Motywy radości są tu!

3 marca 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

 

 „Wszystkie motywy radości są tu!” – brzmi ukute przed laty moje prywatne adagium[1]. Wszystkie motywy radości są tu – i powiem więcej – jest ich aż nadto. Nierzadko jednak wydaje się nam, że nie ma ich wcale. Obiektywnie rzecz biorąc, motywy radości zawsze są obecne, ale widzą je tylko ci, którzy chcą lub potrafią je dostrzec. Ktoś pięknie powiedział o przestrzeni potrzebnej do życia: „Na tle nieba widzisz tyle dali, ile ci potrzeba, jednak jedną małą dłonią można przesłonić i światło słońca”. Z motywami radości jest podobnie. Przywołujemy je na pamięć i karmimy się nimi do syta albo pozostajemy niedożywieni i głodni.

Wolności człowieka musi ktoś pokazać jasną, słoneczną stronę życia. Dopiero wtedy przekraczamy próg determinacji i stajemy w sytuacji wolnego wyboru: możemy obfitować w radość albo – na własne życzenie – poddać się smutkowi i strapieniu. Być może dla niektórych brzmi to prowokacyjnie i domaga się wyjaśnień i dopowiedzenia.

Sztuka życia z pamięcią

Uobecnianie sobie i innym motywów radości to sztuka subtelna i szlachetna. Ludzie opanowują ją w różnym stopniu. Są tacy, którzy uprawiają ją z łatwością i korzystają z jej dobrodziejstw, zda się, ot tak, po prostu. A dokładniej mówiąc, są pełni radości w takiej mierze, w jakiej żyją treścią Bożego Objawienia codziennie przyswajanego w aktach wiary, nadziei i miłości. O niektórych z nas można powiedzieć, że są radosnymi szczęśliwcami z urodzenia. Wskutek łaskawego zbiegu okoliczności dano im bowiem od zarania życia chłonąć miłość osób bliskich i niemal nieustannie się nią nasycać. Dzięki temu spontanicznie cieszą się życiem jako cennym darem.

Oczywiście, niemało jest także osób, również wśród szczerze wierzących, które sztukę radosnego życia zdobywają powoli, za cenę długich i usilnych poszukiwań, stopniowych odkryć i systematycznych ćwiczeń. Choć w punkcie wyjścia brakuje im spontanicznej i naturalnej radości oraz fundamentalnego zaufania do daru życia, to jednak nosząc w głębi serca wielką tęsknotę za życiem w radości, czują się wciąż dysponowane do przyjęcia motywów radości. Byle tylko ktoś im je wskazał, odsłonił i unaocznił. Na szczęście w świecie, w którym się obracamy, jeszcze dosyć często zachodzą drogę nam świadkowie Dobrej Nowiny i przekonująco świadczą o tym, że każdy człowiek jest wewnętrznie skierowany ku życiu i miłości, i że został powołany do radości – do wszczepienia w Jezusa Chrystusa.

Pierwsze olśnienia dobrą nowiną mają na ogół długi ciąg dalszy, a na drodze już z dobrą nowiną w sercu zdarzają się różne przygody. Pielgrzymia droga, jak się okazuje, wiedzie nie tylko przez słoneczne polany, lecz także przez ciemne doliny, przeciwności i strome ścieżki prób. Zawsze jednak można nakazać sobie przypomnienie spotkań ze zwiastunami radosnej nowiny i odwołać się do dobrych, osobistych wspomnień. Nie chodzi tu jednak o zwyczajne przypominanie czy banalne wspominki, ale o bardzo ważną sztukę życia z pamięcią. Wierzący Starego i Nowego Testamentu uprawiali ją w sposób wybitny. Swoista konstytucja tej sztuki znajduje się w Księdze Powtórzonego Prawa i zaczyna się od słów: Takie są polecenia, prawa i nakazy, których nauczyć was polecił mi Pan, Bóg wasz… (por. Pwt 6, 1-9).

Warto też w tym kontekście przytoczyć za prorokiem Izajaszem piękną pochwałę zwiastunów radosnej nowiny: O jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: „Twój Bóg zaczął królować” (Iz 52, 7).

