K. Osuch SJ, Ogień zniszczenia czy Miłości?

25 października 2012, autor: Krzysztof Osuch SJ

 Zdanie z dzisiejszej ewangelii: Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął (Łk 12,49) – natchnęło mnie do podzielenia się jeszcze jednym z rozważań z mojej nowej książki: PRZYJDĘ NIEBAWEM (http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=64248 ).

„Powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy? Ty, który zostałeś wzięty w skłębionym płomieniu, na wozie, o koniach ognistych. O tobie napisano, żeś zachowany na czasy stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca do syna, i pokolenia Jakuba odnowić. Szczęśliwi, którzy cię widzieli, i ci, którzy w miłości posnęli, albowiem i my na pewno żyć będziemy” (Syr 48,1-4.9-11).

Ognia nie zabraknie

W przytoczonym fragmencie jest aż osiem odwołań do ognia. A to z powodu proroka Eliasza. Jan Chrzciciel będąc do niego podobnym, poprzedzi przyjście Mesjasza, Jezusa Chrystusa, który też odwoła się do ognia: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12, 49).

Ogień – to rzeczywistość ważna i intrygująca. W Piśmie Świętym mowa jest o ogniu ponad 500 razy. Ogień to potężny żywioł pierwotny, który wiele potrafi. Niekontrolowany czy źle użyty może niszczyć i pochłaniać wszystko, co stanie na jego drodze. Jednak ogień jest przede wszystkim dobroczynny. Jest więc, na równi z wodą i powietrzem, warunkiem życia na Ziemi, pomieszczonej w bezkresnej i lodowatej przestrzeni kosmicznej. Dał nam go Stwórca w ilości ogromnej. Przede wszystkim w Słońcu, a także w zasobach węgla, ropy i gazu; także w gorących skałach. A jeszcze głębiej nasza planeta okazuje się być ognistą i płynną lawą. Jest więc z czego czerpać i przetwarzać na bardziej praktyczną energię elektryczną. Potężna dłoń Stwórcy w każdym atomie ujarzmiła i „uwięziła” potężne zasoby ognia-energii. Czy jednak aż tu musimy sięgać, by się ogrzać i mieć światło? I czy powinniśmy ulegać lękom i niepokojom?

Nasze cywilizacyjne niepokoje fałszywie kojarzymy z wyczerpywaniem się zasobów energii (ognia). Wystarczyłoby nie zajmować miejsca Boga i pamiętać, że Bóg – Dawca i „miłośnik życia” (por. Mdr 11, 26) – wie lepiej niż ktokolwiek z ludzi, że w lodowa­tej temperaturze nic nie może żyć i się rozwijać. Gdzie nie spojrzeć – w Kosmos, w tajniki przyrody – wszędzie widać Boski geniusz, Boską hojność, wielkoduszność i rozrzutność. Na czas przewidzianych przez Boga dziejów ludzkości na Ziemi starczy wszystkiego! „Spokojna głowa”! Byle używać danych przez Boga dóbr w taki sposób, żeby jedni drugich nie eliminowali. I żeby garstka nieprawdopodobnych chciwców nie zawłaszczała dóbr, przewidzianych przez Boga Ojca dla wszystkich Jego dzieci! Ciarki przechodzą, gdy się słyszy, że są ludzie, którzy bezczelnie wchodząc w kompetencje Stwórcy, zastanawiają się, jawnie czy skrycie, czy nie powinno się ograniczyć ilości ludzi na Ziemi. To za sprawą takich ludzi (bez-bożnych) niszczony jest Boży ład moralny i tworzy się warunki dla wymierania naszego kontynentu, który odwróciwszy się od Chrystusa, utracił „motywy życia i nadziei”.

Tak, Boska Miłość jest niewyczerpalnym rezerwuarem wszelkiego dobra, także życiodajnej energii, ognia. Nie musimy Boga kontrolować i sprawdzać, czy wszystko dobrze i na (wystarczająco) długo przewidział, zabezpieczył.

