„Druga po Bogu pragnę tu być”

6 października 2018, autor: Krzysztof Osuch SJ

Znalezione obrazy dla zapytania hymn o miłości

Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze – w radości i smutku – bez względu na dobry czy zły los (Jan Paweł II).

(Pisane na okoliczność ślubu, ale „jakoś” nawiązuje do treści słowa Bożego z 27 Niedzieli w roku B)

Druga po Bogu

„Bardzo blisko Twoich dłoni, Bardzo blisko Twoich ust, W gąszczu wszystkich Twych zapachów, W samym środku Twoich snów. Bardzo blisko Twoich marzeń, W każdym lśnieniu oczu Twych, W samym środku Twego serca, W samym środku pragnę być.   Ref. Jako druga po Bogu pragnę tu być. Jako druga po Bogu pragnę tu być. Słyszeć wszystkie Twe szelesty, Mieszkać w każdej myśli Twej. Chcę być blisko Twoich pragnień, Blisko w noc i blisko w dzień”.

Słowa piosenki mogą się wydać nie dość „pobożne”. Są jednak godne uwagi i w sam raz na okoliczność zaślubin. Cenne w tych strofach jest to, że trafnie i pięknie wyrażają pragnienie kobiecego serca! A ponadto – wbrew pozorom – są pełne autentycznej pokory. Wybrzmiewa w nich świadomość wielkiej godności kobiety, a jednocześnie słychać w nich wyraźnie (choć subtelnie) to, co na krzyżu w Dolinie Kościeliskiej kazał wyryć Wincenty Pol: „I nic nad Boga”! Tak, ON jest Najpierwszy, a ja jestem drugi; od Niego pochodzę i we wszystkim zależę w sensie miłosnego obdarowania. O byciu kimś drugim i o absolutnym pierwszeństwie Boga – wiele można by mówić (na to jest czas np. podczas rekolekcji ignacjańskich). Jedno jest wszelako pewne: nie ma przesady w tym, że w każdej autentycznej miłości, także narzeczeńskiej i małżeńskiej – ON i ONA zawsze są drudzy po Bogu! A to nie jest mało i, właściwie, lepiej być nie może! Jest natomiast źle, gdy człowiek ubóstwia człowieka. Zawsze – w takim czy innym sensie – skończy się to poczuciem zawodu!

Widzieć „rzeczy” w prawdzie, zgodnie z rzeczywistością – to takie ważne. Tak właśnie patrzył na człowieka, na kobietę bł. Jan Paweł II, gdy wskazywał na „geniusz kobiecego serca”. Mężczyznom należy się (natychmiast) uspokojenie. Ich serca też są „genialne”, choć w sposób sobie właściwy. Oba serca – kobiety i mężczyzny – wyszły z tych samych dłoni i są tak samo podobne do Serca Boga Stwórcy. U obojga godne najwyższej uwagi jest to, że żywią bezkresne pragnienia. Wszyscy w równej mierze pragniemy kochać, a (poniekąd) jeszcze bardziej być kochanymi! I to miłością idealną, doskonałą. Właściwie, Boską! Czy jednak taką miłość – doskonałą, niemal Boską – mogą sobie wiarygodnie przyobiecać i zaofiarować mężczyzna i kobieta, mąż i żona? Pewno wszyscy zakochani odpowiedzą, że TAK! Przynajmniej jak długo są zakochani. A co potem, gdy odchodzi czy „przechodzi” to, co zwykło się nazywać zakochaniem?

Właśnie, a co potem?

W pozyskaniu odpowiedzi nie pomogą nam głęboko rozczarowani czy, nie daj Boże, osoby cyniczne w „temacie” miłości. Jednak niemało jest takich małżonków, którzy po prostu trzeźwo stąpają po ziemi i jasno widzą wszystkie ograniczenia oraz uwarunkowania ludzkiej miłości. A chcąc być wiernymi danemu słowu, pytają z niepokojem, co robić, gdy pewna „warstwa” małżeńskiej miłości wypala się? Co robić, gdy wskutek jakby wygasania miłości zaczyna krążyć nad sakramentalnym związkiem widmo rozpadu? Jak w taki czas nie popaść w panikę czy poczucie zawodu? Jak odwrócić fatalny bieg wydarzeń (i uczuć), gdy – kiedyś mocna i świeża miłość – zdaje się „przepoczwarzać” (aż) w swoje przeciwieństwo: w niechęć, chorobliwą zazdrość, małoduszne liczenie kosztów, różne gry, manipulacje i aż w śmiertelnie dzielącą nienawiść? I całkowity rozpad.