Najważniejszy motyw radości

Wszyscy wiemy, na swój sposób, kim jest dla nas Jezus Chrystus i jak wiele Mu zawdzięczamy. Bez Niego bylibyśmy w innym miejscu, niż jesteśmy. Do mnie osobiście od dawna mocno przemawia i wzbudza we mnie spokojną radość jedno z Jezusowych wyznań miłości. Początkowo może się wydawać, że brzmi ono dość zwyczajnie, zapewne z powodu osłuchania: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15, 9).

Istnieją racje, dla których wyznanie to można uznać za największe i najwspanialsze w całej Biblii. Owszem, są w Piśmie Świętym inne wyznania miłości, które może bardziej się podobają i w większym stopniu poruszają czułe struny serca. Jedno z nich jest zapisane u Proroka Izajasza: Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą (Iz 54, 10). Również piękna i wzruszająca jest miłosna fraza, płynąca wprost z serca Ojca, a odwołująca się do uczuć, które zwykle wiążą matkę i dziecko: Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15).

Przypomniane wyznania miłości Boga Ojca rozbrzmiewały w uszach wielu pokoleń. Poruszyły i pocieszyły niezliczoną liczbę serc wierzących. Na tym tle, być może, przytoczone Jezusowe wyznanie miłości nie wywołało aż tylu wzruszeń i pocieszeń. Choćby dlatego, że Piąta Ewangelia Izajasza rozbrzmiewała kilka wieków dłużej niż Ewangelia według św. Jana. Jest jednak zasadniczy powód, by obstawać przy twierdzeniu, że Jezusowe wyznanie miłości jest naprawdę niedoścignione i wszystkie inne ustępują mu pierwszeństwa. Jezus komunikuje  bowiem miłość wyjątkową, absolutną i czyni to w sposób wyjątkowy – precyzyjnie i adekwatnie do tego, co nam komunikuje.

W Jezusowej opowieści o miłości jest zaledwie kilka słów, ale to wystarcza. Mistrz, będący Przedwiecznym Słowem Ojca, najzwięźlej komunikuje to, co najważniejsze i zarazem najwspanialsze. Jezus, określając swą miłość, nie użył żadnego przymiotnika ani przysłówka. Jego słowa to sama esencja: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Tak jak On, Przedwieczny Syn, jest miłowany przez swego Ojca, tak samo miłuje nas. Nikt nigdy nie uczynił i nie uczyni wyznania miłości bardziej znaczącego i piękniejszego. Nigdzie we wszechświecie nie ma bowiem i nie może być miłości większej ponad tę, którą Jezus otrzymuje od swego Ojca i którą właśnie nam, ludziom, przekazuje. Miłości tej nie można w jakikolwiek sposób banalizować. Należy przyłożyć do niej cały umysł i serce, ponieważ zaofiarowano nam miłość odwieczną i nieskończoną, absolutnie wierną i uszczęśliwiającą. Boską!

Wytrwać w miłości

Swemu wyznaniu miłości Jezus przydał pełną znaczenia zachętę: Trwajcie w miłości mojej! (J 15, 9). Czy jest to tylko zachęta? Można wyczuć w niej i prośbę, i radę, i nakaz. To prawda, miłość Boga jest „żywiołem”, który nas stwarza, na wskroś przenika, nieustannie ogarnia i niesie. Jednak świadome trwanie w niej stanowi – patrząc z naszej strony – nową, osobową jakość. Jako osoby zawsze zabiegamy o trwanie w Miłości, a w razie potrzeby podejmujemy miłosną walkę o miłość. Tak postępując, sadowimy się przy niewyczerpalnym źródle wszelkiego dobra, a naszym udziałem, raz po raz, staje się zdumienie, świeże olśnienie i odradzająca się radość. I to radość najwyższej jakości. Ta, o której Jezus mówił wielokrotnie, choćby w Wieczerniku: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11). Mając na uwadze to zdanie, zaryzykuję dość śmiałe stwierdzenie: Jezus, wszystko co mówił na ziemi, czynił i obiecywał, sprowadził do radości. Do naszej radości. A mówiąc dokładniej, do Jego radości, która ma się stać naszą radością. I to w wydaniu pełnym, doskonałym.

