Trąd nie przeraża Jezusa, Mk 1,40-45

10 lutego 2018, autor: Krzysztof Osuch SJ

Wchodząc w świat Jezusa, doświadczamy rozświetlenia tajemnicy człowieka Tajemnicą Boga-Człowieka. Otwierając się na nieskończoność życia Chrystusowego, zapobiegamy duszeniu się w ciasnocie własnego serca i w granicach samej tylko doczesności!

K a ż d e  słowo Jezusa – opowiedzianą przypowieść, dokonany cud, złożoną obietnicę można odczytywać w świetle zdania zapisanego w Księdze Hioba:

„Biednego On ratuje przez nędzę, cierpieniem otwiera mu uszy. I ciebie chce On wybawić z nieszczęść, przed tobą jest dal, nie cieśnina, i stół opływający tłuszczem” (Hi 36, 15-16).

Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego (Mk 1,40-45).

DAL a nie cieśnina!

Fragmenty Ewangelii czytane w czasie Mszy świętej są dla nas bardzo ważne, gdyż dzięki nim Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel, staje się obecny – dla nas. Jest to niezwykłe, że tych kilka zdań z Ewangelii kontaktuje nas z Jezusem. Wystarczy uważnie wsłuchać się w opowieść o czyimś spotkaniu z Jezusem, by samemu poczuć się zaproszonym w krąg oddziaływania Jezusa. A On (gdy w ten krąg wchodzimy) objawia nam Siebie i swój duchowy świat. Jest to rzeczywistość naprawdę wielka i wspaniała! Dlatego staramy się poznawać Jezusa. Mnożymy spotkania z Nim i coraz bardziej przyswajamy sobie to, co On nam objawia i do czego nas zaprasza.

  • Wchodząc w świat Jezusa, doświadczamy rozświetlenia naszej tajemnicy Jego Tajemnicą. Otwierając się na nieskończoność życia Chrystusowego, zapobiegamy duszeniu się w ciasnocie własnego serca i w granicach samej tylko doczesności! Każde słowo Jezusa (przypowieść opowiedziana, cud dokonany, obietnica złożona) można by odczytać poprzez zdanie, które zapisane jest w Księdze Hioba: „Biednego On ratuje przez nędzę, cierpieniem otwiera mu uszy. I ciebie chce On wybawić z nieszczęść, przed tobą jest dal, nie cieśnina, i stół opływający tłuszczem” (Hi 36, 15-16).

Współczucie dla trędowatego

Dzisiejsza perykopa opowiada o człowieku wyjątkowo biednym. Jest nim człowiek trędowaty. Dotknął go trąd – choroba, która ludzkie ciało szpeci najbardziej i czyni je odrażającym.

W czasach Jezusa ludzi chorych na trąd wyłączano ze społeczności i skazywano na marną wegetację. Mieli oni trzymać się z dala od zdrowych. Rozdarte szaty i włosy utrzymywane w nieładzie oraz ostrzegawcze wołania: nieczysty, nieczysty – miały zapobiec przypadkowemu kontaktowaniu się zdrowych z tak strasznie chorymi.

A jednak dochodzi do spotkania trędowatego z Jezusem. Ewangelista tak opisuje to przejmujące spotkanie: „Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”.

  • Trędowaty najwyraźniej złamał obowiązujące go przepisy i nakazy. Nie uczynił tego z samego nadmiaru desperacji. W jakiś sposób (mimo odizolowania) dowiedział się, że Jezus jest kimś wyjątkowym. Że łamie różne dotychczasowe schematy, byle tylko pomóc ludziom w ich beznadziejnej sytuacji. Trędowaty wiedział i o tym, że Jezus potrafi czynić rzeczy po ludzku niemożliwe.
  • Jezus nie zganił trędowatego. Nie oddalił go, przypominając mu obowiązujące środki ostrożności… Jezusa nie przeraziła bliskość człowieka trędowatego.
  • Widok trędowatego i jego prośba dogłębnie wzruszyły Jezusa. Bez wahania i bez zwłoki Jezus „wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony! Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony”.

Cudowne uzdrowienie kolejny raz wywołało zdumienie i zachwyt. Jeszcze raz okazało się, że Jezus nie jest bezradny jak wszyscy wokół. Okazało się kolejny raz, że Jezus przychodzi do wszystkich źle się mających. W Jego oczach nikt nie jest skazany na bycie „trędowatym” już zawsze.