Warto dociekać, gdzie są nasze rzeczywiste problemy i przyczyny lęków na skalę zachodnio-europejskiej cywilizacji. W Starym Testamencie martwiono się, gdy Bóg dłuższy czas nie posyłał proroków. A czy do nas ich posyła? Na pewno tak. Czy ich jednak (wystarczająco uważnie) słuchamy? Czy nie utraciliśmy zdolności słuchania? A jeśli tak, to kto ją nam przywróci i na jakiej drodze?

Może należałoby, z sercem i umysłem naprawdę otwartym, rozejrzeć się, gdzie dzisiaj rozbrzmiewa głos proroka jak ogień, którego słowo płonie jak pochodnia.

Prorok walczy o Boga

Pewno prorok, dokładnie taki, jak Eliasz, już się nie pojawi; choć tego wykluczyć się nie da. W każdym razie warto przez chwilę przyjrzeć się Eliaszowi.

Czynił on różne niezwykłe rzeczy. Głód sprowadził na oddający się grzechom lud. Zmniejszył ich liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, tak że deszcz nie padał. „Na życie Boga Izraela, Pana, któremu służę! Nie będzie w tych latach ani rosy, ani deszczu, dopóki nie powiem” (1Krl 17, 1). Miał też Eliasz odwagę, by upominać króla Achaba. Z całą mocą bronił wiary w Jedy­nego Boga, natomiast ganił pogański kult Baala, krzewiony przez królową Izebel. Za swoją nieugiętą wiarę naraził się na złość, nienawiść i zarzuty. „Gdy Achab zobaczył Eliasza, powiedział mu: To ty jesteś ten dręczyciel Izraela!” (1 Krl 18, 17). Eliasz odpowiedział mu: „Nie ja dręczę Izraela, ale właśnie ty i ród twego ojca waszym porzucaniem przykazań Pańskich, a ponadto ty poszedłeś za Baalami” (1 Krl 18, 18).

Na prośbę Eliasza „spadł ogień od Pana <z nieba> i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jako też pochłonął wodę z rowu”. A lud choć bywał chwiejny i grzeszny, to jednak umiał czytać i przyjmować znaki od Boga. „Cały lud to ujrzał i upadł na twarz, a potem rzekł: Napraw­dę Jahwe jest Bogiem! Naprawdę Pan jest Bogiem!” (1 Krl 18, 38-39).

„Ognisty” charakter proroka Eliasza i jego misji przejawiał się jeszcze na inne sposoby; aż po odejście do nieba „w skłębionym płomieniu, na wozie, o koniach ognistych”.

Chciałoby się powiedzieć, że my dzisiaj, choć sztucznie i nachalnie wpędzani bywamy w lęki, że zabraknie nam „ognia”, dającego ciepło i światło oraz napęd, to jednak mamy go wciąż pod dostatkiem. I bądźmy spokojni. Starczy go do końca świata.

A mówiąc nieco sarkastycznie, módlmy się, żeby demony destrukcji nie owładnęły „wielkich tego świata” i żeby oni, sięgając po zgromadzone „arsenały ognia”, nie zechcieli zafundować rodzajowi ludzkiemu końca świata, a przynajmniej końca cudu życia na Ziemi! Matka Boża w Fatimie czy w Medjugorje zapewnia, że tak wiele zależy od naszej modlitwy i ofiary.

Ogień Miłości

„Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz? On odparł: Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu” (Mt 17,10-13).

Trochę na wzór uczniów moglibyśmy i my pytać: Panie Jezu, czy naszym czasom potrzebni są (jeszcze) prorocy podobni do Eliasza, którzy „naprawią wszystko”? A może oni pośród nas cały czas byli i wciąż są, przemawiają, lecz my (nasze pokolenie, klasa polityczna, uzurpatorzy władzy nad światem) nie chcemy ich poznać i postępujemy z nimi tak, jak chcemy (por. Mt 17, 12)?! Są to retoryczne pytania! Bo Bóg z całą pewnością proroków posyłał i posyła. Posyła samą Matkę Jezusa i Matkę Kościoła! – Sami sobie odpowiedzmy, jakie Orędzia Matki Bożej znamy, jak bardzo bierzemy je sobie do serca, i czy poddajemy się wezwaniom do nawrócenia, modlitwy i pokuty!