Tak, trzeba bardzo kochać, najzupełniej bezinteresownie, by zechcieć wszystko, co składa się na wielką tajemnicę Wcielenia, zadedykować człowiekowi i jego radości! To swoiste przyporządkowanie wszystkiego człowiekowi, jego pełnej radości, mówił Jezus, nie stoi w opozycji do chwały Boga Ojca. Przeciwnie. „Chwałą Boga jest człowiek pełen życia” – powie św. Ireneusz. On też dopowiada, że nie ma pełnego życia bez oglądania Boga. My dopowiedzmy, że nie ma go też bez radości, która wypływa z zanurzenia w Miłości Boskich Osób.

Najważniejsze wątki Jezusowej Dobrej Nowiny powracają jak refren. Tak też jest z radością, która pojawia się jeszcze w co najmniej dwóch różnych kontekstach – prośby zanoszonej przez nas i przez Jezusa: Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16, 24). Nasze wysłuchane modlitwy mają więc wywoływać radość, i to znów pełną. Podobną radością ma zaowocować treść Jezusowej prośby, o zachowanie uczniów w imieniu Ojca i w jedności: Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni (J 17, 13).

Zauważmy, że źródło miłości zaofiarowanej nam przez Jezusa bije – w pewnym sensie – nie w Nim samym czy, mówiąc dokładniej, nie wyłącznie w Nim. Znajduje się ono w Bogu Ojcu.  Tymczasem źródło to najczęściej upatrujemy w Sercu Jezusa, zwłaszcza gdy kontemplujemy Je jako „włócznią przebite” i „dla nieprawości naszych starte”. Litania do Najświętszego Serca Jezusowego podsuwa nam tyle wspaniałych powodów, dla których należy się w Nie wpatrywać. Wspomnę jeszcze jeden, szczególny powód: Serce Jezusa rozpoznane jako „gorejące ognisko miłości”.

To wszystko jest prawdziwe i piękne, a jednak Jezus jasno komunikuje, że ogrom miłości zaofiarowanej nam przez Niego ma swe najpierwotniejsze źródło w Miłości Boga Ojca. Z genialną prostotą oświadcza, że miłuje nas, ludzi, ponieważ sam jest miłowany przez Ojca. Można by rzec, że w tym zdaniu oznajmującym – Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem – Jezus jakby mimochodem mówi, że nas miłuje, natomiast cały nacisk kładzie na to, jak nas miłuje; i na to, że najpierwotniejsze źródło i sprawcza przyczyna tej Miłości jest właśnie w Ojcu!

Dać się przenikać miłością

Zakończę słowami, które Gabriela Bossis usłyszała od Jezusa: „Czy zrozumiałaś moją miłość? Czy często o niej myślisz? Czy myślisz nieustannie? Staraj się więcej w nią wierzyć. Czy to nie rozkosz dać się przenikać moją miłością? Czy żyjesz nią? Czy ją pozdrawiasz przy przebudzeniu? A wieczorem, czy zasypiasz w jej ramionach? Miłość i Ja to to samo. Jak wielu ludzi ma żałosne pojęcie o Bogu, żałosne pojęcie o Chrystusie! Dlatego brak im entuzjazmu w przeżywaniu życia. Niegdyś człowiek żył dla swego króla i był to bardzo drogi cel. Lecz czy nie sądzisz, że żyć dla Boga byłoby celem przenikającym w inny sposób i jakby światłem czułości? Ja jeden mogę zaspokoić wasze serca. Biedni ludzie, żądacie szczęścia od tych, którzy go nie posiadają… Czy przychodzisz do Mnie, kiedy chcesz kochać? A gdzież miałabyś iść? Umiłowałem cię od wieków, nie możesz tego zrozumieć: od wieków. Uwierz i podziękuj, a potem otwórz się dla Mnie, jak kwiat przyzywa słońce i rozwija się przez nie. Otwórz się przeze

Mnie i rozdawaj Mnie, to przedziwna praca duszy, która łączy swoje siły z Bogiem. Wynikiem tego jest słodka i wierna dobroczynność”[2].