Trąd duszy

Gdybyśmy dzisiejszy fragment uczynili przedmiotem kontemplacji ewangelicznej (jak dzieje się to w Ćwiczeniach duchownych), to św. Ignacy kazałby nam wyciągnąć jakiś pożytek czy jakiś owoc duchowy.

Na pewno powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że okropny trąd ciała symbolizuje i każe odkryć trąd dużo poważniejszy. Jest nim trąd duszy, a wywołuje go grzech pierworodny, a pogłębiają go konsekwencje grzechów osobistych, własnych.

  • Na tylu stronach Ewangelii Jezus daje się nam poznać jako bardzo skuteczny Lekarz ciał. Wszystkie choroby ustępują na jedno Jego słowo czy dotknięcie.
  • Jednak „ambicją” Jezusa nie było to, żeby dzięki Niemu wszyscy ludzie (na całej Ziemi czy choćby w całej Palestynie) zostali uzdrowieni.
  • Liczne uzdrowienia miały uwiarygodnić zbawczą i uzdrawiającą moc Jezusa w odniesieniu do ludzkiej natury, skażonej właśnie przez okropność grzechu nieufności do Boga i niewiary w Jego Miłość.

Jezus wykonał cudowną operację na samej skażonej ludzkiej naturze. Wyrwał ją ze stanu pogrążenia w nieufności i lekceważeniu Boga. I tym dobrem chce On obdarzyć każdego człowieka.

Zaproszeni

Jezus z dzisiejszej perykopy ośmiela nas do odważnego widzenia w sobie rzeczy najtrudniejszych i najbardziej przykrych. Może to być nie tylko wszelka nasza słabość i udręki, ale także (aż) trąd grzechu, który zda się bezapelacyjnie niweczyć godność dziecka Bożego. Jezus prosi nas, byśmy jednak koncentrowali się nie na naszej niemocy i własnej bezradności, lecz na Jego Miłości i zbawczej potędze.

  • Jezus gorąco pragnie, byśmy wszystkie cudy przez Niego uczynione interpretowali i przyjęli jako motywy niezachwianej nadziei, która odnosi nas do Kogoś tak Wielkiego.
  • Jezus na pewno chce nas zawsze chronić przed zwątpieniem i zniechęceniem, przed buntem i złością…
  • Natomiast wytrwale uczy nas nowego realizmu i optymizmu, który w tym się wyraża, że wszystkie nasze słabości i cierpienia traktujemy jako bodziec do głębszego zastanowienia się nad tym, jak żyjemy, Kogo ważnego pomijamy i Kto obiecuje nam pełnię życia i szczęście.

Tak, warto jeszcze raz przytoczyć słowa z Księgi Hioba, „lekko” je adaptując i odnosząc do siebie samego: «Jezus mnie biednego ratuje przez nędzę, cierpieniem otwiera mi uszy. I mnie też chce On wybawić z nieszczęść; On mnie zapewnia, że przed mną jest dal, nie cieśnina, i stół opływający tłuszczem» (por. Hi 36, 15-16).

Komentarze

komentarzy 5 do wpisu “Trąd nie przeraża Jezusa, Mk 1,40-45”
  1. … sam ostatnio niedomagam (jest już znacznie lepiej), zatem tym chętniej wklejam tę piękną MODLITWĘ Ojca PIO:

