O co chodzi w lectio divina i ignacjańskiej medytacji (przyczynek)

29 stycznia 2019, autor: Krzysztof Osuch SJ

Ilekroć przystępujemy do słuchania Słowa Bożego winniśmy pamiętać o paru fundamentalnych prawdach.

  1. Po pierwsze o tym, że wielka jest zbawcza moc słowa Bożego – Przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze Jk 1, 21).
  2. Po drugie o tym żywo pamiętajmy, że Bóg przez swoje Słowo chce wykonać w nas różnoraką pracę; Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12).
  3. Za pośrednictwem Swoich słów Bóg darzy nas również swym błogosławieństwem na podobieństwo wody spadającej z nieba (por. Iz 55,10 n).

Nie do przecenienia jest pamiętanie o tym, że w całym procesie modlitwy inicjatywa należy do Boga. To „Bóg niestrudzenie wzywa każdą osobę do tajemniczego spotkania z Nim na modlitwie” (Katechizm KK 2591). Nasze działania są zatem jedynie odpowiedzią i przejawem współpracy.

Na gruncie kilku powyższych stwierdzeń (prawd zakreślających przestrzeń dla modlitwy) powiem zwięźle o coraz powszechniej znanej i praktykowanej metodzie modlitwy. Mam na uwadze lectio divina. Mówiąc o lectio divina chciałbym też, pośrednio, usłużyć lepszemu rozumieniu ignacjańskiej metody medytacji.

Gdy nieco bardziej uchwycimy, o co chodzi w lectio divina, to na końcu (już sami) powiedzmy sobie, że dokładnie o to samo chodzi w ignacjańskiej metodzie medytacji nad słowem Bożym, nad Historią Zbawienia.

Kard. C. M. Martini wyróżnia w lectio divina, czyli w modlitewnym czytaniu Pisma Świętego, aż osiem etapów. Ta wielość działań uświadamia nam, jak czymś poważnym i angażującym jest (czy powinno być) integralne (a więc pełne i owocne) słuchanie i wypełnianie słowa Bożego.

Zyskamy większą przejrzystość i lepsze zrozumienie lectio divina, gdy osiem etapów (1-8) lectio divina zgrupujemy w trzech cyklach (I, II, III).

(I). Pierwszy cykl to wstępowanie ku Bogu

To niezwykłe wstępowanie dokonuje się poprzez

1. czytanie Słowa Bożego,
2. rozważanie Słowa Bożego i
3. serdeczne zwracanie się do Boga.

Po łacinie nazywają się te trzy wstępujące kroki-działania: lectio, meditatio, oratio.

Każde działanie dokonuje się w pewnym czasie, można zatem mówić o trzech etapach.

W tle czy u podstaw naszych trzech działań (kroków, etapów) warto dojrzeć (usłyszeć) trzy zachęty, które kieruje do nas sam Duch Święty. To On przynagla mnie do kontaktu z Bogiem Ojcem poprzez Pismo Święte. To On wzywa, zachęca i nawołuje – w głębi duszy lub poprzez różne zapośredniczenia (np. kazania, książki, czytane artykuły):

  • Bierz i czytaj Pismo Święte!
  • A gdy coś cię w nim uderzy, to rozważaj! Na różne sposoby!
  • Gdy zaś poczujesz się przez Boga wewnętrznie zagadnięty, to mów do Niego, rozmawiaj z Nim!

Wszyscy znamy takie momenty, gdy Bóg „utrafia” w nas swym słowem. Od nas zależy, czy podejmiemy to słowo w nas trafiające. Podejmując poruszające nas słowo Boże, zaczynamy nad nim myśleć, zagłębiać się w jego znaczenie… Pojawia się jakiś ciąg skojarzeń, odniesień do życia, do postaw… Rozumiemy, rozumujemy, wyciągamy wnioski… Czujemy stopień trudności, opory, obawy, lęki przed zmienianiem czegokolwiek w naszym podejściu do „tematu” naświetlonego przez Słowo…

  • Toczy się w nas pewna wewnętrzna walka: ufnej wiary z beznadziejną niewiarą, miłości z góry zstępującej z grą pożądań… Rodzi się też i wzbiera w nas potrzeba żarliwego wołania do Pana, który swoim słowem zakłócił (nie)święty spokój starego człowieka w nas…
  • Z reguły pojawia się w nas cała gama przeciwstawnych uczuć: np. fascynacja i zniechęcenie, przyciąganie i opór, zgoda i sprzeciw, pokorna uległość i bunt, zachwyt i znudzenie itp.

Jeśli konsekwentnie i pokornie wołamy do Boga, przyzywamy Go na pomoc, jeśli lgniemy do Niego, nie dając się zniechęcić, to otrzymujemy Jego pomoc. Doświadczamy Jego ingerencji… Odczuwamy przypływ siły człowieka wewnętrznego. Czujemy się gotowi projektować pewne zmiany, reformę tej czy innej sfery relacji… Ogarnia nas niejednokrotnie pokój i poczucie bezpieczeństwa. W taki sposób – brnąc przez różne przeszkody – m(iew)amy poczucie (jak ktoś na górskim szlaku), że oto osiągamy pewien szczyt i że pora na nim odpocząć.

(II). Szczyt naszej modlitwy: ufnie wydajemy się w ręce Ojca, czyli kontemplacja!   