Dla niewierzących nie mam dobrej odpowiedzi. (A jeśli już, to najpierw radziłbym nawrócić się do Boga całym sercem). Owszem, niewierzącym w Boga-Miłość stara się przyjść z pomocą „świat”; proponuje im – i to nie zawsze – trochę fachowej mediacji, a potem usłużnych (wiadomo że nie za darmo) adwokatów, sądy, a w nich oferta coraz łatwiej przeprowadzanych procedur rozwodowych. Nic dziwnego, że rozwodów przybywa w zastraszającym tempie. (Tak musi się dziać w społeczeństwie coraz dotkliwiej zlaicyzowanym, odrywanym od Boga – Miłości).

Dla wierzących mam znakomitą odpowiedź. Małżonkowie wierzący w Boga są w sytuacji o niebo lepszej. Choć też napotykają różne trudności i pokusy, to zawsze mogą przypomnieć sobie, że niewyczerpalnym źródłem Miłości jest Nieskończony i Dobry Bóg! Rzeczywiście, jeśli ktoś naprawdę codziennie (czy choćby z niezbyt długimi przerwami) „podłącza się” do tego niewyczerpalnego Źródła Miłości, to zasoby miłości w jego sercu też się nigdy nie wyczerpią! Bo będą w miarę na bieżąco uzupełniane. A jak , gdzie, kiedy? – To oczywiste, w Kościele (i w kościele); a dokładniej mówiąc, w czasie Mszy świętej wraz Komunią świętą (oby dogłębnie rozumianej i przytomnie przyjmowanej). To samo uzupełnianie zasobów miłości powinno dokonywać się w codziennej, najpoważniej i wiernie, praktykowanej modlitwie. Jest to Wasze być albo nie być w odniesieniu do wiernego trwania w miłości małżeńskiej i rodzinnej.

Zauważmy, nikt z nas nie żyje w demonstracyjnej niezależności od Słońca! Przeciwnie, wszyscy cenimy je. Tak bardzo czekamy na nie w dni pochmurne, a gdy dłużej go brak, to modlimy się o nie. Dokładnie podobnie winniśmy myśleć o naszym Bogu – Wielkim Stwórcy i Najlepszym Ojcu. On naprawdę jest Miłością, Dobrocią, Życzliwością, Miłosierdziem. On ceni nas i kocha do „szaleństwa Krzyża”!  To ON jest naszym Słońcem, Światłem, Żarem, Sensem, Przyszłością i źródłem Nadziei na „lepsze”! Bóg jest naszą nadzieją na to, co Najlepsze! Niezależnie od liczby przeżytych lat, „to”, co Najlepsze jest przed nami (a nie za nami)!

Jesteśmy w świętym miejscu i sprawujemy wraz z Wami, Kochani Młodzi, Sakrament Małżeństwa – jego uroczysty początek. Jest ważny tego powód, że łączymy Sakrament Małżeństwa z Eucharystią. W Niej uobecnia się dla nas zbawcza i wypełniająca nasze serca Miłość Jezusa Chrystusa. Tu także Pan Jezus karmi nas (aż) Sobą! Czyni tak, bo chce, by starczyło nam sił do wszystkiego, co w życiu trzeba będzie podjąć, znieść i wykonać…

Tak, nie jesteśmy tu od parady czy z jakiejś płytko rozumianej tradycji (ani dla samego piękna przestrzeni sakralnej). Jesteśmy TU, bo WY, Kochani Młodzi, wchodząc w małżeńskie Przymierze Miłości, chcecie uczynić to w ścisłej łączności z Tym, który jest Miłością. I to taką, wieloprzymiotnikową Miłością, jaką sławi św. Paweł w Hymnie o Miłości (1 Kor 12).