    Modlitwa Ojca Pio o uzdrowienie

    Ojcze Niebieski, dziękuję Ci za to, że mnie kochasz.
    Dziękuję Ci za zesłanie Twojego Syna,
    Pana naszego Jezusa Chrystusa na świat,
    aby mnie zbawił i uwolnił.
    Ufam w Twą moc i łaskę, która wspiera i leczy mnie.
    Kochający Ojcze, dotknij mnie teraz swoimi uzdrawiającymi dłońmi, bo wierzę, że jest Twoją wolą abym był zdrowy na ciele, umyśle, duszy i duchu.
    Okryj mnie najszlachetniejszą krwią Twojego Syna,
    naszego Pana Jezusa Chrystusa od czubka mej głowy do podeszwy mych stóp.
    Wyrzuć to, czego nie powinno być we mnie.
    Wylecz niezdrowe i nieprawidłowe komórki.
    Otwórz zablokowane tętnice i żyły oraz odbuduj i dopełnij wszelkie uszkodzenia.
    Usuń wszystkie stany zapalne i przemyj infekcje mocą najdroższej krwi Jezusa.
    Niech ogień Twej uzdrawiającej miłości przejdzie przez całe moje ciało w celu uzdrowienia tak, aby funkcjonowało ono w sposób w jaki Ty je stworzyłeś.
    Dotknij też mego umysłu i moich emocji, nawet najgłębszych zakamarków mojego serca.
    Napełnij mnie swoją obecnością, miłością, radością oraz pokojem i przyciągaj jeszcze bliżej do siebie w każdym momencie mojego życia.
    Ojcze, napełnij mnie Swoim Duchem Świętym i upoważnij do czynienia wszystkiego co się da, aby moje życie przynosiło chwałę i cześć Twemu świętemu imieniu.
    Proszę Cię o to w imię Pana Jezusa Chrystusa.
    Amen.

  2. s.Katarzyna pisze:

    BLISKOŚĆ ,KTÓRA LECZY…
    ZA CENĘ ODKUPIENIA NAS PRZEZ JEZUSA.
    Pięknie ujął św Jan Paweł II jeszcze jako Karol.Wojtyła :
    „ODKUPIENIE JEST NIEUSTANNĄ BLISKOŚCIĄ TEGO ,KTÓRY ODSZEDŁ PRZEZ KRZYŻ”.
    Niech ONA wydarza się w naszym życiu. Amen.

  3. s.Katarzyna pisze:

    WCHODZĄC W ŚWIAT JEZUSA DOŚWIADCZAMY ROZŚWIETLENIA
    tajemnicy człowieka TAJEMNICĄ BOGA – CZŁOWIEKA”!!!
    Idąc za myślami tej medytacji dotknęłam wielkości CHRZEŚCIJAŃSTWA,tylko w naszej religii BÓG JEST CZŁOWIEKIEM! JEGO TAJEMNICĄ OBECNOŚCI DLA NAS JEST BLISKOŚĆ!!!
    Przebóstwienie naszego człowieczeństwa.
    ON nieustannie nas szuka ,wychodzi nam na SPOTKANIE …nie zraża Go żaden nasz trąd …idzie dalej i najdalej – pragnie BYĆ w naszych sercach..Ta BLISKOŚĆ ,relacja nas uszczęśliwia i czyni wolnymi w naszym zranionym człowieczeństwie.
    Tak zbierając Ewangelie minionego tygodnia zadziwiło mnie to ,że Jezus bardzo pragnie abyśmy byli zdrowi : uzdrawia teściową ,głuchoniemego,trędowatego przez DOTYK WYRAZ BLISKOŚCI
    .Słyszy natarczywą prośbę Syrofenicjanki i uzdrawia jej córkę.Warunkiem tych uzdrowień jest wiara,dobre rozeznanie co mam w sercu ,pokora ,która jest prawdą ,otwartość na łaskę i odwaga proszenia Jezusa.
    ON NIEUSTANNIE PRAGNIE WYPOWIADAĆ NAD NASZYM ŻYCIEM SŁOWO – „OTWÓRZ SIĘ ” NA MNIE,NA MOJA BLISKOŚĆ.

  4. Znalezione w komentarzach:

    Wstyd i oczyszczenie

    „Nie wstydź się. Odważnie przyjdź do Pana”… Grzeszny upadek, jakaś nieczystość, a potem? Nie można pozwolić, aby pożar wstydu strawił ludzką duszę. Chodzi o to, aby doświadczany ogień jak najszybciej ugasić. Sami sobie rady nie damy, ale dla Boskiej Wody Żywej, to żaden problem. Strumienie Ducha Świętego są w stanie ugasić całe połaci wstydliwych płomieni. Dokonuje się to zawsze, gdy skruszeni przychodzimy do Pana Jezusa Miłosiernego. Ważne, aby nie ulec pokusie „paraliżującego wstydu” lub „aroganckiego bezwstydu”.