[1] Rozważanie ukazało się w Życiu Duchowym, jesień 72/2012, s. 102-106. Podobną główną myśl zawarłem w artykule „Dojrzeć motywy radości”, opublikowanym w Naszym Dzienniku 17 maja 2012.

[2] Gabriela Bossis, On i ja, Marki-Struga 1992, s. 181.

Rozważanie pochodzi z mojej książki – zobacz jej szczegółowy spis treści

Komentarze

komentarze 2 do wpisu “Motywy radości są tu!”
  1. Franciszek w EG:
    „5. Ewangelia, w której jaśnieje chwalebny Krzyż Chrystusa,
    usilnie zachęca do radości. Wystarczy kilka przykładów: «Raduj
    się!»
    – tak brzmi pozdrowienie anioła skierowane do Maryi (Łk
    1, 28). Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję sprawia, że Jan poruszył
    się z radości w łonie swojej matki
    (por. Łk 1, 41). W swoim hymnie
    Maryja głosi: «raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy» (Łk 1,
    47). Gdy Jezus rozpoczyna swoją posługę, Jan oznajmia: «Ta zaś moja
    radość doszła do szczytu»
    (J 3, 29). Sam Jezus «rozradował się […]
    w Duchu Świętym»
    (Łk 10, 21). Jego orędzie jest źródłem radości:
    «To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość
    wasza była pełna»
    (J 15, 11). Nasza chrześcijańska radość wypływa
    z obfitego źródła Jego serca. Obiecuje On uczniom: «Wy będziecie
    się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość» (J 16, 20).
    I podkreśla: «Znowu jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze,
    a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać»
    (J 16, 22). Potem widząc
    Go zmartwychwstałego, «uradowali się» (J 20, 20). Księga Dziejów
    Apostolskich opowiada, że w pierwotnej wspólnocie «spożywali
    posiłek w radości»
    (2, 46). Gdzie przybywali uczniowie, tam panowała
    «wielka radość»
    (por. 8, 8), a oni, pośród prześladowania, «byli pełni
    wesela»
    (13, 52). Pewien dworzanin, dopiero co ochrzczony, «jechał
    z radością swoją drogą»
    (8, 39), a strażnik więzienia «razem z całym
    domem cieszył się bardzo, że uwierzył Bogu» (16, 34).
    Dlaczego i my nie mielibyśmy zanurzyć się w tym strumieniu radości?

  2. Ojciec święty Franciszek pisze tak w Evangelii Gaudium (O głoszeniu Ewangelii we współczesnym świecie):
    4. Księgi Starego Testamentu ukazały radość zbawienia, która
    miała obfitować w czasach mesjańskich:
    «Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele» (Iz 9, 2).
    «Wznoś okrzyki i wołaj z radości» (Iz 12, 6).
    «Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś
    mocno twój głos zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem» (Iz 40, 9).
    «Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Góry, wybuchnijcie
    radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszył swój lud, zlitował się nad
    jego biednymi» (Iz 49, 13).
    «Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto
    Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski» (Za 9, 9).
    Być może jednak największą zachętę znajdujemy u proroka
    Sofoniasza, ukazującego nam samego Boga jako jaśniejące centrum
    święta i radości, pragnącego przekazać swemu narodowi ten zbawczy
    okrzyk. Porusza mnie głęboko ponowne odczytanie tego tekstu:
    «Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, mocarz, który zbawia, uniesie się
    weselem nad tobą, odnowi [cię] swoją miłością, wzniesie okrzyk radości»
    (So 3, 17).
    Jest to radość, którą przeżywamy pośród drobnych spraw życia
    codziennego, jako odpowiedź na serdeczną zachętę Boga, naszego
    Ojca: «Dziecko, stosownie do swej zamożności, troszcz się o siebie
    […]. Nie pozbawiaj się dnia szczęśliwego» (Syr 14, 11.14). Ileż
    ojcowskiej czułości jest w tych słowach!