że miłości jesteśmy złaknieni! Że z Miłości jesteśmy utkani. Że ku wielkiej Miłości Boga jesteśmy wewnętrznie skierowani! I że ponad to wszystko jesteśmy bardzo ubodzy w miłość! A jednak wszyscy ludzie doświadczają wielkiej trudności, by cały sens i piękno swego życia zbudować na zaofiarowanej nam Miłości, Boskiej Miłości!

O powodach tej paradoksalnej (zaskakującej) trudności można by wiele mówić, sięgając dosłownie do Adama i Ewy, do ludzkich dziejów grzechu, a także do tego, co działo się w naszych rodzinach. – Nie pora o tym wszystkim mówić. Zatem tylko najkrócej.

  • Po grzechu pierworodnym wszyscy rodzą się, wzrastają i z trudem dojrzewają, doświadczając wielkich niedoborów miłości. Główna przyczyna tych niedoborów nie tkwi w nas samych (w sensie osobistej winy). Nie powinniśmy zatem wzajemnie siebie oskarżać, ciosząc sobie przysłowiowe kołki na głowie. Nie powinni (w prokuratorskim tonie) obwiniać młodzi starszych, dzieci – rodziców itd. z powodu braków w miłowaniu.
  • Wszyscy jedziemy na tym samym wozie, jesteśmy uczestnikami tej samej skażonej natury, która czeka na radykalne uzdrowienie czy wręcz stworzenie jej na nowo w Chrystusie (por. Ef 2, 10). Mówi Pismo Święte, że to przez zawiść diabła weszła śmierć na świat (por. Mdr 2, 24); dokładnie podobnie należy stwierdzić, że też przez zawiść diabła i, oczywiście, przez ludzki grzech wdarły się w ludzkie serca różne „siły”, które są z miłością sprzeczne (por. 2 Tym 3, 2-5). To one dezorganizują nasze wnętrza, chaotyzują serce i podejrzliwie „nastrajają” wobec Miłości.
  • Nic zatem dziwnego, że w takiej duchowej sytuacji – zagrożenia śmiercią, nieufności wobec Miłości i wielkich niedoborów miłości – całe nasze życie na ziemi domaga się bardzo świadomej troski o ciągłe i niezmordowane otwieranie się na Bożą Miłość.

Trzeba bardzo świadomie poddawać się „Terapii Miłości”, czyli leczeniu siebie Miłością! I to całej osoby. Wszystkich jej „warstw”. Zwłaszcza rany, spowodowane krzywdą i niedoborem miłości, winny być uzdrawiane w taki właśnie sposób. Konsekwentnie, aż do uzdrowienia.

  • Źródło leczącej Miłości jest w Jezusie, w Jego Sercu, w Miłości Ojca. W Duchu Świętym, który rozlewa miłość w naszych sercach (por. Rz 5, 5). W tej miłości trzeba trwać i wytrwać. Jezus, złożywszy wielkie wyznanie Miłości, od razu to właśnie dopowiedział: „Wytrwajcie w miłości mojej!” (J 15, 9).
  • Jeśli nie chcemy w życiu błąkać się i błądzić, to winniśmy znaleźć trwały, regularny i skuteczny, przystęp do Boskiej Miłości. Znaleźć do niej przystęp i czerpać! I nie dać się od Miłości oderwać! Nie dać jej sobie odebrać!
  • Chrześcijaństwo, Kościół, wszystkie sakramenty święte, całe Pismo Święte, wszystkie szkoły duchowości i życia wewnętrznego, wszelkie rekolekcje itp. – mają jeden cel: skontaktować nas z Miłością Boskich Osób. Najdosłowniej.

To wszystko, o czym tu mowa, można by nazwać troską o zdobycie klucza i posługiwanie się nim dzień po dniu. – Może niektórzy z nas, jako dzieci, nosili klucz do mieszkania zawieszony na szyi; żeby go nie zgubić, bo byłoby wielkie nieszczęście. Takim kluczem do duchowego mieszkania, „gdzie się miłością żyje”, jest to Jezusowe zapewnienie: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. I Jego naleganie: Wytrwajcie w miłości mojej!

Jak Izraelici

Ze Starego Testamentu wciąż wiele czerpiemy, a od wierzących Żydów moglibyśmy nauczyć się niejednej cnoty. Jedna z cenniejszych „lekcji” została zapisana w Księdze Powtórzonego Prawa. Oto co kiedyś Izraelitom Bóg kładł na serce:

„Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwp 6, 4-5).

  • W zasadzie każdy wierzący wie, że miłość, którą Bóg nam zaofiarowuje, i odwzajemnienie Bogu tej miłości – to jest samo serce religii (czego tu i w tej chwili nie rozwijam). Pragnę zwrócić uwagę na dalsze słowa.