  • Nie jest to najważniejsze, ale od razu warto zaznaczyć, że „pobyt” na tym szczycie właściwym modlitwie, zwłaszcza w początkach życia duchowego, trwa na ogół dość krótko, jednak stopniowo lub skokowo wydłuża się… Ale jest to sprawa „indywidualna i niczego nie należy z góry przesądzać, lecz przyjąć dany nam sposób udzielania się Boga nam.

To, co dzieje się w nas i z nami w kolejnym (4-tym) etapie modlitwy, nazywamy:

4. kontemplacją (contemplatio)

W tym szczególniej błogosławionym czasie kontemplacji odpoczywamy przy Bogu, w Nim! Zażywamy pewnej rozkoszy, wytchnienia…

Warto nieco dookreślić ten etap, na którym ustają dociekania i analizy; cichną debaty i wszystko staje się dziecięco proste. Czujemy się ogarnięci wielką Miłością Boga. Ona olśniewa nas i dogłębnie uspokaja. Chętnie milkniemy, by w ciszy nasycać się pewnością bycia drogimi i wartościowymi w oczach Boga (por. Iz 43, 4).

  • Byłoby wielkim błędem w zdobywanej i doskonalonej „sztuce modlitwy” (jakakolwiek będzie jej „metoda”), gdybyśmy przeoczyli bądź (co gorsza, z założenia) lekceważyli to, co jest treścią czwartego etapu. Nie wolno też umniejszać niezwykłej wartości i znaczenia tego, co dzieje się na tym etapie!
  • A byłoby jeszcze gorzej, gdyby za naszym przyzwoleniem ścieżka aż tam prowadząca (do rozkosznego odpoczynku i smakowania „rzeczy Bożych”) – po pierwszym jej przetarciu – znów zarosła wysoką trawą i kolczastymi krzakami. (Nie trzeba dodawać, że laicyzująca się kultura tak łatwo pogrąża rzesze ludzi we wtórnym analfabetyzmie duszy, który grodzi drogę do cudnej przygody, jaką jest spotkanie z Bogiem na modlitwie).

Chciejmy pamiętać (i to cenić), że sam Duch Święty słodko i dyskretnie przynagla nas na pewnym etapie modlitwy:

  • A teraz już zatrzymaj się, odpocznij…
  • nasycaj się Bogiem, Jego wspaniałymi przymiotami, Obecnością, Ojcowską Miłością…

Wiedz, daj się przekonać, że cały trud – Boga i twój – zawsze zmierza poprzez te różne działania, czy to np. w lectio divina czy w ignacjańskiej medytacji, do kosztowania, jak dobry jest Bóg (por. Ps 34, 9).

  • Św. Ignacy w paru miejscach Ćwiczeń duchownych mocno nalega, byśmy nie żałowali czasu na pozorną bezczynność i bierność, która służy kosztowaniu Boga i nasycaniu się Nim – Jego Pięknem, Prawdą, Dobrocią, Miłością, Życzliwością czy Jego wielkimi Obietnicami…
  • Oto klarowne i jednoznaczne wskazania św. Ignacego ku czemu zmierza wszelka modlitwa:

„Nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę”(Ćd2).

„W punkcie, w którym znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, i dopóki się tu nie nasycę, nie będę niespokojny o przejście do innego punktu”(Ćd76).

Oczywiście, jak długo żyjemy na Ziemi, Tabor kontemplacyjnego odpocznienia w czasie naszych modlitw na ogół nie trwa zbyt długo… A poza tym – choćby trwał bardzo długo – to za każdym razem musi się kończyć. Nie inaczej było z Apostołami na Taborze… To z definicji (czyli ze zrozumienia, czym jest naśladowanie Jezusa i życie chrześcijańskie) zawsze należy wykonać trzeci krok (choćby chwile kontemplacji były najbardziej „smakowite” i nasycające nasze serca).  Ten trzeci (wielki i ważny) krok polega na zejściu z „góry” … na dół!

(III). Zejście na dół – to jest do codziennych relacji i obowiązków!  

Ten sam Duch Święty, który serdecznie zachęcał do słodkiego odpocznienia w Bogu, teraz – pod koniec modlitwy i po jej zakończeniu – nalega:

  • Zrób teraz coś dobrego dla Królestwa Bożego!
  • Tak, zrób coś dobrego dla twoich bliźnich! Nie zadowól się jedynie osobistą duchową radością, uznając ją za ostatni „punkt” w spotkaniu z Bogiem.

Radość w sercu (consolatio) to niewątpliwie cenny dar i owoc Ducha Świętego. To On zachęca modlącą się osobę: Raduj się w Panu! Ale Duch Święty na tym nie poprzestaje. Nie tu wszystko się kończy. Wzywa On też do czujności i trzeźwego rozeznania, czy aby zły duch nie dołącza się z ofertą swoich „pocieszeń”, które mają odwieść od Boga, od pełnienia Jego woli. Ta radość, która pochodzi od Boga, uwiarygodnia się jako autentyczna, gdy umacnia nas do konkretnego działania na rzecz Królestwa Bożego w sercach bliźnich!

[Jak łatwo spostrzec, ostatnią część uprościłem, ale to, co istotne – zwłaszcza na paru pierwszych „etapach” lectio divina –  zostało, jak ufam, powiedziane].

Komentarze

komentarze 4 do wpisu “O co chodzi w lectio divina i ignacjańskiej medytacji (przyczynek)”
  1. Sabina pisze:

    Dla mnie pieknie oddana istota i głebia obecnosci w Słowie i życia Słowem Boga. Ten „przyczynek” wniósł dużo światła do mojej dzisiejszej medytacji. Dziękuję.

  2. lukasz pisze:

    dziekuje za ten wpis