W ewangelii powiedziano: „Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu”. A co my zechcemy zrozumieć? Czy rozumiemy, że jeśli tylko tego szczerze pragniemy (chcemy), to z pewną łatwością natrafiamy na proroków jak ogień? Jeśli zechcemy. Ale jeśli nie zechcemy, to duchowo i psychicznie „wychłodzeni” – w stanach depresji, rozczarowań i lęków, w rozgoryczeniu i beznadziei – tkwimy w zaułkach, w cieśninach… Może błąkamy się po stronach i forach internetowych, na których (niektórych) robi się duszno, niedobrze i źle. A przecież już Hiobowi Bóg tak pięknie perswadował: „Przed tobą jest DAL, nie cieśnina!” (Hi 36, 16).

Naprawdę, i my dzisiaj, w każdej chwili, możemy otworzyć szeroko oczy, uszy i serca, by skontaktować się już nie tylko z takimi prorokami, jak Eliasz, Jan Chrzciciel i sama Najświętsza Maryja – słusznie zwana wielką Prorokinią naszych czasów; możemy kontaktować się z samym Jezusem Chrystusem! To On jest naszą Nieskończoną Boską Dalą. On jest Boskim Ogniem, z którego bierze początek wszystko, co jest. Żar Miłości w Jego Sercu nie wypali się nigdy i nie wyczerpie.

„Obiektywnie” patrząc, ognia – energii, światła, ciepła, miłości – jest pod dostatkiem. Aż nadto. Bóg jest tego gwarantem zarówno w sensie materialnym, jak też duchowym. W obu znaczeniach problemem jest nasza aktywność: umiejętne podłączenie się i czerpanie…

Co do życia z niewyczerpalnego źródła Ognia Miłości Bożej, to wiele pomocy znaleźć można w dobrych książkach, zwłaszcza w tekstach mistycznych; a ja chętnie naprowadzam na trop francuskiej mistyczki, Gabrieli Bossis z jej trzema tomikami: ON i ja (www.onija.pl). Tym razem ograniczę się do krótkiego cytatu. Będzie w nim ważna rada metodyczna. Będzie też mowa o ogniu, rozpłomienieniu, a nawet apoteozach.

„Nie pozostawaj długo bez poszukiwania Mnie w pobożnej książce lub wewnątrz siebie. Trzeba dmuchać na ogień, trzeba go podsycać, trzeba go odnawiać często, bo inaczej spostrzegasz, że gaśnie. Tak samo jest z waszą pełną miłości pamięcią o Wielkim Przyjacielu. Nie opuszczajcie Go. Podtrzymujcie starannie codzienny płomień. Dni będą przechodziły i, w spo­sób naturalny i bez wysiłku, doprowadzę was do ostatecznego rozpłomienienia. Czy widziałaś apoteozy? Dlaczego twój koniec życia nie miałby być taki? Odżywiaj naszą miłość”.

Komentarze

komentarze 2 do wpisu “K. Osuch SJ, Ogień zniszczenia czy Miłości?”
  1. Natknałem się na Waszą stronę przypadkiem podczas szukania pewnych inforamcji w necie. pozdrawiam

  2. opal pisze:

    WIERZĘ że:
    „To On jest naszą Nieskończoną Boską Dalą. On jest Boskim Ogniem, z którego bierze początek wszystko, co jest. Żar Miłości w Jego Sercu nie wypali się nigdy i nie wyczerpie!!!”

    „jeśli tylko tego szczerze pragniemy (chcemy), to z pewną łatwością natrafiamy na proroków jak ogień?” – tak, SPOTKAŁAM PROROKA

    Bóg zapłać Ojcze!