Otóż do najważniejszego Przykazania Miłości Bóg „dopisał” niezwykłą normę wykonawczą. Jest ona niezwykle konkretna i praktyczna:

„Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach” (Pwp 6, 6-9).

– Wobec tak konkretnych zaleceń trudno nie zadać (sobie) paru konkretnych pytań.

  • Czy my, jako chrześcijanie, mamy w pamięci serca właśnie miłość Boga?
  • A jeszcze wcześniej, czy my określamy nasze człowieczeństwo, w jego istocie, jako „bycie słuchaczem” Boga – Słowa – Drugiego!
  • Jakie zalecenia co do więzi z Bogiem mamy w sobie mocno zakodowane?
  • Czy trzymając się ich, skutecznie opieramy się rwącym nurtom cywilizacji, coraz mniej przekazującej, z pokolenia na pokolenie, gdy chodzi o „rzeczy” najważniejsze?
  • Czy niemal bezwiednie nie ulegamy zahipnotyzowaniu przez „pstrą kakofonię dźwięków i obrazów” (André Frossard)?

Kto i co – w wymiarze osobistym i społecznym – pomaga nam pielęgnować i doskonalić „sztukę życia z pamięcią” o tym, co jest Najważniejsze? Które media w tym względzie pomagają, a które szkodzą? Przy sposobności można zapytać, które to telewizyjne kanały (obfitujące w przekazy banalne, a nawet szkodliwe) bez problemu „upcha się” na (niby ciasnych) multipleksach cyfrowych, a które (pielęgnujące wiarę w Boga i „trwanie” przy Nim) „wypycha się”, bezczelnie, pod jakąś tam przykrywką.

To żałosne, kiedy ludzka pycha i żądza władzy, coraz bardziej totalnej, zaślepia oczy i zdrowy osąd! Świat i wszystko, co jest na nim, jest naprawdę Boże! Pańskie! Pyszne zawłaszczenia są wprawdzie tylko przejściowe, ale krzywd mogą wyrządzić wiele! Już niejeden raz w historii Polski zadawano nam bezwzględne ciosy z pozycji siły (choćby to, co zrobiono z energią społeczną, wyzwoloną przez „Solidarność”; by nie sięgać głębiej w nasze narodowe dzieje).  

I jeszcze tak.

  • Co i gdzie zapisujemy, wypisujemy?
  • Co przywiązujemy sobie do ręki?
  • Co jest nam ozdobą przed oczami?
  • Co wpajamy naszym dzieciom? I jak często?
  • Jakie słowa pozostają w naszych sercach?
  • Co i „kogo” myślimy najczęściej?
  • I co /Kogo stawiamy sobie przed oczy – w wymiarze społecznym i osobistym?
  • I jaka jest w tym względzie obiektywna powinność?

W odpowiedzi wskażmy Krzyż! A na nim nasz Pan i Zbawiciel Ukrzyżowany!  

A pod Krzyżem wypisane to najwspanialsze słowo Jezusa:

  • Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.
  • Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja ciebie umiłowałem.

­Nie wolno zapomnieć, że wielkie symbole i ważne znaki, a także najwspanialsze „słowa” – w pewnym sensie – „zużywają się”; do nich się przyzwyczajamy. Dlatego trzeba je wciąż na nowo rozważać, interpretować. Objaśniać. Także temu służą takie czy inne rekolekcje i wszelka poważna osobista refleksja. A także starannie dobrane lektury. Pomagają one odświeżać rozumienie tego, co w naszej wierze jest Najważniejsze!

Zrozumieć Miłość!

Na koniec „powtórzę się” i znów przytoczę słowa o miłości, wzięte z arcydzieła.

 „Czy zrozumiałaś moją miłość? Czy często o niej myślisz? Czy myślisz nieustannie? Staraj się więcej w nią wierzyć. Czy to nie rozkosz dać się przenikać moją miłością? Czy żyjesz nią? Czy ją pozdrawiasz przy przebudzeniu? A wieczorem czy zasypiasz w jej ramionach? Miłość i Ja to to samo.

Jak wielu ludzi ma żałosne pojęcie o Bogu, żałosne pojęcie o Chrystusie! Dlatego brak im entuzjazmu w przeżywaniu życia. Niegdyś człowiek żył dla swego króla i był to bardzo drogi cel. Lecz czy nie sądzisz, że żyć dla Boga byłoby celem przenikającym w inny sposób i jakby światłem czułości?