Wiedzieć, że jest (aż) taka Miłość, to już bardzo dużo! Ale sama wiedza o jej istnieniu nie wystarczy. Do tej Miłości trzeba jeszcze wciąż na nowo powracać. Należy przystępować do niej z jasną świadomością jej ważności. Trzeba ją często kontemplować, brać ją w siebie, karmić się nią… A wtedy największa „przygoda” życia – uda się! Małżeństwo i rodzina – powiodą się. Bo z  Bogiem wszystko udaje się dobrze. Co nie znaczy, że nie będzie trudności. Ale i na trudności znajdzie się „sposób”. Ktoś trafnie spostrzegł:

„Nie ma trudności, której miłość by nie pokonała; nie ma choroby, której miłość by nie uleczyła; nie ma drzwi, których miłość by nie otworzyła; nie ma brzegów, których by miłość nie połączyła; nie ma murów, których by miłość nie mogła zburzyć; ani grzechu, którego miłość nie mogłaby odkupić” (Emmet Fox).

Niech w Waszym małżeństwie i w Waszej rodzinie zawsze obecna będzie piękna i zwycięska Miłość Boża.  Tego Wam z serca życzę. O to wraz ze Wszystkimi tu Obecnymi – modlę się do Boga Ojca przez wstawiennictwo Matki Bożej Leśniowskiej – kochającej i możnej Patronki Rodzin. O to modlą się najszczególniej Wasi Drodzy i Kochani Rodzice. Jesteście owocem Ich wiernej i ofiarnej miłości. Wszelkie dobro od nich otrzymane ufnie i wielkodusznie inwestujcie w pokolenie Waszych dzieci.

Niech Wasze życie – małżeńskie i rodzinne – będzie utkane z miłości, której źródło jest jedno w Bogu: Ojcu, Synu, Duchu Świętym. Amen.

Częstochowa, 15 września 2012; i 3 paźdz. 2015    AMDG et BVMH   o. Krzysztof Osuch SJ

***

Znalezione obrazy dla zapytania hymn o miłości

Komentarze

komentarze 4 do wpisu “„Druga po Bogu pragnę tu być””
  1. POWIERZAMY CI NASZĄ MIŁOŚĆ

    Panie, powierzamy Ci naszą miłość,
    która jest Twoim darem,
    żeby w nas nigdy nie umarła.

    Ponieważ źródło jej jest w Tobie,
    spraw, aby każdy z nas pragnął raczej kochać niż być kochanym,
    raczej dawać niż brać.

    Niech dni naszej radości nie spychają nas
    w obojętność wobec reszty świata,
    zaś dni udręki niech nam nie odbierają siły,
    ale niech umacniają naszą czułość i wierność.

    Panie, Ty, który jesteś Życiem,
    Daj, byśmy nigdy nie odtrącali życia,
    które będzie się chciało narodzić z naszej miłości.

    Panie, który jesteś Prawdą,
    daj, byśmy sobie wzajemnie nie odmawiali prawdy,
    ale byli dla siebie wzajemnie przejrzyści.

    Panie, który jesteś Drogą,
    spraw, byśmy nigdy nie byli dla siebie manowcem
    ani ciężarem,
    ale szli naprzód trzymając się za ręce.

    Panie, Ty dałeś nam swoją Matkę Maryję,
    a Ona zawsze była wierna, mocna, czuła.
    Niech Ona będzie strażniczką naszej rodziny,
    którą dzisiaj zakładamy.
    Niech jej wierność, siła i łagodność
    zachowają nas wiernymi, silnymi i łagodnymi
    na zawsze przy Tobie. Amen.

    s. Emmanuela Cinquin
    opiekunka śmieciarzy w Kairze
    Modlitwa napisana dla jej przyjaciółki

    Dubois, s. 433.