    A czym jest wstyd? Jest to zestaw przeżyć, które pojawiają się, gdy zyskamy świadomość, że popełniliśmy grzech; myślą, słowem lub uczynkiem. Ciąg do grzechu może być w danej chwili tak silny, że wszelkie drogowskazy moralne jakby znikają z pola widzenia. „Nasycająca materia” nie jest odbierana jako grzeszna, lecz jako dobra, gdyż daje zaspokojenie. Sumienie zostaje okresowo wyłączone przez doznawane ukojenie. Gdy „czas grzechu” przeminie, sumienie znów jest dopuszczone do głosu. Pojawia się wtedy wstydliwa myśl: „Co ja zrobiłem? Jak tak mogłam?”. Odsłania się to, co zaistniało, a czego nie powinno być. Do tego może dojść sytuacja, gdy drugi człowiek zaczyna widzieć to, co chcielibyśmy przed nim ukryć. Uczucie wstydu może dotyczyć odsłonięcia intymnej części ciała, ale o wiele bardziej chodzi o odsłonięcie słabości duszy. Drugi staje się niejako obserwatorem niedoskonałości, którą chcielibyśmy ukryć.

    Paraliżujący wstyd polega na tym, że człowiek wprawdzie pokornie uznaje swój grzech, ale potem niejako wchodzi w stan przygnębienia swą słabością. Wstyd przytłacza i nie pozwala zwrócić się do Boga. Szatan wtłacza wtedy myśli: „Jesteś nieczysty, jesteś nieczysta, nie pokazuj się Bogu na oczy”. Do tego dochodzi paraliżujące poczucie, że cały świat wytyka palcem. Bóg pragnie pomóc, ale niestety człowiek do niego nie przychodzi.

    W przypadku aroganckiego bezwstydu, człowiek pyszny nie uznaje popełnionego grzechu. Zatwardziałe i obłudne serce bezwstydnika nieraz nawet dumnie pręży pierś przed Bogiem: „Zobacz mą czystość”. Bóg patrzy z obrzydzeniem na takie bezwstydne zachowanie pyszałka i hipokryty. Bardzo ważne! Miarą bezwstydu nie jest wielkość obszaru niepotrzebnie odsłoniętego ciała, czy też rodzaj popełnionych grzechów, ale ilość pysznych myśli, słów i zachowań, nasączonych hipokryzją.

    Jak w takim razie postępować? Warto zainspirować się postawą pewnego trędowatego, którego Jezus uzdrowił (por. Mk 1, 40-45). Trąd jest biblijnym symbolem grzechu i nieczystości. W Ewangelii czytamy: „Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus do głębi poruszony takim zachowaniem, dotknął trędowatego i oczyścił go, jednoznacznie deklarując: „Chcę, bądź oczyszczony!”. Co z tego wynika?

    Otóż gdy pojawi się jakaś grzeszna nieczystość, najpierw odważnie uznajmy: „Zgrzeszyłem”. Skutkiem tego będzie uczucie wstydu. Ten wstyd jest motywatorem, aby jak najszybciej udać się do Jezusa i pokornie paść przed Nim na kolana. „Jestem grzeszny, nieczysty i trędowaty”, oto wzorzec skruszonego wołania na kolanach. Wreszcie konieczna jest wiara w uzdrawiającą moc Jezusa, połączona z ufnymi słowami: „Panie, zrób ze mną, co chcesz”.

    Gdy tak postępujemy, możemy być pewni, że Jezus z radością uwolni nas od grzesznej nieczystości. Potem już nie ma powodu do wstydu. Oczyszczony człowiek zyskuje pokorny pokój serca, który zastępuje wcześniejsze płomienie wstydu. Jest to możliwe dzięki uzdrawiającej i oczyszczającej mocy Ducha Świętego. Co więcej! Jezus nawet najbardziej wstydliwe zachowanie jest w stanie przekształcić w jeszcze bardziej chwalebne trwałe postępowanie. Serce Boga jest do głębi poruszone przez ludzi, którzy szczerze i ze wstydem uznają swe grzechy. Im bardziej wstydzimy się naszej nieczystości i grzeszności, tym bardziej jesteśmy oczekiwani przez Boga. Bóg pragnie nas oczyszczać w sakramencie pokuty i w innych formach modlitwy, w których otwieramy się na Dar Nieskończonego Bożego Miłosierdzia.

    Eremita Ove

  5. Katarzyna pisze:

    Dziękujmy Jezusowi za sakrament Eucharystii, w którym nas dotyka i korzystajmy z tej możliwości!

    A Ojcu dziękuję za dotykanie naszych myśli codzienną refleksją i oczyszczanie ich z „trędowatych upodabań”