Ja jeden mogę zaspokoić wasze serca. Biedni ludzie, żądacie szczęścia od tych, którzy go nie posiadają… Czy przychodzisz do Mnie, kiedy chcesz kochać? A gdzież miałabyś iść?

Umiłowałem cię od wieków, nie możesz tego zrozumieć: od wieków.

Uwierz i podziękuj, a potem otwórz się dla Mnie, jak kwiat przyzywa słońce i rozwija się przez nie. Otwórz się przeze Mnie i rozdawaj Mnie, to przedziwna praca duszy, która łączy swoje siły z Bogiem. Wynikiem tego jest słodka i wierna dobroczynność” [1]

 Częstochowa, 24 stycznia 2012

Rozważanie (w identycznym brzmieniu, w innym układzie graficznym) można znaleźć w mojej książce:

PRZYJDĘ NIEBAWEM. Rozważania na czas kryzysu, lęku i powrotu Jezusa

5. K. Osuch SJ, ROZWAŻANIA (teksty – na Mateuszu) część rozważań została opublikowana w paru książkach

 


[1] Gabriela Bossis, ON i ja, Rozmowy duchowe Stwórcy ze stworzeniem. Wyd. Michalineum, t. 2, nr 233. Dostępne online http://www.onija.pl/

**************************************************************

SZCZEGÓŁOWY SPIS TREŚCI można znaleźć tutaj:

http://osuch.sj.deon.pl/2013/11/17/szczegolowy-spis-tresci-ksiazki-przyjde-niebawem/

Komentarze

komentarzy 5 do wpisu “FASCYNUJĄCY JEZUS – leczenie Miłością!”
  1. efer pisze:

    Fascynujcy Jezus, leczenie Miłością …
    13/ 3.2018 r.
    Uzdrowienie chorego nad sadzawką / Ewangelia Św Jana 5, 1-16 „Czy chcesz stać się zdrowym?” – Pytanie bardzo konkretne.
    I konkretna prosta odpowiedź. – Panie, nie mam czowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki,
    gdy nastąpi poruszenie wody.

    Przychodzą słowa: „Bóg stał się człowiekiem i jest poruszeniem wody żywej w waszych sercach.
    – A powiedział to o Duchu Świętym. Ja dziś to mowię do ciebie, twój Bóg i Człowiek. Jestem poruszeniem serca twojego, miłością Boga, która leczy wasze słabości, wodą żywą waszego życia, Ja Jezus! ”

    Ps.Doświadczyłam mocy wypowiadanych słów, które przyszły w mym sercu. To mówił Bóg, który stał się Człowiekiem dla naszego zbawienia, wodą żywą z Ducha Świętego. Łaską Bożą naszego pojednania z Nim. – Miłością, która leczy!

  2. Michał pisze:

    Dziękuję za tekst. Bardzo ciężko mi zrozumieć czym jest miłość, a może tego nie da się „zrozumieć”…

    Dziękuję ponadto za tekst „Samarytanka – «Daj mi pić»” 🙂

  3. Znak … dwóch SŁOŃC w czasie wizyty papieża Franciszka w Jerozolimie pod ścianą płaczu:

    Cud w Jeruzalem
    Giornale Del Corriere
    2014-05-27 14:26
    Podczas wczorajszej wizyty papieża Franciszka w Jerozolimie przed Ścianą
    Płaczu wydarzył się cud. Oto nieoczekiwanie na niebie pojawiły się dwa
    słońca.

    Wczoraj, podczas ostatniego dnia pielgrzymki do Ziemi Świętej, papież
    Franciszek zatrzymał się na krótką modlitwę przez Ścianą Płaczu. Jest to
    pozostały fragment żydowskiej świątyni, którą zburzyli Rzymianie w 70 roku.
    Dla żydów jest to miejsce święte.

    Papież Franciszek, podobnie jak jego poprzednicy, św. Jan Paweł II i
    Benedykt XVI, na koniec modlitwy wsunął w pomiędzy szczelinami kamieni
    krótką modlitwę. I oto nieoczekiwanie dla wszystkich na horyzoncie nieba w
    Jeruzalem pojawił się nadzwyczajny znak: dwa słońca. Była wtedy godzina
    14.30. Znak ten, widoczny około 2 minut, był widziany i nagrywany przez
    tysiące obecnych tam osób.

    Papież Franciszek, komentując to nadzwyczajne zjawisko powiedział: „Jest to
    znak od Boga zachodzących zmian. Nasz Pan chciał dać nam widzialny znak, że
    porozumienie pomiędzy naszymi religiami jest możliwe. Pokój zależy od nas”.

    źródło:
    http://corrieredelmattino.altervista.org/gerusalemme-miracolo-durante-visita-papa-francesco-sole/