  2. Wykład ks. Sławomira Kostrzewy: Gdzie te kobiety? – ks. Sławomir Kostrzewa, Rzeszów, 26 maja 2015 r

    „Kobieta została przez Boga obdarzona szczególnymi darami, które czynią ja wyjątkową istotą pośród całego stworzenia. Współczesne ideologie i popkultura uparcie milczą o tych darach, poprzez które kobieta może osiągnąć trwałe szczęście i owocnie realizować swoje powołanie. Jakie to są dary, jakie zjawiska kulturowe zagrażają dziś kobietom, jak ocalić własną kobiecość, jakich kobiet poszukują dziś mężczyźni – odpowiedzi na te pytania udziela ks. Sławomir Kostrzewa. Wykład odbył się na Uniwersytecie Rzeszowskim, 26 maja 2015 roku.”

  3. s.Krystyna pisze:

    Pokój i Dobro!
    Pragnę złożyć najlepsze gratulacje i życzenia dla Nowożeńców, aby pozostali wierni Bogu i sobie zgodnie z wczoraj wypowiedzianą przysięgą u stóp Pana wobec Kościoła i najbliższych.
    Maryja niech uprasza zdroje łask i tak jak w Kanie czuwa,by nie zabrakło , Bożej Miłości, pokoju i rodzinnego ciepła pośród codziennych trosk i problemów.. .Do życzeń dołączam serdeczną modlitwę.W dniu dzisiejszym u nas kończą się Rekolekcje Małżeństw. Piękna sprawa. zaledwie 13 par małżeńskich.Od kilkunastu lat prowadzi ten sam Kapłan,Trzydniowe spotkanie rekolekcyjne określił jako sanatorium gdzie potrzebne są „masaże duchowe, i wszelkie zabiegi by odnowić życie rodzinne.Rekolekcje kończą się odnowieniem przysięgi małżeńskiej podczas Mszy Świętej. .
    Szczęść Boże
    Pozdrawiam serdecznie także Ojca Krzysztofa i gości weselnych. ….

  4. Zofia pisze:

    Dziękuję Ojcu, to bardzo piękny i potrzebny tekst; zastanawiam się, ile małżeństw zostałoby uratowanych, gdyby był im wcześniej znany, na czele z piszącą te słowa.
    Wszystkim , którym życie rodzinne z jakiegokolwiek powodu jednak „nie wyszło”, chcę zadedykować następujące świadectwo, które jest dowodem na nieograniczoną (także czasem)Miłość,dla której nie ma nic straconego, i „do której trzeba wciąż na nowo powracać”:

    „Ja ojciec, katolik – sąsiad Gospy
    Patryk nie męczy się nigdy dając świadectwo przybyłym pielgrzymom, o łasce którą otrzymał dzięki orędziom Matki Bożej, które uratowało jego życie i życie jego rodziny. Opowiada: byłem trzykrotnie żonaty. Dwa razy rozwodziłem się (za każdym razem z powodu mojej niewierności). Zanim zacząłem czytać orędzia z Medziugorja, nie znałem nawet Biblii. Pracowałem w Kanadzie w przemyśle samochodowym i przez trzydzieści lat moim jedynym bogiem był pieniądz. Znałem wszystkie sposoby, aby powiększyć mój kapitał. Kiedy syn zapytał mnie: tata, kto to jest Bóg? Pokazałem mu banknot dwudziestodolarowy i powiedziałem: oto twój bóg! Im więcej będziesz ich miał, tym więcej boga będziesz miał. Nie miałem, żadnego kontaktu z Kościołem i nigdy nie byłem wierzący, chociaż przecież byłem ochrzczonym katolikiem. Żyłem z Nancy bez ślubu, ale oboje uważaliśmy to za normalne, ponieważ wszyscy tak żyli. W siedem lat później postanowiliśmy wziąć ślub. Zorganizowałem wspaniałą uroczystość ślubną na wzgórzu. Wynająłem helikopter. Była to ceremonia cywilna, a orkiestra grała muzykę New- Age…. Później Nancy mi powiedziała: mam wrażenia jakbym nie była zamężna! Pokazałem jej akt ślubu, ale ona odpowiedziała: – Nie, nie czuję się mężatką. Moja mama nie przyjechała i nie wzięliśmy ślubu w Kościele. – W porządku mówię, jeśli to sprawi ci przyjemność to załatwimy to przez Kościół. Biskup powiedział nam, że moja pierwsza żona uzyskała stwierdzenie nieważnie zawartego małżeństwa ze Świętej Roty, po oczekiwaniu ponad 17 lat. Drugi mój związek był tylko cywilny, więc nie było żadnych przeszkód bym poślubił Nancy w Kościele. Uroczystość odbyła się jakiś czas później w kościele Niepokalanego Serca Maryi, jedynym kościele w Kanadzie pod tym wezwaniem! Matka Boża kierowała się w moją stronę powoli, lecz zdecydowanie… Przed ślubem musiałem zaliczyć konfesjonał, ale nie włożyłem serca w tę spowiedź. Nancy i ja nie modliliśmy się, nie chodziliśmy na Mszę świętą, w naszym życiu nie było nic religijnego, ale mieliśmy ślub kościelny…. Czworo moich dzieci (trzech synów i córka) miało trudne, a nawet tragiczne życie (alkohol, narkotyki, także rozwody), ale niezbyt się tym przejmowałem, ja ojciec katolik. No, bo któż nie ma kłopotów z dziećmi? Podczas jednej z przeprowadzek znaleźliśmy paczkę, którą nam przysłał z Chorwacji (przed wiekami!) brat Nancy-Chorwatki. Tak naprawdę nikt nigdy tej paczki nie otworzył. Nancy podała mi ją mówiąc: Mój drogi mężu poganinie, wyrzucić to ty, bo ty będziesz to miał na sumieniu! Było to w sobotę wieczorem. Doskonale pamiętam chwilę, kiedy otworzyłem paczkę. Zawierała pierwsze orędzia z Medziugorja, które brat Nancy starannie przetłumaczył na angielski i przepisał dla nas. Przeczytałem pierwsze orędzie, które mówiło: „Przyszłam, aby wezwać cię (was) do nawrócenia po raz ostatni”. W tej jednej chwili coś się wydarzyło w moim sercu. Moje serce stopniało i zacząłem płakać. Nie mogłem powstrzymać łez, które płynęły mi po twarzy. Nigdy nie czytałem niczego, co choć byłoby podobne do tego orędzia. O Medziugorju nie wiedziałem nic, nawet nie wiedziałem, że istnieje! Nic nie wiedziałem o orędziach. Jedyne, co mogłem wtedy przeczytać to: „Przyszłam, aby wezwać cię (was) do nawrócenia po raz ostatni”, i wiedziałem, że było to przeznaczone dla mnie, że Matka Boża mówi to do mnie! Drugie orędzie, które przeczytałem brzmiało: „Przyszłam wam powiedzieć, że Bóg istnieje!”. Nie sądzę, bym kiedykolwiek w życiu wierzył w Boga, zanim przeczytałem to orędzie, które uczyniło realnym wszystkie sprawy. Cała nauka katolicka, którą otrzymałem, jako dziecko
    okazała się prawdziwa! Nie była pięknie wymyśloną czarodziejską baśnią. Biblia była rzeczywistością! Nie było już mowy o wyrzucaniu orędzi, zacząłem je czytać i przeczytałem do ostatniego. Nie mogłem oderwać się od tej książki i przez tydzień miałem ją cały czas pod ręką, pomimo ogólnego bałaganu, spowodowanego przeprowadzką. Czytałem ją i odczytywałem na nowo, a orędzia coraz głębiej przenikały do mojego serca i duszy. Posiadałem skarb nad skarbami! W czasie przeprowadzki usłyszałem jak ktoś opowiada o weekendzie Maryjnym w Eugene (USA), w odległości dwóch dni drogi od nas. Jedziemy! – powiedziałem do Nancy. – A dom …? – Trudno! Zobaczyłem tam tysiące osób, które miały takie same odczucia do Maryi Panny, wobec sposobu, w jaki mówiła do dzisiejszego świata. Wszyscy mieli książki o Medziugorju, Fatimie, Don Gobbi’ego… Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Podczas Mszy świętej była modlitwa o uzdrowienie. Ojciec Ken Roberts powiedział: – a teraz poświęćcie wasze dzieci Niepokalanemu Sercu Maryi! Wstałem ze łzami w oczach, ponieważ nie przestałem płakać, od chwili, kiedy przeczytałem pierwsze orędzie z Medziugorja i powiedziałem do Maryi: Matko Święta, weź moje dzieci, ponieważ ja nigdy nie byłem prawdziwym ojcem. Błagam Cię bądź dla nich rodzicem, jestem fatalny, zniszczyłem czwórkę moich dzieci, uratuj je Ty. Poświęciłem Matce Bożej moje dzieci. Bardzo mnie to poruszyło, bo już naprawdę nie wiedziałem, co z nimi robić. Życie moich dzieci wyszło już nawet poza to, co nazywa się stadium schyłkowym. Lecz po tym weekendzie wszystko zaczęło się zmieniać w naszej rodzinie. Na tym spotkaniu poznałem pięć orędzi, które Matka Boża daje. Prosi, aby pierwszym krokiem w kierunku nawrócenia była spowiedź święta. Pamiętam dobrze tę pierwszą spowiedź od ponad trzydziestu lat. Wyznałem wszystkie moje grzechy: rozwody, rozwiązłość, zniszczenie moich dzieci, nawet ich nie ochrzciłem, uczyłem ich że Boga nie ma, że tylko pieniądz jest jedynym bogiem… Na końcu zszokowało mnie miłosierdzie Boże, kiedy kapłan wyciągnął swoją rękę i powiedział: ja cię rozgrzeszam, ze wszystkich twoich grzechów, płakałem i zrozumiałem, że tylko kapłanowi Bóg dał tę moc, którą gardziłem przez całe moje życie. Zacząłem żyć orędziami. Modlić się codziennie na różańcu razem z Nancy, pościć, czytać Biblię, chodzić na Mszę św. Moje dzieci zaczęły wracać na dobrą drogę i nawracać się i same żyć orędziami. Każde z nich, na kolanach, błagałem o przebaczenie za zło, które im wyrządziłem i za dobro, którego im nie dałem. Orędzie z Fatimy mówi, że Matka Boża uratuje dzieci, jeżeli je poświęcimy Jej Niepokalanemu Sercu. Któregoś dnia (1993 roku) powiedziałem Nancy: – Wyjeżdżamy do Medziugorja! nawet nie wiedząc gdzie ono jest. Sprzedałem wszystko, bo chciałem być sąsiadem Gospy i mieszkać koło Niej. Uświadamiając sobie ważność w naszym życiu i w świecie obecności kapłana, że to on przywrócił mnie do łaski bycia dzieckiem Bożym, którą zatraciłem, postanowiliśmy wszystko dla nich oddać i wybudować ośrodek, w którym każdy kapłan czy siostra zakonna, jeżeli zechcą mogą tu spędzić jakiś czas, czy odbyć rekolekcje. Orędzia z Medziugorja były wielką łaską w moim życiu. Całkowicie mnie przemieniły. Mogłem przecież dalej powielać moje rozwody, miałem mnóstwo pieniędzy. Lecz teraz nawet myśl o zdradzie jest wykluczona w moim przypadku. Miłość, którą Matka Boża dała Nancy i mnie jest nie do wyrażenia słowem, jest łaską Bożą. Żyjąc orędziami odkryłem, że nasz dom nie jest tu na ziemi, ale w Niebie, że mamy dni policzone, aby oddać wszystko Bogu a On ma wieczność, aby nam dać wszystko. Co do mnie, moje obecne życie polega na pomaganiu pielgrzymom w poznawaniu orędzi wszystkimi możliwymi sposobami. Kocham Najświętszą Pannę wielką miłością i pragnę, aby wszyscy sie w Niej zakochali. Ona uratowała mi życie i mojej rodzinie. Byłem jedną nogą w
    piekle i nie wiedziałem o tym! Mogę zaświadczyć, że dzięki modlitwie, szczególnie różańcowej, oddaję moim dzieciom to, czego im nigdy nie dałem: miłość Bożą. Amen.”

    ps. O nawrócenie Patryka modliła się jego matka ponad 40 lat.